sobota, 6 grudnia 2014
13
Charlie*
Kolejny smutny, beznadziejny dzień. Kolejne powalone dni, które mnie już męczą. Kolejne zachmurzone niebo. Kolejne głupie, nudne popołudnie. Kolejna codzienność. Bardzo powoli weszłam do chaty. Rzuciłam torbę gdzieś w kąt i pomaszerowałam do kuchni. Zjadłam marny obiad. Tosty z serem. Mmm... smaczne. Wypiłam ciepłą herbatę i poszłam przebrać się z w coś bardziej normalnego. Wyszłam z łazienki ubrana w ciemne kolory. Marmurkowe, granatowe rurki, czarny podkoszulek i czarna bluza. Na nogi założyłam ciężkie, ciemne podróby glanów z ćwiekami. Włosy spięłam w kitkę. Tak... mój strój razi entuzjazmem i pozytywnością. Wyjrzałam przez okno. O dziwo ulice były suche, a z nieba nie lał jak zawsze deszcz. Londynie, zadziwiasz mnie. Może to dobry poranek na długi spacer i długie przemyślenia?
- Mentos! - krzyknęłam. Po schodach od razu zbiegł piesek. - Idziemy na spacer. - mruknęłam i razem z psem udaliśmy się w podróż w nieznane. Tym razem postanowiłam odwiedzić Stellę, której dawno nie widziałam. Wysłałam jej sms'a. Bardzo szybko mi odpisała. Przyspieszyłam kroku w stronę jej pracy.
***
- Charlie! Ty mordo moja. - przytuliła mnie różowo włosa.
- Pinki łinki. - wyszczerzyłam się. Obie zarechotałyśmy. Znam ją jeden dzień, a czuję się jakby była moją starszą siostrą. Przypomina mi nawet moją mamę. Te oczy i uśmiech. Tęsknię za moją mamusią! Jak ja wytrzymam pół roku bez niej? - Co tam u ciebie słychać Stella? - zapytałam.
- A jest fajnie, a nawet super. Poznałam fajnego kolesia. - poruszała brwiami i przygryzła wargę.
- O serio? Gdzie? Czekaj! Zgaduję, że przyszedł do New You i poprosił byś go ogoliła! - klasnęłam w dłonie, a ona prychnęła.
- Weź idź spać Lottie... - machnęła ręką. - Jest wysoki, umięśniony - łyy... nie lubię mięśniaków, ale to jej się podoba nie mi. - Ma niebieskie oczy i blond włosy. Ma dosyć dużo tatuaży, które sprawiają że wygląda jak jakiś bad boy, ale no trudno...
- Nie patrzy się oczami lecz sercem. - pogłaskałam ją po ramieniu.
- No tak, ale sama nie wiem czy ja... mu się podobam. - posmutniała.
- O tym pogadamy w tamtej kawiarni. - wskazałam na słodki, blado-różowy budynek.
Usiadłyśmy przy oknie i zamówiłyśmy ciasto. Ja uwielbiam słodycze! Czasem śni mi się, że cały Londyn jest z czekolady. Wpycham w siebie kalorie, a na koniec... loduję w najgorszym miejscu na świecie... u dentysty. Brr!
- Oto dwa zamówienia dla Pań. - kelner podał nam talerzyki z ciachami. Rzuciłam się na słodkie jak pszczoła na miód.
- Dziękujemy. - odparła i uśmiechnęła się Stella. Chłopaczek odszedł, a my zaczęłyśmy temat na temat chłopaków. Jednak... nie było łatwo mi rozmawiać o miłości skoro ja sama nie wiem czego chcę. Z jednej strony ja i Hazz jesteśmy jakby... dla siebie pisani? Ha! To bardzo mało prawdopodobne. Jednak jakaś cząstka humoru we mnie pozostała. Posmutniałam. Przestałam słuchać Stell i zaczęłam wyobrażać sobie jakby to było być z Harrym. Pewnie cudownie. Przecież on jest taki czuły i w ogóle, ale... może mieć tysiące innych. Mój uśmiech z twarzy zniknął. Koleżanka pstryknęła mi przed oczami.
- Co?
- Mam zawieść cię do szpitala? Raz szczerzysz się do sufitu, a później wzdychasz ze smutku. - ops... zauważyła to. - No i nie odpowiadasz na moje pytania.
