środa, 31 grudnia 2014

15



Harry*

Na rozpoczęcie imprezy się spóźniliśmy bo Niall jakby się odwiązał se swoich bandaży. Ten nasz blondasek. Poszedłem od razu poszukać Charlie. W końcu ją zaprosiłem to też muszę i chcę z nią miło spędzić wieczór. Przepychałem się między różnymi strachami i potworami. Nie umiałem jej znaleźć. Napisałem sms'a. Odpisała mi. Zacząłem się rozglądać. Gdzie ona jest?!
- O Harry! - błagam... nie. - Nie zauważyłeś mnie? - zapytała Scarlett.
- Sorka Scarl teraz szukam Charlie. Nie widziałaś jej? - troszeczkę się jakby wkurzyła gdy wypowiedziałem imię Lottie. Jej zimny wyraz twarzy sprawiał, że wyglądała jeszcze gorzej. Oblana krwią po całej twarzy... nie wyglądało to zbyt atrakcyjnie.
- Przykro mi, ale nie. Zatańczysz? - szybko zmieniła temat. Chciałem zatańczyć najpierw z Lottie, ale niestety kobietom się nie odmawia.
- Okey, ale jedną piosenkę. - porwała mnie gdzieś na środek.
Szczerze...już po pierwszym tańcu z Russo miałem dość. Strasznie się do mnie kleiła. Nie zwracałem na nią zbytnio uwagi. Bardziej wypatrywałem ślicznej szatynki. Gdy piosenka w końcu się skończyła pożegnałem się z blondynką i odszedłem.
- Fred nie widziałeś Charlie? - chłopak wskazał palcem na drzwi wyjściowe z sali.
- Chyba jest na korytarzu. - odparł i przytulił Maddie. Opuściłem salę. Zauważyłem jakąś osobę siedzącą na parapecie. W ręce miała chyba aparat. Podszedłem bliżej. To była Charlotte. Włożyłem dłonie do kieszeni i chrząknąłem. Dziewczyna od razu spojrzała w moją stronę. Gdy zobaczyłem jej twarz zamrugałem kilka razy powiekami. Ona ułożyła swoje usta w słodki uśmiech.
- Wow...- mruknąłem zatkany. - Wyglądasz strasznie. Znaczy strasznie pięknie. - poprawiłem się szybko.
- Dziękuję. - usiadłem obok niej. - Wiesz, że szukałam was dwadzieścia minut? - zapytała po chwili.
- Ja ciebie też. - nabrałem dużo powietrza do płuc. Patrząc na nią każdy facet mógłby się roztopić. Oprócz jej ojca i przyjaciół. Nie wliczajcie mnie do przyjaciół. Ja chcę być kimś więcej. Przynajmniej w przyszłości.W marzeniach. Lottie jest taką dziewczyną jakiej jeszcze nie spotkałem.To dziwne bo miałem wiele za sobą związków, a każda moja ''była'' była taka sama.Może jesteśmy dla siebie stworzeni? Może Charlie to ta jedyna, z którą spędzę resztę życia? Nie no Styles...masz jakieś zaburzenia czy co? Nadmiar makijażu mi zaszkodził.

Siedzieliśmy tak przez jakiś czas i naśmiewaliśmy się z naszych głupich fotek.
- Idziemy? - zeskoczyła z parapetu.
- Jasne. - ruszyliśmy w stronę hali.Tam muzyka głośno grała, a ludzie dobrze się bawili.Złapałem szatynkę za nadgarstek i prowadziłem do jakiegoś wolnego kąta.Stanęliśmy pod ściną.Tylko tam było trochę przestrzeni.
- To...zatańczysz? - zapytałem, a dziewczyną przytaknęła.Złapałem za jej ciepłe dłonie i przybliżyłem ją do siebie.Nie była spięta ani nic z tych rzeczy.Dzięki temu ja też się wyluzowałem, ale tylko coś w brzuchu mnie przyjemnie kuło.Oblizałem usta i zaczęliśmy tańczyć.


Charlie***

Ten wieczór w towarzystwie Stylesa był niesamowity.Może nie było bardzo romantycznie ze względu na głośną muzykę i ludzi ubranych w straszne stroje, ale jego bliskość i osoba sprawiały, że byłam szczęśliwa,Jak widzicie...niewiele mi trzeba do szczęścia.Po kilku piosenkach postanowiliśmy trochę odpocząć.Usiedliśmy przy naszym stoliku.Wypiłam duszkiem kilka szklanek soku.
- Muszę do toalety. - poinformowałam Loczka i szybko pobiegłam do kibelka.Następnym razem pomyślę przed wypiciem takiej ilości soku.Załatwiłam swoją pilną potrzebę i opuściłam kabinę.Przejrzałam się w ogromnym lustrze by sprawdzić czy mój makijaż nie rozmazał się.Chociaż...i tak by nikt nie zauważył.Chociaż raz w roku mogę chodzić ubabrana od kosmetyków i nie przejmować się tym, że mam szminkę rozmazaną czy coś.
Wróciłam do stolika w mgnieniu oka, ale tam Harr'ego już nie było.Zmarszczyłam brwi i rozglądnęłam się trochę po sali.Nie było go w zasięgu mojego wzroku więc usiadłam.Pewnie gdzieś poszedł szukać reszty.Z nudów zaczęłam tupać nogami do rytmu muzyki.Bawiłam się szklanką, dmuchając na nią i malując na zaparowanym kawałku szkła jakieś niezidentyfikowane serduszka i takie tam.Gwizdałam, bujałam się i czekałam.
...
No gdzie go wcięło?! Czekam tu już 10 minut.Złapałam tył sukienki do rąk i poszłam szukać chłopaka.Utknął w toalecie, utopił się w ponczu, wisi na lampie, układa domek z kart? Co zajmuje mu tyle czasu?! Bosz...ci faceci.Za grosz jakiejś odpowiedzialności.Przepychałam się między spoconymi ludźmi aż w końcu wydostałam się z tłumu.Odetchnęłam i stanęłam przy oknie.Trochę powietrza jeszcze nikomu chyba nie zaszkodziło...
- Charlie? - spojrzałam w bok.Kilka kroków ode mnie stała jakaś czarnowłosa laska i szczerzyła się jak jakaś nawiedzona.
- Ta... bo co? - dziewczyna zachichotała i zmierzyła mnie od góry do dołu.Dziwna jakaś.
- Świetnie wyglądasz! Mało co cię poznałam. - mówiła, a mój zdziwiony wyraz twarzy nie znikał.
- Dzięki, a my się znamy? - palnęłam tak od razu.Laska zaczęła śmiać się głośno.To normalne? Chyba nie.Czarna złapała się za głowę. - Serio? Nie poznałaś mnie? - zaraz, zaraz...uroczy uśmieszek i niska, drobna postać...Cassie?!
- Miller? - podeszłam bliżej.
- We własnej osobie kopciuszku. - poprawiła kołnierzyk białej koszuli i wystawiła język.
- Szukałam cię pół godziny!

*Cassie

 <WŁĄCZ>
Po wejściu do szkoły zaraz wszyscy gdzieś się rozeszli. Kroczyłam sama przez korytarz, a ludzie gapili się i zastanawiali kim jestem. Czuję, że się postarałam. Dziewczyny dookoła były albo księżniczkami, albo kotami z wypchanymi pończochami w roli ogona. Jakieś okropne makijaże i nie wiadomo co jeszcze. Przy oknie stali Ally, Maddie i Joe. Podeszłam i przytuliłam ich na powitanie. Staliśmy i chwilę gapiliśmy się na siebie.
- Czy to nie dziwne, że przywitaliśmy się przytuleniem z obcą dziewczyną? - zapytał Joe.
- Obcą? - zadziwiłam się.
- No. Przedstawisz się, tajemnicza nieznajoma? - Joe wsadził ręce do kieszeni za dużych spodni.
- Cześć, jestem Cassandra Miller i jestem uzależniona od książek. - przywitałam się jak na zebraniu dla uzależnionych.
- Cześć Cassandra. - podjęli wątek.
- Super przebranie. Zafarbowałaś włosy? Wyglądają świetnie - zachwyciła się Maddie.
- Taa. Nie widzieliście gdzie poszedł Louis? - zapytałam, a oni uśmiechnęli się szeroko. - Albo kogoś innego z 1D? - dodałam, by ukryć zakłopotanie.
- Louis przed chwilą przechodził. - Był mumią, nie? - upewniła się Ally. Nie odpowiedziałam, tylko pomachałam im ręką i poszłam do głównej sali. Chciałam z nim zatańczyć. Trochę mi głupio, że przyszłam sama. Ale może chociaż poprosi mnie do tańca? Usiadłam na parapecie. Okna były zasłonięte czarnymi zasłonami, z sufitu zwieszały się papierowe pająki i kiepskie pajęczyny ze sznurka. Zielone i fioletowe światła rzucały upiorne poświaty na twarze tańczących.
- Można prosić do tańca? - podniosłam głowę. Nade mną stał Zayn, Chciałam pierwszy taniec zatańczyć z Louisem, ale nie wypada odmawiać. Pokiwałam głową. Podniosłam się i zaprowadził mnie na środek parkietu. Zaczęliśmy tańczyć.
- Myślałam, że nie lubisz.
- No, nie lubię, ale nie chcę spędzić kilka godzin na jedzeniu i piciu. No wiesz, dbam o formę, nie?
- Jasne - pokiwałam głową. Już się więcej nie odzywałam, tylko szukałam wzrokiem Lou. Nie chciałam myśleć, co teraz może robić. Po prostu chciałam to zobaczyć. Nie siedział przy stolikach, nie było go przy stołach z jedzeniem, ani na parkiecie. Nie ma się co zamartwiać trzeba żyć dalej i czerpać radość z życia i takie tam pierdoły. Przetańczyłam z Zaynem 3 i pół piosenki a potem był odbijany i znalazłam się w rękach Liama.
- Cześć - uśmiechnęłam się najlepiej jak potrafiłam.
- Czemu nie tańczysz z Louisem? - zapytał. Czerp radość z życia. Nie przejmuj się i się ciesz.
- Eee  nie wiem, a czemu mnie pytasz?
- No bo wiesz... - zaczął.
- Nic nie wiem. - zdenerwowałam się i wyrwałam z jego objęć. Podeszłam do stolika z napojami, oparłam się rękami na blacie i opuściłam głowę.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam głos obok. Niall stał z kubkiem w dłoni i bez bandaży na całych rękach.
- Chyba tak. - mruknęłam odwracając się plecami do stołu i siadając na nim lekko.
- Mhm... chodzi o Louisa? Że z tobą nie tańczy? Ani w ogóle nic? - drążył. Wkurzyłam się. No bo kto by się nie wkurzył?
- Możecie przestać ciągle pytać o Louisa?! Mam gdzieś co teraz robi! Wcale nie mam ochoty z nim tańczyć, okej?! - wydarłam się. Poczułam, że coś jest nie tak. Nie było słychać gwarów rozmów, ani muzyki. Wszyscy patrzyli na mnie i oniemiałego Louisa, który był w połowie drogi do mnie.
- No i co się gapicie? - warknęłam. Zauważyłam, że Lou zniknął gdzieś w tłumie. Ręce mi drżały, więc objęłam się nimi, żeby cokolwiek zrobić.
- Właśnie rozwiałaś wszystkie moje wątpliwości, jestem pewien, że go kochasz. Jednocześnie rozmyłaś wszystkie podejrzenia ludzi w szkole i już nikt nie będzie gadał. Problem, ze Louis też już nie wierzy. - zauważył Niall.
- W co niby?
- Że miał szanse.
- Ah... - zapatrzyłam się przed siebie. - Jestem zmęczona. Eee pójdę już. - Ruszyłam w stronę wyjścia. Złapał mnie za nadgarstek.
- Zatańcz chociaż na chwilę - uśmiechnął się. Westchnęłam.
- Okay. - okazało się, że to nie takie łatwe. W połowie utworu przejął mnie Joe, a po dwóch piosenkach jakiś chłopak-Batman, którego skądś kojarzyłam, ale nie mogłam sobie przypomnieć.
- No niezłe wystąpienie, Cassie.
- Skąd znasz moje imię?
- Sama mi je podałaś. - Wzruszył ramionami.
- Eee? - na nic mądrzejszego się nie zdobyłam.
- To ja, Zac. - Otworzyłam szeroko oczy.
- Zac?? Ten od hamburgera?? Kope lat, stary! Jak się miewasz? - uśmiechnęłam się szeroko, a Louis umknął gdzieś na koniec głowy.


Harry*

Gdy Lottie poszła na chwilę do toalety ja postanowiłem poszukać naszych przyjaciół.Znalazłem tylko Nialla i Tommo, którzy zjadali wszystkie przekąski.Klepnąłem jednego z moich przyjaciół w ramię.Odwrócił się do mnie Lou.W ustach miał napchane kolorowych żelek zmieszanych z chpisami. Przewróciłem oczami i westchnąłem.
- Stary co ty robisz?! - zapytałem,  a on wzruszył ramionami i przełknął to co miał w buzi.
- Jem? - zapytał.
- Ja bym tego tak nie nazwał, ale walić to.Dlaczego siedzisz tu i żresz jak świnia zamiast tańczyć z uroczą blondynką, a teraz to raczej brunetką o imieniu Cassie? Siedzi tam sama i nie wie co ze sobą zrobić.
- Dlaczego nie pogada z Charlie? - zapytał jakby z wyrzutem.
- Bo Charlie jest w toalecie, a nie pomyślałeś czasem, że...- zacząłem, ale machnąłem ręką i zebrałem się do odejść, ale mój kumpel szybko mnie zatrzymał.
-  Że?! - pytał, a mnie bawiła jego codzienna ciekawość.
-  Że może się jej podobasz? - bąknąłem, a on zmarszczył czoło. - A ona tobie... - dodałem.On zaczął się głośno śmiać i klepać mnie po plecach.Ja z poważną miną stałem i patrzyłem na niego.Chłopak po chwili spoważniał i odchrząknął.
- Tak myślisz? - szepnął i spojrzał w stronę dziewczyny.Kiwnąłem głową. - No wiesz...jesteś moim przyjacielem to chyba mogę ci powiedzieć... - czy on się stresuje? Uuu...zakochał się! - Cassie jest dla mnie...ee...no ważna.Jest naszą przyjaciółką i tak dalej, ale czuję że...
- Że?! - tym razem ja wybuchnąłem po chwili jego milczenia.
- Że coś do niej czuję. - pacnąłem się w czoło.Louis patrzył zamyślony gdzieś w górę.Pewnie wyobrażał sobie siebie za dziesięć lat ze swoją Cassie w roli jego żony i dwójką małych Tommo. Dołączyłem do niego i też zacząłem  gapić się gdzieś w kąt. Ja za dziesięć lat... hmm. Ciekawe czy w ogóle dożyję? Ja i ona, państwo Stylesowie... w ciepłym domku, potem małe Stylesiątka, kot i pies... to byłaby piękna przyszłość.


