piątek, 18 lipca 2014


Lottie*

Po miłym bieganiu...jak dla mnie ,usiadłam na ławce i czekałam na Harr'ego. Chwilę później przybiegł zdyszany Hazz.Chciał coś powiedzieć ,ale nie umiał nabrać tchu.Zaczęłam się z niego ryć.Pokazałam mu by usiadł. wyciągnęłam wodę z torebki i mu ja podałam.
-Oj Harry ,Harry...biedny chłopczyk pobiegał trochę-śmiałam się z niego.
-Trochę?!-spytał głośniej.-Nóg nie czuję.
-Przykro mi...,ale ja ciebie nie poniosę.-prychnął i zaczął udawać obrażonego. Przytuliłam go ,a on zaczął płakać.
-No dobrze Harry...na pocieszenie kupię Ci lizaka-pocieszałam go ,a on mnie szybko zabrał na ręce i zaczął kręcić  wokół własnej osi.Myślałam ,że za raz zwymiotuję,ale byłby wstyd.Chociaż byłabym na okładkach gazet ''Charlotte Adamson zwymiotowała na Harr'ego Stylesa ''.Normalnie sensacja roku.Kiedy mnie odstawił kręciło mi się w głowie. Pewnie wyglądałam jak żul. Kiedy złapałam równowagę i siłę ,srogo spojrzałam na Hazzę. Lekko walnęłam go w ramię.Udawał,że go to boli
images (18)
-Przepraszam ,ale tym razem Cię NIE przy-tu-lę!-sylabowałam.
Dylan* Dziewczyny są naiwne i puste.Ta laska z ławki pewnie myśli ,że ona podoba mi się. Hehh...fajna z niej dupa więc czemu by nie miałbym spróbować się trochę pobawić??? Kiedy jest okazja trzeba spróbować.Niestety odmówiła mi spaceru po parku .Ojjj... trzeba wypróbować innych metod. Szedłem przez park spoglądając na każdą przechodząca obok dziewczynę. Kiedy tak usiadłem sobie na ławce w pewnym momencie zobaczyłem Charlotte. Wygłupiała się z jakimś włochatym baranem. Powiedziała, że śpieszy się do pracy mamy. Co za... gówniara. Mnie się nie okłamuje. Wciąż się śmiali. Ten idiota zabierze mi ją z przed nosa. O nie!Pierwszy ją zaliczę!Podsłuchałem ,że wybierają się w sobotę do wesołego miasteczka.No to się pobawimy.
*Hazz
Charlie to bardzo energiczna i zabawna dziewczyna. Ciekawe czy mam szanse zostać jej przyjacielem? A może kimś więcej? NIE! Ogarnij się Styles!Nie możesz...dlaczego nie? Nie wiem. Może kiedyś...może. Szliśmy weseli przez park jak dzieci z przedszkola.Ciągle się wygłupialiśmy i zadawaliśmy głupie pytania typu: Jak się robi prąd?,Dlaczego płaczemy przy krojeniu cebuli?  albo ''dlaczego mrugasz?'' Był przy tym nie zły ubaw .Doszliśmy do wielkiej fontanny w parku.Usiedliśmy obok niej na ławce.
-Ciepło mi-powiedziała.Od razu coś wymyśliłem. Wziąłęm ją na ręce.Oczywiście się szarpała i wrzeszczała,ale za razem się śmiała.Wszedłem w moich ulubionych rurkach do fontanny. Co chwile po mnie wrzeszczała ''Styles ty baranie''! To było słodkie .Zaniosłem ją pod wodospadzik i po chwili byliśmy cali mokrzy.Wiem jestem głupi ,ale powiedziała ,że jest jej ciepło.No to co? trochę kąpieli w fontannie jeszcze nikomu nie zaszkodziło...znaczy za raz ona mnie zabije więc będę pierwszy .Nie chce umierać !jestem za młody na śmierć...i za przystojny.Wyszła z wody i miała mię ''Zabiję cie i to nie żart'' . No i o to Świętej pamięci Harold Edward Styles (18 lat) zginął z ręki dziewczyny.Pomyślałem.
-Jesteś zła???-spytałęm. Miała srogą minę ,ale po chwili na jej twarzy zagościł piękny uśmiech.
-Nie...ale odegram się. -Za co?!Przecież było ci ciepło to cię ochłodziłem .Raczej jesteś winna mi przysługę.
-Pfff...przysługę.-wykręciła ze spódnicy 1 litr wody.Heh wygląda jak mokry szczur,ale za to jaki ładny mokry szczur.Wolę nie pomyśleć jak ja wyglądam.
-Wyglądasz jak mokry baran-powiedziała.No i teraz wiem jak wyglądam.Dzięki Charlie.Ona czyta w moich myślach.To przeznaczenie.
Cassie* Wygłupialiśmy się dalej, nagle przez łzy śmiechu zobaczyłam, że jestesmy w parku, w którym pierwszy raz się spotkaliśmy. - Pamiętasz? - zapytałam - tytaj się poznaliśmy, ehh wspomnienia - westchnęłam sarkastycznie. Lou parsknał śmiechem.
- Tak, bardzo odległe czasy, to było tak dawno, że ledwo poamiętam. Opowiesz mi jak to było? - Zapytał, po czym usiadł na ławce i posadził mnie na swoich kolanach. Chciałam tak siedziec, ale nie mogłam, nie to tylko przyjaciel, nic więcej. Zsunęłam się z jego kolan i usiadłam obok.
- No wiesz, to było tak dawno, że też nie bardzo pamietam - powiedziałam "przypominając" sobie zdarzenia z wczoraj. -
ale może Harry i Charlie pamiętają.
- Ale ich tu nie ma - zauważył.
- Są, patrz jacy mokrzy - zaśmiałam się - nie no, nie poznaję Charlie, nigdy nie chciała dotknąć tej wody, bo Bradley jej powiedział, że są w niej robaki - chichotałam na wspomnienie wygłupów starego przyjaciela.
- Kto to Bradley? - zapytał Louis, wstając.
- Przyjaciel - wyjaśniłam krótko i też wstałam. Ścigaliśmy się, kto pierwszy dobiegnie do fontanny.
- Pierwszy/a - krzyknęliśmy w tym samym momencie i zaczęliśmy się głośno z siebie śmiać. Harry i Charlie odwrócili się zdziwieni w naszą stronę.
- Cześć, co tu robicie. Nie mieliście być u Cooper`a? - zdziwił się Hazza. Zacisnęłam usta i momentalnie przestałam się śmiać. Lou zauważył, że coś jest nie tak.
- Mieliśmy, ale Cooper nas wypuścił wcześniej niż zamierzał. - wyjaśnił.
- Aha, a teraz gdzie idziecie? - zapytała Charlie, mierząc nas uważnie wzrokiem. Wzruszyłam ramionami.
- Właściwie to nigdzie, tak sobie razem wracamy - wyjaśniłam.
- Wesołe miasteczko w sobotę nadal aktualne - zapytał Hazza.
- Jasne.-odpowiedziałam.
Charlie*
Harry odprowadził mnie pod sam dom. Całą drogę rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Poznawaliśmy się nawzajem. Uwielbiam kiedy Hazz się uśmiecha. Te jego dołeczki awww.... odpływam. Kiedy doszliśmy po mój dom  zobaczyłam, że mama wychodzi z garażu. Była jakby to ująć... podjarana. Tylko pytanie... czym? Bo rozmawiam z chłopakiem? Ach. Podeszła do nas. O fuck. Jeżeli zacznie mu mówić jaka byłam w dzieciństwie, albo pokarze mu moje zdjęcia to ją ukatrupię własnoręcznie.
- Dzień Dobry pani mamo Charlie. Jestem Harry . Kolega z klasy. - uśmiechnął się przyjaźnie.
- Dzień Dobry  ,jestem Lucy-podali sobie ręce.
- Miło mi Panią poznać-dodał.
- Mi ciebie też Haroldzie-parskneliśmy śmiechem ,a mama zrobiła minę ''No co?''.
- Mama tak czasem ma.-wyjaśniłam mu.
- Pokazałabym ci zdjęcia Lottki ,ale teraz muszę myć samochód.-Harry spojrzał na mnie ,a ja pokręciłam głową na znak ''nigdy''.Mama się pożegnała z Harrym i poszła.
-Masz bardzo miłą mamę.-powiedział po chwili.
-Dzięki...jest wspaniała.-spojrzałam na zegarek.14.25.-Wiesz Harry ...będę musiała się z tobą już pożegnać .Widzimy się jutro w szkole.Pa-pomachałam mu ręką kiedy się oddalałam.
-Cześć!-krzyknął w dali.
W domu*
Achch...usiadłam na kanapie.Jaki on jest...inny.Taki poważno-zabawny.Umie normalnie porozmawiać i umie też rozbawić.Taki zdarza się raz na milion.Poszłam do swojego pokoju i siedziałam w nim do wieczora.Nie miałam na nic siły.Wzięłam laptopa na kolana i wpisałam w wyszukiwarce ''Harry Styles''.Skoro jest sławny coś musi o nim pisać w necie.To mnie zdziwiło na maksa.