- Przepraszam... po prostu tak dużo się teraz dzieje. Spory z przyjaciółmi, kłótnie z mamą i ktoś ważny mnie opuścił - przerwałam na chwilę. - a raczej ja jego. - Dziewczyna pogłaskała mnie po dłoni.
- Jeszcze się ułoży. - słabo się uśmiechnęłam. Nie stać mnie na więcej. Usłyszałam jakąś melodyjkę. Pink odebrała telefon i wyszczerzyła się. Aha... chyba wiem o co chodzi.
- O na prawdę? Tak! - pisnęła. - Em znaczy spoko... może być.Teraz? Czekaj. - zrobiła minę bezdomnego psa.
- Idź! To może ten jedyny. - kiwnęłam ręką, ona ucałowała mnie w policzek.
- Dzięki! Zadzwonię do ciebie! - wybiegła z kawiarni prawie lądując na ulicy. Ach ci zakochani, pomyślałam.
*Zayn
Po powrocie do domu wszyscy powlekli się do kuchni, żeby zjeść w miarę przyzwoity obiad. Liam coś tam na szybko podgrzał. Siedzieliśmy w ciszy, dzwoniąc łyżkami o szkło.
- Eee, gadałem dzisiaj z Charlie. - Przerwał ciszę Harry. Zatkało nas.
- Charlie? Co? Kiedy? - Cassie poklepała po plecach Nialla, który się zakrztusił.
- Po lekcjach. Przewróciła się na tym badziewiu od sprzątaczek, pomogłem jej posprzątać i... zapytałem dlaczego nas zostawiła. - wyjaśnił Styles. Nadstawiliśmy uszu, żeby usłyszeć co takiego Charlie mu odpowiedziała, ale milczał.
- Nooo i? - ponagliła go Sandra.
- Powiedziała, że sama nie wie. - Harry wzruszył ramionami.
- I tyle? - zdziwiła się blondynka.
- A co? Spodziewałaś się, że obiecaliśmy sobie dozgonną miłość i planujemy już ślub i gromadkę małych dzieci? - zirytował się Hazz.
- Nie. - Cass wbiła spojrzenie w talerz. Nikt się nie odzywał. Kiedy wszyscy ochłonęli, a kiepski nastrój opadł, Lou zaproponował grę w butelkę. Wszyscy się zgodzili, by choć na chwilę oderwać się od rzeczywistości. Harry przytaszczył z kuchni butelkę po niezidentyfikowanym soku, który wcześniej sam wypił.
- Ja kręcę pierwsza. - oznajmiła Cassie i bezceremonialnie zabrała butelkę Harremu. Oburzyliśmy się, niby czemu ona?
- Jestem dziewczyną - wyjaśniła, jakby to przesądzało sprawę. Jednak nikt nie zamierzał z nią zadzierać. Usiedliśmy w krzywym kółku. Padło na mnie.
- Prawda czy wyzwanie?
- Wyzwanie - do odważnych świat należy, co nie?
- Dobra - zastanowiła się chwilę. - zrobisz mi zadanie domowe, bo mi się nie chce.
- Lepsze bym wymyślił. - wtrącił Lou.
- Czyżby? - Sandra uniosła brew prowokacyjnie. Tommo pokiwał głową. Nie chciało mi się słuchać ich przechwałek, więc zakręciłem. Padło na Louisa.
- Wyzwanie - powiedział od razu. Zamyśliłem się. Spojrzałem na Cassie, potem na Louisa i znowu na Cassie i na Louisa. Do głowy wpadł mi wspaniały pomysł. - Wyjdź na zewnątrz i krzyknij najgłośniej, jak potrafisz "Kocham Cassandrę". - Domyślam się, że moja mina musiała być genialna. Louis i Cassie jednocześnie przeszyli mnie spojrzeniami, takimi, że gdyby wzrok mógł zabijać już leżałbym martwy. Na szczęście tak nie jest. Szkoda mojej buźki. Tommo powlókł się do drzwi i wyszedł. Po chwili usłyszeliśmy jego donośny głos. Chłopaki dostali jakiegoś świra i chichrali się jak niedorozwoje, zresztą ja z nimi. Cassie tylko uśmiechnęła się niemrawo. Louis wrócił i zakręcił, nie zwracając uwagi na nasz śmiech. Wykręcił Cass. Co za zbieg okoliczności.
