Charlie*
- Wiesz Charlie... nie spodziewałam się po tobie tego. - powiedziała mama stojąc na czerwonym świetle. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem. - Jak mogłaś się upić? To tylko był ślad pod okiem, a ty zrobiłaś z tego taką aferę... założę się, że ten Harry chciał ci pomóc. - zaczęłam bawić się palcami. Jak ja nie lubię takich rozmów. - Jutro wyjeżdżam do Niemiec. Ty jeżeli chcesz to możesz jechać ze mną.
- Nie chcę... to ostatnia klasa liceum.
- Z tym, że... - zaczęła.
- Że?
- Że wyjeżdżam na miesiąc... - zatkało mnie. Miesiąc nie będę widzieć swojej rodzicielki. Nie zostawiała mnie nigdy na tak długo. - Ale to szybko zleci.
*Niall
Jest mi smutno. Siedzę zamyślony na lekcji matematyki i kompletnie nie uważam. Przecież mi zaufała. Powiedziała, że nie chce sama nieść tego ciężaru, zbliżyliśmy się do siebie, zostaliśmy przyjaciółmi, a ona tak nagle chce to zakończyć? O co może chodzić? Muszę się tego dowiedzieć. Po lekcjach natychmiast złapałem telefon, skoro na nasz widok ucieka, to muszę do niej zadzwonić. Wyszukałem "Cassie :)" i zadzwoniłem.
" - Przepraszamy, wybrany numer nie istnieje" - usłyszałem w telefonie. Że co proszę? Może mam źle zapisany? Postanowiłem poprosić któregoś z chłopaków, żeby zadzwonił.
- Zayn, możesz zadzwonić do Cass, bo mam chyba zły numer? - zagadnąłem chłopaka, ale on pokręcił głową.
- Już próbowałem, pewnie ma nowy a stary usunęła - westchnął.
*Cassie
Mój tata jest niemożliwy, nienawidzę go. Kazał mi usunąć stary numer i numery do chłopaków z 1D. Za co? NIENAWIDZĘ go!!! Ze złością złapałam poduszkę i wykrzyczałam w nią całą złość. Jutro znowu nie będę mogła mówić. Świetnie. Wysłałam znajomym mój nowy numer, z wyjątkiem chłopaków z zespołu. No cóż. Taki mój żałosny los. Właściwie mogłabym przez Charlie powiadomić ich o powodzie dla którego się z nimi nie spotykam, no i jest przecież internet, ale nie chcę wyjść na jakąś idiotkę, która robi tylko to, co każe jej tata. Potarłam obolałą szyję i rzuciłam się na łóżko. Trzeba się pouczyć. Super, ledwo zaczął się rok szkolny, a już trzeba kuć na testy. Nie jestem jakimś leniem czy coś, ale w tej chwili nie miałam kompletnie głowy do nauki. Przymknęłam oczy. Chyba zasnęłam. Śniło mi się, że Niall płakał, więc rzuciłam mu marchewkę, a Louis powiedział, że już mnie nie lubi, a ja go popchnęłam i poszłam płakać razem z Niallem. Temu wszystkiemu przypatrywał się Zayn i jak zobaczył, że płaczę to zabrał mnie na przejażdżkę motocyklem. Ale wpadliśmy do jakiegoś stawu, w którym pływały rybki podobne do Nemo i zjadły nasz motocykl, a nam powiedziały, że jesteśmy ciężkostrawni. Otworzyłam szeroko oczy. Co to był za sen?! Miałam ochotę podzielić się z chłopakami tymi bzdurami i pośmiać się razem z nimi, ale przypomniałam sobie, że nie wolno mi się z nimi kontaktować. Westchnęłam i poszłam do siłowni, by przelać swoją złość na worek treningowy. Nie mogłam nigdzie znaleźć rękawic, więc to sobie darowałam. Waliłam w worek dobrą godzinę, a potem wyczerpana padłam na ziemię. Oparłam się o przyjemnie zimną ścianę i zamknęłam oczy. Poczułam, że pieką mnie dłonie. Spojrzałam na nie i przestraszyłam się. Były całe poobdzierane i we krwi. Hmm, powinnam była lepiej poszukać tych rękawic. Wstałam i poszłam w kierunku łazienki, w której była apteczka. Jednak drogę zagrodził mi tata. Nic nie powiedział, zamiast tego pokazał mi kartkę z napisem "Wiem, że z nimi rozmawiałaś, zabieram ci motocykl. To ostatnie ostrzeżenie". Że co?! Miałam łzy w oczach, ale nie! Ja się tak łatwo nie poddaję!
- Że co?! Ja z nimi nie rozmawiałam! To oni do mnie przyszli! To jest mój motocykl, nie możesz mi go zabrać! Proszę! - wykrzyczałam, uderzając go pięściami w klatkę piersiową. Dłonie zapiekły mnie jeszcze bardziej.
Nic sobie z tego nie zrobił. Po prostu się odwrócił i odszedł.
Charlie*
- Nareszcie w domu!!! - krzyknęłam, wchodząc w swoje skromne progi. Mama się ze mnie śmiała i czesała się w łazience. Usiadłam sobie na kanapie i włączyłam telewizor. Moja rodzicielka uśmiechała się do swojego odbicia w lustrze. Była taka jakby podekscytowana i szczęśliwa. Trochę się bałam co znowu wymyśliła. Podeszłam do niej i założyłam ręce na klatce piersiowej.
- Mamo? Co znowu kombinujesz? - spytałam tupiąc nogą. Ona się odwróciła w moją stronę i uśmiechnęła, a raczej wyszczerzyła się szeroko. Chwyciła moją dłoń i zaprowadziła mnie znowu do salonu. Posadziła mnie na fotelu, a sama usiadła obok. Zaczęła bawić się swoimi paznokciami. Czy ona może mi w końcu powiedzieć co się dzieje? Wzięła głęboki wdech i spojrzała na mnie. Jej oczy błyszczały... jakby była zakochana.
- Dzisiaj umówiona jestem na randkę. - coś mi się w żołądku przewróciło. Mama i jakiś facet teraz? Razem... będę płakać.
- Mamo jak już to na kolację albo coś... nie na randkę dobrze? - ona przewróciła oczami. - Kto to? Gdzie pracuje, skąd jest, ile ma lat? - zapytałam.
- John Carter, jest adwokatem, jest z Londynu i ma 39 lat wystarczy?
- Nie... a z resztą rób sobie co chcesz mam to w...
- Licz się ze słowami. - powiedziała srogo.
- W nosie chciałam powiedzieć. - zabrałam swoje rzeczy i udałam się do swojego pokoju. No ładnie kiedy ja leżałam w szpitalu śmiertelnie chora ona umawiała się na randki. Jaka sprawiedliwość tu panuje? Żadna. Otworzyłam drzwi swojego pokoju i wpakowałam się do niego z torbami. Jak miło być we własnym domu. Padałam na łóżko i zasnęłam.
Spałam z dwie godziny. Jutro znowu do szkoły. Boże widzisz i nie grzmisz. Niechętnie wstałam i zaczęłam rozpakowywać swoje rzeczy. Spakowałam się na jutro i nadrobiłam zaległości. Jeżeli zobaczę w szkole tą szumowinę to osobiście bez wahania mu przypierniczę w mordę. Jestem taka wściekła na niego, że mogłabym go zabić gołymi rękami. Dawno nie rozmawiałam z chłopakami. Ciekawe co tam u nich słychać. Zabrałam telefon i szukałam numeru jakiegoś chłopaka z 1D. Zayn. Nacisnęłam dzwoń i czekałam aż odbierze. Po kilku sygnałach usłyszałam głos Malika.
- O! Cześć Charlie co tam u ciebie? - zapytał wesoło.
- Hej Zayn to samo chciałam zapytać się was. U mnie dobrze, a tam?
- Spoko. Własnie wychodzimy ze szkoły jeżeli masz siły to przyjdź do parku. - spojrzałam na zegar. Jest 15.10.
- Dobrze, a gdzie będziecie ten park nie jest wielkości piaskownicy.
- Racja, blisko fontanny. Narka. - pożegnał się.
- Pa. - koniec połączenia.
Muszę się przebrać. Wybrałam czarną amerykankę, czarne rurki i miętowe vansy. Zabrałam swoje rzeczy i wyszłam.
Maszerowałam powoli przez park. Grałam w jakąś grę na telefonie. No co? Nudziło mi się. W pewnym momencie usłyszałam jak ktoś krzyczy moje imię. Podniosłam głowę do góry i zorientowałam się, że prawie wyszłam z parku na jezdnię. Cofnęłam się i odwróciłam w tył. Tam stali Naill, Zayn, Liam i Lou. Machali mi. Schowałam telefon do kieszeni i ruszyłam w ich stronę.
- Kobieto ty chcesz żeby cię ciężarówka rozjechała? - zapytał Liam. Pokiwałam przecząco głową.
- Szkoda takiej buźki - powiedział Niall siedząc na ławce. Usiadłam między Blondaskiem, a Mulatem.
- Gadajcie jak tam u was?
- No nie jest źle, ale też nie jest wspaniale. - odezwał się Louis spuszczając głowę w dół.
- Chodzi o Cass prawda? - zapytałam, a on pokiwał głową. - To nie jej wina. To ojciec jej zakazał się z wami spotykać. Ona was bardzo polubiła. Mówię serio. Tylko nie wiem dlaczego on tak nagle postanowił jej zrobić na złość? Przecież Harry już z nim rozmawiał.
- No tak. Ale sam nie wiem po co z nim rozmawiał. Nie chce mówić. - oznajmił Niall wzdychając. Wszyscy skierowali swój wzrok na mnie.
- O nie! On mi nic nie powie... jest uparty jak osioł. Ja nie będę się wtrącać w jego sprawy, które tak szczerze mnie wcale nie interesują.
- To nie wiem co zrobić by ojciec Cass pozwolił jej spotykać się z nami. - odezwał się Lou. Myślałam chwilę i przypomniałam sobie, że mama wyjeżdża na okrągły miesiąc do Niemiec. Cass mogłaby u mnie zamieszkać.
- Tak! - wykrzyczałam. Wszyscy w parku spojrzeli na mnie. Łącznie z 1D.
- Co? - zapytał Zayn.
- Wiem co zrobić... - powiedziałam im wszystko ,a Louis z radości zaczął tańczyć.
- No Lotta...ty to masz głowę.
- Sugerujesz mi ,że mam dużą głowę?-zapytałam.
- Nie,nie... po prostu jesteś mądra.-bronił się.
- Wiem, wiem - uśmiechnęłam się.
Cassie*
Leżałam na łóżku zdenerwowana. Wspominałam już kiedyś, że nienawidzę mojego ojca? Nawet jeśli, to powiem to jeszcze raz. NIENAWIDZĘ MOJEGO OJCA!!! No ok. Wykrzyczałam to zdanie kilka razy w poduszkę, a ból gardła nadszedł z podwójną siłą. Westchnęłam i popatrzyłam na moje obandażowane dłonie. I co ja mam teraz zrobić? Nie mogę iść na siłownię, bo nie potrafię nic zrobić rękami, nie mogę krzyczeć, bo gardło boli mnie tak, że nic nie mogę mówić. Mój telefon zawibrował. Spojrzałam na ekran, widniała tam nieodebrana wiadomość od Charlie "Przyjdź do parku, pogadamy trochę i odreagujesz. Czekam przy fontannie". Uśmiechnęłam się. Tego mi teraz trzeba. Sam na sam z moją kochaną BFF. Pozbierałam się i poszłam. Nie miałam do parku daleko. Byłam tam po piętnastu minutach. Lotta siedziała na ławce i bawiła się telefonem. Usiadłam obok niej. Nie zauważyła mnie. Westchnęłam i powiedziałam niskim głosem.
- Piękny dzień, nieprawdaż? - Lotta podskoczyła i wypuściła telefon z rąk. Spojrzała na mnie i zaczęła się śmiać.
- Cześć Cassie - przytuliłyśmy się, po czym ona pozbierała części swojego iPhone'a.
- Cześć Cassie, mogłabyś w końcu z nami porozmawiać? - usłyszałam głos Liama za sobą. Odwróciłam się gwałtownie. Za nami stali Niall, Zayn, Liam i Lou. Co oni tu robią?! Spojrzałam na Charlie za złością. Wstałam gwałtownie.
- Jak mogłaś?! Myślałam, że się przyjaźnimy, a ty mi takie gówno robisz?! Dobrze wiesz, że nie mogę się z nimi spotykać! Dlaczego mi to robisz?!
- Cass, uspokój się my tylko... - zaczął Niall, ale pokręciłam gwałtownie głową, odwróciłam się i zaczęłam biec przed siebie. Ból gardła powrócił z podwójną siłą.