Członek One Direction - Harry Styles przez pewien czas był związany z 32-letnią dziennikarką. Związek z Caroline Flack i Harry'ego Styles'a zakończył się bez medialnej burzy. O przyczynach rozpadu Harry nie chciał mówić. Dziś robi to chętnie starsza dziennikarka. Oczywiście na łamach prasy!

Ciekawe czy to prawda ? Nigdy bym się nie spodziewała.Nie miałam siły więcej czytać. Możliwe, że to są same bzdury.
*Cassie
Pożegnałam się z Luisem, Harrym i Charlie i ruszyłam na parking przy szkole. Geniusz ze mnie. Zostawiłam tak auto. Już z oddali podziwiałam mój piękny wóz. Czy to takie dziwne, że kocham szybkie maszyny? A do tego jeżdżę jeszcze na ścigaczu. Wszyscy się dziwią, że jeżdżę bezszkodowo. No ale co poradzę? Jestem po prostu mistrzem, haha nie chwaląc się. Powiedziałam tacie, żeby mi kupił ścigacza, bo nie miałam własnego, no i się zgodził, żebym nikomu nie mówiła, że jest wyrodnym ojcem. Dzisiaj jedziemy wybrać coś fajnego. Już się nie mogę doczekać. Odkluczyłam autko i popędziłam do domu, łamiąc prawie wszystkie możliwe, przepisy drogowe. Cóż, jazda bezszkodowa to pojęcie względne.
*20 minut później
- Tato! Jedziemy po moje cudo?! - wydarłam się na cały dom.
- Nie mogę, sama jedź - tata podszedł do mnie i wcisnął mi do ręki sporą sumkę. Jeah! nie będzie się czepiał.
- OK. Dzięki -  Chciałam od razu wrócić na moim cudeńku do domu, więc ubrałam się w jakieś wygodne ciuchy. Odpowiednie ubranie na motor kupię przez internet. Kask można kupić w salonie, więc jest ok.
10 minut później byłam na miejscu. Rozglądnęłam się po wnętrzu i... o matko! Zakochałam się.
Podbiegłam do ślicznej maszyny i zaczęłam oglądać ją z każdej strony nie zwracając uwagi na cenę. Mam dość kasy, żeby kupić co najmniej 3 takie maszyny, bo tatuś nie orientuje się w tych sprawach. Podszedł do mnie chłopak koło 19-stki w brudnym kombinezonie. Wycierał dłonie do jakiejś szmatki.
- Mogę w czymś pomóc? - zapytał.
- Chciałabym kupić ten motocykl - wyjaśniłam grzecznie. Otworzył szeroko oczy.
- Naprawdę? Wow, zostaniesz moją żoną? - parsknęłam śmiechem.
- Pewnie, ale najpierw chciałabym to kupić.
- Aaa to poczekaj, zawołam szefa. - kiwnęłam głową i powróciłam do oglądania mojego cudeńka.
- Dzień dobry - usłyszałam za sobą poważny głos, odwróciłam się. Przede mną stał facet koło czterdziestki w czarnym garniaku. Załatwiliśmy odpowiednie formalności i motocykl był mój. Kupiłam do tego jeszcze najlepszy kask jaki był do wyboru i byłam gotowa. Przejechałam opuszkami palców po lakierze - nareszcie - wyszeptałam i uśmiechnęłam się. Ubrałam kask i pojechałam do domu.
*następnego dnia
*Harry
Kolejny dzień szkoły. Może to dziwne, ale polubiłem to. Może dlatego, że są tam ze mną super ludzie? Zajęcia zaczynały się o 8.00 więc miałem jeszcze czas, żeby wejść na twittera. Przeglądałem kolejne twetty. Kolejne dziewczyny, pytające mnie, czy za nie wyjdę. Albo inne, hejtujące mnie. No cóż, wszystkim nie dogodzisz. Dokładnie czytałem każdego twetta, w sumie nie wiem po co. Nagle zauważyłem, że ktoś dodał mnie do obserwowanych. Zwykle tego nie sprawdzałem, ale tym razem jakoś tak chciałem zobaczyć kto to. Kolejna laska. Hmm... nie miała w tle mojego wizerunku, to już postęp. @Charlie_oficjal hmm? Charlie? Czyżby? Obejrzałem jej zdjęcia. W większości to takie, na których była z Cassie. Jedno szczególnie mi się spodobało. Była na nim Charlie ubrudzona farbami, uśmiechająca się od ucha do ucha. Do niego był komentarz "kocham cię mój bojebańcu @Cassie_Oficjal". Może nie powinienem, ale kliknąłem "zapisz jako" i po chwili ustawiłem go sobie jako tapetę na laptopie. Rany... ale mi odwala. Dodałem Charlie do obserwowanych, a po chwili postanowiłem sprawdzić, czy Cassie też ma twittera. W tle miała motocykl. Fajny... nie sądziłem, że Cassie lubi takie rzeczy. W ogóle nie myślałem, że jakaś dziewczyna może się interesować takimi rzeczami. Witaj w 21 wieku Styles. Dodałem ją do obserwowanych, po czym wyłączyłem przeglądarkę i zacząłem wgapiać się w zdjęcie na tapecie...
kasdhgf

*pół godziny później
- Hazza! Zbieraj się! Idziemy! - wołał Liam. Zabrałem plecak, byle jak rzuciłem go na ramię i poszedłem do garażu. Dzisiaj była moja kolej na zawiezienie wszystkich do szkoły, więc skierowałem się do mojego kochanego autka i już po 20 minutach byliśmy na miejscu. Zaparkowałem i kłócąc się o bzdury, hałaśliwie wyszliśmy z auta. Obok nas zaparkował jakiś motocyklista na ścigaczu. Rany... fajna maszynka. Chłopak zsiadł z motoru. Podszedłem do niego, z zamiarem zagadania na temat jego hondy. Chciałem kupić podobną, więc może mi coś poradzi. Louis też ostatnio o tym myślał i poszedł ze mną.
- Cześć, fajna maszynka, droga była? - zapytał Louis. Motocyklista odwrócił się gwałtownie.
- Rany - doleciał do nas przytłumiony głos - już się bałam, że to Dylan znowu mnie zaczepia, wczoraj zaczął podobnie. - zaraz? Jaki Dylan? Chłopak zdjął kask. Nie wyglądał zbyt męsko. Miał długie, ciemne, prawie czarne włosy i twarz bardzo podobną do twarzy Cassie. Że to naprawdę jest Cassie dotarło do mnie po kilku dobrych sekundach.  - cześć chłopaki - uśmiechnęła się i podała nam rękę. Przywitaliśmy się.
wety
- Jeździsz? - zdziwiłem się - myślałem, że po prostu ci się podobają.
- Strasznie mi się podobają - uśmiechnęła się, całą szóstką skierowaliśmy się do szkoły. - więc po stanowiłam sobie zrobić prawko i kupić coś fajnego. Hondy podobają mi się najbardziej.
- Jak ty to utrzymujesz? - zdziwił się Louis - nie jest za ciężki dla ciebie?
- Daję radę - wzruszyła ramionami. - to mój pierwszy ścigacz, więc na razie nie szarżuję.
- Drogi był? - zagadnąłem.
- Jak cholera - kiwnęła głową.
- Skąd miałaś pieniądze? - zapytał Louis - pracujesz gdzieś?
- Nie, tata mi dał... to... zaległy prezent... urodzinowy - powiedziała, trochę się jąkając.
- O, to wszystkiego najlepszego - powiedział Louis i korzystając z okazji przytulił ją. Szybko wyswobodziła się z jego uścisku.
- Lou... urodziny mam dopiero w grudniu. To... był bardzo zaległy prezent. - wyjaśniła. - Cześć Charlie!
Charlie. Rany... ale ona ładna... Hmm... czyżby mi się podobała? Nie... po prostu jest ładna. Cassie tez jest bardzo ładna, ale jakoś jak ją widzę to serce nie zaczyna mi być szybciej. Czyżbym się zakochał? Może to tylko zauroczenie. Pewnie za niedługo mi przejdzie. Szkoda, że ona jest dla mnie taka oschła. Właściwie traktuje mnie jak znajomego, kumpla z klasy, z którym nie łączy ją nic, z wyjątkiem numeru klasy. Westchnąłem i wróciłem do studiowania jej wyglądu. Jest po prostu idealna... w każdym calu. Każdy najmniejszy szczególik jest dopracowany. Idealne paznokcie, nie za długie i nie za krótkie, w fajnym, pasującym do ciuchów kolorze. Idealny makijaż, chociaż ja się na tym nie znam, to wiedziałem, że przede mną stoi dziewczyna, która potrafi zrobić z siebie bóstwo, malując rzęsy i bawiąc się cieniami.  Do tego idealne ciuchy, podkreślające jej idealną figurę. Jest piękna, ciekawe, czy jakiś chłopak przede mną już to docenił.
images (7)