- Wyzwanie - dziewczyna usiadła prościej. - Zobaczymy, co wymyślisz.
- Proszę bardzo. Zaraz idziemy na spacer. Masz się ubrać w sukienkę, szpilki i pomalować się. - Louis uśmiechnął się triumfalnie, a Sandra jakby bardziej zbladła. Nagle uśmiechnęła się z ulgą.
- Nie mam sukienki ani szpilek.
- A więc idziemy na zakupy - wstałem uradowany. Wszyscy zaczęli się zbierać do wyjścia, a Cassie wyglądała, jakby rozważała ewakuację przez okno.
*Cassie
On sobie chyba żartuje. Ja w sukience? W szpilkach już chodziłam, makijaż też jakoś przeżyję, ale sukienka? Niewygodna, niepraktyczna, wystarczy mały podmuch wiatru, a zaraz widać mi bieliznę. Nie żeby mi się tak kiedyś zdarzyło no ale... Zresztą mam złe skojarzenia z tymi ciuchami. Wtedy kiedy tak się upiłam, gdy miałam 15 lat miałam sukienkę... Od tego czasu ich nie noszę. Chłopacy zawlekli mnie do ogromnego sklepu z ubraniami i butami. Znaleźli całą masę sukienek i wepchnęli mnie z tym do przestronnej przebieralni. Ktoś podawał mi ubrania, a ja musiałam to ubierać. Przymierzyłam z 20 sukienek i jeszcze więcej szpilek. Miałam już serdecznie dość. Wreszcie otrzymałam całkiem fajną, granatową mini w kratkę, z krótkim rękawem. Kiedy wyszłam chłopacy, siedzący na dwóch sofach zaczęli klaskać. Louis zapłacił, nie dając mi nawet dojść do kasy. I tak mu oddam, nie wiem jeszcze jak, ale oddam. Potem zaprowadzili mnie do kosmetyczki i fryzjerki. U fryzjerki przebrałam się w sukienkę na zapleczu. Harry zasłonił mi oczy dłońmi i gdzieś zaprowadził. Zabrał ręce.
Przede mną stała dziewczyna w moim wieku. Miała na sobie taką samą, jak moja sukienkę, blond włosy i czarne szpilki, podkreślające jej ładne nogi. Była bardzo ładna. Całość psuły tylko białe bandaże na dłoniach. Takie jak moje. Pomachałam jej ręką, a ona zrobiła to w tym samym momencie. Zmarszczyłam brwi, a ona to powtórzyła. Spojrzałam na Louisa w tym samym momencie, kiedy ona to zrobiła. Była bardzo podobna do mnie. Że to ja dotarło do mnie dopiero po chwili. Zasłoniłam usta dłonią. Podbiegłam do Louisa i przytuliłam go mocno.
Dziękuję - szepnęłam.
Poszliśmy na spacer do parku. Wydawało mi się, że wszyscy się na mnie gapią. Co mogło być prawdą w końcu niecodziennie widzi się Cassandrę Miller na przechadzce z One Direction. Przechodziliśmy akurat obok jakiegoś kiosku. Wydawało mi się, że zejdę na zawał. Każda gazeta plotkarska z moją twarzą na okładce. Podeszłam, a chłopacy za mną. Na jednym zdjęciu ja z Louisem, na drugim ja z Zaynem, na innym ja z Harrym, na jeszcze innym ja z całym One Direction, na kolejnym tylko ja... i Charlie. Mogłam się tego spodziewać. Czułam się podle. Jak ktoś może tak traktować innego człowieka?
"Cassandra Miller, poznaj nową kochankę Louisa!!", "Zayn Malik rzucił Perrie dla zwykłej dziewczyny?", "Louis Tomlinson związał się z biedną mieszkanką Londynu, a jego przyjaciel, Harry Styles z... anorektyczką?" To ostatnie mnie zdenerwowało porządnie. Nie jestem biedna, a Charlie nie jest anorektyczką! Czułam się oszukana, a przecież doskonale wiedziałam, że są sławni.
- Cassie... - usłyszałam za plecami głos Liama.