*Cassie

 Ostatecznie zamiast wracać do domu i pogrążać się w depresji cały wieczór spędziłam z Zac'iem. Było już około 11 w nocy, kiedy sobie coś przypomniałam.
- Musimy znaleźć Charlie! - wydarłam się z wyolbrzymionym strachem. Oboje byliśmy już pijani. To chyba jasne, że na imprezie był alkohol, chociaż nauczyciele kategorycznie nam zabronili.
- Kto to jest hik! Charlie? - Zac był chyba bardziej pijany niż ja. Szedł chwiejnym krokiem, a ja zadowolona z życia szłam obok niego wymachując rękami.
- Taka jedna. Polubisz ją. - wyszczerzyłam ząbki w uśmiechu pełnym radości i szaleństwa.
- Charlieee!!!! - muszę ją szybko znaleźć. Wyszliśmy ze szkoły i skierowaliśmy się do małego parku przed szkołą. Charlie spacerowała z Harrym alejkami. Podbiegłam do niej radośnie a za mną Zac.
- Cześć, kochani! Ale słodko razem wyglądacie, nie uważasz, Zac? - ucieszyłam się. Charlie wytrzeszczyła oczy, Harry też.
- Cass ty piłaś! - Charlie była chyba zdziwiona, ale zaraz jej minęło i powiedziała wkurzona. - Jak mogłaś? Zachowujesz się jak nieznośny bachor! - skierowała wzrok na Zac'a. Chyba dopiero teraz go zauważyła. - No i kto to niby jest.

- To Zac, jak mogłaś nie wiedzieć? - zdziwiłam się, jakby nieznajomość Zac'a była porównywalna do nieznajomości prezydenta USA, albo królowej Anglii. - Charlie, na pewno wszystko w porządku? Powiedz mi ile palców widzisz? - zapytałam podnosząc otwartą rękę do góry.
- Pięć. - powiedziała odruchowo.
- Charlie! Coś z tobą serio jest nie tak! Harry pomocy! Przecież pokazałam sześć palców! - wystraszyłam się.


Charlie*

Moja przyjaciółka zachowuje się jakoś inaczej.Wypiła za dużo, a wcześniej obiecała mi że nie upije się.Chciałam trochę z nią pogadać, powiedzieć jej co czuję i poprosić o radę.Tylko ona wolała wlewać procenty do krwi  bawić się z jakimś obcym chłopakiem.Mój nos był drażniony przez ostry zapach tej dwójki.
- Lottie! Baw się z nami! - kręciła się dookoła i krzyczała. - Nie bądź taką sztywną panienką. - zabolało.Ja nie jestem sztywna.Ja po prostu nie lubię pić za dużo alkoholu i tyle.Zmrużyłam oczy i prychnęłam.Cassie podbiegła do mnie i złapała za rękę.Chciała gdzieś mnie pociągnąć, ale wyrwałam się.Na mój nieszczęśliwy los Cass ściągnęła mi rękawiczkę.Cholera! Blizny jeszcze widoczne.
- Oddaj! - pobiegłam za nią. Biegała między jakimiś krzakami i śmiała się. - Cassandra Miller do mnie! - przystanęłam.Uznałam, że to nie ma sensu.Gdy Cassie jest pijana to nic na nią nie działa.Fuknęłam i kopnęłam w jakiś kamień. - Będziesz coś chciała. - mruknęłam jak obrażone dziecko.Odwiązałam wstążkę z pasa sukienki i obwiązałam nadgarstek.Tylko co powiem Hazzie jak o to zapyta? Nie mogę kłamać.
- Wszystko okey? - usłyszałam za sobą głos Loczka.Podskoczyłam i schowałam szybko rękę przykrywając ją kawałkiem sukienki.
- E-ee, tak. - bąknęłam zdezorientowana. - Wiesz Harry ja już lepiej pojadę do domu.- posmutniał. - Trochę mnie głowa boli. - z tym to już nie kłamałam.Serio mnie łeb rozbolał...i to nie tak słabo.
- To może pojadę z tobą? - zaproponował. - Jeszcze nam zemdlejesz. - uśmiechnęłam się i przygryzłam wargę.Jak ja lubię kiedy on się martwi.

Wsiedliśmy do mojego samochodu.Harry oczywiście jako kierowca.No i dobrze.Ja nie dałabym rady nawet wyjechać ze szkolnego parkingu.Zapięłam pasy, oparłam głowę o oparcie i zamknęłam oczy.Cisza...mmm...muzyka dla moich uszu.
- Już śpisz? - zauważył.
- Nie...jeszcze nie. - odpalił silnik i ruszyliśmy.Mimo tego, że nie rozmawialiśmy to było miło.Przy nim zawsze jest miło.No chyba, że jest wkurzony to nie jest miło, ale jeszcze nie doświadczyłam takiego Harr'ego. Czyżby Hazza był aniołkiem? Nie... w to wątpię.
- Już jesteśmy. - szepnął. Zamrugałam kilka razy powiekami. Od niechcenia odpięłam pasy i wysiadłam z samochodu. Ledwo domknęłam drzwi. Idąc w stronę frontowych drzwi mojego domu wlekłam po ziemi swoją torebkę.

Harry*

Siedziałem z Charlie do 1 w nocy.Oglądaliśmy film, żarliśmy słodycze, skończyło się na tym że usnęła głową na moich kolanach.Aww...jak słodko.Później zaniosłem ją do jej pokoju i położyłem na łóżku.Dwa razy myślałem czy ją przebrać, ale to chyba za wcześnie.Jeszcze jesteśmy przyjaciółmi.Przykryłem ją kołdrą i ucałowałem w policzek.Tylko co mam zrobić ze sobą? Na piechotę będę w domu o 3.00.Ach...jak myślicie? Zabiłaby mnie rano gdybym położył się teraz obok niej? Chyba nie.Przecież to nic wielkiego.Ułożyłem się na jej łóżku.Spało się jak na chmurze, a wiedząc że obok leży ktoś na kim mi zależy to było niebo.
Obudziłem się przez pikanie budzika.Przetarłem oczy i rozglądnąłem się.Lottie nie było obok mnie.Wyskoczyłem z łóżka i skorzystałem z toalety.
Udałem się do kuchni.Stamtąd dochodził przyjemny zapach tostów.W kuchni zastałem pół brunetkę, pół blondynkę w szarym dresie i za dużej koszulce.Wyglądała uroczo.Podszedłem do niej na palcach i dziobnąłem palcami w boki.Ona podskoczyła wystraszona.
- No siemka. - przywitałem się ciepłym uśmiechem.Ona tylko parsknęła śmiechem, na co ja zdziwiłem się. - To tak miło mnie witasz?
- Możesz iść wziąć prysznic. - oznajmiła. - Rozmazałeś swój make-up. - całkiem zapomniałem, że mam na twarzy jeszcze to coś.
- Racja. - udałem się do łazienki.Gdy odświeżyłem się i zrobiłem porządek z włosami wróciłem do kuchni bez koszulki w samych spodniach.- Wiesz Charlie...nie masz jakiegoś dresu czy coś?
- Pewnie tata coś zostawił z ubrań. - pobiegła na górę.Chwile potem przybiegła z ubraniami. - Tu masz dresy, a tu koszulki i bluza.Nie musisz oddawać. - podała mi ciuchy.
- A twój tata?
- Mój tata mieszka teraz w LA.Pewnie zapomniał o tych ubraniach.
- A to twój ojciec i matka... - zaczął, ale ugryzłem się w język.Nie wypada o takie rzeczy pytać.
- Rozwiedli się kilka lat temu.On wyjechał do stanów i tak pozostało.Napijesz się czegoś? - szybko zmieniła temat.Usiadłem przy stole.Podała mi talerz z tostami i szklankę soku pomarańczowego.
- Dzięki. - usiadła na przeciwko mnie. - A ty nie jesz?
- Jadłam dwie godziny temu kiedy ty spałeś. - wytłumaczyła, a ja poczerwieniałem. - Dlaczego mnie nie obudziłeś? Wyspałeś się chociaż? Ja strasznie się wiercę, pewnie cię skopałam w nocy.
- Szkoda było mi cię budzić, a spałem jak zabity - uśmiechnęła się szeroko ukazując swoje ząbki.
Zjadłem pyszne śniadanie i pomogłem jej posprzątać.Niestety później musiałem się już zbierać.Wszystko co dobre kiedyś się kończy.


*Cassie

- Poszła gdzieś - zauważyłam, stojąc obok Zac'a.
- Nooo... hik! Poszli. - mruknął. - Idziemy zatańczyć? Hik!
- Nie mam już siły. - mruknęłam. Poszukam chłopaków, może jeszcze nie poszli, no bo nie będę miała jak wrócić. Mam nadzieję, że chociaż jeden się nie upił. - Zac odprowadził mnie do środka i przytulił na pożegnanie.
- Już spadam. hik!
- Masz jak wrócić? - zmartwiłam się.
- Spoko, mieszkam pięć minut drogi stąd hik! piechotą. - pokiwałam głową. Po czym pocałowałam go w policzek.
- Dziękuję za miły wieczór. - uśmiechnął się szeroko, po czym też mnie pocałował.
- Ja też hik! dziękuję. - i odszedł. Rozejrzałam się. Cała czwórka podbiegła do mnie. Żaden z nich nie był pijany. Uśmiechnęłam się na ich widok i rozłożyłam ramiona, by każdego przytulić. Oprócz Louisa, Louisa już nie lubię, okay?
- Cassie, upiłaś się? - zdziwił się Liam.
- A wy nie? - zdziwiłam się również.
- No, alkoholu nie było. - stwierdził Niall.
- Oficjalnie nie. - odparłam, wzruszając ramionami. Kiedy szliśmy do samochodu, opierałam się o Niall'a. Zasnęłam w samochodzie, oparta o jego ramię. Nic nie pamiętam potem. Chyba ktoś mnie zaniósł do pokoju.

***

 Obudziłam się potwornym bólem głowy. Usiadłam na łóżku i próbowałam sobie przypomnieć co wczoraj robiłam. Bal, Zayn, ciągłe pytania o Louisa, Zac, alkohol, potem nie wiem. Spuściłam nogi na ziemię i chwilę patrzyłam na swoje skarpetki. Dotarło do mnie, że mam na sobie piżamę. Czyli ktoś mnie przebrał. Szczerze mówiąc wolę nie wiedzieć kto. W gardle miałam pustynię, a w głowie plac budowy. Jakiś maleńki ludzik walił młotem pneumatycznym gdzieś w okolicy czoła. Powlokłam się do kuchni. Byłam tak zmęczona, że prawie nie zwróciłam uwagi na czwórkę chłopaków, siedzących wokół stołu.
 - Cześć, Cassie. - przywitał się głośno Niall. Spojrzałam na niego z pogardą.
 - Jak ci się spało? - równie głośno zapytał Zayn.
 - Na pewno bardzo dobrze. - Louis ani trochę nie spuścił z tonu.
 - Może kawy? - Niall, zabiję cię, obiecuję. Liam spojrzał na mnie z miną "Sorry, nic nie poradzę".
 - Nienawidzę was. - warknęłam, złapałam butelkę z wodą i odeszłam, by zamknąć się w swoim pokoju. Podeszłam do dużego, ściennego lustra i wystraszona, wpadłam na łóżko.
 - Zaraz sama się zabiję. - mruknęłam. Zmyłam w łazience wczorajszy makijaż, przebrałam się w czarne leginsy i koszulkę z rysunkiem fajki i napisem "To nie jest fajka", którą sobie kupiłam po przeczytaniu "Gwiazd naszych wina". Położyłam się na łóżku, z nogami na ziemi i starałam się o niczym nie myśleć. Jedyne, co mi było teraz do szczęścia potrzebne to jednorożec. Znaczy tabletka na ból głowy. Wypiłam z pół butelki wody i już prawie zasypiałam, kiedy moją głowę wypełnił huk, stukania do drzwi.
 - Czego? - wkurzyłam się. Drzwi się otworzyły i do środka wszedł Harry. Nie zadałam sobie nawet trudu, by usiąść.
 - Cześć, wszytko w porządku? - zapytał, siadając na krawędzi łóżka.
 - Ta, oczywiście. - mruknęłam.
 - Eee, chłopaki chyba cię wkurzyli, co? - podrapał się po głowie. Westchnęłam.
 - No tak jakby. Oni nigdy nie mieli kaca?
 - Ha ha! Jasne, że mieli i to nie raz. Po prostu lubią się znęcać nad skacowanymi.
 - Świetnie. - mruknęłam. Usiadł wygodniej i podał mi szklankę wody i białą tabletkę.
 - Pomyślałem, że ci się przyda. - wzruszył ramionami i wstał. Połknęłam tabletkę, jak narkoman na głodzie i wypiłam całą zawartość szklanki. - Teraz się prześpij. - powiedział.
 - Znawca się znalazł. - skomentowałam, ale posłusznie przykryłam się kołdrą i zamknęłam oczy. Usłyszałam głos, otwieranych drzwi.
 - Harry?
 - Hmm?
 - Dziękuję. - powiedziałam cicho i zasnęłam.



 Rozdział 15 zakończony. Nie bijcie, Że taki krótki :<. Mamy nadzieję, że Wam się podoba, męczyłyśmy się nad nim strasznie i przeciągałyśmy, i w ogóle masakra. Ale udało nam się wybrnąć i oto jest. Nie będziemy robić tego co robią wszyscy w stylu "za 3 komentarze następny rozdział" ale mimo wszystko mamy nadzieję, że podzielicie się opiniami, może coś zasugerujecie, może wykorzystamy to w kolejnych rozdziałach :D. Dzięki xx ~ Hermi










poniedziałek, 29 grudnia 2014

Info!!! Nowy blog!