- Idę się przebrać - usłyszałem gdzieś z oddali głos Cassie - zaraz wracam.
Otrząsnąłem się i westchnąłem. Louis wydurniał się i robił jakieś dziwne miny. Po chwili gadania o bzdurach i naśmiewania się z Louisa przyszła Sandra. Louis zajęty sobą nie zauważył jej i wpadł na nią, a ona na jakąś lalunię, która wylała colę na inną lalunię. Były to dwie najbardziej rozpoznawalne dziewczyny w szkole. Jessica Evans i Chloe Stewart. Nie cierpię takich plastików, strasznie się lansują i uważają za nie wiadomo kogo.
- Co ty odpierdalasz?! - wydała się Jess.
- Wiesz ile ta bluzka kosztowała?! - zawtórowała jej Chloe.
- Sorry, to był wypadek - odparła Cass.
- Gówno mnie to obchodzi! Sieroto, masz mi oddać kasę!
- To nie była moja wina. - Sandra wzruszyła ramionami - trzeba było nie kupować takich drogich ciuchów, takie deski, jak ty powinny ubierać się w lumpeksie, a ty - zwróciła się do Evans - nie pij coli, bo zgrubniesz, a twoje ciało wygląda na bardzo podatne, na gromadzenie tłuszczu. - po czym odwróciła się i odmaszerowała, a my za nią.
- Przepraszam - Louis spuścił głowę, gdy odeszliśmy kawałek dalej. Cassandra westchnęła.
- To nie twoja wina, nie mogłeś widzieć, że tam będę. - po krótkim wahaniu przytuliła go delikatnie, jakby się bała. Louis chciał ją objąć, ale zaraz go puściła i stanęła obok.
- Nie cierpię tych zdzir - warknął Zayn. - myślą, że jak pokażą cycki to każdy facet będzie je chciał.
- A tak nie jest? - zapytała Charlie - bo odniosłam wrażenie, że podczas rozmowy każdy facet w zasięgu wzroku gapił się na ich cycki.
- Źle powiedziałem, każdy SZANUJĄCY się facet - uśmiechnął się Zayn.
- Ma ktoś żelki? - wtrącił Niall.
*Cassie
Na ostatniej lekcji była muzyka, z naszym wychowawcą, panem Dawsonem. Jak zwykle siedziałam z Louisem. Oczywiście nauczyciel nadal na mnie patrzy, jakbym była totalnym przeciwieństwem kujona i lizusa. Dzisiaj w końcu będziemy śpiewać. Mają być jakieś dni otwarte szkoły i musimy pokazać, jacy jesteśmy fajni i różne klasy mają coś tam przygotować. Klasy sportowe jakieś zawody i program o dobrym odżywianiu i takie bzdety, klasy językowe robią jakieś przedstawienie po francusku, no a my jako klasa artystyczna mamy najwięcej na głowie, bo przygotowujemy przedstawienie połączone z występami muzycznymi i wystawę plastyczną. I teraz nasz wychowawca będzie wybierał  kto co będzie robił. Pan Dawson usiadł przy ławce i spojrzał do dziennika.
- Charlotta Adamson - Charlie się wzdrygnęła, zawsze trochę się tremowała, kiedy wszyscy się na nią gapili - wstań - Lotta grzecznie wykonała polecenie - no dobrze, powiedz, dlaczego jesteś w klasie artystycznej?
- Bo... lubię malować - odpowiedziała.
- Ach tak, pamiętam. - uśmiechnął się nauczyciel - ale trzeba być sprawiedliwym, weź kredę i narysuj coś na tablicy. Jak ty będziesz malować, ja przesłucham inne osoby. - Lotta kiwnęła głową i zaczęła coś rysować na tablicy. Nauczyciel wzywał kolejne osoby. Jeszcze jacyś dwaj chłopacy trafili do tablicy z kredą. I na tym  się skończyły osoby uzdolnione w zasięgu plastycznym.
- Dylan Gray, a ty czemu jesteś w klasie artystycznej?
- Bo chcę być dziennikarzem - wyjaśnił.
- Ach tak, pani dyrektor coś wspominała, że trzeba przeprowadzić wywiad z nowymi uczniami... jest tu jeszcze jakiś potencjalny dziennikarz? - zapytał klasy. Odpowiedziała mu cisza. - dobra Dylan, to masz już zajęcie. Gray kiwnął głową i usiadł.
- Niall Horan - wyczytał nauczyciel po chwili. - aaa czekaj... wy macie ten zespół, tak? - Niall kiwnął głową. - pozwolicie, że nie będziemy śpiewać waszej piosenki? - Niall znów kiwnął głową. - dobrze, więc ty z kolegami na pewno będziecie śpiewać tak? - tym razem cała piątka pokiwała głowami. Dawson coś zapisał w notatniku.
- Cassandra Miller - wyczytał nauczyciel kilka uczniów potem. - a to ta, co się nie lubi uczyć - prychnęłam - no więc czemu przyszłaś do tej klasy?
- Lubię śpiew i aktorstwo. - wyjaśniłam.
- Hmm... aktorów mamy już dużo a tylko 5 muzyków. Zaśpiewaj coś. - w ogóle nie odczuwając tremy podeszłam do pianina, stojącego w rogu klasy i usiadłam na czarnym, miękkim stołeczku.
- Co mam zaśpiewać? - zapytałam.
- Co potrafisz.
- Mogę się chwilę zastanowić?
- Jak musisz. - nauczyciel wrócił do przepytywania kolejnych uczniów. Jeśli ktoś chciał być aktorem to musiał zagrać to, co mu kazał Dawson. Westchnęłam, co mam zaśpiewać? Przeszukiwałam mój niedorozwinięty umysł, ale jakoś nic mi nie przychodziło do głowy. Kiedy nauczyciel przepytał już wszystkich, zwrócił się do mnie.
- Już wiesz?
- Tak - westchnęłam i zaczęłam grać i śpiewać.
***
Well you only need the light when it's burning low
Only miss the sun when it starts to snow
Only know you love her when you let her go
Only know you've been high when you're feeling low
Only hate the road when you're missing home
Only know you love her when you let her go
And you let her go
Staring at the bottom of your glass
Hoping one day you'll make a dream last
But dreams come slow and they go so fast
You see her when you close your eyes
Maybe one day you'll understand why
Everything you touch surely dies
But you only need the light when it's burning low
Only miss the sun when it starts to snow
Only know you love her when you let her go
Only know you've been high when you're feeling low
Only hate the road when you're missing home
Only know you love her when you let her go
Staring at the ceiling in the dark
Same old empty feeling in your heart
'Cause love comes slow and it goes so fast
Well you see her when you fall asleep
But never to touch and never to keep
'Cause you loved her too much and you dive too deep
Well you only need the light when it's burning low
Only miss the sun when it starts to snow
Only know you love her when you let her go
Only know you've been high when you're feeling low
Only hate the road when you're missing home
Only know you love her when you let her go
And you let her go
Oh oh oh no
And you let her go
Oh oh oh no
Well you let her go
'Cause you only need the light when it's burning low
Only miss the sun when it starts to snow
Only know you love her when you let her go
Only know you've been high when you're feeling low
Only hate the road when you're missing home
Only know you love her when you let her go
***
Cóż, potrzebujesz światła tylko wtedy gdy robi się ciemno
Tęsknisz za słońcem tylko wtedy gdy zaczyna padać śnieg
Pojmujesz, że ją kochasz, kiedy pozwolisz jej odejść
Zauważasz, że byłeś szczęśliwy tylko wtedy, gdy ogarnia cię smutek,
Nienawidzisz drogi tylko wtedy, gdy tęsknisz za domem
Pojmujesz, że ją kochasz, kiedy pozwolisz jej odejść
I pozwalasz jej odejść.
Gapisz się na dno swojej szklanki
Mając nadzieję, że pewnego dnia marzenie spełni się
Ale marzenia spełniają się powoli i trwają tak krótko
I gdy zamykasz oczy dostrzegasz ją
Może pewnego dnia zrozumiesz powody
Dla których umiera wszystko czego dotykasz
Ale potrzebujesz światła tylko wtedy kiedy robi się ciemno
Tęsknisz za słońcem tylko wtedy kiedy zaczyna padać śnieg
Pojmujesz, że ją kochasz, kiedy pozwolisz jej odejść
Zauważasz, że byłeś szczęśliwy tylko wtedy, gdy ogarnia cię smutek,
Nienawidzisz drogi tylko wtedy, kiedy tęsknisz za domem
Pojmujesz, że ją kochasz, kiedy pozwolisz jej odejść
I pozwalasz jej odejść.
Wpatrujesz się uparcie w sufit w ciemnościach
A w twoim sercu to samo uczucie pustki 
Bo miłość przychodzi powoli, ale odchodzi tak szybko
Cóż gdy zasypiasz znowu widzisz ją
Ale nigdy jej nie dotykasz i nigdy nie możesz jej zatrzymać
Bo kochałeś ją zbyt mocno, bo bez reszty oddałeś się miłości
Cóż, potrzebujesz światła tylko wtedy kiedy robi się ciemno
Tęsknisz za słońcem tylko wtedy kiedy zaczyna padać śnieg
Pojmujesz, że ją kochasz, kiedy pozwolisz jej odejść
Zauważasz, że byłeś szczęśliwy tylko wtedy, gdy ogarnia cię smutek,
Nienawidzisz drogi tylko wtedy, kiedy tęsknisz za domem
Pojmujesz, że ją kochasz, kiedy pozwolisz jej odejść
I pozwalasz jej odejść
Oh oh oh nie
I pozwalasz jej odejść
Oh oh oh nie
I tak pozwalasz jej odejść
Bo potrzebujesz światła tylko wtedy kiedy robi się ciemno
I tęsknisz za słońcem tylko wtedy kiedy zaczyna padać śnieg
Pojmujesz, że ją kochasz, kiedy pozwolisz jej odejść
Zauważasz, że byłeś szczęśliwy tylko wtedy, gdy ogarnia cię smutek,
Nienawidzisz drogi tylko wtedy, kiedy tęsknisz za domem
Pojmujesz, że ją kochasz, kiedy pozwolisz jej odejść
I pozwalasz jej odejść.
Skończyłam śpiewać i podniosłam wzrok. Nawet Charlie przy tablicy stała z otwartymi ustami.
- Emm... no to co, może być?
- Ta... tak, jasne. OK to już wszyscy. Przyjdźcie jutro po lekcjach, to rozdam wam scenariusze. - nauczyciel zaczął zbierać jakieś papierki.
- Ekhm... prze pana? - wtrąciła Lotta. - skończyłam. - nauczyciel odwrócił się do tablicy i po raz kolejny nie wiedział, co powiedzieć. Oglądnął rysunki chłopaków i Charlie.
- Jeju - westchnął - mam najbardziej uzdolnioną klasę w historii szkoły.