Lotta*
Ja chcę jej pomóc, a ona na mnie naskakuje. Następnym razem nikomu nie pomogę. Pobiegłam za nią bo nie chcę żeby nasza przyjaźń się rozpadła. Dobrze, że chodziłam na lekkoatletykę bo bym jej nie dogoniła. Wyprzedziłam ją i chwyciłam w ramiona. Wyrywała się wtedy tak jak ja kiedy Dylan... nie ważne. Uspokajałam ją, ale ona wrzeszczała i wyzywała mnie od najgorszych. Głos miała zachrypnięty. Ja się tym nie przejmowałam. Miłość nie widzi złego. W końcu się mocno zdenerwowałam.
- Zamknij się w końcu! - krzyknęłam, a ona na mnie spojrzała zdziwiona. - Ja chcę ci pomóc, a ty mi tu taki cyrk odwalasz! Ogarnij się się wreszcie kobieto. - kazałam jej usiąść na ławce i nie pewnie wykonała mój rozkaz. Usiadłam obok niej i przez chwilę panowała cisza. - Wiem, że lubisz chłopaków, a o Louise to już nie mówię.
- Co masz na myśli ''o Louisie już nie mówię'' - zapytała. Czego ona głupio się pyta. Bardzo go lubi i jeszcze mi tu głupa rżnie.
- Bardzo za nim przepadasz albo bardzo go lubisz i nie mów mi, że tak nie jest! - wcięłam się szybko.
- Ty za Harrym tak samo - no i bardzo fajnie teraz będzie mi tu zmieniać temat.
- Lubię go i się do tego przyznaję. - ona prychnęła pod nosem. Co jej się dzieje.
- Lubisz... a w szpitalu to co było?
- Potknęłam się i na niego wpadłam!
- No dobra... co ode mnie chcesz? - zapytała, wpatrując - się w swoje obandażowane dłonie. Pewnie znowu nie mogła znaleźć rękawic.
- Wiem co zrobić byś mogła znów spotykać się z 1D. - ona spojrzała z wielkimi oczami na mnie. - Dopóki mieszkasz u swojego ojca to musisz robić to co on ci każe... więc zamieszkaj u mnie.
- Że jak? Jeszcze będę się wpraszać... tego mi brakowało. - przewróciła oczami.
- Moja mama wyjeżdża na miesiąc do Niemiec. Ja chcę byś była szczęśliwa. - ona na mnie spojrzała ze smutkiem w oczach.
- Naprawdę? Ale ja mam młodsze rodzeństwo... I... tata powiedział, że mnie wydziedziczy. Potrzebuję pieniędzy na szkołę. Nie mogę teraz iść do pracy.
- Będziesz ich odwiedzać, a przecież macie nianię. - ona wstał i wpatrywała się w jezioro przed nami. - A tacie możesz powiedzieć, że się wyprowadzisz, pod warunkiem, że będzie ci opłacał szkołę i przysyłał pieniądze.
- Charlie... kocham cię! - mocno mnie przytuliła, a ja ją. Pogłaskałam ją po włosach. Nie ma to jak ja. Jestem bardzo dobrą przyjaciółką.
Harry*
Yeach! Wychodzę już jutro, ale jestem zwolniony ze szkoły przez tydzień. Będzie mi trochę nudno, ale ja, telewizor, koma, lodówka i łóżko to coś co mi na pewno poprawi humor. No i Lotta jeżeli będzie mi pomagać z plastyki. Ja nie jestem Picasso czy Leonardo da Vinci. Przed chwilą spakowałem się i nie mogę się już doczekać aż mnie stąd wypuszczą. Ja chcę do domu i do przyjaciół. Jest 17.25. Jeszcze jedna noc i spoko wracasz do domu. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wszedłem na Twittera. Miałem tysiące wiadomości typu : ''Hazz wracaj do zdrowia'', '' Mój pocałunek cię uzdrowi'', ''To wszystko przez tą Charlotte, ja jestem idealna na twoją dziewczynę'' . Czasami mnie takie wiadomości denerwują. Nawet z nią nie jestem, a już ją obrażają i obwiniają. Co za ludzie. Kiedyś miałem dziewczynę, którą naprawdę lubiłem. Byliśmy nierozłączni i miało z tego wyjść coś więcej niż przyjaźń. Kiedy zostałem sławny zaczęli ją nachodzić, obrażać i wyśmiewać tylko dlatego że zazdrościli jej tego, że się ze mną spotyka. Zerwała ze mną wszelki kontakt i powiedziała, że nie chce się ze mną spotykać już nigdy więcej. Wtedy miałem ochotę wszystko rzucić. Dlatego nie chcę zepsuć relacji między mną, a Charlie. Boję się, że ona mnie też by olała i odeszła. Będę musiał się z tym pogodzić.
Louis*
Powiem, że Charlie wymyśliła coś bardzo dobrego. Dobrze, że do nas zadzwoniła. Bardzo dobry pomysł... szkoda tylko, że Cass zdenerwowała się i uciekła. Charlie za nią pobiegła ale mi się już wszystkiego odechciało. Co ja mam robić? Siedziałem zrezygnowany na ławce obok Liama. On mnie ciągle pocieszał, ale ja byłem całkiem wyłączony ze świata. Oby Charlie jakoś to załatwiła. Byłbym jej dłużny do końca życia. Oby była tak mądra, jak ładna.
- Stary... jeżeli one się obie pokłócą i Charlie też będzie na nas wkurzona? Będzie niefajnie. - oznajmił Niall zawiązując sznurowadło. Racja wtedy wszystko będzie spieprzone. Dziewczyny nas znienawidzą.
- Dziewczyny są dziwne... - powiedział Liam cykając na telefonie.
- Nie one... one są takie inaczej lepsze. - wtrącił Zayn.
- Zabawne, miłe, mądre i ...
- I nie piszczą na nasz widok. - powiedział Niall.
- Ta... tylko Cass piszczy. - powiedział Zayn rozbawiony. - Wygląda tak słodko kiedy się złości.
Zrezygnowani ruszyliśmy do domu. No bo co będziemy tak siedzieć w parku i czekać na zbawienie? Zły pomysł. W drodze do domu zadzwonił do mnie Harry. Chwalił się, że jutro już wychodzi i jest na zwolnieniu przez tydzień. Farciarz. Poinformowałem chłopaków, że jutro trzeba zajechać po Hazzę. Odbyło się losowanie kto pojedzie w stylu "ja nie!". Wykrzyknąłem to zdanie niemal od razu, a i tak jak zawsze byłem ostatni. No cóż. Taki mój los. Kiedy doszliśmy do domu postanowiłem dowiedzieć się, jak Charlie poszła rozmowa z Cassie. Wybrałem jej numer.
- Cześć i jak? - zapytałem.
- Jest dobrze, a raczej cudownie. Uznałyśmy z Cassie, że ona powie ojcu, że wyprowadzi się od niego, pod warunkiem, że on będzie jej opłacał szkołę i przysyłał pieniądze. - W jej głosie było słychać radość. Podskoczyłem na tę wiadomość uradowany i wypuściłem telefon z ręki. Szybko go podniosłem. - Co się stało? - usłyszałem niepewny głos Lotty.
- Nic, telefon mi wypadł ze szczęścia. - Pogadaliśmy jeszcze chwilę. Rozłączyłem się i rzuciłem telefon gdzieś na bok. Położyłem się na łóżku, wsadziłem słuchawki do uszu i zamknąłem oczy.
*Cassie
Szłam niepewnie w stronę domu. A co, jeśli nie będzie chciał mi dać pieniędzy? Nie zarobię na szkołę i utrzymanie, nie ma szans. Przekroczyłam próg i podeszłam do taty, siedzącego na sofie w salonie. Wolę mieć to za sobą. Wzięłam głęboki oddech.
- Wyprowadzam się - zero reakcji. - Ale mam warunek - zero reakcji - Dasz mi 30 tysięcy na start, a potem raz na miesiąc 20 tysięcy - tata wstał, podszedł do barku i wyciągnął z niego kopertę. Podał mi ją. Rozerwałam papier. W środku były pieniądze, 50 tysięcy. Spojrzałam na ojca. - A te 20 tysięcy na miesiąc? - Tylko pokiwał głową i odszedł. Z radością pobiegłam do swojego pokoju. Chciałam od razu się wyprowadzić. Wyciągnęłam wielką torbę z dna szafy i zaczęłam pakować do niej ciuchy. Jakimś cudem udało mi się ją zapiąć. Wyciągnęłam kolejną, jeszcze większą i wpakowałam do niej resztę ciuchów. Do trzeciej torby, (skąd ja mam tyle toreb?) wpakowałam jakieś zdjęcia, książki, płyty, kosmetyki i inne duperele. Wreszcie ustawiłam to wszystko pod drzwiami. Stanęłam na środku pokoju, oparłam dłonie na biodrach i rozejrzałam się. Było pusto i dziwnie. Na biurku stało jeszcze jedno zdjęcie. Podeszłam i wzięłam go do rąk. Byłam na nim ja z moim ścigaczem. Westchnęłam. Kupię sobie nowy, to pewne, ale ten był pierwszy. Nawet nadałam mu imię. Jak można być tak sentymentalnym? Spakowałam go do torby i znów stanęłam na poprzednim miejscu. To już wszystko.
- Żegnaj pokoiku - westchnęłam. Wspominałam już kiedyś, że bardzo lubię ten pokój? Chyba tak. Ciężko mi było się z nim rozstać. Westchnęłam po raz kolejny i wyszłam z pokoju. Poszłam do pokoju bachorów i nie pukając weszłam do środka. Siedziały przy swoich biurkach i coś robiły w jakiś ćwiczeniach. Ciekawe, że nigdy nie interesowałam się, co robią.
- O, robicie zadanie? - zdziwiłam się. Pokiwały głową. - Moje bachorki, będziecie za mną tęsknić? - Spytałam i podeszłam do nich.
- A co? - zapytała Camille.
- Wyprowadzam się. - wyjaśniłam. - Dacie sobie radę beze mnie? Przepraszam, że zostawiam was same z tatą, ale nie mogę zostać. No i macie jeszcze Elzę, słuchajcie jej, dobrze? - Pokiwały głowami. - Będę za wami tęsknić, wiem że to dziwne, ale naprawdę. Kocham was. - Przytuliłam je.
- My ciebie też - uśmiechnął się Matthew. - Nie martw się, damy sobie radę.
- Będziesz nas odwiedzać? - Zapytała Cam.
- Mam nadzieję - westchnęłam i podniosłam się. - Pójdę już.
Z trudem przeniosłam wszystkie torby do samochodu. Napisałam Charlie sms, że już jadę i ruszyłam. Byłam na miejscu pół godziny później. Lotta wyszła z domu i pomogła mi wnieść rzeczy do środka. W korytarzu stały torby jej mamy. Żeby mi się nie pomyliło swoje od razu wniosłam do pokoju gościnnego, który miał od dziś być moim pokojem. Zeszłam do kuchni. Stała tam pani Adamson, w czarnym, eleganckim stroju.
- Dzień dobry. - Uśmiechnęłam się i podałam jej rękę.
- Dzień dobry, Cassie. Ja już cię pożegnam.
- Jak to? Miała pani jechać jutro. - Zauważyłam.
- Tak, ale coś się zmieniło i muszę jechać już dzisiaj. - Do kuchni weszła Charlie. Uściskała mamę i otarła łzy z oczu.
- Długo cię nie będzie? - Wychlipała.
- Niestety tak. Coś się pozamieniało, wyjeżdżam na pół roku, nie na miesiąc. Ale jesteś już duża poradzisz dobie. - Pogłaskała ją po głowie i pocałowała w czoło. - Do widzenia kochanie, będę tęsknić.
- Ja też mamo, kocham cię.
- Ja ciebie też kotku. - to było takie smutne. Pani Lucy to bardzo miła i zabawna osoba. Szkoda, że wyjeżdża na dłuższy czas. Charlie ocierała spocone oczy, a ja ją pocieszałam. Poszłyśmy do mojego pokoju, żeby mnie rozpakować. Zaczęłam rozpakowywanie torby z ciuchami, a Lotta ustawiała moje zdjęcia i inne duperele na półkach. Wyciągnęłam z czeluści torby czarny stanik, a Charlie zaczęła coś do mnie mówić. Śmiałyśmy się i rozmawiałyśmy. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Jako że to jest teraz też mój dom to mnie przypadł zaszczyt otworzenia gościowi drzwi. Otrzepałam tyłek z niewidocznego kurzu i przekręciłam klucz. Moim oczom ukazała się czwórka chłopaków, cieszących się jak głupi do szynki, czy jak tam to szło. Wszyscy jak na zawołanie spojrzeli na moje dłonie. Również spojrzałam w dół... Nadal trzymałam mój czarny stanik. Parsknęliśmy śmiechem. Zrobiliśmy zbiorowego przytulaska.