  Hey. Tutaj trochę informacji. Jak widzicie mamy nowy szablon jeeee!! :D podoba wam się? Bo nam bardzo <3 !! Dziękujemy! Druga rzecz to 15 rozdział. Trochę sobie na niego poczekacie (kilka dni? może więcej? ) ponieważ jesteśmy hmmm ambitne? postanowiłyśmy pisać jeszcze jednego bloga. Noo i pojawił się już prolog i bohaterowie/bohaterzy? mam nadzieję, że wpadniecie, poczytacie, może wam się spodoba. Łapajta linka: You promise.? No i jeszcze chciałam dodać, że rozdziały 16, 17 i tak dalej mogą się pojawić z opóźnieniem, bo jako że mam dopiero 15 lat (ueeee taka mała) jestem jeszcze całkowicie zależna od rodziców i dostałam SZLABAN ;___; oczywiście za oceny. ;/ ale spoko już się biorę do nauki (He, ta jasne) i myślę, że cofną szlaban.. kiedyś tam. W każdym razie teraz mam jakby przerwę od szlabanu bo jest przerwa świąteczna więc żebym nie marudziła to mogę, i staram się wykorzystać ten czas żeby jak najwięcej pisać. 15 rozdział jest już napisany w połowie. A żeby wam wynagrodzić czekanie to mogę powiedzieć tyle, że będzie się działo :3 ktoś się upije.... pojawi się znowu Zac (ktoś go jeszcze pamięta?), Charlie i Harry myrmyrmyrmyr.... xD no i Cassie i Lou...... hmmm? domyślacie się czegoś? NA PEWNO NIE TEGO CO SIĘ POJAWI :D Okej kończę was zanudzać. Mam nadzieję że ktoś doczytał do końca. Jeśli jest ktoś taki to zostawiam nutę, która pojawi się w 15 LINK! ~ Hermi Tomlinson Pozdro!!! :D

poniedziałek, 22 grudnia 2014

14




*Cassie

Siedzieliśmy przed telewizorem. Oczywiście nie poszliśmy się uczyć. Po co? Na poprawę wszystko się wykuje.
- Jak myślicie, czemu Harry tak długo nie wraca? - zapytałam chłopaków zaniepokojona.
- Pewnie się miziają z Charlie - odparł Zayn. Faktycznie.
- A co ty się tak o tego Harry'ego martwisz? - zdziwił się Louis.
- Sama nie wiem - wzruszyłam ramionami. Miał rację, bardzo się o niego martwiłam. Nie wiem czemu. Po prostu czuję jakąś dziwną więź.. nie potrafię tego wyjaśnić.
- Ej, a jutro ma być próba. - poinformował Liam.
- Jaka próba? - zdziwił się Niall.
- Aa, wiem o co chodzi, to ta wymiana międzyszkolna? - upewniłam się. Liam pokiwał głową.
- Jakoś tak to jest, że klasa, która najlepiej się hmm.. przedstawi to potem jedzie do nich.
- Ej, fajne to. Ja chcę jechać. - ucieszył się Zayn.
- Do jakiego miasta? - zapytałam.
- Warszawa. - oznajmił Liam, a ja zamarłam. Spojrzałam na niego wielkimi oczami.
- Żartujesz.. - upewniłam się szeptem.
- Nie..
- O RANY! - podskoczyłam, szczęśliwa. - Naprawdę? Jeej! Jedziemy do Polski! Rozumiecie? Do Polski! - cieszyłam się i skakałam po kanapie. Zeskoczyłam na podłogę i uściskałam każdego po kolei. Złapałam Louisa za ręce i zaczęliśmy się kręcić w kółko. - Loui! Słyszałeś? Jedziemy do Polski! - odchyliłam głowę do tyłu i śmiałam się ze szczęścia.
Taki jeszcze jeden szczegół jeśli chodzi o mnie. Jestem po prostu zakochana w Polsce. Znam większość dużych miast, różne zabytki i uczę się Polskiego. Idzie mi całkiem w porządku, chociaż moja nauczycielka mówi, że strasznie kaleczę ten język. No trudno. Co ja poradzę, że oni tam mają jeszcze jakieś zasady ortograficzne, do tego nawet nie potrafię dobrze wymówić tego słowa. Serio, to wszystko jest trudne. Wychodzi mi jakieś "ortegrifia". A tych słów jest więcej do tego jakieś "ż", "rz" przecież to brzmi tak samo. Właściwie to te litery potrafię tylko zapisać. Wymowa to okropność. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Louis posadził mnie na fotelu.
- Najpierw to musimy wygrać. - Liam od razu zepsuł mi humor.
- Mhm.. to musimy się postarać. - uśmiechnęłam się. Zawsze marzyłam o wyjeździe do Polski. - Dobra nie wiem jak wy, ale ja idę spać. Do jutra. - pomachałam im ręką i poszłam do swojego pokoju. Zabrałam piżamę i poszłam do łazienki. Przechodząc przez salon zauważyłam, że chłopaków już nie było. Szybcy są. W łazience zrzuciłam bandaż i umyłam się. Rany na ręce są już prawie niewidoczne, a opuchlizna mniejsza. Wzięłam do ręki szczoteczkę do zębów i umyłam zęby. Jest dobrze, szczoteczka wypadła mi z ręki dopiero jak wyjęłam ją z ust. To głupie uczucie być takim słabym. Przebrałam się do piżamy i poszłam spać. Jak zasypiałam wydawało mi się, że przyszedł Harry, ale może tylko mi się wydawało.

*Harry

Do domu wróciłem dosyć późno. Charlie nie mieszka zbyt blisko. Cały uradowany nucąc sobie piosenkę pod nosem wparowałem do domu. Nikogo już nie było w salonie. Poszli spać? Dziwne. Cały w skowronkach powędrowałem do swojego pokoju. Wskoczyłem w ubraniach na łóżko i westchnąłem. Szeroko się uśmiechnąłem do sufitu.
- Zgodziła się. - mruknąłem. Leżałem jeszcze tak chwilę i rozmyślałem jak będzie wyglądać nasza pierwsza randka. Gdzie ją zabiorę? W wesołym miasteczku już byliśmy, a do restauracji... nie, zbyt nudno. Musi być to wyjątkowe miejsce. Tak samo wyjątkowe jak ona. Lottie jest piękna, błyskotliwa i skromna. Ugh... to bardzo trudne. Nigdy nie miałem kłopotu z takimi sprawami. To też dziwne. Wstałem, ściągnąłem kurtkę i wyszedłem na balkon. Spojrzałem w górę i wtedy mnie olśniło. Gwiazdy! Tak gwiazdy! To jest własnie to. Charlie jest piękna, błyskotliwa i skromna. Dokładnie jak gwiazdy. Pokazują się tylko w nocy... świecą i są piękne. Wróciłem do pokoju. Wziąłem szybki prysznic. Włożyłem tylko spodnie od dresu i położyłem się. Zabrałem telefon do ręki i zacząłem pisać z Louisem. Muszę mu się pochwalić. Usłyszałem ciche pukanie.
- Proszę. - zza drzwi wyjrzała Cassie.
- Mogę? - szepnęła. Kiwnąłem głową. Włożyłem koszulkę, która walała się na podłodze. Nie chcę by Cass się peszyła. Usiadłem i pokazałem by usiadła obok.
- I jak tam? - zapytała, a ja wzruszyłem ramionami. - No powiedz. Co u ciebie... i Lottie?
Wiedziałem, że ktoś w końcu zapyta.
- A co miało by być? Jest wszystko okey. - powiedziałem zwyczajnie.
- Okey... dosyć długo cię nie było, Hazz. - zachichotała.
- Chwilę rozmawialiśmy i tyle. - odparłem.Ona pokiwała głową.
- Wiem, że kłamiesz dlatego teraz ci pomogę. - usiadła w siadzie skrzyżnym. - Lottie lubi się bawić, nie cierpi nudy i powagi. Więc teatr czy operę sobie daruj. Nie lubi orzechów i jest uczulona na sezam.Jej ulubionym romantycznym filmem jest Titanic... tu potrzebowałbyś dużo chusteczek, a co do horrorów to nie ma określonego typu. Jeżeli chcesz, by sama się do ciebie kleiła to weź mega straszny, ale nie taki że będzie biedna maiła traumę. Ojej... wtedy by się z tobą już nigdy nie umówiła. No... to gdzie ją zabierzesz? - zapytała uśmiechnięta. Skąd ona wie, że się umówiliśmy?! Ta kobieca podświadomość.
- Em... myślałem nad czymś romantycznym. Znam takie jedno fajne miejsce. Widać stamtąd Londyn i... pięknie jest tam nocą. Tyle świateł.
- No podoba mi się, a co z żarciem? - zapytała. Przewróciłem oczami.
- Najpierw będzie romantyczna kolacja przy świecach na tym wieżowcu, a później... - zamyśliłem się.
- A później usiądziecie na kanapie i będziecie oglądać Titanica. - klasnęła w dłonie - Zaopatrz się w koce bo tam na górze będzie zimno.
- A film?
- Film odtworzycie projektorem na ścianie. - niezły pomysł. - Jeżeli pozwolisz to ci pomogę wszystko przygotować.
- Serio?
- Serio.
- Dzięki Cass.
- Jeszcze mi nie dziękuj. - wstała i przybiliśmy piątkę. - Dobranoc i śnij o Charlie - mówiła wychodząc.
- Jasne. - mruknąłem i położyłem się spać. Ciekawe, że tak dobrze się dogadujemy. - Kurde... Scarlett. - otworzyłem szeroko oczy. - Trudno.

Charlie*

Gdy przekroczyłam próg szkoły od razu poszłam szukać Cass i chłopaków. Znalazłam ich przed klasą. Za raz będzie angielski.
- Lottie! - przytuliła mnie przyjaciółka. Przywitałam się z resztą wariatów. Tylko nie znalazłam piątego. - Gdzie Harry? - chłopcy poruszali brwiami, a Cassie przewróciła oczami.
- Ja już ci nie wystarczam? - zapytała z udawanym oburzeniem. Pogłaskałam ją po włosach.
-Kocham cię, ale ja tylko zadałam pytanie.
- Gdzieś  polazł. Zaraz wróci do ciebie. - uśmiechnęła się i pokazała mi język. Lekko uderzyłam ją w ramię.
- Ałć... uwaga Lottie robi się agresywna, odbiór.-powiedziała basem.
- Dziękujemy za informacje Cassandro. Wysyłamy posiłki. Bez odbioru. - odpowiedział Niall i zachichotaliśmy. Zadzwonił dzwonek. Wszyscy weszliśmy do klasy tylko Loczka jeszcze nie było. Usiadłam z Cassie na samym końcu przy oknie.
- Witaj klaso! - przywitał się nauczyciel.
- Dzień dobry przepraszamy za spóźnienie. - do klasy wparował Harry, a za nim weszła zadowolona Scarlett.
- Nic się nie stało Panie Styles i Pani Russo. - mruknął nauczyciel. - Na początek ogłoszenia. W tą sobotę odbędzie się impreza Hallowenowa w naszej szkole. Wszystkich zapraszam. Słyszałem, że ma być fajnie... może sam się wybiorę. - mruknął, ale i tak słyszeliśmy. - No i będzie konkurs jak co roku. Najstraszniejsza para, pary wygrają jakieś tam nagrody. Spojrzałam na Russo. Ona na stówę wygra. Jest ładna i  godzinami przygotowuje się do takich imprez. Niech pocieszy się, że przez 10 minut będzie w centrum uwagi.
- Idziemy. - odparła Cassie pisząc temat lekcji.
- Mówisz poważnie? Na prawdę chcesz iść na ten idiotyczny bal? - zapytałam.
- Możę jest idiotyczny, ale co nam zaszkodzi. Będziemy najstraszniejszymi potworami w szkole. Scarlett, Jess i Chloe będą mogły patrzeć i podziwiać.
- Okey, ale wracam do domu przed północą.
- Dobrze kopciuszku. - obie zachichotałyśmy. - Nawet po północy gorzej nie będziemy wyglądać.
- Właściwie, to już wcześniej myślałam o tym balu. Tata przysłał mi sukienkę.
- O fajnie. Czekaj.. tata?!

Na przerwie rozmawiałam chwilę z Harrym, ale ta larwa Russo porwała go gdzieś. Przeklęłam pod nosem. Wróciłam do przyjaciół. Starałam się udawać, że wszystko jest w porządku. Udaliśmy się na stołówkę gdzie próbowałam zjeść w spokoju jabłko. Kocham ten owoc. Jeżeli jeszcze nie zauważyliście.
- To co idziemy, nie? Przebiorę się za... - Niall chwilę myślał. - Za coś czego każdy się boi, za coś co cuchnie, za coś... coś co odstrasza wyglądem. I już wiem za kogo się przebiorę... Zayn pożyczysz mi swoje ciuchy?
- Ty, ty gnido mała! - Malik zabrał Horanowi żelki. Niall wyglądał jakby zaraz miał się rozbeczeć.
- Pożałujesz swojego czynu Zaynie Javaddzie Maliku.
- Nie musiałeś używać mojego drugiego imienia. - mruknął rozbawiony Mulat.
- Owszem... musiałem. - Niall wstał spojrzał na Malika jak na debila. Powędrował do szkolnego sklepiku. Blondas jest tam stałym klientem. Spojrzeliśmy z wyrzutem na Malika.
- Ja tylko dbam o jego linię! - bronił się.

Muzyka. Na tej lekcji z naszym wychowawcą rozmawialiśmy na temat wymiany międzynarodowej szkół. Gdzie chciałabym pojechać? Szczerze to sama nie wiem. Gdzie się dostaniemy o ile nam się uda to myślę, że będę zadowolona. Lubię zwiedzać nieznane.
- Musicie dać z siebie wszystko... jeżeli chcecie wygrać. Jesteście wszyscy bardzo utalentowani i myślę, że nie zbłaźnicie się przed szkołą. Po lekcjach są próby i takie tam. Chyba rozumiecie o co chodzi? Tak? - pokiwaliśmy głowami. - Dobrze... wracamy do lekcji. - wychowawca dalej coś gadał.
Lekcja szybko zleciała. Wszyscy wyszliśmy na upragnioną przerwę.
- Wygramy to na sto procent. No bo nie ma lepszych muzyków, malarzy czy aktorów w innej klasie. - mówiła Cassie. - No może Kelly McClinn nieźle tańczy, a Rob Douty dobrze rapuje, ale tylko my jesteśmy jedyni w swoim rodzaju.
- Coś ty taka pewna, że wygramy właśnie my? - zapytał Lou.
- Wiem to. - jaka Cassie jest zadowolona i jak bardzo jej na tym zależy. - A teraz Lottie gadaj za co się przebierasz. Zombie, kościotrup, czy wampir? - pytała i szczerzyła się. Wzruszyłam ramionami.
- Za gnijącą pannę młodą. - zażartowałam.
- To ja chcę być druhną!

Wybierałam się właśnie na salę gimnastyczną. Koniec lekcji, czyli próby i jak to ujął nasz wychowawca ''takie tam''. One Direction i Cassie ćwiczą piosenki, które wykonają. Ja usiadłam na trybunach i myślałam nad tym, co namalować. Musi być to coś wyjątkowego i coś co sprawi, że wszyscy będą zbierać szczęki po podłodze. Tylko czy moja wyobraźnie jest tak bogata? Zobaczymy.
Miałam wiele pomysłów, ale który by tu wybrać? Widzę jak Cassie zależy na wygranej. Zapisywałam  najlepsze pomysły, które mi wpadały do głowy.