Fuck yeah! Jest 3 rozdział. Jeśli komuś chciało się to przeczytać, to fajnie by było jakby dodał komentarz, będzie miło :).

wtorek, 15 lipca 2014

2




Niall*
No cześć! Jestem Niall Horan. Wiecie z tego szalonego zespołu One Direction. Tak to właśnie JA. Ten uroczy blondyn. Wiem jestem skromny:P Do zespołu dochodzi też mulat z blond grzywką - Zayn Malik, gość, który kocha koszulki w paski to Louis Tomlinson, kędzierzawy flirciarz to Harry Styles, a ten odpowiedzialny to Liam Payne. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, a  raczej braćmi, pod Słońcem. Może jesteśmy dorośli, ale mamy w sobie wciąż trochę dzieciaków. Kochamy się wciąż bawić i wygłupiać. Cali MY. No więc ja i chłopcy uzgodniliśmy, że chcielibyśmy ukończyć szkołę. Aktualnie mieszkamy wszyscy w Londynie. Idziemy do collegu. No więc szedłem sobie parkiem z kapturem na głowie, by mnie ktoś nie rozpoznał. Patrzyłem sobie na nogi i łup! Uderzyłem swoja osobą w kogoś. Ten ktoś miał  za raz upaść, ale go przytrzymałem, a raczej JĄ. Dziewczyna się otrząsnęła  i popatrzyła na mnie. Jejciu ładna. - pomyślałem w głowie. Grzecznie ją przeprosiłem i przy okazji spytałem o drogę do collegu, którego nie umieliśmy znaleźć. Okazało się, że właśnie tam idzie.
10 min później...
Przyszła jej przyjaciółka chyba Cassie czy jakoś tak. Wydaje się, że nie poznały mnie. Po chwili doszła reszta zgrai. Poznaliśmy się nawzajem i ruszyliśmy do ''szkoły''.
- Dzięki za pomoc - podziękowałem.
- Nie ma za co - wcięła się koleżanka Charli.
- No to cześć - pożegnały się z nami, a my z nimi.
- Paa. Poszliśmy gdzieś na halę sportową. Tam było pełno uczniów. Próbowaliśmy jakoś się nie wyróżniać. Staneliśmy pod ścianą i czekaliśmy na rozwój wydarzeń. Dyrektorka po jakimś czasie wyszła na scenę i wszystkich powitała. Nudziła mnie trochę jej przemowa.
Na drugi dzień
*Charlie
Obudziły mnie promienie Słońca, które łaskotały mnie w twarz. Przeciągłam się i spojrzałam na zegar. Jest 8.00, spoko. Zaraz, że która?!!!!!!!!!! Szybko ubrałam się, umyłam zęby i zbiegłam na dół. Mama pewnie już w pracy. Szybko zabrałam wodę i tym razem gruszkę do szkoły. Wyszłam z domu. Piękna pogoda. Ruszyłam szybko do szkoły.

*oczami Cass
Ammm, cudownie się spało. Jest godzina 7.30 o 8.30 zaczynają się lekcje. Luz, przecież i tak nie robię jakiegoś wielkiego makijażu. Wzięłam jakieś sensowne ciuchy, w końcu to drugi dzień szkoły na początku trzeba się jakoś zaprezentować, potem i tak nikt nie będzie na mnie zwracał uwagi.
dsrj

Przebierając i malując się w łazience kontemplowałam nad moim snem. Widziałam w nim jakiegoś przystojnego chłopaka z brązowymi włosami, który biegał dookoła mnie wesoło i wołał coś w stylu "Ej, zakochaj się we mnie, ja cię nie skrzywdzę, słyszysz? No zakochaj się, to cudowne uczucie nie pamiętasz? No zakochaj się we mnie." Awww, tak cudownie byłoby się znów zakochać... Zaraz?! Co?! Cassandro Miller, żadnych takich, już raz to zrobiłaś i co? Pamiętaj, faceci to podłe świnie, nie wolno ci się zakochać, a już na pewno nie w gwieździe, która zresztą już dawno zapomniała jak się nazywasz. Cóż, dla mnie też będzie lepiej, jak zapomnę, jak on się nazywa.
Po 10 minutach okupowania łazienki zeszłam do kuchni, gdzie na krzesełkach barowych przy "wyspie" siedziały oba bachory i majtały nogami, jedząc płatki z mlekiem.
- Cześć bachory - mruknęłam - Camille masz brodę od mleka, wytrzyj się, bo mi będziesz robić wstyd.
- Pff - mruknęła dziewczynka i wytarła buzię rękawem różowej bluzeczki.