- Nie chcę o tym rozmawiać. - powiedziałam i odwróciłam się do nich. W ich oczach widać było żal, jakby chcieli mnie przeprosić. A przecież to nie ich wina. Odeszliśmy stamtąd. Chłopacy zabawiali mnie rozmową i wspominali, że nie raz spotykały ich gorsze plotki. Nie odpowiadałam, myśląc nad tym, co zobaczyłam. Nagle moje przemyślenia przerwał Harry,
- O... cześć Charlie. - Odwróciłam głowę, dokładnie w chwili, gdy dziewczyna wstała z ławki przed nami. Stałyśmy naprzeciwko siebie. Ona w ciemnych ubraniach, z ciemnym makijażem i w ciężkich butach, z nieco wyzywającą miną. Ja w uroczej sukience, szpilkach i wymalowana jak na urodziny młodszej siostry. Już miałam się odwrócić i odejść, zamiast - jak to miałam w zwyczaju - nagadać jej solidnie. Jednak coś mnie powstrzymało. Błysk w oczach Charlie. Mała iskierka nadziei. Coś dziwnego, nowego. Pojedyncza łza spłynęła po policzku Lotty, zostawiając ciemną smugę. Zrozumiałam. To nie była tylko i wyłącznie jej wina. Również ja zawiniłam. Miałam ochotę ją przeprosić, mimo że zarzekałam się, że tego nie zrobię, puki ona pierwsza nie wyciągnie ręki na zgodę.
- Charlie?... - zaczęłam, ale ona mi przerwała.
- Cassie, tak strasznie przepraszam! - zawołała, przytulając mnie do siebie tak mocno, jakbyśmy już nigdy więcej miały się nie spotkać.
*Charlie
Rzuciłam się na przyjaciółkę. Zamknęłam oczy i ściskałam ją.
- Przepraszam Cię Cass... za wszystko. -wymamrotałam do jej ucha po czym rozpłakałam się. To było właśnie to uczucie... niespodziewana radość. Coś co nie zdarza się zbyt często w moim życiu. Nie mogę stracić jedynej, wiernej przyjaciółki przez głupiego chłopaka.
- Jestem totalną idiotką, ale mam nadzieję że mi wybaczysz. - dodałam.
- Charlotte... jak mogłabym nie wybaczyć mojej najlepszej przyjaciółce?! - zapytała oburzona. Na moją twarz wkradł się uśmiech. Baaardzo szeroki. Nawet Cassie miała w oczach łzy. Wow... pierwszy raz. - Ja też Cię bardzo przepraszam. Nie tylko ty tu zawiniłaś.
- Nie prawda. To wszystko wyłącznie moja wina... ty próbowałaś mi pomóc, ale jak już wspominałam jestem idiotką i postawiłam na swoim. Zachowałam się... - próbowałam coś wymyślić. - Jak idiotka? - spytałam. Dziewczyna wraz z chłopakami zachichotali. Oblizałam usta. - No... zgoda?
- Dziewczyno tylko na to czekałam od czterech tygodni! - wskoczyła na mnie i zaczęła skakać, a ja z nią. To szczęście było nie do opisania. Wszystko znów będzie jak wcześniej.
- Kocham Cię Charlie.
- Ja Ciebie też Cassie.
- Czuję się zazdrosny. - rzekł Niall. Buchnęłyśmy śmiechem. - Ale ja mówię serio.
- Chodźcie tu. - machnęła ręką Cassie. Chłopcy stanęli tak, że ja i Cass byłyśmy w środku. Przytulili nas.
- Lubię grupowe przytulasy. - rzekł Zayn.
- Lubisz dzielić się miłością z przyjaciółmi? - zapytał Liam.
- Nie... po prostu jest mi cieplej. - odpowiedział Malik. Szczery jak zawsze, ale nikt nie jest idealny.
Tak bardzo mi ich brakowało. Tych idiotycznych i bezsensowych rozmów, złośliwości i przede wszystkim śmiesznych sytuacji, których mało nie było.
- Tęskniłem. - bąknął Nialler. Uśmiechnęłam się.
- Ja też. - ja i Harry powiedzieliśmy jednocześnie. Wszyscy buchnęliśmy niepohamowanym śmiechem.
- No my też. Już nigdy więcej się nie kłóćcie bo to za długo trwa, a mi później jest smutno. -pogłaskałam Liasia po głowie i zachichotałam.
- Idziemy na pizzę? - dodał Liam.
- Nareszcie ktoś mówi coś z sensem! - ucieszył się Niall i pocałował go w policzek. Liam się tylko uśmiechnął i potarł policzek ręką.