- Cassie! Tęskniliśmy za tobą! - Usłyszałam głos Zayna.
- Ja też bardzo tęskniłam. Przepraszam was za wszystko. - Spojrzałam na nich i poczułam, że mam pusto w ręce. - Ej! Kto wziął mój stanik!
Reszta dnia minęła nam na rozpakowywaniu mnie i oczywiście wygłupach. Wreszcie pod wieczór zmęczeni padliśmy na kanapę w salonie.
- Kto ma ochotę na lody? - Zapytała gospodyni.
- Charlie jesteś wspaniała! - Wykrzyknął Niall i poszedł za nią do kuchni.
- Zostańcie na noc! - Nagle mnie olśniło.
- No nie wiem. - Liam nie był zdecydowany. Podeszłam do niego, usiadłam mu na kolanach, objęłam go rękami za kark i nachyliłam się do jego ucha.
- Proszę, proszę, proszę, Liaaaaś, prrroooszęęę. No nie daj się prosić. Prooooszę. - Mruczałam mu do ucha, ale oczywiście wszyscy słyszeli. Parsknęli śmiechem, a Daddy w końcu kiwnął głową.
Charlie*
Jak fajnie, że możemy być wszyscy razem. Znaczy Cassie nie odzywała się do chłopców przez jeden dzień. Baardzo dłuugo. Przygotowałam z Naillerem nasz pyszny deser. Co chwilę oblizałam łyżkę do nakładania lodów bo jestem wielkim łakomczuchem, ale nie widać tego po mnie. Na szczęście. Trochę mi źle z tym, że mama jednak wyjechała na pół roku. Miał to być tylko miesiąc. Dlatego postanowiłam zjeść lody... one zamrożą moje nie przyjemne uczucia. Tak sobie to tłumaczę. Rozmawiałam z Niallem na różne tematy. Jest bardzo miły i umie dostrzec człowieka w człowieku. Tylko czułam się trochę... zaniedbana jeżeli można tak to ująć. Chłopcy na widok Cass są tacy szczęśliwi i radośni. Wszystko co dobre... a kiedy leżałam w szpitalu to odwiedzili mnie tylko raz. Jak miło... nie, że jestem zazdrosna o Cass wręcz przeciwnie jestem zadowolona z tego, że ona jest szczęśliwa. Szkoda, że to ja musiałam myśleć i kombinować po to by chłopcy byli zadowoleni, a Cassie mogła znów się z nimi spotykać. Tego to nikt nie doceni. Może po prostu ja jestem ta gorsza, inna, tym piątym kołem u wozu. Te przypuszczenia, że tak może być mnie rozrywały od środka. Nigdy nie czułam się najlepsza i najpiękniejsza... ale choć trochę być tą inną.
- Charlie wszystko w porządku? - zapytał mnie Niall, a ja upuściłam kubek z wodą. Byłam wyrwana ze swoich myśli. Schyliłam się po roztłuczony kubek i szybko odpowiedziałam.
- Tak... wszystko jest w porządku. - on pomógł mi zbierać kawałki szkła.
- Nie widać by tak było... coś się stało? - zapytał, a ja podniosłam wzrok na jego twarz. Ujrzałam jego piękne błękitne oczy. Przypomniało mi się kiedy go spotkałam. Były tak samo... inne. Tak bardzo mądre Charlie. Znam ich zaledwie dwa tygodnie, a czuję jakbym znała ich od piaskownicy. Uśmiechnęłam się by przerwać moją retrospekcję w mózgu.
- Wszystko jest super. - wstałam i wyrzuciłam kubek w kawałkach do kosza. - Po prostu jestem zmęczona. -wyjaśniłam. Zabrałam tacę z lodami ruszyłam korytarzem do salonu. W tym domu można się zgubić. Kiedy wniosłam i położyłam deser na stole po chwili wszystko zniknęło. Szybcy są. Zabrałam swoją porcję i usadowiłam się na bujanym krześle. Za każdym razem kiedy jem lody przypomina mi się dzieciństwo. Te niezapomniane chwile spędzane z tatą. Najpiękniejsze są tylko chwile. Normalnie to teraz bym się rozkleiła, ale nie chcę wyjść na beksę. Zjadłam swoją porcję chyba ostatnia bo kiedy odłożyłam pucharek wszystkie były już puste. Tak długo myślałam? Zapomniałam całkiem o Harrym! Szybko wstałam i uprzedziłam, że na chwilę wychodzę. Opuściłam swój dom i wyciągnęłam telefon z kieszeni. Zadzwoniłam do Loczka. Od razu odebrał. No i to mi się podoba. Nienawidzę kiedy ktoś nie odbiera. Wtedy potrafię nawet rozwalić telefon. Nobody's perfect.
- Hej! Wać panna raczyła do mnie zadzwonić. - usłyszałam wesoły głos chłopaka.
- Cześ Harry mi też miło słyszeć twój głos. - przywitałam się. Rozmawiałam z nim huśtając się na huśtawce. Gadaliśmy tak z godzinę. Co tam... mam darmowe.
Kiedy wróciłam do domu zobaczyłam tam kompletny chaos. Wszędzie były porozrzucane moje rzeczy. Wszystkie moje ubrania walały się po podłodze, a nawet wisiały na lampach. Co to jest do cholery? Oczywiście nikogo nie było w pobliżu. Byłam na maksa wkurzona. Jak mogli mi zrobić mi coś takiego? Rozdarłam się na wszystkich. Nikt nie raczył się pokazać. Byłam zła na nich, ale po chwili wybuchłam głośnym śmiechem. Zaczęłam się tarzać po podłodze i nie umiałam przestać rżeć. Najbardziej rozbawiła mnie lampa przyodziana w mój czerwony stanik. Co za świnie z nich. Wiem! Zamówię sobie pizzę, a im nie dam. Tak też zrobiłam. Poszłam na górę tak jakby nic się nie stało. Nie zważałam uwagi na to, że moja bielizna wisi na obrazkach. Sami sobie to sprzątną, a ja w tym czasie będę zajadać się pizzą. Dobrze, że Harry nie widzi tego. Byłabym taka zawstydzona... chyba. Szukałam tych gnid po kolei w każdym pokoju. No gdzie się schowaliście? Wiem! Ruszyłam na strych po schodach. O dziwo jak na strych jest tu bardzo czysto. Mogłabym tu zamieszkać. Po cichu podeszłam do otworzonego okna dachowego. Słyszałam jak cała banda upiorów gada sobie tak jakby nic się nie stało. Siedzieli na dachu. Wystawiłam głowę po woli za okno, a oni się nie zorientowali. Jak mam się zrewanżować? Rozejrzałam się po całym strychu i moją uwagę przykuł czerwony klakson. Kiedy chodziłam z wujkiem na mecze piłki nożnej to tego używałam. Zabrałam go i postanowiłam nastraszyć te głuptaki.
- Będzie afera mówię wam - powiedziała Cass. Przynajmniej tyle wiedzą.
- Nie będzie tak źle... - mówił Louis. Oj kochany będzie gorzej niż źle. Miałam ochotę im wszystkim łby pourywać. Nawet Cass. Nastała głucha cisza. Nikt się nie odzywał ani mru mru. To dobry moment. Jestem centralnie za nimi. Nacisnęłam czerwony przycisk, a ostry dźwięk rozszedł się po całej ulicy. Wszyscy tak się wystraszyli i mieli oczy jak pięć złotych. Ja wybuchłam głośnym śmiechem. Nie umiałam nabrać tchu.
- Wy, wyglądacie jak... ha ha ha! Błagam was. - śmiałam się głośno, a oni byli wystraszeni.
- Jak? Ty! Tu! - mówił Zayn. - Zakradłaś się tak cicho...
- Nieźle nas wystraszyłaś Lotta, ale proszę nigdy więcej tak nie rób. - prosił Niall zdezorientowany.
- No dobrze... ale po tym jak posprzątacie mi dom z moich ubrań. - postawiłam warunek i ruszyliśmy na dół.
Rozejrzałam się po całym salonie. Jaki tu bajzel. Uśmiechnęłam się szeroko, a oni mieli nieciekawy wyraz twarzy.
- To życzę miłego sprzątania, a teraz idę bo chyba pizza przyjechała. Życzcie mi smacznego. - pomachałam im i wyszłam z domu cała zadowolona. Kto mieczem wojuje od miecza ginie. Proste jak konstrukcja cepa.
Zapłaciłam dostawcy odpowiednią sumę i odebrałam swój posiłek. Ależ to będzie smaczny wieczór. Z pudełkiem pizzy weszłam do domu. Tam cała banda wandali harowała i dobrze. Na zdrowie im wyjdzie.
Usiadłam na kanapie i chwilę im się przypatrywałam. Jakie biedaki... prawie mi się ich zrobiło żal. Peszek.
1 godzina później...
- To już wszytko. - powiedziała Cass. Rozejrzałam się i pokiwałam głową.
- Odpokutowaliście swoje winy więc możecie dojeść skórki pizzy. - spojrzeli na mnie z miną zbitego psa. Poszłam do kuchni i zabrałam dwa pudełka pizzy. Nie jestem wredna. Położyłam je na stole.
- Smacznego życzę. - powiedziałam. - Śpicie w pokojach gościnnych. Dobranoc - poszłam sobie. Kiedy wychodziłam po schodach krzyknęłam. - Nie ma za co! - nie usłyszałam odpowiedzi. Jak miło... .
Usiadłam na łóżku i głośno westchnęłam. Jak fajnie gdy ktoś zrobi ci burdel w domu i nawet nie przeprosi. Może oni... może wcale mnie nie lubią? Jestem tylko takim popychadłem. Zrób to, nie rób tego... wymyśl coś. To mnie już przerasta. Cass też... od razu się wprowadziła i już sobie rządzi. Kto powiedział, że ja się zgadzam na to by zostali na noc? Racja to ja wyskoczyłam z tym by u mnie zamieszkała, ale nadal jest to mój dom, mój majątek i jest to posiadłość Adamsonów. Chyba przesadzam... to przez ten stres przed szkołą. Boję się, że spotkam tam Dylana. Wyciągnęłam z szafki tabletki na uspokojenie. Czasem ich potrzebuję. Teraz też.
*Cassie
Hmm no dzięki Charlie. Nie wiem czy pamiętasz, ale w tym domu jest tylko jeden pokój gościnny. Chłopcy patrzyli na mnie z wyczekiwaniem. Jasne, dzięki jeszcze raz Charlie. Co ja mam z nimi zrobić?
- Emm... - zaczęłam. - Yyy... Noo... Kurde! Nie wiem gdzie macie spać.
- W pokojach gościnnych - wytłumaczył powoli i spokojnie Liam, jak komuś z opóźnionym rozwojem. Spojrzałam na niego spod byka.
- No wiem, tylko, że w tym domu jest tylko jeden pokój gościnny. Ten, w którym ja śpię. - Wytłumaczyłam tak wolno, jak przed chwilą Payne.
- No i co teraz? - Zapytał Zayn. - Mamy sobie iść? - Spojrzał w stronę, w którą odeszła Lotta. -
Charlie chyba się obraziła.
- Nie, spokojnie. Ma chwilowego focha, ale to u niej normalne. I wcale nie musicie iść, przecież już spaliśmy razem. Chyba mnie nie zgwałcicie, co? - Pokręcili głowami, po czym wzięli mnie na ręce i zanieśli do mojego pokoju. Westchnęłam. - Dzięki, ale umiem chodzić.
Ułożyliśmy się na moim łóżku, jak sardynki w puszce. Chwilę leżeliśmy po ciemku w ciszy.
- Jestem głodny - usłyszałam blisko głos Niall'a.
- Ty zawsze jesteś głodny - usłyszałam jeszcze bliżej głos Louis'a.
- Wytrzymasz do śniadania i tak jest już 2 w nocy. Zaraz będzie rano. - Głos Zayna był najbliżej ze wszystkich. Gdzieś zaraz koło mojego ucha.
- Nie chce mi się spać - oznajmiłam po krótkiej ciszy.
- A mi tak - Kochany Liaś i tak nie dam ci zasnąć. Trochę dwuznacznie to brzmi.
- No to co? Oglądamy coś? - Chłopacy zareagowali bardzo entuzjastycznie, z wyjątkiem Liam'a, który jęknął głośno i położył sobie na twarz poduszkę. Wyciągnęłam laptop. Jako że Zayn leżał mniej więcej na środku to na jego nogach wylądowało urządzenie. Włączyliśmy jakiś obyczaj i przycisnęliśmy się wszyscy do Zayna. Ja leżałam oparta na jego torsie, a Louis był oparty na mnie. Zasnęłam nie wiem kiedy. W każdym razie jak się obudziłam poczułam, że na kimś leżę. Otworzyłam oczy. Na łóżku leżał Louis, a ja na nim. Bardzo dosłownie. Nikogo innego tu nie było. Popatrzyłam na jego idealną twarz. Był taki spokojny i lekko uśmiechnięty. Wspominałam już kiedyś, że jest nieziemsko przystojny? Nagle drzwi się otworzyły. Do środka wparował Zayn. Złapał się za głowę.