- Matko, co za dzieci. - westchnęłam i wzięłam sobie jabłko z metalowego koszyka.
- Kto tu wspomina tę okropną kobietę, o której nikt miał nie wspominać? - zapytał tata, nawet nie oczekując odpowiedzi, więc jej nie udzieliłam. Opłukał ręce pod zlewem i wyciągnął z lodówki kabanos, a z chlebaka świeżą bułkę, po czym nie zaszczycając nas spojrzeniem wyszedł z kuchni.
- No bachory, ubierajcie buty i wychodzimy.
Za minutę ósma byłam przed szkołą. Wsadziłam ręce do kieszeni spodni i czekałam na Charlie, oparta o maskę samochodu. Podciągnęłam nogi i wygodniej usadowiłam się na masce srebrnego cabrioleta. Zamknęłam oczy i wystawiłam twarz do pierwszych promieni wrześniowego słońca. Nagle widok przesłonił mi jakiś cień. Otworzyłam oczy, z nadzieją, że to Charlie. Niestety, przede mną stał jakiś koleś z obleśnym uśmiechem na ustach.
- Fajne autko laleczko, ile razy musiałaś dać dupy, żeby go sobie kupić?
- Wal się - odpowiedziałam i zsunęłam się z maski, z zamiarem wejścia do szkoły. Lotta będzie musiała mnie znaleźć. Ale dryblas nie chciał mnie tak szybko stracić.
- Ej laleczko a co powiesz na szybki numerek? Kupisz sobie nową sukienkę. - Złapał mnie mocno za nadgarstek. Zacisnęłam pięść, cholernie bolało.
- Puść mnie, mam dość sukienek. - jęknęłam.
- To może dasz za free?
- Chyba śnisz - warknęłam i próbowałam się wyrwać, ale jeszcze boleśniej zacisnął dłoń na moim nadgarstku.
- Ze mną się nie pogrywa maleńka, no chodź jest jeszcze dużo czasu do pierwszej lekcji, zdążymy.
- Puść mnie - powiedziałam, już głośniej, wciąż próbując pozbyć się jego obleśnych łap. Ale on pociągnął mnie za sobą. Wbijałam trampki w ziemię, ale to nic nie dawało.
- Puść ją, jak cię prosi!- usłyszałam za sobą męski głos. Obleśniak odwrócił się i rzucił komuś głupawy uśmieszek.
- I myślisz, że sam dasz mi radę? - prychnął.
- Nie, ale myślę, że w piątkę damy radę. - Usłyszałam jeszcze czyjeś kroki, pewnie przyszli kuple tego chłopaka. Chciałam odwrócić głowę, ale ten dryblas pociągnął mnie za sobą, tak że prawie od razu się przewróciłam.
- Aaaaa - krzyknęłam, bo nadgarstek piekł mnie niemiłosiernie, po policzkach spłynęło mi kilka łez. Nagle ktoś uderzył tego chłopaka w twarz tak, że ten potknął się i przewrócił. Poluzował uścisk na mojej ręce, więc mogłam już ją wyswobodzić. Potrącona przez dryblasa upadłam na ziemię, oczywiście tyłkiem, zacisnęłam oczy i skuliłam się na asfalcie, przyciskając do siebie opuchnięty nadgarstek.
- Nic ci nie jest? - usłyszałam ten sam męski głos, co przed chwilą. Podnisłam niepewnie oczy. Ujrzałam piękny uśmiech, po czym zniewalające, pełne troski, niebieskie oczy. Znałam te oczy.
- Nie, wszystko OK. - szepnęłam. Chłopak otarł jedną łzę, która wypłynęła nie wiadomo kiedy.
- Na pewno? Twój nadgarstek nie wygląda najlepiej. - powiedział ujmując delikatnie moją dłoń. Zdołałam tylko potrząsnąć głową.
- Wszystko OK. - powtórzyłam, po czym wstałam i otrzepałam tyłek z brudu. Podniosłam oczy i ujrzałam 5 niepewnie spoglądających na mnie kolesi i postać dryblasa w tle, która zataczając się próbowała uciec jak najdalej. Zmrużyłam oczy.
- Dzięki za pomoc i .... hej, ja was znam. Wczoraj odprowadzaliśmy was do szkoły.
Charlie*
Szłam co raz to szybciej, by nie spóźnić się pierwszego dnia szkoły. Taki piękny dzień dzisiaj. Co chwilę patrzyłam na zegarek, która godzina. O Kurde! Już 8.15!!! Nie zdążę !!! Postanowiłam, że pobiegnę miałam 5 z w-f. Kiedy  wybiegłam  zza muru to wderzyłam do jakiegoś chłopaka. Na szczęście to tylko stary kumpel, Bradley.
- O hej kwiecie, gdzie ty tak pędzisz??? - spytał.
- Do szkoły Brad. Nie mogę teraz rozmawiać. Zdzwonimy się! Pa! - krzyknęłam biegnąc.
- Paaa!!!! - usłyszałam za sobą. 10 min później... Już 2 minuty po dzwonku!!!! Cholera, ale będzie wstyd. Wbiegłam na 2 piętro  do sali 47. Gwałtownie otworzyłam drzwi i.... jeszcze nie ma nauczycielki. Yeach! Wszycy na mnie momentalnie spojrzeli. Znalazłam wzrokiem Cassie, która się podśmiewała ze mnie. Zobaczyłam też  pięć gwiazd. Co będą chodzić z nami do klasy??!!!


Szybko usiadłam obok niej.
- Farciarz. - powiedziała.
- Pff... ma się tą kondychę. - powiedziałam.
- Ja gdybym wiedziała, że jest 2 minuty po dzwonku wróciłabym się do domu - dodała. Cała ona. Bardzo się od siebie różnimy.
- No ale Cass... ja to nie ty. - zaśmiałam się pod nosem, a po chwili w sali znalazła się nauczycielka.
- Witaj młodzieży! Przepraszam, że się spóźniłam już na pierwszą lekcje, ale kiedy ma się trójkę dzieci nie jest łatwo się wyrobić.
- Dzień Dobry - przywitaliśmy się wszyscy chórem. Cała lekcje bablała o wymaganiach itp. nudy w skrócie. Rozglądałam się po całej klasie, a mój wzrok spoczął na lokowatym chłopaku. To ten Harry z zespołu One Direction. Awww... otrząsnęłam się i popatrzyłam przed siebie. Zrobiło mi się duszno i czułam jakbym zbladła trochę.
- Charlie... wszystko w porządku? - spytała nauczycielka.
- Nie, tak, nie, tak znaczy no nie - klasa zachichotała.
- To tak czy nie? - ponownie spytała.
- Nie, jest mi duszno mogę na chwilę wyjść?
- Możesz, ale jakby coś się działo to przyjdź do mnie.
- Dobrze. - Wstałam i wyszłam z klasy. O wiele lepiej. Stanęłam przy parapecie i odetchnęłam. Nie podoba on ci się i koniec! Może jest przystojny, ale to tylko to. Ogarnij swoją dupę i zacznij myśleć jak człowiek. Za parę minut kończy się lekcja. Poczekam do końca. Zadzwonił głośno dzwonek. Wszyscy jakby wybiegli z klas. Cassie podeszła do mnie z moją torbą. Podała mi ją i stanęła obok.
- Co się dzieje? - spytała troskliwie.
- Nic trochę mnie głowa boli, nic wielkiego.
- Na pewno?
- Tak na pewno, a teraz chodź. - uśmiechnęłam się i pociągnęłam ją za  rękę. Wyszłyśmy na zewnątrz przed szkołę. Usiadłam na ławce, a ona obok mnie.
*Harry
Siedzieliśmy z chłopakami w klasie, ja oczywiście z Louisem. W ławce za nami siedziała ta Cassie, a jej przyjaciółki, Charlie jeszcze nie było. Ciekawe czemu? Trochę dziwne, że nie przyszła pierwszego dnia do szkoły, nie lubię dziewczyn, które nie lubią się w ogóle uczyć i wagarują, w sumie kujonic też nie lubię. Zaraz? Właściwie, po co ja o niej myślę? Jak wagaruje to nie moja sprawa. Nagle do klasy wpadła zdyszana Charlie. Jakoś tak mi się zrobiło lżej, co mi się dzieje? Po połowie lekcji nauczycielka zaczęła coś do niej pieprzyć, że niby ma wyjść  z klasy. Nie skumałem o co chodzi, bo akurat Louis rozpoczął nalot na moją osobę, dźgając mnie niemiłosiernie długopisem w bok. Charlie już nie przyszła, pewnie, też bym nie przyszedł na 10 minut lekcji. Była akurat przerwa śniadaniowa, czy coś w tym stylu, bo mieliśmy 20 minut, żeby zeżreć to, co nam matka spakowała, jak nie patrzyliśmy.
- Ejj, Hazza, a tam chyba siedzi twoja narzeczona? - zaczepił mnie Lou. Nie przejąłem się jego uwagą o bardzo niskim poziomie inteligencji. To pewnie jakaś napalona fanka, cóż, rączko przygotuj się na show.Zaraz strzelimy tutaj zarąbisty autograf. Rozejrzałem się w poszukiwaniu potencjalnej directioners. Ale nie zauważyłem nikogo takiego. No cóż młodzież tegoż collegu ma bardzo ubogi zakres muzyczny. Jak na razie żadna fanatyczka naszego zespołu nie rzuciła nam się do nóg. WOW jakaś nowość.
- O co ci chodzi Louis? - zapytałem, bo byłem już nico zdezorientowany faktem, że gdzieś w tym tłumie Boo wypatrzył materiał na narzeczoną.
- Na ławce, naprzeciwko nas siedzą te dziewczyny z parku. - wytłumaczył, gapiąc się na tą Cass. - ej, nie wydaje wam się dziwne, że one nawet, nie wiedziały o istnieniu naszego zespołu?
- Może, czy ja wiem? Nie każda laska na nasz widok musi mdleć co nie? - mądrze wypowiedział swoją kwestię Liam.
- No, ale nie wiedziały nawet o naszym istnieniu - powtórzył Louis - fajnie nie?
- Ale co? - zapytał Zayn, pisząc coś zaciekle na czarnym iPhonie.
- No, że one nie wiedzą nic o nas, a my nic o nich. No wiecie, one są inne, takie... no..., po prostu...
- Po prostu nie będą nas oceniać na podstawie internetu i durnych magazynów? - dokończył Liam.
- Ooo własnie, Liaś ty zawsze wiesz, co chcę powiedzieć, jak ty to robisz? - zachwycił się Lou.
- Nie wiem - wzruszył ramionami Liam.
Przez całą, jakże inteligentną rozmowę obserwowałem dwie dziewczyny, siedzące naprzeciwko nas. Charlie wyglądała prześlicznie. Miała na sobie kwiatową spódnicę i czarną bokserkę, a dżinsową kurtkę położyła obok.
images (4)