***
Postanowiliśmy przekąsić coś w restauracji Marcello. Usiadłam przy ścianie, a obok mnie Cassie i Harry. Wszyscy zamówiliśmy coś do picia.
- To jaką bierzemy? - zapytał zniecierpliwiony Nialler. Stukał palcami po stole i denerwował się. Chłopcy doprowadzali go do szału z wyborem pizzy.
- Jasna cholera! Wybierzcie coś! - podniósł głos.
- Margharita! - wyrwał Lou. Każdy pokręcił głowami. - Stworzę własną marchewkową pizzę i będziecie mi zazdrościć wy lamy. - pokazał nam język i obraził się.
- Lou... weź się nie fochaj bo będę płakać! - odparł zasmucony Hazz. Tommo tylko obdarzył go przelotnym, suchym spojrzeniem.
- Może ci wybaczę Haroldzie, ale jeszcze się zastanowię. - powiedział jak jakiś lord. Styles machnął ręka i odpuścił.
- Zayn! Mam dla ciebie idealną pizzę... Wieprzak na farmie! - zarechotaliśmy głośno, a Malik przewrócił oczami.
- Sam jesteś wieprz! - odgryzł się. Tak zaczęły się ponowne kłótnie. Dziwne, że nas wtedy nie wywalili.
*Cassie
Kłóciłam się z chłopakami w kwestii wyboru pizzy. Ale oni są wybredni. Właściwie ja tak samo. Tylko Charlie siedziała i słuchała. Ona zje wszystko. Chociaż nie je prawie nic. Siedzieliśmy przy dość wysokich stołach na równie wysokich krzesłach. Ja jako jedyna nie dotykałam nogami ziemi. Czuję się taka niska. Szpilki ściągnęłam, żeby dać choć na chwilę odetchnąć stopom.
- Nie lubię Hawajskiej, ani z pieczarkami. Jedyna pizza jaką trawię to Quatro Fromagge albo Margharita. - powiedziałam. Nikt jakoś specjalnie się nie przejął.
- Nie chcę tego wieprzaka. - powiedział Lou.
- Ale to naprawdę może być dobre. - Niall był niepocieszony. Odłączyłam się od rozmowy. Sączyłam powoli Colę z kubka i majtałam nogami.
- Cassie? - spojrzałam na Charlie i kiwnęłam głową, że słucham.
- No wiesz.. chodzi mi o twój ubiór. Wyglądasz bardzo ładnie i inaczej. Co się stało, że założyłaś sukienkę? - uśmiechnęłam się do przyjaciółki.
- Magia świąt.
- Ale jest październik.
- I co z tego? Chłopacy mi kazali. Graliśmy w butelkę i Lou kazał mi ubrać sukienkę i szpilki. No i tak jakoś wyszło. No wiesz. Uparli się. Z nimi jak z dziećmi.
- Ej my to słyszymy. - zauważył Zayn.
- Nieprawda. - pokręciłam głową. Przewróciłam jednego buta i próbowałam go teraz podnieśc stopami. Wykręcałam się, żeby do niego dosięgnąć.
- Cassie... co robisz? - zdziwił się Harry.
- Zupełnie nic. - Wyprostowałam się i dałam spokój szpilce. - To co wybraliście?
*Charlie
- Nie zamówimy pizzy z papryką bo nie lubię jej! Weźmy tą z pieczarkami. - tłumaczył Liam.
- Sam jesteś pieczarka! - złośliwości Nialla są jedyne w swoim rodzaju.
- Poddaję się! Zamówię sobie jabłko na wynos. - bąknął Peyan.
- Nie! Idę po wieprzaka i koniec kropa! - wyprowadzony z równowagi Horan poszedł zamówić żarcie. Wszyscy patrzyliśmy na blondyna.
- Em... poproszę wieprza znaczy wieprzaka na farmie XXL. - wybuchliśmy śmiechem. Ryliśmy ze wszystkiego. Wszystko było takie kolorowe i piękne i śmieszne. Jak ćpuny.
- Nie zjem tego. - oznajmiła Sandra. A Louis jej przytaknął.
- Chodź, zamówimy sobie Margharitę, królową wśród pizz. - Lou wstał. Cassie zaśmiała się i również wstała.