- Cassie! Jeszcze nie jesteście nawet parą! O matko! Dobrze, że przyszedłem w takim momencie, bo Louis nie nosi przy sobie prezerwatyw! - Parsknęłam głośnym śmiechem i zeszłam z obudzonego już Tomlinsona. Nawet taki potargany i nieprzytomny był słodki. Uśmiechnęłam się do niego i wstałam z łóżka.
- Zaynyyy - mruknęłam.
- Mmm?
- Zanieś mnie do kuuchniii. Proszę. - Spojrzałam na niego błagalnym spojrzeniem. Uśmiechnął się i przerzucił mnie sobie przez ramię, jak worek ziemniaków. - Zayn! Bądź delikatny! Dopiero wstałam. - Zaśmiał się i już po chwili byliśmy w kuchni. Posadził mnie na blacie.
- Co pani sobie życzy na śniadanie?
- Hmm... może naleśniki? - No skoro już tyle oferuje to chętnie skorzystam.
- Okay, chętnie to mi też zrób. - Zaśmiał się i wyszedł z kuchni. Prychnęłam i zeskoczyłam z blatu. Niech sobie sam robi. Wyciągnęłam potrzebne składniki. Zrobiłam ciasto, dodałam jeszcze cynamonu, żeby był ładny zapach i zaczęłam smażyć. Do kuchni wszedł Louis. Podszedł do mnie i oparł głowę na moim ramieniu, zaciągając się zapachem naleśników.
- Mmm... Ale superaśnie pachnie. Zrobisz mi też? Mam wrażenie, że robisz najlepsze naleśniki pod słońcem.
- Mmm i dobrze ci się zdaje. - zaśmiałam się i nalałam kolejną porcję ciasta na patelnię.
Charlie*
Kiedy się obudziłam zobaczyłam, że zasnęłam w ubraniach. Musiałam być nieźle zmęczona. Przetarłam oczy i przeciągnęłam się. Jaka fajna pogoda. Pada sobie mały deszcz. Jest godzina 7.15. Na ósmą są dziś lekcje. Tamci pewnie jeszcze śpią. Ubrałam się szybko i umyłam. Nałożyłam lekki makijaż na twarz, zabrałam torbę i wyszłam. W domu czułam się jakoś dziwnie... tak nieswojo. Nie chce mi się jeść śniadania. Jednak poczułam zapach dochodzący z kuchni. Mmm... słyszałam głosy dochodzące stamtąd. Weszłam tam i zobaczyłam, że moi goście już się sami obsłużyli. Lekko się uśmiechnęłam, ale to odwzajemnił tylko Liam i Niall. Nic nie powiedziałam. Szybko zabrałam jabłko i wodę z lodówki. Często tak jem więc to nic nowego.
- Charlie nie zjesz śniadania?-zapytał blondyn ,a ja stojąc do nich tyłem szybko odpowiedziałam.
- Nie... spieszę się, cześć. - powiedziałam i wyszłam z domu. Nie mam ochoty rozmawiać z osobami, które widzą mnie tylko wtedy kiedy mam coś zrobić czy użyć swojej mądrości. To nie fair. Szłam z parasolem i patrzyłam na swoje przemoknięte trampki.
- Charlie? - usłyszałam jak ktoś mnie woła. Odwróciłam się i zobaczyłam trochę dalej stojącego Bradleya. Chłopie, jak ja cię dawno nie widziałam. Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję. On mną okręcił wokół własnej osi. Może to wyglądało jakbyśmy byli parą, ale tak nie jest. Przyjaźnię się z nim od podstawówki. Później w gimbazie poznałam Cassandrę. Kiedy mnie odstawił ciągle mi nie schodził uśmiech z twarzy. Nie widziałam go z dwa tygodnie. Dla nas to wieki.
- Bradley jak tam u ciebie studia? - zapytałam, a on machnął ręką.
- Niby to pierwszy rok, ale i tak jest trudno. Sam nie wiem czy dobrze zrobiłem idąc na doktora. - on zawsze narzekał. W podstawówce to ciągle mamrał nad stołówkowym żarciem i nad nauką. - A jak u ciebie?
- W szkole sobie radzę, ale nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam z niektórymi sprawami. - spuściłam lekko głowę w dół.
- Chłopak? - zapytał.
- Raczej pięciu chłopców. - on się mocno zdziwił.
- Ho ho... wszyscy lecą na ciebie? Nie zdziwiłbym się. Takiej kobiety to ze świecą szukać. - jaki on miły. Jeszcze mi nigdy nikt tak nie powiedział. - Wiesz za nim mi powiesz to chodźmy do mnie, tu na deszczu nie będziemy stać.
- Ja mam dziś zajęcia. - on przewrócił zabawnie oczami.
- Ja też, ale muszę odpocząć. Ty też Charlie. - namawiał mnie tak z piętnaście minut. W końcu się zgodziłam bo i tak bym nie zdążyła.
*W domu Brada
Weszliśmy do jego domu. Jest tu bardzo przytulnie. Zachował się jak dżentelmen i zdjął mój płaszcz, a później powiesił go na wieszaku. Usiadłam na wygodnej kanapie i rozglądałam się dookoła. Wszędzie wisiały nasze zdjęcia. Tyle pięknych chwili i momentów. Mimo że znam Bradleya od dzieciństwa nigdy nie myślałam nad tym, że moglibyśmy się spotykać. Zawsze był moim przyjacielem i niech tak zostanie. Kochamy się jak przyjaciele, ale nie tą miłością co w związku. Zawsze mi pomagał, wspierał i umiał mnie pocieszyć. To idealny kandydat na przyjaciela na całe życie. Mój przyjaciel podał mi mój ulubiony sok pomarańczowy. On mnie tak dobrze zna. On nawet wie jakie mam hasło na facebooka, ale ja mu wierzę. Po za tym wiem jaki ma numer do swojego konta w banku. Nie którzy sądzą, że nie może istnieć przyjaźń męsko damska. Jednak może istnieć. Ja i Bradley jesteśmy bardzo dobrym przykładem.
- Wiesz... może powinnaś się przejmować i zadręczać się nimi. Nie jest to miłe, że może cię wykorzystują, ale to tylko dlatego, że sami są bezradni. - może ma racje, ale oni mają wszystko. Są sławni i mają miliony fanów.
- Ty jesteś najpiękniejszą, najinteligentniejszą, najsłodszą dziewczyną pod słońcem. I jeżeli ja to mówię to znaczy, że jest to prawda przenajświętsza. - oznajmił i zaczął mnie gilgotać. Potrzebowałam trochę szczerości.
Harry*
No fajnie spakowałem się, przebrałem, dostałem wypis i czas do domu. Czego jeszcze brakowało mi do szczęścia to Louisa. Brakuje mi go bo miał przyjechać po mnie o umówionej godzinie! Ja nie pójdę przez pół Londynu. Jeszcze mnie dziennikarze pochłoną żywcem. Dzwoniłem do niego z dwadzieścia razy. Tępa dzida nie odbiera. No jasne! Chyba będą w szkole. Ty jesteś nie mądry Hazz. Walnąłem się w czoło i westchnąłem. No cóż to będę musiał zamówić taksówkę. Wracam do domu. Zanim wsiadłem do taksówki przypomniałem sobie, że chłopcy mają klucze do domu. Cholera... co mam zrobić. Charlie! Ona wczoraj też wyszła ze szpitala. Pewnie dziś darowała sobie lekcje. Postanowiłem jechać do niej.
Zapukałem w drzwi Lotty parę razy. Słyszałem kroki po drugiej stronie. To pewnie ona bo jej mama jest pewnie w pracy.
- Charl... Niall? - spytałem zdziwiony. Co on tu robi ? A raczej robią? Louis wskoczył na mnie i tak każdy po kolei. Tylko Cass stała w progu i śmiała się z nas. Gdzie jest nasza Lotta? - Dobra chłopaki... dość bo mnie udusicie, a tobie Lou nie wybaczę! - powiedziałem, a on zrobił minę zbitego psa. Mnie to nie złamie. - Gdzie Charlie? - zapytałem, zdejmując buty.
- Ten znowu o niej! - powiedział Zayn. - Do szkoły poszła cztery godziny temu. - to ona po tygodniu spędzonym w szpitalu idzie do szkoły, a oni zdrowi jak ryby siedzą u niej na chacie i nie idą do szkoły.
- Skoro siedzicie u niej w domu to chyba mogę spytać. - usiadłem na kanapie i czekałem na to aż coś powiedzą. Nikt nie był zbytnio chętny do rozmowy. Louis i Niall rozglądali się dookoła, Zayn cykał na fonie, Liam patrzył na ścianę, a Cassie wpatrywała się w telefon, ale nic nie robiła. Co się tu dziej... Cassie?! Przecież ona i my... czy ja o czymś nie wiem?
- Cass... - zacząłem. - Bo wiesz... ty i my to miały być dwa różne światy - skierowała swój wzrok na mnie.
- Widzisz... cud. - powiedziała, a ja nie wiedziałem o co chodzi i jak głupi czekałem na wyjaśnienia. - Charlie nam pomogła.
- Charlie? - spytałem ciekawy. Wiedziałem, że jest mądra, ale tak by w dzień naprawić między nami relacje?- Co zrobiła?
- Zaproponowała by Cass zamieszkała u niej. Tata jej będzie płacił, a ona będzie mogła się z nami spotykać. Tak to Cass by tu nie siedziała, a nas też by tu nie było. - powiedział Lou spoglądając na Cassie. Chłopcy pokiwali głowami.
- Podziękowaliście Charlie? - cisza. Tego mogłem się spodziewać. - Czyli jesteście tu tylko z tego powodu, że jest tu też Cass?
- Nie! - zaprzeczyli szybko. - Chodzi, że no eee sam już nie wiem o co chodzi. - powiedział Zayn.
- Tu chodzi o to, że ONA wam pomogła, a wy ją wykorzystaliście. Nie jestem waszą mamą i nie mam obowiązku mówić o takich rzeczach. - tłumaczyłem. Jacy szczerzy przyjaciele. - Liam, myślałem, że chociaż ty będziesz na tyle mądry i jej podziękujesz. - Spojrzałem na chłopaka. Miał nieobecne spojrzenie, wpatrywał się przed siebie. Wstałem i potrząsnąłem go za ramiona. - Liam! Mówię do ciebie! - Wreszcie na mnie spojrzał.
- Co? - zapytał.
- Dlaczego nie podziękowałeś Charlie? - Spuścił wzrok.
- Za co? - to pytanie mnie serio zdziwiło.
- No za pomoc wam i Cassie! - Patrzył na mnie zdziwiony.
- W czym? - Czy nam podmienili Liama? Zawsze był najbardziej poinformowany.
- No przecież wiesz. - zmarszczył brwi. - Liam? Co się dzieje? - Payne westchnął i pokręcił głową.
- Wszystko ok. - Wzruszył ramionami i znów się zamyślił, spoglądając co chwilę na wyświetlacz telefonu.
*Cassie
Z Liamem dzieje się coś dziwnego. A Harry jakby wydoroślał w tym szpitalu. Nie sądziłam, że może być bardziej odpowiedzialny niż Daddy. Najwyraźniej się myliłam. Nie chciało nam się dzisiaj iść z chłopakami do szkoły, a Charlie jako że zależy jej na ocenach poszła bronić naszej klasowej frekwencji. Postanowiliśmy się wybrać na miasto. Harry zgodził się iść z nami. Po drodze omawialiśmy, jak przeprosimy Lottę. Louis chciał jej zasponsorować wycieczkę na Hawaje, ale niestety to nie wypaliło, bo Charlie nie pojedzie teraz ze względu na szkołę, a głupio czekać z prezentem do wakacji. Stwierdziliśmy, że urządzimy jej imprezę przeprosinową. Udaliśmy się do galerii, żeby kupić jakiś fajny prezent i potrzebne rzeczy na imprezę.