Wymachiwała rękami, dzwoniąc czarnymi bransoletkami i opowiadając coś zaciekle Cassandrze. Mojej uwadze nie umknęły nawet jej idealnie pomalowane na czerwono paznokcie i nieco znoszone już, ale pasujące idealnie czarne trampki.
- Ziemia do Hazziątka - usłyszałem głos Louisa.
- Co? - zapytałem, wciąż zerkając na dziewczyny, które pochłonięte rozmową nawet nas nie zauważyły, hmmm a powinny.
- Zayn pytał, czy idziemy lepiej poznać te dziewczyny z parku i dlaczego chcesz się wybrać z nimi do wesołego miasteczka.
- Skąd wiecie, że chciałbym iść z nimi do wesołego miasteczka? - zdziwiłem się.
- Bo to ty - wytłumaczył Niall, próbując wyrwać Liamowi opakowanie żelków.
- Aaa, no tak. - westchnąłem - no to chodźmy. Chłopaki już chcieli wstać, ale Loius nas przytrzymał.
- A ja mam fajny pomysł. - powiedział konspiracyjnym tonem. - pójdę z kimś od tyłu i zasłonimy im oczy i powiemy kto to, jak z nami pójdą do tego miasteczka, co wy na to?
- Genialne - westchnąłem sarkastycznie, Lou spojrzał na mnie błagającymi oczyma - no ok, to ja chce też.
Oboje z Louisem podeszliśmy ostrożnie od tyłu i zasłoniliśmy im jednocześnie rekami oczy. Pisnęły cicho, ale nie zaczęły się głupio wydzierać.
- Zgadnij kto - powiedział Louis do Cassie.
- Lou, wiem, że to ty. - powiedziała, a na jej ustach zagościł triumfalny uśmiech.
- Skąd? - zdziwił się Louis.
- W parku zrobiłeś dokładnie to samo. - wyjaśniła, a ja zdjąłem dłonie z oczu Charlie, bo i tak już wiedziała że to my.
- Ej - fochnął się Louis - a mieliśmy zamiar was szantażować, żebyście poszły z nami do wesołego miasteczka. - powiedział po czym zrobił urocza minkę kota ze shreka. Dziewczyny zrobiły dziwne miny. Cassie jakby się trochę bała, a Charlie, no po prostu jakoś tak dziwnie na nas patrzyła, tak jakby uważała nas za.. no nie wiem, jakieś niższe formy życia? Złapałem Charlie za rękę i kucnąłem przed nią na jedno kolano.
- Czy ty, Charlotto Adamson zechcesz pójść wraz ze mną i moimi wiernymi giermkami do jakże uroczego i przepełnionego pozytywną energią wesołego miasteczka?
- Emm... no ja... - zaczęła, ale jej przerwałem, wciąż starając się robić poważną  minę.
- Zapewniam, iż w naszym towarzystwie z pewnością nie będzie się pani wraz z koleżanką nudzić, oraz, że ja i moi giermkowie dołożymy starań, by to wyjście do wesołego miasteczka zapamiętały panie do końca życia i będą je panie opowiadać wnukom.
- Zaraz, zaraz że what? - zawołał Louis - jacy giermkowie???? - Parsknęliśmy śmiechem, a reszta 1D w kilku krokach znalazła się przy nas.
- Harry, wstań ludzie się gapią - zachichotała Lotta.
- Ale pod warunkiem,że się zgodzicie. - powiedziałem, już też z szerokim uśmiechem. Charlie popatrzyła pytająco na Cassie, a ona niepewnie kiwnęła głową.
- Taaaak!!! - wykrzyknął Louis, chwycił Cass i zaczął się z nią kręcić dookoła własnej osi.
- Lou, idioto, puść mnie! - zawołała, śmiejąc się głośno.
- Za tego idiotę cię nie puszczę. - powiedział Louis i złapał ja za nogi, jak pamiętnego czasu Shrek Fionę, tak on teraz poprawił ja sobie na plecach - Zayny, będziesz tak miły i weźmiesz rzeczy koleżanki? Bo ona sama niestety nie da rady.
- Jasne - zaśmiał się mulat.
kj- Louis! - krzyknęła Cass wisząc głowa w dół. - puść mnie w tej chwili!!