- Nie będziemy jeść waszego Wieprza. - pokazała nam język,
- I dobrze, będzie więcej dla nas. - Harry odwzajemnił gest. Wywróciłam oczami. Rzeczywiście dzieci.
Po zjedzonym posiłku zaczęłam bawić się słomką. Słuchałam uważnie ciekawych dyskusji chłopców.
Wszyscy nagle zamilkli. Tak dziwnie.
- Lottie? Dlaczego? - zapytał Liam. Każdy z nas wiedział o co chodzi. Moje serce szybciej zabiło i tak dziwnie ciepło się zrobiło. Co mam im powiedzieć? Mój ex to drań jakich mało i nienawidzę go? No i niby dlatego ich zostawiłam? Głupie.
- Ja sama nie wiem... tyle się działo. Każdy przecież ma problemy, a ja wtedy miałam ich sporo i... po prostu już nie wytrzymywałam. Musiałam na jakiś czas się oderwać od codzienności i tyle. -wytłumaczyłam. - No, ale teraz się cieszę, że wszystko wróciło. - dodałam, a na ich twarzach zagościł uśmiech.
- Ej! Charlie! Przypomniałem sobie, że jeszcze u nas nie byłaś. - wyrwał się Harry.
- Tak! Chodź do nas! Pokażę ci mój pokój. - ucieszyła się Cassie.
- A ja mam fajny pomysł. - Liam uniósł dwa palce do góry, jak uczeń w szkole.
- Tak, Liam? - powiedział Louis, jak nauczyciel.
- Zróbmy wyścig. Kto pierwszy w domu. No wiecie, świeże powietrze raz na pół roku dobrze nam zrobi. - pokiwaliśmy głowami. Tylko Zayn coś mruczał pod nosem, ale zignorowaliśmy go. Mogłam wygrać. Wystarczyło biec za najszybszym chłopakiem. Na Cassie nie ma co liczyć. Ma sukienkę i szpilki. Potem, kiedy będziemy blisko domu po prostu go wyprzedzę i wygram. Ciekawe jaki mają dom. Na pewno jest duży i piękny.
*Cass
Może i nie jestem najlepszą biegaczką, ale jestem wytrzymała. Wiadomo, siłownia jednak robi swoje. Nie chce mi się biec. Wszyscy wystartowali, jak z procy, a ja pobiegłam lekkim truchcikiem, boso, szpilki trzymałam za paski w ręce. Mimo że jest jesień na drzewach i krzewach nadal są liście, tyle że pomarańczowe i żółte. Skutecznie ograniczają widok. Po chwili już nikogo nie widziałam. Mimo to po pięciu minutach szybkiego marszu dogoniłam sapiącego Malika.
- I na co ci było palenie? - spytałam. Mruknął coś pod nosem. - No właśnie. Do zobaczenia wieczorem.
Poszłam dalej. Nie minęły nawet dwie minuty, a natknęłam się na Nialla. Szedł sobie powoli. Nie dyszał tak ciężko jak Zayn.
- Cześć Niall, jak się dzisiaj czujesz? - zagadnęłam.
- W porządku. - zwolnił. - Właściwie po co się tak męczę? I tak nie wygram. Posiedzę na ławce.
- Idź jeszcze kawałek to posiedzisz z Harrym. - powiedział, wskazując mu ręką Stylesa, siedzącego na parkowej ławce kilka metrów dalej. Odprowadziłam Horana do niego i potruchtałam dalej. Dopiero po jakiś dziesięciu minutach spotkałam Louisa.
- Cześć panie Tomlinson, Mogę prosić fotkę? Wygląda pan bardzo atrakcyjnie z włosami, przylepionymi do czoła. - Spojrzał na mnie.
- Nie nabijaj się ze mnie. - westchnął cicho. Nie dyszał, jak pozostali i nie szedł tempem żółwia morskiego. Wyciągnęłam z torby butelkę wody i podałam mu. Odkręcił korek i wypij kilka sporych łyków.
- Ej, dość. Pij małymi łykami. Albo po prostu wypłucz usta wodą i wypluj.
- Czemu? - zdziwił się.
- Bo dostaniesz kolki. - wyjaśniłam. Odebrałam mu butelkę. - To do zobaczenia... - zamilkłam na chwilę i spojrzałam za siebie. - Do zobaczenia jutro.