*Cassie

No więc zaczęły się próby. Jeśli chodzi o sekcję muzykalną to śpiewam tylko ja, chłopcy i Judy. Siedziałam na stole obok laptopa i majtałam nogami. Pan Dawson siedział obok na krześle i przeglądał YouTube. Chłopcy i Judy stali dookoła nas.
- I co? - zapytał wychowawca. - Macie jakieś pomysły?
- Możemy przedstawić jakiś utwór razem z teledyskiem. - zaproponowałam.
- To jest dobry pomysł. - Dawson pokiwał głową.
- Ale jaki? - zapytał rzeczowo Liam.
- No i tu się trzeba zastanowić. - wzruszyłam ramionami.
- Najlepiej coś żywego. - stwierdził Zayn.
- Wspominałem już, że nic od was? - upewnił się nauczyciel. - Nie żeby coś ten.. - Chłopcy kiwnęli głowami.
- Coś romantycznego - ożywiła się Judy. Przewróciłam oczami.
- Może "Shake it off" Taylor Swift. - Harry uśmiechnął się do mnie.
- Nie będę trząść tyłkiem na scenie. - pokazałam Stylesowi język.
- Chyba wszyscy się zgadzamy, żeby Cassie była głównym głosem, więc niech może ona wybierze? - zaproponował Liam. Wszyscy pokiwali głowami. Przekręciłam trochę laptop Dawsona do siebie.
- Poradzicie sobie tu? - upewnił się muzyk. - Sprawdzę, jak reszta sobie radzi.
- Jasne, prze pana. - Louis usiadł na jego miejscu.
- Może coś od Kelly Clarkson? - zaproponowałam. Włączyłam na próbę jakąś piosenkę.
- To nie jest romantyczne. - stwierdziła Judy.
- I teledysk nie do zagrania na scenie. - zauważył Niall.
- Dobra.. - szukałam dalej. - Czyli Kelly odpada... Może Taylor Swift?
- "Shake it off"? - podpowiedział Harry.
- Nie - zirytowałam się. - Ale może "I knew you were trouble"?
- Nie..
I tak mniej więcej minęła większość próby. Ciągle coś było nie tak. Po godzinie pufnęłam i zasłoniłam rękami twarz.
- Dobra, poddaję się. Chciałam jechać do tej Polski, ale wam nic nie pasuje.. - pierwszy raz tak się przejmuję szkołą.
- No dobra. - Louis obrócił do siebie laptop. - Mamy jeszcze pół godziny. - przeglądał różne utwory. Włączał, słuchał pierwsze kilka sekund i włączał następne.
- O, Adele "Skyfall" na pewno dasz sobie radę. - uśmiechnął się do mnie.
- Jasne, znam to. - odwzajemniłam uśmiech. - Chyba nawet to kiedyś śpiewałam, może w gimnazjum..
- Dobra.
Włączył. Śpiewałam z pamięci razem z piosenkarką. Kiwałam się na ławce z zamkniętymi oczami.
- No dobrze ci poszło jak na pierwszy raz - stwierdził Louis kiedy skończyłam.
- Ale szału nie ma - Harry puścił do mnie oczko, na co ja pokazałam mu język.


Lottie*

Ale to życie mnie męczy. Mam dwa dni na namalowanie wyrąbistego obrazu, a tyle mam spraw na głowie. Nie no... nic nie mam do roboty, ale nauka, impreza, wymiana, nauka i jeszcze nauka. Za dużo nauki, ale muszę się postarać. Skończę liceum i idę studiować prawo. Jest hajs, mało się napracuję, a mądra i sprawiedliwa jestem. Ta wiem skromność. Wyszłam z hali i udałam się do biblioteki na kompa. Może w internecie coś mnie zainspiruje. Cykałam, klikałam, pisałam..., ale nie znalazłam nic co mogłoby mnie zaszokować. Namaluję Cassie i wygramy. Nie no żarcik... co ja ma zrobić?! Po 30 minutach zaczęłam się nudzić. Kręciłam się na obrotowym krześle. Zaczęło kręcić mi się w głowie więc zatrzymałam się. W sali panowała grobowa cisza. Jedyne co dochodziło do moich uszu to odgłos klikania na myszce, kartkowanie stron książek i ciche oddechy innych. No i jeszcze moje myśli, które przy tej ciszy były bardzo głośne. Takiej nudy to ja nie doświadczyłam od wieków. No może kiedyś, gdy mama nie pozwoliła mi biegać, czytać książek i malować. Wtedy to myślałam, że zacznę rzygać tęczą dla frajdy. Dostałam sms'a, a dźwięk powiadomienia zapomniałam wyciszyć. Wszyscy kujoni i bibliotekarka spojrzeli na mnie. Czułam się jakbym zrobiła coś złego. Ludzie... to tylko cichy dźwięk.

Przeczytałam wiadomość pd Cass. "Poczekamy na ciebie przed szkołą :>" Odpisałam i szybko opuściłam salę  z nudów. Zapomniałam nawet powiedzieć do widzenia. Trudno. Wybiegłam po schodach na korytarz. Walnęłam niepotrzebne książki do szafki. Przemierzając szkolny korytarz szperałam w torebce. Klucze do domu, auta, dwie kosmetyczki, z których i tak nie korzystam, portfel, zegarek, telefon, jakieś papierki po cukierkach, tabletki i łańcuszek. O cholera... albo muszę mieć większą torebkę albo ja muszę zacząć dbać o porządek. W domu poważnie nad tym pomyślę, ale już wykluczam opcję drugą. Otworzyłam szklane, duże drzwi i w końcu mogłam nabrać świeżego, londyńskiego, czystego powietrza. Ta... czystego. Chowając zeszyt do torebki usłyszałam jak ktoś mnie woła, a może bardziej o mnie pyta.
- Charlie? - odwróciłam się na pięcie. Podniosłam wzrok do góry i zobaczyłam tam stojącego, lekko przystojnego faceta. Spojrzałam na boki mając nadzieję, że gość się pomylił. Niestety szeroko się uśmiechnął i chyba chodziło mu o mnie. Mężczyzna  był brunetem, miał ciemne brązowe oczy, nie takie ładne jak Zayn, umięśnione ciało... no i był dosyć wysoki dlatego musiałam patrzeć w górę. Raziło mnie słońce. No błagam... Słońce wtedy gdy jest mało potrzebne. Zmarszczyłam brwi. Czekaj ta... ja go kojarzę. Ten sposób szczerzenia się, stania i to denerwujące przygryzanie wargi. W jego wydaniu jest to żałosne.
- Miło Cię ponownie widzieć żabko. - wytrzeszczyłam oczy. Mada fucka...  Will?! Matko Boska, przenajświętsza módl się za nami i teraz w godzinę śmierci. Błagałam w duchu, by teraz jakiś idiota szedł, przewrócił się na mnie, ja bym straciła przytomność, później pamięć i nie musiałabym się tak bardzo bać i cierpieć. Niestety... dzisiaj poziom idiotów w Londynie spadł.
- Przepraszam pomyłka. - odparłam i odwróciłam się.
- Hej! Lottie... To ja! Will Hings. Twój były, dobry chłopak.
- Mogłeś sobie darować dobry. - mruknęłam i przewróciłam oczami. - Daj mi spokój. To już chyba ci powiedziałam!
- Tak ale musiałem się z tobą spotkać. - okey... jest kretynem, ale skąd wiedział gdzie chodzę do szkoły i motyla noga od kogo dostał mój numer?!
- Ale ja nie chcę z tobą gadać ani nic innego robić. - głupie skojarzenie zaliczone.
- Daj mi pięć minut.
- Dwie.
- Dwie i pół.
- Gadaj.
- Po pierwsze i najważniejsze... przepraszam cię za ta krzywdę jaką ci wyrządziłem. Wiem... byłem cholernym dupkiem.
- Byłeś. - potwierdziłam kiwając głową.
- Ale ja na prawdę się zmieniłem. - ta, prędzej uwierzę w to, że święty Mikołaj nie istnieje. Tak... mam osiemnastkę, ale Mikołaja nikt mi nie odbierze. - Przez cały czas myślałem o tobie. - ha ha ha ha, dzisiaj jest 1 kwietnia? - Nadal mi zależy na tobie.
- No dobrze... a mógłbyś mi powiedzieć jak u nauczycielki? Dobrze się całuje? Albo co tam u tej plastikowej rudej szkapy? No, a ta Angelika... jaki ma rozmiar stanika? Podobno nieźle się bawiłeś na przerwie. - mówiłam, a on wkurzał się. Oj jak mi sprawiało przyjemność gdy się denerwował.
- Mnie Will'amie nie nabierzesz na te głupie sceny.
Oh Romeo, mój Romeo czym sobie ja zasłużyła na takie chamstwo?  O Boże... czym zawiniłam, że znalazłam sobie takiego dupka, a nie faceta? -mówiłam i nie dałam dojść mu do słowa. - Wolałabym kąpać się w lawie niż słuchać twoich pustych i nic nieznaczących słów. Żegnaj, Auf Wiedersehen, Au revoir i tak dalej... mam nadzieję, że sprawisz mi tą przyjemność i nigdy więcej nie pokarzesz mi się na oczy, dobrze? - sztuczny uśmiech powrócił na moją buźkę. Odeszłam cała zadowolona z siebie. Jak fajnie było powiedzieć mu to prosto w oczy. A teraz niech spada. Stanęłam przed pasami. Zobaczyłam Cassie i chłopaków, którzy chyba nas widzieli. Oł... zaczną się pytania. Ale wtopa. Chciałam zostać na tej stronie ulicy, ale moje nogi są nieposłuszne.
- Bo kiedyś was amputuję! - warknęłam do moich kończyn. Wariatka, przeszło mi przez myśl. Byłam coraz bliżej przyjaciół, a na ich twarzach rosło zamieszanie i zdziwienie.
- Kto to był i co od ciebie chciał? - jakbym słyszała własna matkę. Spojrzałam na Cassie, znudzona wszystkim. Ostatni raz zerknęłam w kierunku gdzie chwilę temu ''rozmawiałam'' z Willem.
- Taki jeden... znasz go. - mruknęłam.
 - Gościu wyglądał jakby czegoś chciał. - odparł Niall.
- No bo chciał, ale idiota był żałosny dlatego go spławiła? - zadała retoryczne pytanie Cassie. - Gołym okiem widać było, że ciota, podrywacz, flirciarz, kobieciarz i skończona gnida.
- Tak trzymaj - puściłam jej oczko.
- A konkretnie co chciał? - zapytał Harry.
- Em... przepraszał i tłumaczył się, jak to on się nie zmienił, ale znam go zbyt dobrze by uwierzyć w takie kłamstewka. - pokiwał głową i jak by mu ulżyło. Dziwne. Udałam, że tego nie widziałam. - To co śpiewacie?
- Było dużo kłopotów co do utworu, ale po burzy zawsze wychodzi słońce no i śpiewamy Adele.
- Super.
- A ty co malujesz? - po chwili obudził się Liam. Wzruszyłam ramionami.
- Jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę.
- Masz dwa dni na namalowanie czegoś super extra. Wyrobisz się? - ile dzisiaj tych pytań.
- Dam radę. Jedna czy dwie bezsenne noce nie zabiją mnie. - odpowiedziałam Zayn'owi.

Niestety musiałam już wracać by zacząć swoją brudną robotę. Pożegnałam się z wszystkimi oprócz Hazzą. On został na koniec. Wtuliłam się w jego tors i przyłożyłam no do jego koszulki. Jacie... jak on pachnie.
- To kiedy? - mruknął do mojego ucha. Oblizałam swoje wargi.Jaki on jest fajny.
- A kiedy proponujesz?
- Hmm... wtorek wieczorem?
- Em... okey. Będę gotowa o siódmej. - szepnęłam do jego ucha. - Cześć Harry.
- Pa Lottie. - odeszliśmy w przeciwne strony. Tak... zawsze słońce przychodzi po burzy. Święta racja Cass. Odjechałam samochodem z szkolnego parkingu.

Cassie*

Chłopcy podwieźli mnie do domu a sami pojechali na jakąś próbę czy coś. Rzuciłam torbę w kąt. Dziwnie się czuję sama w tym domu. Chwilę stałam w salonie, po czym poszłam do kuchni, by zjeść jakiś prowizoryczny obiad. Stwierdziłam, że właściwie nie jestem głodna, więc wrzuciłam sobie garść płatków kukurydzianych do ust i popiłam mlekiem. W czasie kiedy chrupałam wpadł mi do głowy znakomity pomysł. Wyszłam z kuchni i rozejrzałam się. Teren czysty. Pobiegłam schodami na górę, przełykając kukurydzianą papkę. Stanęłam u szczytu schodów. Spojrzałam w lewo, gdzie mieszczą się pokoje chłopaków, po czym odwróciłam głowę i spojrzałam w prawo. Nigdy tam nie byłam. A mieszkam tu już dosyć długo. Odlepiłam trampki od podłogi i zrobiłam pierwszy krok w nieznane. Tylko jedne drzwi, a potem co? Stanęłam przed drzwiami. Powinnam zapukać? Bzdura, przecież nikogo nie ma. Westchnęłam cicho i nacisnęłam klamkę. Właściwie nie wiem czego się spodziewałam. Jakiś drzwi do magicznej krainy? Hogwartu? Jednorożców? Świętego Mikołaja? Jakiegoś sejfu, może ogromnej biblioteki z wysokim sufitem, regałami do sufitu, obłożonymi starymi książkami, po które wchodzi się po drabinie na szynach, i kominku z bujanym fotelem? A może jakiegoś schowka da drogie przedmioty, pilnowane przez dziesięciu osiłków? Na pewno nie spodziewałam się TEGO. Pokój był pusty. Całkowicie, dogłębnie, przygnębiająco pusty. Białe ściany, całkowicie gołe, bez ani jednego okienka, co właściwie jest zrozumiałe, bo musiałoby wychodzić na czyjś pokój. Podłoga wyłożona deseczkami z jasnego drewna. Na przeciwko zwykły, szary kaloryfer żebrowy. I kartonowe pudło na podłodze. Podeszłam ostrożnie i uklękłam przy kartonie. Powinnam do niego zaglądać? Ciekawość zwyciężyła. Otworzyłam ostrożnie pudło. Na pierwszy rzut oka było puste. Ale moją uwagę przyciągnął ciemny kształt na dnie. Wyciągnęłam ręce po przedmiot. Wyciągnęłam zakurzone... zdjęcie. Najpierw zobaczyłam tył. Był tylko rok, 1996. Odwróciłam. Zdjęcie przedstawiało dwójkę dzieci, chyba chłopczyk i dziewczynka około dwóch lat, bawiących się w piaskownicy. Dziewczynka miała dwa jasne kucyczki, czerwoną koszulkę i ogrodniczki, pokazywała ząbki w szerokim uśmiechu. Chłopczyk miał ciemne włoski, niebieskie spodenki i białą bluzeczkę, miał piasek w ustach i płakał. Uśmiechnęłam się. Dzieci wyglądały uroczo. Piaskownica wydawała mi się znajoma, ale to raczej moje urojenia. To pewnie któryś z chłopaków z siostrą. Który z nich ma jakieś rodzeństwo? Dotarło do mnie, że nie wiem. Odłożyłam zdjęcie do kartonu i wycofałam się z pokoju. W jakiś dziwny sposób mnie przygnębiało. Zamknęłam drzwi i odwróciłam się w stronę zakrętu. Co się tam kryje? Kolejne puste pokoje z kolejnymi zdjęciami? Ruszyłam powoli w tamtą stronę. Za zakrętem był krótki korytarz i ściana. Znajdowało się tu tylko dwoje drzwi. Na ścianach wisiały obrazy. Nie znam się ale wyglądały na drogie. Podeszłam do drzwi po lewej. Co tu może być? Nacisnęłam klamkę i od razu poczułam uderzający chłód i zapach starości. Drzwi zaskrzypiały cicho. Chyba dawno nikt ich nie używał. Były tutaj schody. Takie zwyczajne, proste schody do góry. Czyli pewnie strych. Strychy są fajne w starych, drewnianych domach z pajęczynami i centymetrowym kurzem, a nie w nowoczesnych willach z basenem. Mogło tam być kilka kartonów ze starymi rzeczami, nic ciekawego. Na pewno nie jest to taki fajny strych, z mnóstwem niesamowitych i zagadkowych rzeczy. Zamknęłam z powrotem drzwi. Drugie drzwi były uchylone. Popchnęłam je lekko. Otworzyły się z łatwością. W środku było ciemno, więc poszukałam dłonią włącznika. Po chwili kilka lamp pokazało mi to, czego podświadomie szukałam. Zamknęłam za sobą drzwi i weszłam głębiej. W jednym kącie stała piękna, czerwona perkusja, pod ścianą na stojakach stały trzy gitary, dwie klasyczne i jedna basowa, pod inną ścianą były skrzypce i dwa bębny różnej wielkości. Po lewej stronie były podwójne organy i stolik na którym walały się kartki z nutami i tekstami piosenek. Ale najpiękniejszy w tym wszystkim był duży, połyskujący, czarny fortepian. Podeszłam do stołeczka na miękkich nogach.
- Czy to sen? - szepnęłam do siebie. Usiadłam na miękkim siedzisku i przesunęłam palcami po lakierowanym drewnie. Delikatnie odsłoniłam klawisze. Nacisnęłam palcem jeden i zamknęłam oczy.
- Brzmi idealnie - westchnęłam. Ułożyłam palce i zagrałam prostą melodię.
 Potem jakąś bardziej wyszukaną, aż wreszcie z zamkniętymi oczami i skupieniem zagrałam "Dla Elizy". Delikatnie zabrałam ręce, jakby bojąc się, że przy gwałtownym ruchu piękny fortepian zniknie.
- Dobra weź się za coś porządnego - mruknęłam do siebie. Śpiewałam "Skyfall" Adele, grając z pamięci. Trzeba ćwiczyć, nie? Po dwóch godzinach byłam padnięta i marzyłam już tylko o wygodnym łóżeczku i czymś ciepłym do jedzenia. Zamknęłam fortepian i podeszłam do drzwi. Nacisnęłam klamkę, ale nie ustąpiły. Spoko, pewnie jeszcze moja ręce sobie nie radzą. Nacisnęłam mocniej, ale drzwi nie chciały się otworzyć. Zaczynałam być trochę niespokojna. Pociągnęłam do siebie, a potem popchnęłam, ale nic to nie dawało. Kopnęłam do drzwi kilka razy, ale nadal były zamknięte. Westchnęłam. Usiadłam na podłodze, obok drzwi. Mój żołądek domagał się jedzenia, garść płatków kukurydzianych należała do zamierzchłej przeszłości. Przymknęłam oczy. Byłam zmęczona. Powieki same mi się zamykały. Skuliłam się na podłodze. Dopiero teraz poczułam, że w pomieszczeniu było niewiarygodnie zimno. Trzęsłam się, pocierałam rękami ramiona. Telefon został z torbie. Oby chłopacy szybko wrócili. W całym domu było ogrzewanie podłogowe, ale w tym pokoju chyba nie działało. Nikt nie regulował temperatury, więc zaczęła się obniżać. Oczy mi się kleiły. Oby mnie tu znaleźli.