- Hahahah, nie ma mowy - wołał śmiejąc się wesoło Loui - za tego idiotę teraz będziesz pokutować - śmiał się i biegał z nią po  parku, a ludzie patrzyli się na nich, jak na wariatów - zaniosę cię aż do klasy, za karę, bo wyrządziłaś mi straszną krzywdę i nie wiem czy jakiekolwiek przeprosiny zdołają naprawić rany na mom biednym sercu. - w tym momencie zadzwonił dzwonek obwieszczający wszem i wobec, że trzeba podnieść swoje tyłki i zawlec je do klas. - ooo ale będziemy mieli efektowne wejście - skomentował Lou.
- Louis, pospiesz się, ja akurat chcę być na muzyce - jęknęła Cassandra. Po 5 uciążliwych minutach całą siódemką wtłoczylismy się do klasy. Na końcu z Cass na plecach dumnie szedł Louis.
- Proszę pana - powiedział tak głośno, żeby wszyscy dokładnie usłyszeli - przyprowadziłem koleżankę, bo chciała uciec z lekcji, ale już wszystko w porządku, prawda? - wyjaśnił, a Cass tylko prychnęła i zaczęła się wiercić.
- Dziękuję ci chłopcze. W ramach tego usiądziesz  koleżanką w ławce bo widzę, że masz na nią dobry wpływ. - uśmiechnął się nauczyciel i srogo popatrzył na Cass.
- Świetnie, od początku wyrabiasz mi złą opinię - usłyszałem jeszcze szept Cassandry.
Charlie*
Biedaczka musi usiąść z tym Louisem. Do klasy wszyscy już weszli tylko ja ostatnia. Rozglądnęłam się po klasie i zobaczyłam, że jest tylko wolne miejsce obok Lokowatego. Ugh... biedna ja. Usiadłam obok niego, a on się uśmiechał. Odwzajemniłam, bo nie chcę wyjść na wredną lalunie. No i znowu to samo, wymagania edukacyjne na ten rok. Wyciągnęłam jakiś zeszyt i zaczęłam z tyłu coś szkryfać. Lubię sztukę, a nawet bardzo lubię, ale czasem wolę namalować jakieś bazgroły. Tak na rozgrzanie nadgarstka. Namalowałam Pana od muzyki, a raczej jego karykaturę.
- Co malujesz? - spytał szeptem Harry.
- Tego... Dawsona. - powiedziałam cicho. Hazz cicho się zaśmiał.
warszawa-smieszny-prezent-dla-faceta-na-30-te-urodziny-prezent-dla-kolegi-chlopaka-8jYxOTcwMz_o
Wciąż cicho się śmieliśmy.
- Nie przeszkadzam Wam? - spytał chyba nauczyciel. Podniosłam głowę do góry i zobaczyłam srogo patrzącego na nas pana Dawsona.
- W tej chwili akurat nie - odpowiedziałam. Czułam wzrok wszystkich na nas.
- Daruję wam, ale żeby to było ostatni raz. - powiedział i wziął mój zeszyt w ręce. Zobaczył rysunek i spojrzał na mnie z pod byka.
- Podoba się Panu? - spytałam grzecznie. - Jest to dla Pana. Żeby wytrzymał Pan z nami cały rok. Oczywiście nie które elementy nie były potrzebne, ale to dla poprawienia humoru. -uśmiechnęłam się, a pan westchnął i się uśmiechnął.
- Ehh... racja. Gdybym nie był teraz w klasie to bym narobił w gacie ze śmiechu. - wszyscy wybuchli śmiechem. - Przyczepię sobie to w pokoju nauczycielskim. - dodał i poszedł do biurka. Serio? Pomyślałam.
Przerwa*
Stoimy w siódemkę na holu. Cały czas śmiejemy się z sytuacji na muzyce.
- Upiekło ci się! - powiedział Lou.
- Jak zawsze.-dodałam
*Cass
Stałam oparta o szafki i udawałam, że słucham o czym rozmawia reszta, są naprawdę fajni, nie tak jak reszta chłopaków i nie w ten sam sposób co Brad, ale w tej chwili nie mam ochoty na rozmowę. Cały czas myślami jestem przy wydarzeniu z rana, a co jeśli ten typ będzie się mnie jeszcze czepiać? Dobrze, że mam chociaż samochód. Dzwonek obwieścił, że trzeba się zbierać na ostatnią w tym dniu lekcję. Chemia. Westchnęłam, to jest najgorsza lekcja. Weszliśmy do klasy.
chem