No to jest 7 rozdział. :D :D :D Dzięki ogromne za ponad 1900 wyświetleń to dla nas naprawdę dużo. Myślę, że rozdział Wam się spodoba. Cassie - zaczyna się rządzić. Charlie - unika kłopotów i woli uciekać. Czy problem się rozwiąże? Czekajta na następny rozdział ;) Dziękujemy za odwiedziny i życzymy miłego dnia. ~ Hermi :)
- Wiesz Charlie... nie spodziewałam się po tobie tego. - powiedziała mama stojąc na czerwonym świetle. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem. - Jak mogłaś się upić? To tylko był ślad pod okiem, a ty zrobiłaś z tego taką aferę... założę się, że ten Harry chciał ci pomóc. - zaczęłam bawić się palcami. Jak ja nie lubię takich rozmów. - Jutro wyjeżdżam do Niemiec. Ty jeżeli chcesz to możesz jechać ze mną.
- Nie chcę... to ostatnia klasa liceum.
- Z tym, że... - zaczęła.
- Że?
- Że wyjeżdżam na miesiąc... - zatkało mnie. Miesiąc nie będę widzieć swojej rodzicielki. Nie zostawiała mnie nigdy na tak długo. - Ale to szybko zleci.
*Niall
Jest mi smutno. Siedzę zamyślony na lekcji matematyki i kompletnie nie uważam. Przecież mi zaufała. Powiedziała, że nie chce sama nieść tego ciężaru, zbliżyliśmy się do siebie, zostaliśmy przyjaciółmi, a ona tak nagle chce to zakończyć? O co może chodzić? Muszę się tego dowiedzieć. Po lekcjach natychmiast złapałem telefon, skoro na nasz widok ucieka, to muszę do niej zadzwonić. Wyszukałem "Cassie :)" i zadzwoniłem.
" - Przepraszamy, wybrany numer nie istnieje" - usłyszałem w telefonie. Że co proszę? Może mam źle zapisany? Postanowiłem poprosić któregoś z chłopaków, żeby zadzwonił.
- Zayn, możesz zadzwonić do Cass, bo mam chyba zły numer? - zagadnąłem chłopaka, ale on pokręcił głową.
- Już próbowałem, pewnie ma nowy a stary usunęła - westchnął.
*Cassie
Mój tata jest niemożliwy, nienawidzę go. Kazał mi usunąć stary numer i numery do chłopaków z 1D. Za co? NIENAWIDZĘ go!!! Ze złością złapałam poduszkę i wykrzyczałam w nią całą złość. Jutro znowu nie będę mogła mówić. Świetnie. Wysłałam znajomym mój nowy numer, z wyjątkiem chłopaków z zespołu. No cóż. Taki mój żałosny los. Właściwie mogłabym przez Charlie powiadomić ich o powodzie dla którego się z nimi nie spotykam, no i jest przecież internet, ale nie chcę wyjść na jakąś idiotkę, która robi tylko to, co każe jej tata. Potarłam obolałą szyję i rzuciłam się na łóżko. Trzeba się pouczyć. Super, ledwo zaczął się rok szkolny, a już trzeba kuć na testy. Nie jestem jakimś leniem czy coś, ale w tej chwili nie miałam kompletnie głowy do nauki. Przymknęłam oczy. Chyba zasnęłam. Śniło mi się, że Niall płakał, więc rzuciłam mu marchewkę, a Louis powiedział, że już mnie nie lubi, a ja go popchnęłam i poszłam płakać razem z Niallem. Temu wszystkiemu przypatrywał się Zayn i jak zobaczył, że płaczę to zabrał mnie na przejażdżkę motocyklem. Ale wpadliśmy do jakiegoś stawu, w którym pływały rybki podobne do Nemo i zjadły nasz motocykl, a nam powiedziały, że jesteśmy ciężkostrawni. Otworzyłam szeroko oczy. Co to był za sen?! Miałam ochotę podzielić się z chłopakami tymi bzdurami i pośmiać się razem z nimi, ale przypomniałam sobie, że nie wolno mi się z nimi kontaktować. Westchnęłam i poszłam do siłowni, by przelać swoją złość na worek treningowy. Nie mogłam nigdzie znaleźć rękawic, więc to sobie darowałam. Waliłam w worek dobrą godzinę, a potem wyczerpana padłam na ziemię. Oparłam się o przyjemnie zimną ścianę i zamknęłam oczy. Poczułam, że pieką mnie dłonie. Spojrzałam na nie i przestraszyłam się. Były całe poobdzierane i we krwi. Hmm, powinnam była lepiej poszukać tych rękawic. Wstałam i poszłam w kierunku łazienki, w której była apteczka. Jednak drogę zagrodził mi tata. Nic nie powiedział, zamiast tego pokazał mi kartkę z napisem "Wiem, że z nimi rozmawiałaś, zabieram ci motocykl. To ostatnie ostrzeżenie". Że co?! Miałam łzy w oczach, ale nie! Ja się tak łatwo nie poddaję!
- Że co?! Ja z nimi nie rozmawiałam! To oni do mnie przyszli! To jest mój motocykl, nie możesz mi go zabrać! Proszę! - wykrzyczałam, uderzając go pięściami w klatkę piersiową. Dłonie zapiekły mnie jeszcze bardziej.
Nic sobie z tego nie zrobił. Po prostu się odwrócił i odszedł.
Charlie*
- Nareszcie w domu!!! - krzyknęłam, wchodząc w swoje skromne progi. Mama się ze mnie śmiała i czesała się w łazience. Usiadłam sobie na kanapie i włączyłam telewizor. Moja rodzicielka uśmiechała się do swojego odbicia w lustrze. Była taka jakby podekscytowana i szczęśliwa. Trochę się bałam co znowu wymyśliła. Podeszłam do niej i założyłam ręce na klatce piersiowej.
- Mamo? Co znowu kombinujesz? - spytałam tupiąc nogą. Ona się odwróciła w moją stronę i uśmiechnęła, a raczej wyszczerzyła się szeroko. Chwyciła moją dłoń i zaprowadziła mnie znowu do salonu. Posadziła mnie na fotelu, a sama usiadła obok. Zaczęła bawić się swoimi paznokciami. Czy ona może mi w końcu powiedzieć co się dzieje? Wzięła głęboki wdech i spojrzała na mnie. Jej oczy błyszczały... jakby była zakochana.
- Dzisiaj umówiona jestem na randkę. - coś mi się w żołądku przewróciło. Mama i jakiś facet teraz? Razem... będę płakać.
- Mamo jak już to na kolację albo coś... nie na randkę dobrze? - ona przewróciła oczami. - Kto to? Gdzie pracuje, skąd jest, ile ma lat? - zapytałam.
- John Carter, jest adwokatem, jest z Londynu i ma 39 lat wystarczy?
- Nie... a z resztą rób sobie co chcesz mam to w...
- Licz się ze słowami. - powiedziała srogo.
- W nosie chciałam powiedzieć. - zabrałam swoje rzeczy i udałam się do swojego pokoju. No ładnie kiedy ja leżałam w szpitalu śmiertelnie chora ona umawiała się na randki. Jaka sprawiedliwość tu panuje? Żadna. Otworzyłam drzwi swojego pokoju i wpakowałam się do niego z torbami. Jak miło być we własnym domu. Padałam na łóżko i zasnęłam.
Spałam z dwie godziny. Jutro znowu do szkoły. Boże widzisz i nie grzmisz. Niechętnie wstałam i zaczęłam rozpakowywać swoje rzeczy. Spakowałam się na jutro i nadrobiłam zaległości. Jeżeli zobaczę w szkole tą szumowinę to osobiście bez wahania mu przypierniczę w mordę. Jestem taka wściekła na niego, że mogłabym go zabić gołymi rękami. Dawno nie rozmawiałam z chłopakami. Ciekawe co tam u nich słychać. Zabrałam telefon i szukałam numeru jakiegoś chłopaka z 1D. Zayn. Nacisnęłam dzwoń i czekałam aż odbierze. Po kilku sygnałach usłyszałam głos Malika.
- O! Cześć Charlie co tam u ciebie? - zapytał wesoło.
- Hej Zayn to samo chciałam zapytać się was. U mnie dobrze, a tam?
- Spoko. Własnie wychodzimy ze szkoły jeżeli masz siły to przyjdź do parku. - spojrzałam na zegar. Jest 15.10.
- Dobrze, a gdzie będziecie ten park nie jest wielkości piaskownicy.
- Racja, blisko fontanny. Narka. - pożegnał się.
- Pa. - koniec połączenia.
Muszę się przebrać. Wybrałam czarną amerykankę, czarne rurki i miętowe vansy. Zabrałam swoje rzeczy i wyszłam.
Maszerowałam powoli przez park. Grałam w jakąś grę na telefonie. No co? Nudziło mi się. W pewnym momencie usłyszałam jak ktoś krzyczy moje imię. Podniosłam głowę do góry i zorientowałam się, że prawie wyszłam z parku na jezdnię. Cofnęłam się i odwróciłam w tył. Tam stali Naill, Zayn, Liam i Lou. Machali mi. Schowałam telefon do kieszeni i ruszyłam w ich stronę.
- Kobieto ty chcesz żeby cię ciężarówka rozjechała? - zapytał Liam. Pokiwałam przecząco głową.
- Szkoda takiej buźki - powiedział Niall siedząc na ławce. Usiadłam między Blondaskiem, a Mulatem.
- Gadajcie jak tam u was?
- No nie jest źle, ale też nie jest wspaniale. - odezwał się Louis spuszczając głowę w dół.
- Chodzi o Cass prawda? - zapytałam, a on pokiwał głową. - To nie jej wina. To ojciec jej zakazał się z wami spotykać. Ona was bardzo polubiła. Mówię serio. Tylko nie wiem dlaczego on tak nagle postanowił jej zrobić na złość? Przecież Harry już z nim rozmawiał.
- No tak. Ale sam nie wiem po co z nim rozmawiał. Nie chce mówić. - oznajmił Niall wzdychając. Wszyscy skierowali swój wzrok na mnie.
- O nie! On mi nic nie powie... jest uparty jak osioł. Ja nie będę się wtrącać w jego sprawy, które tak szczerze mnie wcale nie interesują.
- To nie wiem co zrobić by ojciec Cass pozwolił jej spotykać się z nami. - odezwał się Lou. Myślałam chwilę i przypomniałam sobie, że mama wyjeżdża na okrągły miesiąc do Niemiec. Cass mogłaby u mnie zamieszkać.
- Tak! - wykrzyczałam. Wszyscy w parku spojrzeli na mnie. Łącznie z 1D.
- Co? - zapytał Zayn.
- Wiem co zrobić... - powiedziałam im wszystko ,a Louis z radości zaczął tańczyć.
- No Lotta...ty to masz głowę.
- Sugerujesz mi ,że mam dużą głowę?-zapytałam.
- Nie,nie... po prostu jesteś mądra.-bronił się.
- Wiem, wiem - uśmiechnęłam się.
Cassie*
Leżałam na łóżku zdenerwowana. Wspominałam już kiedyś, że nienawidzę mojego ojca? Nawet jeśli, to powiem to jeszcze raz. NIENAWIDZĘ MOJEGO OJCA!!! No ok. Wykrzyczałam to zdanie kilka razy w poduszkę, a ból gardła nadszedł z podwójną siłą. Westchnęłam i popatrzyłam na moje obandażowane dłonie. I co ja mam teraz zrobić? Nie mogę iść na siłownię, bo nie potrafię nic zrobić rękami, nie mogę krzyczeć, bo gardło boli mnie tak, że nic nie mogę mówić. Mój telefon zawibrował. Spojrzałam na ekran, widniała tam nieodebrana wiadomość od Charlie "Przyjdź do parku, pogadamy trochę i odreagujesz. Czekam przy fontannie". Uśmiechnęłam się. Tego mi teraz trzeba. Sam na sam z moją kochaną BFF. Pozbierałam się i poszłam. Nie miałam do parku daleko. Byłam tam po piętnastu minutach. Lotta siedziała na ławce i bawiła się telefonem. Usiadłam obok niej. Nie zauważyła mnie. Westchnęłam i powiedziałam niskim głosem.
- Piękny dzień, nieprawdaż? - Lotta podskoczyła i wypuściła telefon z rąk. Spojrzała na mnie i zaczęła się śmiać.
- Cześć Cassie - przytuliłyśmy się, po czym ona pozbierała części swojego iPhone'a.
- Cześć Cassie, mogłabyś w końcu z nami porozmawiać? - usłyszałam głos Liama za sobą. Odwróciłam się gwałtownie. Za nami stali Niall, Zayn, Liam i Lou. Co oni tu robią?! Spojrzałam na Charlie za złością. Wstałam gwałtownie.
- Jak mogłaś?! Myślałam, że się przyjaźnimy, a ty mi takie gówno robisz?! Dobrze wiesz, że nie mogę się z nimi spotykać! Dlaczego mi to robisz?!
- Cass, uspokój się my tylko... - zaczął Niall, ale pokręciłam gwałtownie głową, odwróciłam się i zaczęłam biec przed siebie. Ból gardła powrócił z podwójną siłą.