*Harry

Razem z moimi przyjaciółmi jechaliśmy do naszego studia nagraniowego. Dziś dokańczamy piosenkę Last First Kiss. Siedziałem na miejscu pasażera i słuchałem jak Niall narzeka, że nie ma jedzenia.
- Chłopcy wstąpmy po drodze do Tesco. Ja nie wytrzymam dwóch godzin bez posiłku.
- Biedny Horanek... umrze z głodu. Będziemy cię ciepło wspominać brachu! - zażartował Zayn i poklepał blondasa po plecach.
- Ja mówię serio. Będę zbyt słaby, żeby wydać z siebie choć najcichszy dźwięk. - parsknęliśmy śmiechem.

                                                                     ஐஐ

Dwie i półgodziny godziny śpiewania. Jestem już zmęczony, a usta nie chcą się ruszać. Biedny ja. Ściągnąłem słuchawki z głowy i opuściłem pomieszczenie nagraniowe.
- Świetna robota chłopcy! Myślę, że wystarczy na dziś.
- Ja też. - odparłem.
- Możecie wracać, ale nie zapomnijcie, że w poniedziałek macie rano próbę dźwiękową, a wieczorem jest koncert. - nie chce mi się! Jejku... ja nie wyrabiam z życiem. Chłopcy coś tam mruknęli pod nosem i wyszliśmy z budynku.
- Jestem wykończony. - powiedziałem, wsiadając do samochodu.
- My też, ale to przez tyle spraw. Szkoła, próby, koncerty i tak w kółko.
- Jak przyjedziemy do domu to padam do łóżka. - odparł Niall, który kleił się twarzą do szyby.
- Ej! Nie obśliń mi szyby! - wyrwał się Zayn, patrząc do lusterka na Horanka.
- Nie krzycz... - mruknął blondas. - Jedziemy do Tesco? - zapytał po chwili.
- Nialler mamy lodówkę pełną żarcia. - mruknął Liam, pisząc z kimś na fonie. Dość często teraz cyka, pisze i uśmiecha się do ekranu. Dziwne, ale nie wnikam w jego sprawy. Chyba że...
- Liaś z kim piszesz? - zapytałem przysuwając się do niego. On spojrzał na mnie jak na idiotę.
- Ee... z nikim ważnym. - zasłonił dłonią ekran. Pokiwałem głową i zrobiłem twardą minę. - Nie wierzysz mi?
- Nie Liaś. No pochwal się z kim tam romansujesz!
- A co piszesz książkę? Romans? Może będę czytał. - próbował zmienić temat.
- No Payen... jak się nazywa? - zapytał Louis. Daddy przewrócił oczami i westchnął. No to teraz nam powie. Ciekawe czy jest ładna?
- Danielle. - mruknął, ale wszyscy usłyszeliśmy.
- Ładna? - musiałem zapytać.
- Piękna. - poprawił mnie. Poruszałem brwiami i chytrze się uśmiechnąłem.
- Łapy precz Hazz... ty masz Charlie. - zagroził mi palcem, ja uniosłem ręce do góry.
- Spoko, ale Lottie nie jest moja...-jeszcze - dodałem ledwo słyszalnie.
- Taaa... jasne. - rzekł rozbawiony Malik. - Wszyscy dobrze wiemy, że ty i ona...
- Japa Zayn! - uciszyłem go, a oni zachichotali. - To kiedy ją do nas zaprosisz?
Liam wytrzeszczył oczy.
- Zaprosić ją do naszego domu by potem z niego wybiegła z piskiem?! - zapytał głośno.
Pokręciliśmy głowami. Chwyciłem się za głowę. Przecież my nie jesteśmy małpami z zoo.
W końcu dojechaliśmy do domu. Było jakoś pusto i zimno.


*Cassie

- Cassie?!
- Cassandra!
- Ej, nie chowaj się!
- Może wyszła?
- Przecież zostawiła wszystko. W torbie jest jej telefon.
- No to więc gdzie jest?
- Trafne pytanie. Sandra! Wyłaź już, to nie jest śmieszne!
Do moich uchu docierały przytłumione głosy. Chciałam powiedzieć, że jestem tutaj, ale mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Usta miałam spierzchnięte, ręce i nogi zdrętwiałe. Poruszyłam palcami u stóp.
- Kurde, jak zimno. Cassie, jesteś tu?!
- No, bez kurtki nie wytrzymam. Może jednak wyszła?
- Mówię ci, że nie.
Słuchałam tych rozmów, ale nie potrafiłam ocenić kto to.
- Może zatrzasnęła się w muzycznym?
- Może.. sprawdź.
Ktoś próbował otworzyć drzwi. Szarpał się z klamką i kopał do drzwi.
- Ej, chodźcie tu! Nie da się otworzyć!
Ktoś coś szturchał, kopał, szarpał, aż wreszcie drzwi ustąpiły. Ktoś do mnie podszedł i wziął mnie na ręce. Od razu poczułam się lepiej, gdy ogarnęło mnie ciepło drugiego człowieka.
- Mogliśmy jej powiedzieć.
- No, ale jakoś nie było okazji. - To był chyba Niall.
- Przepraszam - wyszeptałam. - Nie wiedziałam...
- Spoko, chyba strasznie zmarzłaś, co? Zimno tu jak na zewnątrz. - To chyba Louis. Z tego wnioskuję, że on mnie niesie.
- Zamarzłam na kość. - przytaknęłam. Otworzyłam oczy, by upewnić się, że to on. Zaniósł mnie na dół do salonu, położył na sofie i otulił trzema kocami. Liam wsadził mi do ręki kubek z ciepłą herbatą.
- Dzięki. - wypiłam za jednym razem połowę. Spojrzałam za okno. Było całkiem ciemno.
- Która godzina?
- Dziesiąta w nocy. - Lou usiadł obok mnie.
- Jestem głodna. Nic nie jadłam od rana. - garść płatków się chyba nie liczy, nie? Liam poszedł do kuchni.
- Co tam robiłaś? - zapytał Zayn. Zamieszałam się. Może nie powinnam tam wchodzić?
- Chciałam tylko zobaczyć.. No i zobaczyłam taki cudowny fortepian to po prostu... no musiałam na nim zagrać. No i ćwiczyłam trochę... a potem te drzwi.. tak jakoś same..
- Mogliśmy ci powiedzieć, że są zepsute i nie należy ich zamykać, bo potem nie chcą się otworzyć. - stwierdził Harry.
- Teraz już będę wiedzieć - pokiwałam głową. - Piękny macie fortepian.

Lottie*

Wieczór

Miałam wszystko już przygotowane. Farby, ołówki różnych rodzai, żarcie i picie, sztalugę, płótno i oczywiście telefon z ulubioną playlistą.
- No to bierzemy się do roboty. - odparłam do samej siebie. Włożyłam słuchawki do uszu i zaczęłam pracować.


                                                                 ஐஐ


Byłam padnięta. Cztery godziny siedzenia na stołku. Okropnie bolały mnie plecy, a o karku już nie wspomnę. Pomasowałam się po karku i wstałam. Ledwo trzymałam się na nogach. Jakoś doszłam do łazienki. Obmyłam twarz wodą. Lekko zadrżałam. Rozebrałam się i wskoczyłam do prysznica. Ciepła woda była jak masaż. Nie chciało mi się wychodzić, ale co miałabym tu robić? Po odświeżeniu się wróciłam do pokoju by ubrać swoją słodką, różową piżamę w króliki. Obraz schowałam na szafie by Mentos nie zniszczył mojego dzieła. Resztki sił pozwoliły mi na to by jeszcze posprzątać. Ustawiłam budzik i położyłam się spać, a piesek razem ze mną.

Rano jak zwykle musiałam zjeść śniadanie. Spakowałam na szybko jakieś kanapki od siedmiu boleści i wybiegłam z domu. O dziwo zdążyłam na lekcję. Włożyłam niepotrzebne rzeczy do szafki. Po co mam je taszczyć cały dzień? Nagle poczułam ukłucie w bokach. Odwróciłam się. Harry, mogłam się domyślić.
- Dzień dobry. - przywitałam się.
- Siemanko... co tam?
- Gdzie? - zapytałam.
- Co tam u ciebie? - zapytał ponownie. Parsknęliśmy śmiechem.
- Przepraszam, ale ja jeszcze śpię. Wczoraj poszłam późno spać... - wytłumaczyłam, ale ledwo doszłam do klasy. Pomyliłam drzwi ze ścianą. Usiadłam w ławce jak zawsze z moją bff.
- Wyglądasz jakbyś w ogóle nie spała. - odparła.
- Jak ty dobrze mnie znasz. - mruknęłam i zaczęłam wyciągać książki.
- Droga klaso! Dziś bal hallowen'owy. Ktoś się wybiera? - cała klasa podniosła ręce. Nawet Lara.  - Cieszę się niezmiernie, a teraz czas zacząć lekcję muzyki. - usiadł przy biurku i włączył laptopa.
- To powiesz mi w  końcu za co się przebierasz? - szepnęła Cass.
- Zobaczysz wieczorem. - przewróciła oczami, a ja powróciłam do pisania.

Słuchałam uważnie nauczyciela do puki ktoś nie dziabnął mnie w plecy. Był to Fred.
- Co jest? - zapytałam.
- Teraz? Muzyka. - oboje zachichotaliśmy cicho. - Masz. - podał mi małą, żółtą karteczkę. - to do ciebie. - dodała.
- Dzięki. - odwróciłam się z powrotem i otworzyłam karteczkę. Pisało na niej. Ty i ja. Dzisiaj bal?H. Uśmiechnęłam się pod nosem i schowałam kartkę do kieszeni.

Na przerwie podeszłam do Stylesa. Przygryzał wargę i patrzył na mnie jakoś... inaczej. Nie umiem tego opisać.
- To twoje? - podałam mu zgnieciony już papierek. Kiwnął głową. - Zgoda pod warunkiem, że nie będzie to ta randka na którą wcześniej mnie zaprosiłeś.
- Stawiasz warunki. Podoba mi się. - rzekł zadowolony i poczochrał mnie po włosach. Zrobiłam to samo. Potrząsnął głową i znowu wyglądał tak fajnie.
- Super, ale ja tak nie mogę. - odeszłam do toalety i poprawiłam włosy. Wróciłam do chłopaka.
- Mówiłaś, że idziesz poprawić swój wygląd. - zażartował, ale i tak go uderzyłam. - Ałć.

Wszystkie lekcje były nawet spoko. Może dlatego, że dziś jest ten bal? Wszyscy się cieszą, gadają o strojach. Hallowen jest zabawnym, a raczej strasznym świętem, ale i tak najbardziej kocham święta! Biały puch spadający z nieba, świąteczne piosenki, skarpetki powieszone nad kominkiem i oczywiście prezenty! Tylko jak będzie w tym roku? Mama za granicą... mówiła, że jak uda jej się to przyjedzie, ale wątpię. Trudno. Będę jak Kevin sam w domu. Wezmę kartę kredytową mamy i kupię tyle paczek!
- Last Chrismas... I gave you my heart - nuciłam wychodząc ze szkoły. Zauważyłam moich przyjaciół i powędrowałam do nich. - Chcę już święta! - wskoczyłam do ich kółka.
- Dziś masz hallowen. - oznajmił Zayn bawiąc się długopisem.
- Chodzi mi o Boże Narodzenie. - zaczęłam sobie wyobrażać wspaniałe święta z nimi. Lepienie bałwanów, bitwy na śnieżki... Louis musiałby wykorzystać swoje marchewki. Takie idealne święta. Tylko w  tym roku muszę kupić więcej prezentów. Co mogłabym kupić Niall'owi? Jedzenie. Lou? marchewki i jakąś koszulkę w paski do kolekcji. Liaś... zastanowię się. Zayn... on lubi rzeczy z Nike. Harry? Niespodzianka. Cassie? Ona dostanie sukienkę. Jak tak bardzo je polubiła to czemu nie? No i jeszcze rodzice. Tu też pomyślę.
- Halo! - zobaczyłam przed moja twarzą rękę. Otrząsnęłam się. - Żyjesz? - zapytał Niall.
- Chyba tak. Możemy jakoś przyspieszyć te święta? - spytałam.
- Jasne. W moim garażu mam wehikuł czasu marki Samsung. No i ma specjalne uchwyty na picie. - oznajmił całkiem poważnie Tommo.
- Pożyczysz mi? - żartowaliśmy przez chwilę, ale musiałam się zbierać. Przecież dziś bal! Trzeba się przygotować. Pożegnałam się z chłopakami i Cassie, a muszę się pochwalić. Harry nawet dał mi buziaka w policzek. Słodko.