- Dzień dobry - powiedziała część kujonowata klasy do nauczyciela, który akurat wyszedł z jakiegoś schowka. Był delikatnie mówiąc bardzo nieszczupły.
- Bry, jestem Clark Cooper - burknął pod nosem. Chcieliśmy usiąść, ale nas zatrzymał. - ja wybiorę, kto z kim siedzi. - powiedział gburowato. Usiadł ciężko i zajrzał do dziennika - Charlotta Adamson - Charlie słuchała uważnie, niepewnie patrząc na nauczyciela - Charlotta Adamson - powtórzył głośniej.
- Ekhm... to ja - powiedziała przechodząc na przód naszej dwudziestoosobowej grupki.
- Mhm... - Znów popatrzył do dziennika - usiądź przy stanowisku numer 1... a z tobą usiądzie... - chwilę jeździł długopisem wzdłuż nazwisk. Dylan Gray. - rozejrzałam się i niemal się nie przewróciłam. To ten dryblas, jak to możliwe, że wcześniej go nie zauważyłam? Ze strachem złapałam kogoś za rękę. Ups? Podniosłam głowę. Louis. Uśmiechał się delikatnie. Może nie skumał, czemu go złapałam. No tak, nawet nie zauważył, że Dylan to ten koleś z rana, a może go nie poznał?
- Sorry - mruknęłam i puściłam jego rękę. Dylan z obleśnym uśmieszkiem podszedł do stanowiska, przy którym grzecznie siedziała Lotta i usiadł stanowczo za blisko niej. Nauczyciel to zauważył, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Kretyn, od początku wyrabia sobie złą opinię. Pan Cooper zaznaczył coś w obskurnym notesiku i rozpoczął jazdę długopisem wzdłuż naszych nazwisk. W naszej klasie było 15 chłopaków i tylko 5 dziewczyn, więc gdy pozostałe 3 zostały umiejscowione, każda z jakimś lalusiem, ja w duchu modliłam się, by usiąść z którymś z chłopaków z 1D, bo ostatecznie nikogo tutaj nie znałam.
- Cassandra Miller - wyczytał chemik i wlepił wzrok w mój biust, zboczeniec.
- Z kim będę siedzieć? - zapytałam, wyrywając go z zamyślenia. Popatrzył na dziennik i zmrużył oczy.
- Louis Tomlinson - świetnie, moje modły zostały wysłuchane, to raz, a dwa, świetnie się dogaduję z Lou, więc z uśmiechem na ustach podeszłam do odpowiedniego stanowiska. Reszta lekcji minęła jak zwykle, z ta różnicą, że nauczyciel nie siedział przed biurkiem, tylko przechadzał się wzdłuż stolików, co chwilę nachylając się nad którąś z uczennic,żeby niby cos sprawdzić w zeszytach i "przypadkiem" się o nas ocierał. Po zbawiennym dzwonku fala uczniów zalała korytarz.
- Ten chemik to istny kretyn - powiedziałam nieco za głośno w stronę Louisa.
- Panna Miller, zostajesz po lekcjach. - usłyszałam za sobą basowy głos. Natychmiast zbladłam.
- Louis, zrób coś, on mnie tam zgwałci. - popatrzyłam na niego błagalnie.
*Louis
Jej spojrzenie było takie błagalne i piękne, że nie mogłem się oprzeć.
- Masz rację Cass ten chemik nie ma predyspozycji by uczyć, to jest absolutny idiota. - powiedziałem głośno.
- Louis Tomlinson, do dyrektora. - usłyszeliśmy głos chemika za nami. Cassandra zbladła jeszcze bardziej.
- Przepraszam Lou - wyszeptała, a ja ująłem jej dłoń i lekko ścisnąłem, by dodać jej otuchy. Wzdrygnęła się i delikatnie wyjęła swoją dłoń z mojej.
- Jak to? - zaczepiłem Coopera - dlaczego Cass zostaje po lekcjach a ja muszę iść do dyrektora? - chce pan nie mieć świadków tak? Co pan chce jej zrobić? - wszyscy uczniowie zebrali się dookoła nas, wydając jakieś pomruki, świadczące o tym, że się ze mną zgadzają. Chemik zmrużył groźnie oczy i rozejrzał się niepewnie.
- Miller i Tomlinson, zostajecie po lekcjach. - warknął, po czym odwrócił się i odszedł w stronę pokoju nauczycielskiego. Cassandra rzuciła mi się na szyję.
- Jesteś cudowny - szepnęła w moją bluzę. Nie mogłem się oprzeć i objąłem ją delikatnie. Wzdrygnęła się, ale nie poluzowała uścisku.
*10 minut później
Razem z Cassie stoimy pod klasą chemiczną i czekamy na nauczyciela. Oczywiście się spóźnia.
- Ehh - westchnęła - może przełożymy wypad do wesołego miasteczka na weekend? - zapytała bawiąc się telefonem - bo tylko dzisiaj mieliśmy tak krótko lekcje.
- Rzeczywiście, zadzwonię do Liama, żeby powiedział chłopakom. - powiedziałem i wyciągnąłem telefon z kieszeni.
- Ok - powiedziała i wpisała krótki sms.
Charlie*
Uff... już myślałam, że będzie mi kazać zostać po lekcjach. Na ostatniej lekcji była Chemia. Grr... zmora życiowa. Tak  samo z Fizyką. Po Co Mi zasrane pierwiastki, atomy i inne duperele???! Chemik kazał mi usiąść obok jakiegoś chłopaka... ładny. Kurde! Dlaczego myślę tylko o wyglądzie?! Usiadł strasznie blisko mnie, ale to zignorowałam.
- Cześć. Jestem Dylan, ale to chyba już wiesz, a ty za pewne Charlotte? - spojrzałam w jego czekoladowe oczy.
- Tak. - uśmiechnęłam się. On to odwzajemnił.
- Miło mi Cię poznać Charlie.
- Mi ciebie też Dylan.
*Po lekcjach
Oczywiście Cassie została po lekcjach, ale nie sama... Louis też. Ciekawe... Potem muszę ją o to zapytać. Szłam zielonym parkiem  i patrzyłam na swoje czarne trampki.
- Charlie!!! - ktoś krzyknął. Odwróciłam się i ujrzałam Dylana. Brunet podbiegł  i mnie przytulił. Co to ma być?!!! Coś się tak pośpieszył. Odsunęłam się powoli.
- Dylan... w czym mogę ci pomóc? -s pytałam, a on wciąż się szczerzył.
- Mogę cię odprowadzić do domu? - spytał. Nie chcę. Co mam zrobić? Szybko wymyśliłam coś na szybko.
- Nie... ja teraz od razu idę do pracy mamy. Może innym razem. - powiedziałam, a on trochę posmutniał. - Cześć Dylan - pożegnałam się z chłopakiem.
- Cześć - powiedział oschle. Westchnęłam i usiadłam na ławce ten chłopak cholernie mnie intryguje. Z nim jest coś nie tak.
drj
Dziwny typ, pomyślałam. Zobaczyłam na zegarek. Jest 14.50.Co mam robić? Kiedy tak myślałam ktoś zgasił mi światło. Trochę się zlękłam
- Zgadnij kto to? - usłyszałam.
- Harry? - spytałam chociaż byłam pewna, że to ON.
- Brawo - Lokowaty usiadł obok mnie. - Co siedzisz tak sama? - ponownie spytał.
-  A sama nie wiem. Myślę o wszystkim i niczym. A ty?
-  Wiesz po lekcjach Niall poszedł do sklepu. Liam od razu do domu, a Zayn do fryzjera. Zostałem sam, ale znalazłem odpowiednie towarzystwo. - uśmiechnęłam się. To było miłe.
-  To idziemy dziś do tego wesołego miasteczka - zapytałam.
- Nie wiem. Louis i Cassie zostali po lekcjach.
-  No, ale ile tam będą siedzieć?
- Nie wiem. - on nic nie wie. Inteligencja Harr'ego. - A teraz co będziesz robić? -s pytał.
- Nie wiem.
- A  jutro też przyjdziesz 2 minuty po lekcji?
- Nie wiem - chyba go denerwowałam, ale to było zabawne. Do czasu, kiedy nie zaczął mnie gilgotać.
- Harry, dość... już... przestań... - śmiałam się głośno i próbowałam coś powiedzieć.
- A przestaniesz powtarzać ciągle nie wiem? - zapytał.
- Hmm... nie wiem - zachichotałam. Czego oczywiście zaraz pożałowałam, bo Hazza obdarzył mnie nową porcją łaskotek.
- Harry... proszę... już... nie... będę - wysapałam. Chłopak w końcu odpuścił i uśmiechnął się uroczo.
- To jak z tym wesołym miasteczkiem? - zapytał.
- Myślę... - zaczęłam, ale przerwał mi dźwięk sms`a. - O Cassie napisała.
- Co? - zaciekawił się Hazza.
- Nie twoja sprawa - powiedziałam i zasłoniłam ekran dłonią, po czym z trudem przeczytałam treść sms`a. - o Cassie, jesteś odpowiedzią na wszystkie pytania.
- Jak to - zdziwił się Curly.
- Tak to, do wesołego miasteczka idziemy w sobotę. - wyjaśniłam.
- Czyli przedłużyło im się to zostanie po lekcjach - zapytał chłopak.
- Nie wiem - zachichotałam, po czym zerwałam się z ławki i zaczęłam uciekać przed roześmianym Harrym po całym parku.
*Cassie
Staliśmy z Lou w klasie przy biurku nauczyciela, a ten zdawał się nie zwracać na nas uwagi.
- Ekhm... prze pana? - zaczął Louis.
- Czego? - warknął chemik.
- Co mamy robić? - zapytałam, bo średnio uśmiechało mi się przez godzinę stać obok tego biurka.
- Posprzątacie salę chemiczną i korytarz - wyjaśnił nauczyciel - Miller posprząta pracownie, bo jest dziewczyną i jest bardziej ostrożna i raczej nie potłucze mi wszystkich probówek, a ty Tomlinson posprzątaj hol - powiedział i ani razu na nas nie spojrzał. Zbladłam, sam na sam z Cooperem? O nie.
- Prze pana? - zapytał Lou - myślę, że możemy razem z Cassandrą posprzątać klasę a potem korytarz - powiedział, ale chemik tylko potrząsnął głową.
- Nie, nie, nie Tomlinson, obniżę ci ocenę, za nie wykonywanie zadań nauczyciela - sapnął Cooper - Miller doskonale da sobie radę sama. - na tym rozmowa się skończyła. Louis został wygnany na hol, a ja zostałam sama z nauczycielem.
*Louis
Kurczę, Cass chyba naprawdę się boi. W sumie ma rację, Cooper nie powinien być nauczycielem. Pewnie wszystkie plastiki u niego zdają na 6. Przejechałem miotłą w jednym miejscu korytarza. Po cholerę mam tu sprzątać, jak 20 minut temu zrobiły to sprzątaczki? Pewnie chce być sam na sam z Cassie. Postanowiłem, że po prostu będę machać miotłą przy sali chemicznej, a jakby coś się działo to wkroczę. Jednak nie zrobiłem nawet jednego kroku, bo usłyszałem krzyk Cassandry, rzuciłem się w tamta stronę. W drzwiach wpadła na mnie Cassandra. Odskoczyła ode mnie i popatrzyła na mnie ze strachem.
- Cassie, co... - chciałem dotknąć jej ramienia, ale odskoczyła jak oparzona.
- Nie dotykaj mnie - pisnęła i rozpłakała się.
- Cass, przecież ja ci nic nie zrobię, wiesz o tym, prawda? - zapytałem niepewnie. O co jej chodzi? Pewnie Cooper się do niej dobierał, no ale żeby aż takie to było traumatyczne przeżycie? Przecież nic jej nie jest. Dziewczyna potrząsnęła głową.
- Wiem, przepraszam. - szepnęła i wtuliła się we mnie - zabierz mnie stąd - wyszeptała do mojej bluzy. Wziąłem ją na ręce i wyszedłem ze szkoły, cały czas się trzęsła. Co się tam wydarzyło? On ją zgwałcił czy jak? Nie, miał za mało czasu. Pewnie wyolbrzymia, nie wiem, potem ją zapytam. Teraz pewnie znowu zaczęłaby płakać, a ja nie cierpię patrzeć, jak dziewczyna płacze. Tylko gdzie ja mam ją zanieść? Trzymała się kurczowo rękami mojego karku a twarz wtuliła w moją bluzę. Szliśmy tak sobie przez miasto, a ludzie uśmiechali się na nasz widok, starsze panie mówiły coś w stylu "Taki chłopak to skarb","Takiego chłopaka to ze świecą szukać". Zastanawiałem się, czy Cassie to usłyszała. Podniosła głowę i uśmiechnęła się do mnie.
*Cass
Było mi tak dobrze. Jeszcze nigdy nie czułam się tak przy chłopaku. Kiedyś jeden mnie zranił, cholernie bolało. Od tego czasu nie zaufałam żadnemu, z wyjątkiem Bradleya. Czy teraz to się zmieni? Nie wiem, czy dam radę, w sumie cudowni z nich przyjaciele, właściwie to na razie kumple. No, ale za niedługo mam nadzieję poznamy się lepiej. Nie mogłam wytrzymać i podniosłam głowę, żeby zobaczyć jego mordkę. Chciałam się trochę poprzyglądać ale zauważył mój ruch i uśmiechnął się. Chciałam, żeby mnie puścił, ale on oczywiście się nie zgodził, musi być strasznie silny, skoro cały czas mnie nosi. Hmm... jak się tak dłużej zastanowię, to przy każdym naszym spotkaniu mnie nosił. Nagle chłopak zaczął się ze mną wygłupiać na środku przejścia na pieszych. Puścił mnie żebym stanęła, ale tylko chwilę, już po chwili miał mnie na plecach. Śmiałam się głośno, zapinając całkowicie o zajściu w pracowni chemicznej.
- Lou! Zaraz spadnę! Aaa! Trzymaj mnie! - śmiałam się, jednocześnie trzęsąc się ze strachu, rany, ile on ma siły.
et