Lotta*
Ja chcę jej pomóc, a ona na mnie naskakuje. Następnym razem nikomu nie pomogę. Pobiegłam za nią bo nie chcę żeby nasza przyjaźń się rozpadła. Dobrze, że chodziłam na lekkoatletykę bo bym jej nie dogoniła. Wyprzedziłam ją i chwyciłam w ramiona. Wyrywała się wtedy tak jak ja kiedy Dylan... nie ważne. Uspokajałam ją, ale ona wrzeszczała i wyzywała mnie od najgorszych. Głos miała zachrypnięty. Ja się tym nie przejmowałam. Miłość nie widzi złego. W końcu się mocno zdenerwowałam.
- Zamknij się w końcu! - krzyknęłam, a ona na mnie spojrzała zdziwiona. - Ja chcę ci pomóc, a ty mi tu taki cyrk odwalasz! Ogarnij się się wreszcie kobieto. - kazałam jej usiąść na ławce i nie pewnie wykonała mój rozkaz. Usiadłam obok niej i przez chwilę panowała cisza. - Wiem, że lubisz chłopaków, a o Louise to już nie mówię.
- Co masz na myśli ''o Louisie już nie mówię'' - zapytała. Czego ona głupio się pyta. Bardzo go lubi i jeszcze mi tu głupa rżnie.
- Bardzo za nim przepadasz albo bardzo go lubisz i nie mów mi, że tak nie jest! - wcięłam się szybko.
- Ty za Harrym tak samo - no i bardzo fajnie teraz będzie mi tu zmieniać temat.
- Lubię go i się do tego przyznaję. - ona prychnęła pod nosem. Co jej się dzieje.
- Lubisz... a w szpitalu to co było?
- Potknęłam się i na niego wpadłam!
- No dobra... co ode mnie chcesz? - zapytała, wpatrując - się w swoje obandażowane dłonie. Pewnie znowu nie mogła znaleźć rękawic.
- Wiem co zrobić byś mogła znów spotykać się z 1D. - ona spojrzała z wielkimi oczami na mnie. - Dopóki mieszkasz u swojego ojca to musisz robić to co on ci każe... więc zamieszkaj u mnie.
- Że jak? Jeszcze będę się wpraszać... tego mi brakowało. - przewróciła oczami.
- Moja mama wyjeżdża na miesiąc do Niemiec. Ja chcę byś była szczęśliwa. - ona na mnie spojrzała ze smutkiem w oczach.
- Naprawdę? Ale ja mam młodsze rodzeństwo... I... tata powiedział, że mnie wydziedziczy. Potrzebuję pieniędzy na szkołę. Nie mogę teraz iść do pracy.
- Będziesz ich odwiedzać, a przecież macie nianię. - ona wstał i wpatrywała się w jezioro przed nami. - A tacie możesz powiedzieć, że się wyprowadzisz, pod warunkiem, że będzie ci opłacał szkołę i przysyłał pieniądze.
- Charlie... kocham cię! - mocno mnie przytuliła, a ja ją. Pogłaskałam ją po włosach. Nie ma to jak ja. Jestem bardzo dobrą przyjaciółką.
Harry*
Yeach! Wychodzę już jutro, ale jestem zwolniony ze szkoły przez tydzień. Będzie mi trochę nudno, ale ja, telewizor, koma, lodówka i łóżko to coś co mi na pewno poprawi humor. No i Lotta jeżeli będzie mi pomagać z plastyki. Ja nie jestem Picasso czy Leonardo da Vinci. Przed chwilą spakowałem się i nie mogę się już doczekać aż mnie stąd wypuszczą. Ja chcę do domu i do przyjaciół. Jest 17.25. Jeszcze jedna noc i spoko wracasz do domu. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i wszedłem na Twittera. Miałem tysiące wiadomości typu : ''Hazz wracaj do zdrowia'', '' Mój pocałunek cię uzdrowi'', ''To wszystko przez tą Charlotte, ja jestem idealna na twoją dziewczynę'' . Czasami mnie takie wiadomości denerwują. Nawet z nią nie jestem, a już ją obrażają i obwiniają. Co za ludzie. Kiedyś miałem dziewczynę, którą naprawdę lubiłem. Byliśmy nierozłączni i miało z tego wyjść coś więcej niż przyjaźń. Kiedy zostałem sławny zaczęli ją nachodzić, obrażać i wyśmiewać tylko dlatego że zazdrościli jej tego, że się ze mną spotyka. Zerwała ze mną wszelki kontakt i powiedziała, że nie chce się ze mną spotykać już nigdy więcej. Wtedy miałem ochotę wszystko rzucić. Dlatego nie chcę zepsuć relacji między mną, a Charlie. Boję się, że ona mnie też by olała i odeszła. Będę musiał się z tym pogodzić.
Louis*
Powiem, że Charlie wymyśliła coś bardzo dobrego. Dobrze, że do nas zadzwoniła. Bardzo dobry pomysł... szkoda tylko, że Cass zdenerwowała się i uciekła. Charlie za nią pobiegła ale mi się już wszystkiego odechciało. Co ja mam robić? Siedziałem zrezygnowany na ławce obok Liama. On mnie ciągle pocieszał, ale ja byłem całkiem wyłączony ze świata. Oby Charlie jakoś to załatwiła. Byłbym jej dłużny do końca życia. Oby była tak mądra, jak ładna.
- Stary... jeżeli one się obie pokłócą i Charlie też będzie na nas wkurzona? Będzie niefajnie. - oznajmił Niall zawiązując sznurowadło. Racja wtedy wszystko będzie spieprzone. Dziewczyny nas znienawidzą.
- Dziewczyny są dziwne... - powiedział Liam cykając na telefonie.
- Nie one... one są takie inaczej lepsze. - wtrącił Zayn.
- Zabawne, miłe, mądre i ...
- I nie piszczą na nasz widok. - powiedział Niall.
- Ta... tylko Cass piszczy. - powiedział Zayn rozbawiony. - Wygląda tak słodko kiedy się złości.
Zrezygnowani ruszyliśmy do domu. No bo co będziemy tak siedzieć w parku i czekać na zbawienie? Zły pomysł. W drodze do domu zadzwonił do mnie Harry. Chwalił się, że jutro już wychodzi i jest na zwolnieniu przez tydzień. Farciarz. Poinformowałem chłopaków, że jutro trzeba zajechać po Hazzę. Odbyło się losowanie kto pojedzie w stylu "ja nie!". Wykrzyknąłem to zdanie niemal od razu, a i tak jak zawsze byłem ostatni. No cóż. Taki mój los. Kiedy doszliśmy do domu postanowiłem dowiedzieć się, jak Charlie poszła rozmowa z Cassie. Wybrałem jej numer.
- Cześć i jak? - zapytałem.
- Jest dobrze, a raczej cudownie. Uznałyśmy z Cassie, że ona powie ojcu, że wyprowadzi się od niego, pod warunkiem, że on będzie jej opłacał szkołę i przysyłał pieniądze. - W jej głosie było słychać radość. Podskoczyłem na tę wiadomość uradowany i wypuściłem telefon z ręki. Szybko go podniosłem. - Co się stało? - usłyszałem niepewny głos Lotty.
- Nic, telefon mi wypadł ze szczęścia. - Pogadaliśmy jeszcze chwilę. Rozłączyłem się i rzuciłem telefon gdzieś na bok. Położyłem się na łóżku, wsadziłem słuchawki do uszu i zamknąłem oczy.
*Cassie
Szłam niepewnie w stronę domu. A co, jeśli nie będzie chciał mi dać pieniędzy? Nie zarobię na szkołę i utrzymanie, nie ma szans. Przekroczyłam próg i podeszłam do taty, siedzącego na sofie w salonie. Wolę mieć to za sobą. Wzięłam głęboki oddech.
- Wyprowadzam się - zero reakcji. - Ale mam warunek - zero reakcji - Dasz mi 30 tysięcy na start, a potem raz na miesiąc 20 tysięcy - tata wstał, podszedł do barku i wyciągnął z niego kopertę. Podał mi ją. Rozerwałam papier. W środku były pieniądze, 50 tysięcy. Spojrzałam na ojca. - A te 20 tysięcy na miesiąc? - Tylko pokiwał głową i odszedł. Z radością pobiegłam do swojego pokoju. Chciałam od razu się wyprowadzić. Wyciągnęłam wielką torbę z dna szafy i zaczęłam pakować do niej ciuchy. Jakimś cudem udało mi się ją zapiąć. Wyciągnęłam kolejną, jeszcze większą i wpakowałam do niej resztę ciuchów. Do trzeciej torby, (skąd ja mam tyle toreb?) wpakowałam jakieś zdjęcia, książki, płyty, kosmetyki i inne duperele. Wreszcie ustawiłam to wszystko pod drzwiami. Stanęłam na środku pokoju, oparłam dłonie na biodrach i rozejrzałam się. Było pusto i dziwnie. Na biurku stało jeszcze jedno zdjęcie. Podeszłam i wzięłam go do rąk. Byłam na nim ja z moim ścigaczem. Westchnęłam. Kupię sobie nowy, to pewne, ale ten był pierwszy. Nawet nadałam mu imię. Jak można być tak sentymentalnym? Spakowałam go do torby i znów stanęłam na poprzednim miejscu. To już wszystko.
- Żegnaj pokoiku - westchnęłam. Wspominałam już kiedyś, że bardzo lubię ten pokój? Chyba tak. Ciężko mi było się z nim rozstać. Westchnęłam po raz kolejny i wyszłam z pokoju. Poszłam do pokoju bachorów i nie pukając weszłam do środka. Siedziały przy swoich biurkach i coś robiły w jakiś ćwiczeniach. Ciekawe, że nigdy nie interesowałam się, co robią.
- O, robicie zadanie? - zdziwiłam się. Pokiwały głową. - Moje bachorki, będziecie za mną tęsknić? - Spytałam i podeszłam do nich.
- A co? - zapytała Camille.
- Wyprowadzam się. - wyjaśniłam. - Dacie sobie radę beze mnie? Przepraszam, że zostawiam was same z tatą, ale nie mogę zostać. No i macie jeszcze Elzę, słuchajcie jej, dobrze? - Pokiwały głowami. - Będę za wami tęsknić, wiem że to dziwne, ale naprawdę. Kocham was. - Przytuliłam je.
- My ciebie też - uśmiechnął się Matthew. - Nie martw się, damy sobie radę.
- Będziesz nas odwiedzać? - Zapytała Cam.
- Mam nadzieję - westchnęłam i podniosłam się. - Pójdę już.
Z trudem przeniosłam wszystkie torby do samochodu. Napisałam Charlie sms, że już jadę i ruszyłam. Byłam na miejscu pół godziny później. Lotta wyszła z domu i pomogła mi wnieść rzeczy do środka. W korytarzu stały torby jej mamy. Żeby mi się nie pomyliło swoje od razu wniosłam do pokoju gościnnego, który miał od dziś być moim pokojem. Zeszłam do kuchni. Stała tam pani Adamson, w czarnym, eleganckim stroju.
- Dzień dobry. - Uśmiechnęłam się i podałam jej rękę.
- Dzień dobry, Cassie. Ja już cię pożegnam.
- Jak to? Miała pani jechać jutro. - Zauważyłam.
- Tak, ale coś się zmieniło i muszę jechać już dzisiaj. - Do kuchni weszła Charlie. Uściskała mamę i otarła łzy z oczu.
- Długo cię nie będzie? - Wychlipała.
- Niestety tak. Coś się pozamieniało, wyjeżdżam na pół roku, nie na miesiąc. Ale jesteś już duża poradzisz dobie. - Pogłaskała ją po głowie i pocałowała w czoło. - Do widzenia kochanie, będę tęsknić.
- Ja też mamo, kocham cię.
- Ja ciebie też kotku. - to było takie smutne. Pani Lucy to bardzo miła i zabawna osoba. Szkoda, że wyjeżdża na dłuższy czas. Charlie ocierała spocone oczy, a ja ją pocieszałam. Poszłyśmy do mojego pokoju, żeby mnie rozpakować. Zaczęłam rozpakowywanie torby z ciuchami, a Lotta ustawiała moje zdjęcia i inne duperele na półkach. Wyciągnęłam z czeluści torby czarny stanik, a Charlie zaczęła coś do mnie mówić. Śmiałyśmy się i rozmawiałyśmy. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Jako że to jest teraz też mój dom to mnie przypadł zaszczyt otworzenia gościowi drzwi. Otrzepałam tyłek z niewidocznego kurzu i przekręciłam klucz. Moim oczom ukazała się czwórka chłopaków, cieszących się jak głupi do szynki, czy jak tam to szło. Wszyscy jak na zawołanie spojrzeli na moje dłonie. Również spojrzałam w dół... Nadal trzymałam mój czarny stanik. Parsknęliśmy śmiechem. Zrobiliśmy zbiorowego przytulaska.