W domu


*Cassie

Z uśmiechem patrzyłam na rozpromienioną Charlie, idącą w stronę swojego samochodu. Pojechaliśmy z chłopakami ich autem. Muszę kiedyś wreszcie odebrać mój samochód, ale tak dobrze jeździ mi się z nimi. Kiedy zajechaliśmy wbiegłam do domu i dopadłam swojego pokoju, żeby się przygotować. Dziś bal. Każdy z kimś idzie. Odrzucałam wszystkie zaproszenia, jak głupia mając nadzieję, że Louis mnie zaprosi. I teraz idę sama. Mam za swoje. Zafarbowałam szamponetką włosy na czarno. Z ręcznikiem na włosach poszłam do kuchni, gdzie zjadłam dwa wafle ryżowe w ramach obiadu. Razem ze mną jadł Niall, z tą różnicą, że on zjadł pięć wafli.
- Cassie? - zapytał z pełną buzią. Podniosłam wzrok.
- Hmm?
- Idziesz z Louisem, nie? - westchnęłam.
- Nie. - zakrztusił się.
- Jak nie? Nie zgodziłaś się? Myślałem, że...
- Nie zaprosił mnie! - wstałam gwałtownie i poszłam energicznie do swojego pokoju. Wysuszyłam włosy. Wyglądam zupełnie inaczej z czarnymi. Włożyłam całe czarne soczewki. Spojrzałam do lustra. Już teraz wyglądam strasznie. Jak komuś nie widać białek w oczach, to można się bać. Zrobiłam, stosowny makijaż i ubrałam białą koszulę, marynarkę i czerwoną muszkę. Spojrzałam do lustra. No i o to mi właśnie chodziło.
 - Cassie! Jesteś gotowa? - usłyszałam Liama.
- Już idę! - Złapałam telefon i wyszłam z pokoju. Chłopcy spojrzeli na mnie i wytrzeszczyli oczy.
- Nieźle. - skomentował Zayn. Był cały blady, miał czerwone soczewki i białe kły. Czyli wampir. Harry był mimem, takim jakie można spotkać we Francji, Biała twarz, czarny beret, bluzka w biało - czarne paski i szelki. Liam był frankesteinem, a Niall i Louis byli mumiami. Oboje byli owinięci bandażami. Wskazałam ich palcem.
- Macie coś pod spodem? - zachichotałam. Spojrzeli na siebie.
- Niewiele - mruknął Niall.


Charlie*

- Tirim...tim..tim. - mamrotałam i poprawiałam swój makijaż. Mocno podkręciłam rzęsy z jakieś trzydzieści razy jeżeli ni więcej. Aa... przynajmniej dzisiaj mogę nałożyć 2 kilo tapety. Moje ombre zafarbowałam na czerwono, a do oczu włożyłam sztuczne soczewki. Włosy spięłam w kucyka. Jedno oko było zielone, a drugie niebieskie z cienkimi paseczkami jak u kotów. Mrr, sukienkę ubrałam tą od ojca. Leżała na mnie świetnie i podkreślała moją figurę. Nie wkładałam żadnych obcasów bo jednak trochę się natańczę.

- No... wyglądam strasznie. - mruknęłam i ostatni raz poprawiłam włosy. Założyłam skórzaną, czarną kurtkę z ćwiekami na ramionach. Zabrałam klucze do auta, aparat i wyszłam zadowolona z domu. Pod szkołą byłam już w niecałe 10 minut. Wysiadłam i lekko trzasnęłam drzwiami. Dobrze, że sukienka nie jest długa bo pewnie bym ją przytrzasnęła. Zanim przekroczyłam próg szkoły zrobiłam sobie selfie z Maddie, Fredem i Joe. Wszyscy wyglądali dosyć przerażająco. Myślę, że siekiera w głowie nie jest słodka. No cóż... trudno. Postanowiłam poszukać przyjaciół. Nie umiałam ich znaleźć więc podreptałam do damskiej toalety. Niestety... były tam te ździry. Spojrzałam do lustra, kątem oka na dziewczyny. Nie chcę być nie miła i nic  z tych rzeczy, ale wyglądały jakby przyszły do burdelu. Bardzo mocno wycięte dekoldy, krótkie spódniczki i te krzywe ryje z fluidem. Nie ja wcale ich nie obrażam! Co złego to nie ja. Opuściłam kółko niedotlenionych panienek.
- Cassie, Cass gdzie jesteś? - lekko podskakiwałam i szukałam blondasa.





NOTKA!!!!!!

Koniec rozdziału 14! I jak wrażenia itp? Fajnie by było gdybyście się też udzielali :> Chętnie poczytamy wasze opinie- ∂єνιℓ  

Rozdział 15 opublikujemy za jakiś czas bo czekamy na nowy szablon! Jupii!!! Bądźcie cierpliwi                                                                  


Nialler :> Śmiechłam


sobota, 6 grudnia 2014

13


Charlie*


Kolejny smutny, beznadziejny dzień. Kolejne powalone dni, które mnie już męczą. Kolejne zachmurzone niebo. Kolejne głupie, nudne popołudnie. Kolejna codzienność. Bardzo powoli weszłam do chaty. Rzuciłam torbę gdzieś w kąt i pomaszerowałam do kuchni. Zjadłam marny obiad. Tosty z serem. Mmm... smaczne. Wypiłam ciepłą herbatę i poszłam przebrać się z w coś bardziej normalnego. Wyszłam z łazienki ubrana  w ciemne kolory. Marmurkowe, granatowe rurki, czarny podkoszulek i czarna bluza. Na nogi założyłam ciężkie, ciemne podróby glanów z ćwiekami. Włosy spięłam w  kitkę. Tak... mój strój razi entuzjazmem i pozytywnością. Wyjrzałam przez okno. O dziwo ulice były suche, a z nieba nie lał jak zawsze deszcz. Londynie, zadziwiasz mnie. Może to dobry poranek na długi spacer i długie przemyślenia?
- Mentos! - krzyknęłam. Po schodach od razu zbiegł piesek. - Idziemy na spacer. - mruknęłam i razem z psem udaliśmy się w podróż w nieznane. Tym razem postanowiłam odwiedzić Stellę, której dawno nie widziałam. Wysłałam jej sms'a. Bardzo szybko mi odpisała. Przyspieszyłam kroku w stronę jej pracy.

***

- Charlie! Ty mordo moja. - przytuliła mnie różowo włosa.
- Pinki łinki. - wyszczerzyłam się. Obie zarechotałyśmy. Znam ją jeden dzień, a czuję się jakby była moją starszą siostrą. Przypomina mi nawet moją mamę. Te oczy i uśmiech. Tęsknię za moją mamusią! Jak ja wytrzymam pół roku bez niej? - Co tam u ciebie słychać Stella? - zapytałam.
- A jest fajnie, a nawet super. Poznałam fajnego kolesia. - poruszała brwiami i przygryzła wargę.
- O serio? Gdzie? Czekaj! Zgaduję, że przyszedł do New You i poprosił byś go ogoliła! - klasnęłam w dłonie, a ona prychnęła.
- Weź idź spać Lottie... - machnęła ręką. - Jest wysoki, umięśniony - łyy... nie lubię mięśniaków, ale to jej się podoba nie mi. - Ma niebieskie oczy i blond włosy. Ma dosyć dużo tatuaży, które sprawiają że wygląda jak jakiś bad boy, ale no trudno...
- Nie patrzy się oczami lecz sercem. - pogłaskałam ją po ramieniu.
- No tak, ale sama nie wiem czy ja... mu się podobam. - posmutniała.
- O tym pogadamy w tamtej kawiarni. - wskazałam na słodki, blado-różowy budynek.

Usiadłyśmy przy oknie i zamówiłyśmy ciasto. Ja uwielbiam słodycze! Czasem śni mi się, że cały Londyn jest z czekolady. Wpycham w siebie kalorie, a na koniec... loduję w najgorszym miejscu na świecie... u dentysty. Brr!
- Oto dwa zamówienia dla Pań. - kelner podał nam talerzyki z ciachami. Rzuciłam się na słodkie jak pszczoła na miód.
- Dziękujemy. - odparła i uśmiechnęła się Stella. Chłopaczek odszedł, a my zaczęłyśmy temat na temat chłopaków. Jednak... nie było łatwo mi rozmawiać o miłości skoro ja sama nie wiem czego chcę. Z jednej strony ja i Hazz jesteśmy jakby... dla siebie pisani? Ha! To bardzo mało prawdopodobne. Jednak jakaś cząstka humoru we mnie pozostała. Posmutniałam. Przestałam słuchać Stell i zaczęłam wyobrażać sobie jakby to było być z Harrym. Pewnie cudownie. Przecież on jest taki czuły i w ogóle, ale... może mieć tysiące innych. Mój uśmiech z twarzy zniknął. Koleżanka pstryknęła mi przed oczami.
- Co?
- Mam zawieść cię do szpitala? Raz szczerzysz się do sufitu, a później wzdychasz ze smutku. - ops... zauważyła to. - No i nie odpowiadasz na moje pytania.
- Przepraszam... po prostu tak dużo się teraz dzieje. Spory z przyjaciółmi, kłótnie z mamą i ktoś ważny mnie opuścił - przerwałam na chwilę. - a raczej ja jego. - Dziewczyna pogłaskała mnie po dłoni.
- Jeszcze się ułoży. - słabo się uśmiechnęłam. Nie stać mnie na więcej. Usłyszałam jakąś melodyjkę. Pink odebrała telefon i wyszczerzyła się. Aha... chyba wiem o co chodzi.
- O na prawdę? Tak! - pisnęła. - Em znaczy spoko... może być.Teraz? Czekaj. - zrobiła minę bezdomnego psa.
- Idź! To może ten jedyny. - kiwnęłam ręką, ona ucałowała mnie w policzek.
- Dzięki! Zadzwonię do ciebie! - wybiegła z kawiarni prawie lądując na ulicy. Ach ci zakochani, pomyślałam.

*Zayn

Po powrocie do domu wszyscy powlekli się do kuchni, żeby zjeść w miarę przyzwoity obiad. Liam coś tam na szybko podgrzał. Siedzieliśmy w ciszy, dzwoniąc łyżkami o szkło.
- Eee, gadałem dzisiaj z Charlie. - Przerwał ciszę Harry. Zatkało nas.
- Charlie? Co? Kiedy? - Cassie poklepała po plecach Nialla, który się zakrztusił.
- Po lekcjach. Przewróciła się na tym badziewiu od sprzątaczek, pomogłem jej posprzątać i... zapytałem dlaczego nas zostawiła. - wyjaśnił Styles. Nadstawiliśmy uszu, żeby usłyszeć co takiego Charlie mu odpowiedziała, ale milczał.
- Nooo i? - ponagliła go Sandra.
- Powiedziała, że sama nie wie. - Harry wzruszył ramionami.
- I tyle? - zdziwiła się blondynka.
- A co? Spodziewałaś się, że obiecaliśmy sobie dozgonną miłość i planujemy już ślub i gromadkę małych dzieci? - zirytował się Hazz.
- Nie. - Cass wbiła spojrzenie w talerz. Nikt się nie odzywał. Kiedy wszyscy ochłonęli, a kiepski nastrój opadł, Lou zaproponował grę w butelkę. Wszyscy się zgodzili, by choć na chwilę oderwać się od rzeczywistości. Harry przytaszczył z kuchni butelkę po niezidentyfikowanym soku, który wcześniej sam wypił.
- Ja kręcę pierwsza. - oznajmiła Cassie i bezceremonialnie zabrała butelkę Harremu. Oburzyliśmy się, niby czemu ona?
- Jestem dziewczyną - wyjaśniła, jakby to przesądzało sprawę. Jednak nikt nie zamierzał z nią zadzierać. Usiedliśmy w krzywym kółku. Padło na mnie.
- Prawda czy wyzwanie?
- Wyzwanie - do odważnych świat należy, co nie?
- Dobra - zastanowiła się chwilę. - zrobisz mi zadanie domowe, bo mi się nie chce.
- Lepsze bym wymyślił. - wtrącił Lou.
- Czyżby? - Sandra uniosła brew prowokacyjnie. Tommo pokiwał głową. Nie chciało mi się słuchać ich przechwałek, więc zakręciłem. Padło na Louisa.
- Wyzwanie - powiedział od razu. Zamyśliłem się. Spojrzałem na Cassie, potem na Louisa i znowu na Cassie i na Louisa. Do głowy wpadł mi wspaniały pomysł. - Wyjdź na zewnątrz i krzyknij najgłośniej, jak potrafisz "Kocham Cassandrę". - Domyślam się, że moja mina musiała być genialna. Louis i Cassie jednocześnie przeszyli mnie spojrzeniami, takimi, że gdyby wzrok mógł zabijać już leżałbym martwy. Na szczęście tak nie jest. Szkoda mojej buźki. Tommo powlókł się do drzwi i wyszedł. Po chwili usłyszeliśmy jego donośny głos. Chłopaki dostali jakiegoś świra i chichrali się jak niedorozwoje, zresztą ja z nimi. Cassie tylko uśmiechnęła się niemrawo. Louis wrócił i zakręcił, nie zwracając uwagi na nasz śmiech. Wykręcił Cass. Co za zbieg okoliczności.
- Wyzwanie - dziewczyna usiadła prościej. - Zobaczymy, co wymyślisz.
- Proszę bardzo. Zaraz idziemy na spacer. Masz się ubrać w sukienkę, szpilki i pomalować się. - Louis uśmiechnął się triumfalnie, a Sandra jakby bardziej zbladła. Nagle uśmiechnęła się z ulgą.
- Nie mam sukienki ani szpilek.
- A więc idziemy na zakupy - wstałem uradowany. Wszyscy zaczęli się zbierać do wyjścia, a Cassie wyglądała, jakby rozważała ewakuację przez okno.

*Cassie

On sobie chyba żartuje. Ja w sukience? W szpilkach już chodziłam, makijaż też jakoś przeżyję, ale sukienka? Niewygodna, niepraktyczna, wystarczy mały podmuch wiatru, a zaraz widać mi bieliznę. Nie żeby mi się tak kiedyś zdarzyło no ale... Zresztą mam złe skojarzenia z tymi ciuchami. Wtedy kiedy tak się upiłam, gdy miałam 15 lat miałam sukienkę... Od tego czasu ich nie noszę. Chłopacy zawlekli mnie do ogromnego sklepu z ubraniami i butami. Znaleźli całą masę sukienek i wepchnęli mnie z tym do przestronnej przebieralni. Ktoś podawał mi ubrania, a ja musiałam to ubierać. Przymierzyłam z 20 sukienek i jeszcze więcej szpilek. Miałam już serdecznie dość. Wreszcie otrzymałam całkiem fajną, granatową mini w kratkę, z krótkim rękawem. Kiedy wyszłam chłopacy, siedzący na dwóch sofach zaczęli klaskać. Louis zapłacił, nie dając mi nawet dojść do kasy. I tak mu oddam, nie wiem jeszcze jak, ale oddam. Potem zaprowadzili mnie do kosmetyczki i fryzjerki. U fryzjerki przebrałam się w sukienkę na zapleczu. Harry zasłonił mi oczy dłońmi i gdzieś zaprowadził. Zabrał ręce.
Przede mną stała dziewczyna w moim wieku. Miała na sobie taką samą, jak moja sukienkę, blond włosy i czarne szpilki, podkreślające jej ładne nogi. Była bardzo ładna. Całość psuły tylko białe bandaże na dłoniach. Takie jak moje. Pomachałam jej ręką, a ona zrobiła to w tym samym momencie. Zmarszczyłam brwi, a ona to powtórzyła. Spojrzałam na Louisa w tym samym momencie, kiedy ona to zrobiła. Była bardzo podobna do mnie. Że to ja dotarło do mnie dopiero po chwili. Zasłoniłam usta dłonią. Podbiegłam do Louisa i przytuliłam go mocno.
 Dziękuję -  szepnęłam.






Poszliśmy na spacer do parku. Wydawało mi się, że wszyscy się na mnie gapią. Co mogło być prawdą w końcu niecodziennie widzi się Cassandrę Miller na przechadzce z One Direction. Przechodziliśmy akurat obok jakiegoś kiosku. Wydawało mi się, że zejdę na zawał. Każda gazeta plotkarska z moją twarzą na okładce. Podeszłam, a chłopacy za mną. Na jednym zdjęciu ja z Louisem, na drugim ja z Zaynem, na innym ja z Harrym, na jeszcze innym ja z całym One Direction, na kolejnym tylko ja... i Charlie. Mogłam się tego spodziewać. Czułam się podle. Jak ktoś może tak traktować innego człowieka?
"Cassandra Miller, poznaj nową kochankę Louisa!!", "Zayn Malik rzucił Perrie dla zwykłej dziewczyny?", "Louis Tomlinson związał się z biedną mieszkanką Londynu, a jego przyjaciel, Harry Styles z... anorektyczką?" To ostatnie mnie zdenerwowało porządnie. Nie jestem biedna, a Charlie nie jest anorektyczką! Czułam się oszukana, a przecież doskonale wiedziałam, że są sławni.
- Cassie... - usłyszałam za plecami głos Liama.
- Nie chcę o tym rozmawiać. - powiedziałam i odwróciłam się do nich. W ich oczach widać było żal, jakby chcieli mnie przeprosić. A przecież to nie ich wina. Odeszliśmy stamtąd. Chłopacy zabawiali mnie rozmową i wspominali, że nie raz spotykały ich gorsze plotki. Nie odpowiadałam, myśląc nad tym, co zobaczyłam. Nagle moje przemyślenia przerwał Harry,
- O... cześć Charlie. - Odwróciłam głowę, dokładnie w chwili, gdy dziewczyna wstała z ławki przed nami. Stałyśmy naprzeciwko siebie. Ona w ciemnych ubraniach, z ciemnym makijażem i w ciężkich butach, z nieco wyzywającą miną. Ja w uroczej sukience, szpilkach i wymalowana jak na urodziny młodszej siostry. Już miałam się odwrócić i odejść, zamiast - jak to miałam w zwyczaju - nagadać jej solidnie. Jednak coś mnie powstrzymało. Błysk w oczach Charlie. Mała iskierka nadziei. Coś dziwnego, nowego. Pojedyncza łza spłynęła po policzku Lotty, zostawiając ciemną smugę. Zrozumiałam. To nie była tylko i wyłącznie jej wina. Również ja zawiniłam. Miałam ochotę ją przeprosić, mimo że zarzekałam się, że tego nie zrobię, puki ona pierwsza nie wyciągnie ręki na zgodę.
- Charlie?... - zaczęłam, ale ona mi przerwała.
- Cassie, tak strasznie przepraszam! - zawołała, przytulając mnie do siebie tak mocno, jakbyśmy już nigdy więcej miały się nie spotkać.

*Charlie

Rzuciłam się na przyjaciółkę. Zamknęłam oczy i ściskałam ją.
- Przepraszam Cię Cass... za wszystko. -wymamrotałam do jej ucha po czym rozpłakałam się. To było właśnie to uczucie... niespodziewana radość. Coś co nie zdarza się zbyt często w moim życiu. Nie mogę stracić jedynej, wiernej przyjaciółki przez głupiego chłopaka.
- Jestem totalną idiotką, ale mam nadzieję że mi wybaczysz. - dodałam.
- Charlotte... jak mogłabym nie wybaczyć mojej najlepszej przyjaciółce?! - zapytała oburzona. Na moją twarz wkradł się uśmiech. Baaardzo szeroki. Nawet Cassie miała w oczach łzy. Wow... pierwszy raz. - Ja też Cię bardzo przepraszam. Nie tylko ty tu zawiniłaś.
- Nie prawda. To wszystko wyłącznie moja wina... ty próbowałaś mi pomóc, ale jak już wspominałam jestem idiotką i postawiłam na swoim. Zachowałam się... - próbowałam coś wymyślić. - Jak idiotka? - spytałam. Dziewczyna wraz z chłopakami zachichotali. Oblizałam usta. - No... zgoda?
- Dziewczyno tylko na to czekałam od czterech tygodni! - wskoczyła na mnie i zaczęła skakać, a ja z nią. To szczęście było nie do opisania. Wszystko znów będzie jak wcześniej.
- Kocham Cię Charlie.
- Ja Ciebie też Cassie.
- Czuję się zazdrosny. - rzekł Niall. Buchnęłyśmy śmiechem. - Ale ja mówię serio.
- Chodźcie tu. - machnęła ręką Cassie. Chłopcy stanęli tak, że ja i Cass byłyśmy w  środku. Przytulili nas.
- Lubię grupowe przytulasy. - rzekł Zayn.
- Lubisz dzielić się miłością z przyjaciółmi? - zapytał Liam.
- Nie... po prostu jest mi cieplej. - odpowiedział Malik. Szczery jak zawsze, ale nikt nie jest idealny.
Tak bardzo mi ich brakowało. Tych idiotycznych i bezsensowych rozmów, złośliwości i przede wszystkim śmiesznych sytuacji, których mało nie było.
- Tęskniłem. - bąknął Nialler. Uśmiechnęłam się.
- Ja też. - ja i Harry powiedzieliśmy jednocześnie. Wszyscy buchnęliśmy niepohamowanym śmiechem.
- No my też. Już nigdy więcej się nie kłóćcie bo to za długo trwa, a mi później jest smutno. -pogłaskałam Liasia po głowie i zachichotałam.
- Idziemy na pizzę? - dodał Liam.
- Nareszcie ktoś mówi coś z sensem! - ucieszył się Niall i pocałował go w policzek. Liam się tylko uśmiechnął i potarł policzek ręką.

***

Postanowiliśmy przekąsić coś w restauracji Marcello. Usiadłam przy ścianie, a obok mnie Cassie i  Harry. Wszyscy zamówiliśmy coś do picia.
- To jaką bierzemy? - zapytał zniecierpliwiony Nialler. Stukał palcami po stole i denerwował się. Chłopcy doprowadzali go do szału z wyborem pizzy.
- Jasna cholera! Wybierzcie coś! - podniósł głos.
- Margharita! - wyrwał Lou. Każdy pokręcił głowami. - Stworzę własną marchewkową pizzę i będziecie mi zazdrościć wy lamy. - pokazał nam język i obraził się.
- Lou... weź się nie fochaj bo będę płakać! - odparł zasmucony Hazz. Tommo tylko obdarzył go przelotnym, suchym spojrzeniem.
- Może ci wybaczę Haroldzie, ale jeszcze się zastanowię. - powiedział jak jakiś lord. Styles machnął ręka i odpuścił.
- Zayn! Mam dla ciebie idealną pizzę... Wieprzak na farmie! - zarechotaliśmy głośno, a Malik przewrócił oczami.
- Sam jesteś wieprz! - odgryzł się. Tak zaczęły się ponowne kłótnie. Dziwne, że nas wtedy nie wywalili.

*Cassie

Kłóciłam się z chłopakami w kwestii wyboru pizzy. Ale oni są wybredni. Właściwie ja tak samo. Tylko Charlie siedziała i słuchała. Ona zje wszystko. Chociaż nie je prawie nic. Siedzieliśmy przy dość wysokich stołach na równie wysokich krzesłach. Ja jako jedyna nie dotykałam nogami ziemi. Czuję się taka niska. Szpilki ściągnęłam, żeby dać choć na chwilę odetchnąć stopom.
- Nie lubię Hawajskiej, ani z pieczarkami. Jedyna pizza jaką trawię to Quatro Fromagge albo Margharita. - powiedziałam. Nikt jakoś specjalnie się nie przejął.
- Nie chcę tego wieprzaka. - powiedział Lou.
- Ale to naprawdę może być dobre. - Niall był niepocieszony. Odłączyłam się od rozmowy. Sączyłam powoli Colę z kubka i majtałam nogami.
- Cassie? - spojrzałam na Charlie i kiwnęłam głową, że słucham.
- No wiesz.. chodzi mi o twój ubiór. Wyglądasz bardzo ładnie i inaczej. Co się stało, że założyłaś sukienkę? - uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
- Magia świąt.
- Ale jest październik.
- I co z tego? Chłopacy mi kazali. Graliśmy w butelkę i Lou kazał mi ubrać sukienkę i szpilki. No i tak jakoś wyszło. No wiesz. Uparli się. Z nimi jak z dziećmi.
- Ej my to słyszymy. - zauważył Zayn.
- Nieprawda. - pokręciłam głową. Przewróciłam jednego buta i próbowałam go teraz podnieśc stopami. Wykręcałam się, żeby do niego dosięgnąć.
- Cassie... co robisz? - zdziwił się Harry.
- Zupełnie nic. - Wyprostowałam się i dałam spokój szpilce. - To co wybraliście?

*Charlie

- Nie zamówimy pizzy z papryką bo nie lubię jej! Weźmy tą z pieczarkami. - tłumaczył Liam.
- Sam jesteś pieczarka! - złośliwości Nialla są jedyne w swoim rodzaju.
- Poddaję się! Zamówię sobie jabłko na wynos. - bąknął Peyan.
- Nie! Idę po wieprzaka i koniec kropa! - wyprowadzony z równowagi Horan poszedł zamówić żarcie. Wszyscy patrzyliśmy na blondyna.
- Em... poproszę wieprza znaczy wieprzaka na farmie XXL. - wybuchliśmy śmiechem. Ryliśmy ze wszystkiego. Wszystko było takie kolorowe i piękne i śmieszne. Jak ćpuny.
- Nie zjem tego. - oznajmiła Sandra. A Louis jej przytaknął.
- Chodź, zamówimy sobie Margharitę, królową wśród pizz. - Lou wstał. Cassie zaśmiała się i również wstała.
- Nie będziemy jeść waszego Wieprza. - pokazała nam język,
- I dobrze, będzie więcej dla nas. - Harry odwzajemnił gest. Wywróciłam oczami. Rzeczywiście dzieci.

Po zjedzonym posiłku zaczęłam bawić się słomką. Słuchałam uważnie ciekawych dyskusji chłopców.
Wszyscy nagle zamilkli. Tak dziwnie.
- Lottie? Dlaczego? - zapytał Liam. Każdy z nas wiedział o co chodzi. Moje serce szybciej zabiło i tak dziwnie ciepło się zrobiło. Co mam im powiedzieć? Mój ex to drań jakich mało i nienawidzę go? No i niby dlatego ich zostawiłam? Głupie.
- Ja sama nie wiem... tyle się działo. Każdy przecież ma problemy, a ja wtedy miałam ich sporo i... po prostu już nie wytrzymywałam. Musiałam na jakiś czas się oderwać od codzienności i tyle. -wytłumaczyłam. - No, ale teraz się cieszę, że wszystko wróciło. - dodałam, a na ich twarzach zagościł uśmiech.
- Ej! Charlie! Przypomniałem sobie, że jeszcze u nas nie byłaś. - wyrwał się Harry.
- Tak! Chodź do nas! Pokażę ci mój pokój. - ucieszyła się Cassie.
- A ja mam fajny pomysł. - Liam uniósł dwa palce do góry, jak uczeń w szkole.
- Tak, Liam? - powiedział Louis, jak nauczyciel.
- Zróbmy wyścig. Kto pierwszy w domu. No wiecie, świeże powietrze raz na pół roku dobrze nam zrobi. - pokiwaliśmy głowami. Tylko Zayn coś mruczał pod nosem, ale zignorowaliśmy go. Mogłam wygrać. Wystarczyło biec za najszybszym chłopakiem. Na Cassie nie ma co liczyć. Ma sukienkę i szpilki.  Potem, kiedy będziemy blisko domu po prostu go wyprzedzę i wygram. Ciekawe jaki mają dom. Na pewno jest duży i piękny.