- Cassie! Tęskniliśmy za tobą! - Usłyszałam głos Zayna.
- Ja też bardzo tęskniłam. Przepraszam was za wszystko. - Spojrzałam na nich i poczułam, że mam pusto w ręce. - Ej! Kto wziął mój stanik!
Reszta dnia minęła nam na rozpakowywaniu mnie i oczywiście wygłupach. Wreszcie pod wieczór zmęczeni padliśmy na kanapę w salonie.
- Kto ma ochotę na lody? - Zapytała gospodyni.
- Charlie jesteś wspaniała! - Wykrzyknął Niall i poszedł za nią do kuchni.
- Zostańcie na noc! - Nagle mnie olśniło.
- No nie wiem. - Liam nie był zdecydowany. Podeszłam do niego, usiadłam mu na kolanach, objęłam go rękami za kark i nachyliłam się do jego ucha.
- Proszę, proszę, proszę, Liaaaaś, prrroooszęęę. No nie daj się prosić. Prooooszę. - Mruczałam mu do ucha, ale oczywiście wszyscy słyszeli. Parsknęli śmiechem, a Daddy w końcu kiwnął głową.
Charlie*
Jak fajnie, że możemy być wszyscy razem. Znaczy Cassie nie odzywała się do chłopców przez jeden dzień. Baardzo dłuugo. Przygotowałam z Naillerem nasz pyszny deser. Co chwilę oblizałam łyżkę do nakładania lodów bo jestem wielkim łakomczuchem, ale nie widać tego po mnie. Na szczęście. Trochę mi źle z tym, że mama jednak wyjechała na pół roku. Miał to być tylko miesiąc. Dlatego postanowiłam zjeść lody... one zamrożą moje nie przyjemne uczucia. Tak sobie to tłumaczę. Rozmawiałam z Niallem na różne tematy. Jest bardzo miły i umie dostrzec człowieka w człowieku. Tylko czułam się trochę... zaniedbana jeżeli można tak to ująć. Chłopcy na widok Cass są tacy szczęśliwi i radośni. Wszystko co dobre... a kiedy leżałam w szpitalu to odwiedzili mnie tylko raz. Jak miło... nie, że jestem zazdrosna o Cass wręcz przeciwnie jestem zadowolona z tego, że ona jest szczęśliwa. Szkoda, że to ja musiałam myśleć i kombinować po to by chłopcy byli zadowoleni, a Cassie mogła znów się z nimi spotykać. Tego to nikt nie doceni. Może po prostu ja jestem ta gorsza, inna, tym piątym kołem u wozu. Te przypuszczenia, że tak może być mnie rozrywały od środka. Nigdy nie czułam się najlepsza i najpiękniejsza... ale choć trochę być tą inną.
- Charlie wszystko w porządku? - zapytał mnie Niall, a ja upuściłam kubek z wodą. Byłam wyrwana ze swoich myśli. Schyliłam się po roztłuczony kubek i szybko odpowiedziałam.
- Tak... wszystko jest w porządku. - on pomógł mi zbierać kawałki szkła.
- Nie widać by tak było... coś się stało? - zapytał, a ja podniosłam wzrok na jego twarz. Ujrzałam jego piękne błękitne oczy. Przypomniało mi się kiedy go spotkałam. Były tak samo... inne. Tak bardzo mądre Charlie. Znam ich zaledwie dwa tygodnie, a czuję jakbym znała ich od piaskownicy. Uśmiechnęłam się by przerwać moją retrospekcję w mózgu.
- Wszystko jest super. - wstałam i wyrzuciłam kubek w kawałkach do kosza. - Po prostu jestem zmęczona. -wyjaśniłam. Zabrałam tacę z lodami ruszyłam korytarzem do salonu. W tym domu można się zgubić. Kiedy wniosłam i położyłam deser na stole po chwili wszystko zniknęło. Szybcy są. Zabrałam swoją porcję i usadowiłam się na bujanym krześle. Za każdym razem kiedy jem lody przypomina mi się dzieciństwo. Te niezapomniane chwile spędzane z tatą. Najpiękniejsze są tylko chwile. Normalnie to teraz bym się rozkleiła, ale nie chcę wyjść na beksę. Zjadłam swoją porcję chyba ostatnia bo kiedy odłożyłam pucharek wszystkie były już puste. Tak długo myślałam? Zapomniałam całkiem o Harrym! Szybko wstałam i uprzedziłam, że na chwilę wychodzę. Opuściłam swój dom i wyciągnęłam telefon z kieszeni. Zadzwoniłam do Loczka. Od razu odebrał. No i to mi się podoba. Nienawidzę kiedy ktoś nie odbiera. Wtedy potrafię nawet rozwalić telefon. Nobody's perfect.
- Hej! Wać panna raczyła do mnie zadzwonić. - usłyszałam wesoły głos chłopaka.
- Cześ Harry mi też miło słyszeć twój głos. - przywitałam się. Rozmawiałam z nim huśtając się na huśtawce. Gadaliśmy tak z godzinę. Co tam... mam darmowe.
Kiedy wróciłam do domu zobaczyłam tam kompletny chaos. Wszędzie były porozrzucane moje rzeczy. Wszystkie moje ubrania walały się po podłodze, a nawet wisiały na lampach. Co to jest do cholery? Oczywiście nikogo nie było w pobliżu. Byłam na maksa wkurzona. Jak mogli mi zrobić mi coś takiego? Rozdarłam się na wszystkich. Nikt nie raczył się pokazać. Byłam zła na nich, ale po chwili wybuchłam głośnym śmiechem. Zaczęłam się tarzać po podłodze i nie umiałam przestać rżeć. Najbardziej rozbawiła mnie lampa przyodziana w mój czerwony stanik. Co za świnie z nich. Wiem! Zamówię sobie pizzę, a im nie dam. Tak też zrobiłam. Poszłam na górę tak jakby nic się nie stało. Nie zważałam uwagi na to, że moja bielizna wisi na obrazkach. Sami sobie to sprzątną, a ja w tym czasie będę zajadać się pizzą. Dobrze, że Harry nie widzi tego. Byłabym taka zawstydzona... chyba. Szukałam tych gnid po kolei w każdym pokoju. No gdzie się schowaliście? Wiem! Ruszyłam na strych po schodach. O dziwo jak na strych jest tu bardzo czysto. Mogłabym tu zamieszkać. Po cichu podeszłam do otworzonego okna dachowego. Słyszałam jak cała banda upiorów gada sobie tak jakby nic się nie stało. Siedzieli na dachu. Wystawiłam głowę po woli za okno, a oni się nie zorientowali. Jak mam się zrewanżować? Rozejrzałam się po całym strychu i moją uwagę przykuł czerwony klakson. Kiedy chodziłam z wujkiem na mecze piłki nożnej to tego używałam. Zabrałam go i postanowiłam nastraszyć te głuptaki.
- Będzie afera mówię wam - powiedziała Cass. Przynajmniej tyle wiedzą.
- Nie będzie tak źle... - mówił Louis. Oj kochany będzie gorzej niż źle. Miałam ochotę im wszystkim łby pourywać. Nawet Cass. Nastała głucha cisza. Nikt się nie odzywał ani mru mru. To dobry moment. Jestem centralnie za nimi. Nacisnęłam czerwony przycisk, a ostry dźwięk rozszedł się po całej ulicy. Wszyscy tak się wystraszyli i mieli oczy jak pięć złotych. Ja wybuchłam głośnym śmiechem. Nie umiałam nabrać tchu.
- Wy, wyglądacie jak... ha ha ha! Błagam was. - śmiałam się głośno, a oni byli wystraszeni.
- Jak? Ty! Tu! - mówił Zayn. - Zakradłaś się tak cicho...
- Nieźle nas wystraszyłaś Lotta, ale proszę nigdy więcej tak nie rób. - prosił Niall zdezorientowany.
- No dobrze... ale po tym jak posprzątacie mi dom z moich ubrań. - postawiłam warunek i ruszyliśmy na dół.
Rozejrzałam się po całym salonie. Jaki tu bajzel. Uśmiechnęłam się szeroko, a oni mieli nieciekawy wyraz twarzy.
- To życzę miłego sprzątania, a teraz idę bo chyba pizza przyjechała. Życzcie mi smacznego. - pomachałam im i wyszłam z domu cała zadowolona. Kto mieczem wojuje od miecza ginie. Proste jak konstrukcja cepa.
Zapłaciłam dostawcy odpowiednią sumę i odebrałam swój posiłek. Ależ to będzie smaczny wieczór. Z pudełkiem pizzy weszłam do domu. Tam cała banda wandali harowała i dobrze. Na zdrowie im wyjdzie.
Usiadłam na kanapie i chwilę im się przypatrywałam. Jakie biedaki... prawie mi się ich zrobiło żal. Peszek.
1 godzina później...
- To już wszytko. - powiedziała Cass. Rozejrzałam się i pokiwałam głową.
- Odpokutowaliście swoje winy więc możecie dojeść skórki pizzy. - spojrzeli na mnie z miną zbitego psa. Poszłam do kuchni i zabrałam dwa pudełka pizzy. Nie jestem wredna. Położyłam je na stole.
- Smacznego życzę. - powiedziałam. - Śpicie w pokojach gościnnych. Dobranoc - poszłam sobie. Kiedy wychodziłam po schodach krzyknęłam. - Nie ma za co! - nie usłyszałam odpowiedzi. Jak miło... .
Usiadłam na łóżku i głośno westchnęłam. Jak fajnie gdy ktoś zrobi ci burdel w domu i nawet nie przeprosi. Może oni... może wcale mnie nie lubią? Jestem tylko takim popychadłem. Zrób to, nie rób tego... wymyśl coś. To mnie już przerasta. Cass też... od razu się wprowadziła i już sobie rządzi. Kto powiedział, że ja się zgadzam na to by zostali na noc? Racja to ja wyskoczyłam z tym by u mnie zamieszkała, ale nadal jest to mój dom, mój majątek i jest to posiadłość Adamsonów. Chyba przesadzam... to przez ten stres przed szkołą. Boję się, że spotkam tam Dylana. Wyciągnęłam z szafki tabletki na uspokojenie. Czasem ich potrzebuję. Teraz też.
*Cassie
Hmm no dzięki Charlie. Nie wiem czy pamiętasz, ale w tym domu jest tylko jeden pokój gościnny. Chłopcy patrzyli na mnie z wyczekiwaniem. Jasne, dzięki jeszcze raz Charlie. Co ja mam z nimi zrobić?
- Emm... - zaczęłam. - Yyy... Noo... Kurde! Nie wiem gdzie macie spać.
- W pokojach gościnnych - wytłumaczył powoli i spokojnie Liam, jak komuś z opóźnionym rozwojem. Spojrzałam na niego spod byka.
- No wiem, tylko, że w tym domu jest tylko jeden pokój gościnny. Ten, w którym ja śpię. - Wytłumaczyłam tak wolno, jak przed chwilą Payne.
- No i co teraz? - Zapytał Zayn. - Mamy sobie iść? - Spojrzał w stronę, w którą odeszła Lotta. -
Charlie chyba się obraziła.
- Nie, spokojnie. Ma chwilowego focha, ale to u niej normalne. I wcale nie musicie iść, przecież już spaliśmy razem. Chyba mnie nie zgwałcicie, co? - Pokręcili głowami, po czym wzięli mnie na ręce i zanieśli do mojego pokoju. Westchnęłam. - Dzięki, ale umiem chodzić.
Ułożyliśmy się na moim łóżku, jak sardynki w puszce. Chwilę leżeliśmy po ciemku w ciszy.
- Jestem głodny - usłyszałam blisko głos Niall'a.
- Ty zawsze jesteś głodny - usłyszałam jeszcze bliżej głos Louis'a.
- Wytrzymasz do śniadania i tak jest już 2 w nocy. Zaraz będzie rano. - Głos Zayna był najbliżej ze wszystkich. Gdzieś zaraz koło mojego ucha.
- Nie chce mi się spać - oznajmiłam po krótkiej ciszy.
- A mi tak - Kochany Liaś i tak nie dam ci zasnąć. Trochę dwuznacznie to brzmi.
- No to co? Oglądamy coś? - Chłopacy zareagowali bardzo entuzjastycznie, z wyjątkiem Liam'a, który jęknął głośno i położył sobie na twarz poduszkę. Wyciągnęłam laptop. Jako że Zayn leżał mniej więcej na środku to na jego nogach wylądowało urządzenie. Włączyliśmy jakiś obyczaj i przycisnęliśmy się wszyscy do Zayna. Ja leżałam oparta na jego torsie, a Louis był oparty na mnie. Zasnęłam nie wiem kiedy. W każdym razie jak się obudziłam poczułam, że na kimś leżę. Otworzyłam oczy. Na łóżku leżał Louis, a ja na nim. Bardzo dosłownie. Nikogo innego tu nie było. Popatrzyłam na jego idealną twarz. Był taki spokojny i lekko uśmiechnięty. Wspominałam już kiedyś, że jest nieziemsko przystojny? Nagle drzwi się otworzyły. Do środka wparował Zayn. Złapał się za głowę.
- Cassie! Jeszcze nie jesteście nawet parą! O matko! Dobrze, że przyszedłem w takim momencie, bo Louis nie nosi przy sobie prezerwatyw! - Parsknęłam głośnym śmiechem i zeszłam z obudzonego już Tomlinsona. Nawet taki potargany i nieprzytomny był słodki. Uśmiechnęłam się do niego i wstałam z łóżka.
- Zaynyyy - mruknęłam.
- Mmm?
- Zanieś mnie do kuuchniii. Proszę. - Spojrzałam na niego błagalnym spojrzeniem. Uśmiechnął się i przerzucił mnie sobie przez ramię, jak worek ziemniaków. - Zayn! Bądź delikatny! Dopiero wstałam. - Zaśmiał się i już po chwili byliśmy w kuchni. Posadził mnie na blacie.
- Co pani sobie życzy na śniadanie?
- Hmm... może naleśniki? - No skoro już tyle oferuje to chętnie skorzystam.
- Okay, chętnie to mi też zrób. - Zaśmiał się i wyszedł z kuchni. Prychnęłam i zeskoczyłam z blatu. Niech sobie sam robi. Wyciągnęłam potrzebne składniki. Zrobiłam ciasto, dodałam jeszcze cynamonu, żeby był ładny zapach i zaczęłam smażyć. Do kuchni wszedł Louis. Podszedł do mnie i oparł głowę na moim ramieniu, zaciągając się zapachem naleśników.
- Mmm... Ale superaśnie pachnie. Zrobisz mi też? Mam wrażenie, że robisz najlepsze naleśniki pod słońcem.
- Mmm i dobrze ci się zdaje. - zaśmiałam się i nalałam kolejną porcję ciasta na patelnię.
Charlie*
Kiedy się obudziłam zobaczyłam, że zasnęłam w ubraniach. Musiałam być nieźle zmęczona. Przetarłam oczy i przeciągnęłam się. Jaka fajna pogoda. Pada sobie mały deszcz. Jest godzina 7.15. Na ósmą są dziś lekcje. Tamci pewnie jeszcze śpią. Ubrałam się szybko i umyłam. Nałożyłam lekki makijaż na twarz, zabrałam torbę i wyszłam. W domu czułam się jakoś dziwnie... tak nieswojo. Nie chce mi się jeść śniadania. Jednak poczułam zapach dochodzący z kuchni. Mmm... słyszałam głosy dochodzące stamtąd. Weszłam tam i zobaczyłam, że moi goście już się sami obsłużyli. Lekko się uśmiechnęłam, ale to odwzajemnił tylko Liam i Niall. Nic nie powiedziałam. Szybko zabrałam jabłko i wodę z lodówki. Często tak jem więc to nic nowego.
- Charlie nie zjesz śniadania?-zapytał blondyn ,a ja stojąc do nich tyłem szybko odpowiedziałam.
- Nie... spieszę się, cześć. - powiedziałam i wyszłam z domu. Nie mam ochoty rozmawiać z osobami, które widzą mnie tylko wtedy kiedy mam coś zrobić czy użyć swojej mądrości. To nie fair. Szłam z parasolem i patrzyłam na swoje przemoknięte trampki.
- Charlie? - usłyszałam jak ktoś mnie woła. Odwróciłam się i zobaczyłam trochę dalej stojącego Bradleya. Chłopie, jak ja cię dawno nie widziałam. Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję. On mną okręcił wokół własnej osi. Może to wyglądało jakbyśmy byli parą, ale tak nie jest. Przyjaźnię się z nim od podstawówki. Później w gimbazie poznałam Cassandrę. Kiedy mnie odstawił ciągle mi nie schodził uśmiech z twarzy. Nie widziałam go z dwa tygodnie. Dla nas to wieki.
- Bradley jak tam u ciebie studia? - zapytałam, a on machnął ręką.
- Niby to pierwszy rok, ale i tak jest trudno. Sam nie wiem czy dobrze zrobiłem idąc na doktora. - on zawsze narzekał. W podstawówce to ciągle mamrał nad stołówkowym żarciem i nad nauką. - A jak u ciebie?
- W szkole sobie radzę, ale nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam z niektórymi sprawami. - spuściłam lekko głowę w dół.
- Chłopak? - zapytał.
- Raczej pięciu chłopców. - on się mocno zdziwił.
- Ho ho... wszyscy lecą na ciebie? Nie zdziwiłbym się. Takiej kobiety to ze świecą szukać. - jaki on miły. Jeszcze mi nigdy nikt tak nie powiedział. - Wiesz za nim mi powiesz to chodźmy do mnie, tu na deszczu nie będziemy stać.
- Ja mam dziś zajęcia. - on przewrócił zabawnie oczami.
- Ja też, ale muszę odpocząć. Ty też Charlie. - namawiał mnie tak z piętnaście minut. W końcu się zgodziłam bo i tak bym nie zdążyła.
*W domu Brada
Weszliśmy do jego domu. Jest tu bardzo przytulnie. Zachował się jak dżentelmen i zdjął mój płaszcz, a później powiesił go na wieszaku. Usiadłam na wygodnej kanapie i rozglądałam się dookoła. Wszędzie wisiały nasze zdjęcia. Tyle pięknych chwili i momentów. Mimo że znam Bradleya od dzieciństwa nigdy nie myślałam nad tym, że moglibyśmy się spotykać. Zawsze był moim przyjacielem i niech tak zostanie. Kochamy się jak przyjaciele, ale nie tą miłością co w związku. Zawsze mi pomagał, wspierał i umiał mnie pocieszyć. To idealny kandydat na przyjaciela na całe życie. Mój przyjaciel podał mi mój ulubiony sok pomarańczowy. On mnie tak dobrze zna. On nawet wie jakie mam hasło na facebooka, ale ja mu wierzę. Po za tym wiem jaki ma numer do swojego konta w banku. Nie którzy sądzą, że nie może istnieć przyjaźń męsko damska. Jednak może istnieć. Ja i Bradley jesteśmy bardzo dobrym przykładem.
- Wiesz... może powinnaś się przejmować i zadręczać się nimi. Nie jest to miłe, że może cię wykorzystują, ale to tylko dlatego, że sami są bezradni. - może ma racje, ale oni mają wszystko. Są sławni i mają miliony fanów.
- Ty jesteś najpiękniejszą, najinteligentniejszą, najsłodszą dziewczyną pod słońcem. I jeżeli ja to mówię to znaczy, że jest to prawda przenajświętsza. - oznajmił i zaczął mnie gilgotać. Potrzebowałam trochę szczerości.
Harry*
No fajnie spakowałem się, przebrałem, dostałem wypis i czas do domu. Czego jeszcze brakowało mi do szczęścia to Louisa. Brakuje mi go bo miał przyjechać po mnie o umówionej godzinie! Ja nie pójdę przez pół Londynu. Jeszcze mnie dziennikarze pochłoną żywcem. Dzwoniłem do niego z dwadzieścia razy. Tępa dzida nie odbiera. No jasne! Chyba będą w szkole. Ty jesteś nie mądry Hazz. Walnąłem się w czoło i westchnąłem. No cóż to będę musiał zamówić taksówkę. Wracam do domu. Zanim wsiadłem do taksówki przypomniałem sobie, że chłopcy mają klucze do domu. Cholera... co mam zrobić. Charlie! Ona wczoraj też wyszła ze szpitala. Pewnie dziś darowała sobie lekcje. Postanowiłem jechać do niej.
Zapukałem w drzwi Lotty parę razy. Słyszałem kroki po drugiej stronie. To pewnie ona bo jej mama jest pewnie w pracy.
- Charl... Niall? - spytałem zdziwiony. Co on tu robi ? A raczej robią? Louis wskoczył na mnie i tak każdy po kolei. Tylko Cass stała w progu i śmiała się z nas. Gdzie jest nasza Lotta? - Dobra chłopaki... dość bo mnie udusicie, a tobie Lou nie wybaczę! - powiedziałem, a on zrobił minę zbitego psa. Mnie to nie złamie. - Gdzie Charlie? - zapytałem, zdejmując buty.
- Ten znowu o niej! - powiedział Zayn. - Do szkoły poszła cztery godziny temu. - to ona po tygodniu spędzonym w szpitalu idzie do szkoły, a oni zdrowi jak ryby siedzą u niej na chacie i nie idą do szkoły.
- Skoro siedzicie u niej w domu to chyba mogę spytać. - usiadłem na kanapie i czekałem na to aż coś powiedzą. Nikt nie był zbytnio chętny do rozmowy. Louis i Niall rozglądali się dookoła, Zayn cykał na fonie, Liam patrzył na ścianę, a Cassie wpatrywała się w telefon, ale nic nie robiła. Co się tu dziej... Cassie?! Przecież ona i my... czy ja o czymś nie wiem?
- Cass... - zacząłem. - Bo wiesz... ty i my to miały być dwa różne światy - skierowała swój wzrok na mnie.
- Widzisz... cud. - powiedziała, a ja nie wiedziałem o co chodzi i jak głupi czekałem na wyjaśnienia. - Charlie nam pomogła.
- Charlie? - spytałem ciekawy. Wiedziałem, że jest mądra, ale tak by w dzień naprawić między nami relacje?- Co zrobiła?
- Zaproponowała by Cass zamieszkała u niej. Tata jej będzie płacił, a ona będzie mogła się z nami spotykać. Tak to Cass by tu nie siedziała, a nas też by tu nie było. - powiedział Lou spoglądając na Cassie. Chłopcy pokiwali głowami.
- Podziękowaliście Charlie? - cisza. Tego mogłem się spodziewać. - Czyli jesteście tu tylko z tego powodu, że jest tu też Cass?
- Nie! - zaprzeczyli szybko. - Chodzi, że no eee sam już nie wiem o co chodzi. - powiedział Zayn.
- Tu chodzi o to, że ONA wam pomogła, a wy ją wykorzystaliście. Nie jestem waszą mamą i nie mam obowiązku mówić o takich rzeczach. - tłumaczyłem. Jacy szczerzy przyjaciele. - Liam, myślałem, że chociaż ty będziesz na tyle mądry i jej podziękujesz. - Spojrzałem na chłopaka. Miał nieobecne spojrzenie, wpatrywał się przed siebie. Wstałem i potrząsnąłem go za ramiona. - Liam! Mówię do ciebie! - Wreszcie na mnie spojrzał.
- Co? - zapytał.
- Dlaczego nie podziękowałeś Charlie? - Spuścił wzrok.
- Za co? - to pytanie mnie serio zdziwiło.
- No za pomoc wam i Cassie! - Patrzył na mnie zdziwiony.
- W czym? - Czy nam podmienili Liama? Zawsze był najbardziej poinformowany.
- No przecież wiesz. - zmarszczył brwi. - Liam? Co się dzieje? - Payne westchnął i pokręcił głową.
- Wszystko ok. - Wzruszył ramionami i znów się zamyślił, spoglądając co chwilę na wyświetlacz telefonu.
*Cassie
Z Liamem dzieje się coś dziwnego. A Harry jakby wydoroślał w tym szpitalu. Nie sądziłam, że może być bardziej odpowiedzialny niż Daddy. Najwyraźniej się myliłam. Nie chciało nam się dzisiaj iść z chłopakami do szkoły, a Charlie jako że zależy jej na ocenach poszła bronić naszej klasowej frekwencji. Postanowiliśmy się wybrać na miasto. Harry zgodził się iść z nami. Po drodze omawialiśmy, jak przeprosimy Lottę. Louis chciał jej zasponsorować wycieczkę na Hawaje, ale niestety to nie wypaliło, bo Charlie nie pojedzie teraz ze względu na szkołę, a głupio czekać z prezentem do wakacji. Stwierdziliśmy, że urządzimy jej imprezę przeprosinową. Udaliśmy się do galerii, żeby kupić jakiś fajny prezent i potrzebne rzeczy na imprezę.
No to jest 7 rozdział. :D :D :D Dzięki ogromne za ponad 1900 wyświetleń to dla nas naprawdę dużo. Myślę, że rozdział Wam się spodoba. Cassie - zaczyna się rządzić. Charlie - unika kłopotów i woli uciekać. Czy problem się rozwiąże? Czekajta na następny rozdział ;) Dziękujemy za odwiedziny i życzymy miłego dnia. ~ Hermi :)