*Cass

Może i nie jestem najlepszą biegaczką, ale jestem wytrzymała. Wiadomo, siłownia jednak robi swoje. Nie chce mi się biec. Wszyscy wystartowali, jak z procy, a ja pobiegłam lekkim truchcikiem, boso, szpilki trzymałam za paski w ręce. Mimo że jest jesień na drzewach i krzewach nadal są liście, tyle że pomarańczowe i żółte. Skutecznie ograniczają widok. Po chwili już nikogo nie widziałam. Mimo to po pięciu minutach szybkiego marszu dogoniłam sapiącego Malika.
- I na co ci było palenie? - spytałam. Mruknął coś pod nosem. - No właśnie. Do zobaczenia wieczorem.
Poszłam dalej. Nie minęły nawet dwie minuty, a natknęłam się na Nialla. Szedł sobie powoli. Nie dyszał tak ciężko jak Zayn.
- Cześć Niall, jak się dzisiaj czujesz? - zagadnęłam.
- W porządku. - zwolnił. - Właściwie po co się tak męczę? I tak nie wygram. Posiedzę na ławce.
- Idź jeszcze kawałek to posiedzisz z Harrym. - powiedział, wskazując mu ręką Stylesa, siedzącego na parkowej ławce kilka metrów dalej. Odprowadziłam Horana do niego i potruchtałam dalej. Dopiero po jakiś dziesięciu minutach spotkałam Louisa.
- Cześć panie Tomlinson, Mogę prosić fotkę? Wygląda pan bardzo atrakcyjnie z włosami, przylepionymi do czoła. - Spojrzał na mnie.
- Nie nabijaj się ze mnie. - westchnął cicho. Nie dyszał, jak pozostali i nie szedł tempem żółwia morskiego. Wyciągnęłam z torby butelkę wody i podałam mu. Odkręcił korek i wypij kilka sporych łyków.
- Ej, dość. Pij małymi łykami. Albo po prostu wypłucz usta wodą i wypluj.
- Czemu? - zdziwił się.
- Bo dostaniesz kolki. - wyjaśniłam. Odebrałam mu butelkę. - To do zobaczenia... - zamilkłam na chwilę i spojrzałam za siebie. - Do zobaczenia jutro.
- Co? - Louis odwrócił się akurat w momencie, kiedy piszczący tłumek nastolatek dotarł do zasięgu słuchu. Pomachałam mu ręką i oddaliłam się pospiesznie. Dzięki, ale nie mam ochoty na dodatkowe zdjęcia i naciągane artykuły ze mną w roli głównej. Truchtałam sobie, ignorując ciekawskie spojrzenia ludzi. Niecodziennie spotyka się bosą nastolatkę w drogiej sukience, truchtającej sobie parkiem, jakby jednorożce istniały. Dotarłam do domu chłopaków po kwadransie. Chyba jeszcze nikogo nie było.
- Wygrałam. - oznajmiłam powietrzu, płotowi, furtce i trawie. Chyba ich to nie przejęło. Wzruszyłam ramionami i kluczem otworzyłam bramkę. Drzwi były zamknięte na klucz. Czyli wygrałam. Jeah! Wygrałam wiadro internetu, no pogratulować, Cass, pogratulować. Rzuciłam torbę pod ścianę, a sama położyłam się na sofie w salonie i zasnęłam.

*Liam

Biegłem razem z Lottie łeb w łeb? Albo krok w krok? Nie ważne. Nie poddawałem się i niestety ona też. Jak na taką drobniutką osóbkę jest szybka... bardzo szybka. Otrząsnąłem się i zobaczyłem, że Lottie jest kawałek ode mnie. Przyspieszyłem, ale skręciłem w  boczną uliczkę. Ona chyba nie zna skrótów? Yeach! Będę pierwszy! Dobiegłem do naszej chaty. Drzwi były otwarte. Niemożliwe.
- Kto był pierwszy?! - krzyknąłem. Usłyszałem wołanie Cassie z salonu. Acha... nie wiem co zrobiła, że jest pierwsza, ale to dziwne.
- Gratulacje - mruknąłem.
- Dzięki, a gdzie Charlie? Myślałam, że z tobą biegnie.
- Nie... pewnie razem z chłopakami dotrze. - dziewczyna kiwnęła głową. Poszedłem do swojego pokoju.

Harry*

Razem z Zayn'em maszerowaliśmy w stronę domu. Przed nami daleko szedł Niall i Louis.
- Malik skończ już palić - skrzywiłem się gdy dym otoczył moją twarz.
- Styles weź skończ marudzić, tylko powiedz jak ta ci się układa z twoją kobietą? - zapytał. Palant... Zayn jesteś idiotą.
- Nie mam kobiety. - bąknąłem zirytowany. On pokiwał głową tak jakby mi nie wierzył.
- Sam wiesz o kogo mi chodzi.Tak zabawnie się ślinisz na jej widok albo ten błysk w twoich oczach... wszystko wskazuje na to, że...
- Że?! -krzyknąłem po chwili milczenia.
- Że się zakochałeś! - złapałem się za czoło, a Zayn zaczął mi dokuczać. - Zakochana parka muzyk i malarka. Siedzą przy kominku, popijają winko.Harry się uśmiecha, Charlie go maluje, a po pewnym czasie będzie co?! - zapytał. - Mnóstwo dzieci. Nawet sto! - wybuchnął śmiechem tak, że zaczął krztusić się dymem. Uderzyłem go po plecach. Polepszyło mu się. Czasem myślę, że żyję na tym świecie z bandą idiotów, ale przypominam sobie wtedy, że ja jestem jednym z nich. Życie jest okrutne.
- Dobrze, dobrze nasz poeto od siedmiu boleści teraz sobie usiądź i poczekaj na dziewczyny. - wskazałem palcem na biegnące  w naszym kierunku, że to tak ujmę stado fanek. Malik tylko sztucznie się uśmiechnął.
- Ups... - mruknął i skrzywił się.
***
Okey. Niby dawanie autografów i robienie zdjęć jest fajne i w ogóle. Ale nie kiedy się właśnie jest spoconym i zmęczonym. Dotarliśmy do domu pod wieczór. Świetnie. Louis i Niall zdołali umknąć, zanim fanki ich zauważyły. Wtoczyliśmy się z Zaynem do domu. Rzuciłem się na kanapę, a pode mną coś dziwnie pisnęło.
-Styles, durniu! Zabieraj ze mnie swoją dupę! - Acha, Cassie chyba nie w humorze. Wstałem z niej i bąknąłem jakieś przeprosiny. Zatkała nos. - Człowieku weź się umyj. No nie mów, że się spociłeś.
- Taa - poszedłem na górę i wziąłem szybki prysznic. Właśnie byłem w trakcie ubierania świeżej koszulki, kiedy...
- STYLEEES!!!! CHODŹ TU NATYCHMIAST!! - zastanawiające, że taka mała osóbka może tak głośno krzyczeć. Zbiegłem na dół po trzy schodki.
- Co jest?!
- GDZIE DO CHOLERY JEST CHRLIE?! - kolana się pode mną ugięły.
- Jak to gdzie jest... biegła z Liamem... - spojrzeliśmy na niego.
- Ale o co chodzi? Chyba się nie zgubiła, nie? - Payne popatrzył na nas bezradnie.
- Liam, czy pamiętasz może, jak mówiłem, cytuję "Przypomniałem sobie, że jeszcze u nas nie byłaś."? - ręce zaczynały mi się trząść.
-No... nie bardzo. - Payne spojrzał gdzieś na bok. Pokręciłem głową. Cassie zerwała się w miejsca.
- Idę jej szukać. - oznajmiła i wybiegła z domu. Rzuciłem się za nią, po drodze łapiąc kurtkę. Biegła w stronę parku bardzo szybko. Ledwo udało mi się ją dogonić. Złapałem ją i o mało się nie wywróciliśmy.
- Puszczaj! Nie mogę jej znowu stracić! - Wyrywała się. Musiałem się bardzo starać, żeby uważać na jej pięści.
- Wracaj, ja jej poszukam. - Sandra się cała trzęsła. Była w samej sukience. Podałem jej kurtkę, której nawet nie zdążyłem założyć. - Proszę, wolę ja to zrobić.- Spojrzała na mnie i pokiwała głową.
- Rozumiem. - odwróciła się i poszła. Ruszyłem chodnikiem, w stronę parku. Rozglądałem się, było coraz później, ale Charlie nigdzie nie było. Zacząłem się trząść pod bluzą miałem tylko cienką koszulkę. Zrezygnowany ruszyłem w stronę domu. Nagle zobaczyłem samotną dziewczynę, siedziała na krawężniku, oświetlona światłem jednej jedynej latarni. Podszedłem.
- Charlie? - dziewczyna uniosła wzrok, po czym zarzuciła mi ręce na szyję.
- Harry - szepnęła w moją bluzę. - Nie wierzę, że zgubiłam się w Londynie. - zaśmiała się.
- Chodźmy, to niedaleko. - uśmiechnęła się. Widziałem, jak drży. Rozebrałem bluzę i zarzuciłem jej na ramiona. Pokręciła głową.
- Zimno ci.
- Tobie bardziej. - wzruszyłem ramionami, starając się ukryć, że drżę, jak liść na wietrze. Objęła mnie w pasie.
- Postaram się ciebie choć trochę ogrzać. - uśmiechnęła się. Od razu zrobiło się cieplej...na sercu oczywiście. Eh, czego się nie robi, żeby uszczęśliwić osoby, na których nam zależy.

Gdy wróciliśmy do domu  Cassie rzuciła się na przyjaciółkę. Skąd ona tak nagle się wzięła? Jakaś ninja czy co? Odsunąłem się i patrzyłem jak Lottie zamienia się w śliwkę. Ledwo łapała oddech albo w ogóle. Poklepałem Cassie po ramieniu. Dziewczyna pytająco na mnie spojrzała.
- Bo nam Charlie udusisz. - dziewczyna puściła Charlie i pogłaskała ją po włosach.
- Nigdy więcej masz się nie gubić! Bo będę musiała ci GPS do stanika włożyć. - pogroziła jej palcem.
- Nie noszę stanika, ale myślę że byłoby to nie wygodne. - stwierdziłem, a Lottie posłała mi promienny uśmiech.
- Ty już lepiej idź Styles. Później ją ci oddam. - ja i brunetka zmarszczyliśmy brwi. Machnąłem ręką i powędrowałem do chłopaków.

*Cassie

- Chodź, muszę ci koniecznie wszystko pokazać. Mój pokój jest ekstra! - złapałam Charlie za rękę i odprowadzone spojrzeniami chłopaków poszłyśmy do mojego pokoju.

Lottie*

W dwadzieścia minut zwiedziłam cały dom chłopców i Cassie. Najbardziej podobał mi się salon i pokój Zayna. W pokoju dziennym był piękny ogród zimowy, a ja kocham gdy w domu jest dużo światła więc ten salon skradł moje serce. Natomiast pokój Zayna był przytulny, zadbany i kolorowy. Na jednej dużej ścianie było namalowane graffiti Zayn & Boys. Podobno Malik kiedyś chciał tak nazwać ich zespół.
- Chata jest zarąbista! - gwizdnęłam na palcach schodząc po schodach, a przede mną Cassie.
- Mówiłam przecież. - odparła dziwnie zadowolona przyjaciółka.
- Może coś pooglądamy?! - wyrwał Louis. Wszyscy poparliśmy jego pomysł.
- To ja... skoczę po żarcie. - zniknął nam blondas z przed oczu. Usiadłam na jednej kanapie z Harrym i Zaynem. Przez chwilę gadałam z chłopakami, ale głównie o pokoju Zayna.
- Mam jeden pokój przeznaczony na namalowanie czegoś fajnego na wszystkich ścianach. - mówił Malik. - Chcesz go zobaczyć? - zapytał, a ja szybko kiwnęłam głową. Wstaliśmy i pobiegliśmy po schodach na górę. Szliśmy korytarzem na lewo, aż doszliśmy do ostatnich drzwi. Chłopak otworzył je i wpuścił mnie. W pustym pomieszczeniu było chłodno, a ściany były białe. Ściana na przeciwko była prawie cała zajęta przez ogromne okno. W końcu artysta potrzebuje światła.
- I masz już jakieś pomysły? - spojrzałam na chłopaka. Wzruszył ramionami i podrapał się po głowie.
- A ty co byś namalowała? - sama zaczęłam się zastanawiać. Gdybym miała trzy, duże, białe ściany i mogłabym coś na nich stworzyć pewnie było by to coś związane ze mną. Moim życiem. Wskazałam ścianę po lewej.
- Tu walnęłabym swoje dzieciństwo. - wskazałam na następną po prawej. - Tu coś o czym marzyłam i spełniło się, a tu... - ściana z drzwiami. Hmmm... co by mogło tu widnieć? - Namalowałabym swoją idealną przyszłość albo coś w tym stylu. - spojrzałam na zamyślonego Mulata.
- No... fajny pomysł. - mruczał. - Pomożesz mi kiedyś? - nagle zapytał.
- E-y, ale przecież to twój pokój, do którego będziesz wracał ty. - pokiwałam głową. - Nie mówię, że nie chcę ci pomóc, ale... jeżeli zrobisz coś sam i będzie to piękne to będziesz  z siebie dumny.

*Cassie

Patrzyliśmy jak Charlie i Zayn idą na górę.
- Co oglądamy? - zapytał Niall, wychodząc z kuchni, obładowany żarciem.
- Po prostu zobaczmy co jest. - wyrwałam pilot z ręki Harry'ego i przełączyłam kanał.
- Co? Niesamowity świat Gumballa? - Harry spojrzał na mnie jak na debila.
- To jest super - powiedziałam równo z Louisem. Uśmiechnęłam się do niego.
- Prawidłowo - przybiliśmy piątkę i zabunkrowaliśmy pilot pomiędzy nami, tak żeby nikt go nie dostał.
- Co oglądacie? - spytała Charlie, pojawiając się nagle razem z Zaynem.
- Moją ulubioną bajkę, cii - wyjaśniłam.
- Serio.... - Charlie usiadła na podłodze, obok Nialla i wepchnęła sobie do ust garść orzeszków z jego miski. Oglądaliśmy tak 4 odcinki. Kiedy zaczynał się piąty Charlie wstała i się przeciągła.
- Chyba będę się zbierać. No wiecie, jest sprawdzian  z gegry i takie tam. - objęła się ramionami. Harry zerwał się z fotela.
- To ja cię podwiozę. - Nie wiem czy bardziej dla tego, że chciał pobyć z Charlie, czy nie chciał już oglądać.

*Harry

Siedzieliśmy w ciszy absolutnej. Kątem oka obserwowałem Charlie, patrzącą na drogę przed nami.
- Mógłby już spaść śnieg. - zauważyłem.
- Jest październik. - zdziwiła się i popatrzyła na mnie.
- No. Ale mógłby.
Dalej już nic nie mówiliśmy. Podjechałem pod dom Lottie i odprowadziłem ją pod drzwi. Przytuliliśmy się na "do widzenia".
- Chyba już pójdę. - powiedziała, ale nadal mnie przytulała.
- No. - nie puściłem jej.
- To cześć. - westchnęła, ale nadal mnie obejmowała. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Cześć - nie puściłem jej. Teraz albo nigdy, Styles.
- Charlie?
- Tak?
- Moglibyśmygdzieśmożerazemwyjśckiedyś? - powiedziałem na jednym oddechu.
- Słucham? - puściła mnie i spojrzała z rozbawieniem.
- No.. czy chciałabyś kiedyś ze mną gdzieś wyjść. - mówiłem, patrząc na swoje buty.
- Jasne. - podniosłem głowę. Uśmiechała się. - Czyli randka?
- Czyli randka. - uścisnąłem ją jeszcze raz i szczęśliwy wróciłem do domu, nie przejmując się przekroczeniem prędkości.


Nareszcie :D Przepraszamy za opóźnienie, ale podczas poprawiania rozdziału z jakiegoś powodu cała treść się usunęła (z mojej winy, przyznaję się), no i trzeba było wszystko na nowo pisać :/  Ale już wszystko ok mamy nadzieję, że się podoba :) ~ Hermi 

Takie kociaki :3