- Co? - Louis odwrócił się akurat w momencie, kiedy piszczący tłumek nastolatek dotarł do zasięgu słuchu. Pomachałam mu ręką i oddaliłam się pospiesznie. Dzięki, ale nie mam ochoty na dodatkowe zdjęcia i naciągane artykuły ze mną w roli głównej. Truchtałam sobie, ignorując ciekawskie spojrzenia ludzi. Niecodziennie spotyka się bosą nastolatkę w drogiej sukience, truchtającej sobie parkiem, jakby jednorożce istniały. Dotarłam do domu chłopaków po kwadransie. Chyba jeszcze nikogo nie było.
- Wygrałam. - oznajmiłam powietrzu, płotowi, furtce i trawie. Chyba ich to nie przejęło. Wzruszyłam ramionami i kluczem otworzyłam bramkę. Drzwi były zamknięte na klucz. Czyli wygrałam. Jeah! Wygrałam wiadro internetu, no pogratulować, Cass, pogratulować. Rzuciłam torbę pod ścianę, a sama położyłam się na sofie w salonie i zasnęłam.
*Liam
Biegłem razem z Lottie łeb w łeb? Albo krok w krok? Nie ważne. Nie poddawałem się i niestety ona też. Jak na taką drobniutką osóbkę jest szybka... bardzo szybka. Otrząsnąłem się i zobaczyłem, że Lottie jest kawałek ode mnie. Przyspieszyłem, ale skręciłem w boczną uliczkę. Ona chyba nie zna skrótów? Yeach! Będę pierwszy! Dobiegłem do naszej chaty. Drzwi były otwarte. Niemożliwe.
- Kto był pierwszy?! - krzyknąłem. Usłyszałem wołanie Cassie z salonu. Acha... nie wiem co zrobiła, że jest pierwsza, ale to dziwne.
- Gratulacje - mruknąłem.
- Dzięki, a gdzie Charlie? Myślałam, że z tobą biegnie.
- Nie... pewnie razem z chłopakami dotrze. - dziewczyna kiwnęła głową. Poszedłem do swojego pokoju.
Harry*
Razem z Zayn'em maszerowaliśmy w stronę domu. Przed nami daleko szedł Niall i Louis.
- Malik skończ już palić - skrzywiłem się gdy dym otoczył moją twarz.
- Styles weź skończ marudzić, tylko powiedz jak ta ci się układa z twoją kobietą? - zapytał. Palant... Zayn jesteś idiotą.
- Nie mam kobiety. - bąknąłem zirytowany. On pokiwał głową tak jakby mi nie wierzył.
- Sam wiesz o kogo mi chodzi.Tak zabawnie się ślinisz na jej widok albo ten błysk w twoich oczach... wszystko wskazuje na to, że...
- Że?! -krzyknąłem po chwili milczenia.
- Że się zakochałeś! - złapałem się za czoło, a Zayn zaczął mi dokuczać. - Zakochana parka muzyk i malarka. Siedzą przy kominku, popijają winko.Harry się uśmiecha, Charlie go maluje, a po pewnym czasie będzie co?! - zapytał. - Mnóstwo dzieci. Nawet sto! - wybuchnął śmiechem tak, że zaczął krztusić się dymem. Uderzyłem go po plecach. Polepszyło mu się. Czasem myślę, że żyję na tym świecie z bandą idiotów, ale przypominam sobie wtedy, że ja jestem jednym z nich. Życie jest okrutne.
- Dobrze, dobrze nasz poeto od siedmiu boleści teraz sobie usiądź i poczekaj na dziewczyny. - wskazałem palcem na biegnące w naszym kierunku, że to tak ujmę stado fanek. Malik tylko sztucznie się uśmiechnął.
- Ups... - mruknął i skrzywił się.
***
Okey. Niby dawanie autografów i robienie zdjęć jest fajne i w ogóle. Ale nie kiedy się właśnie jest spoconym i zmęczonym. Dotarliśmy do domu pod wieczór. Świetnie. Louis i Niall zdołali umknąć, zanim fanki ich zauważyły. Wtoczyliśmy się z Zaynem do domu. Rzuciłem się na kanapę, a pode mną coś dziwnie pisnęło.
-Styles, durniu! Zabieraj ze mnie swoją dupę! - Acha, Cassie chyba nie w humorze. Wstałem z niej i bąknąłem jakieś przeprosiny. Zatkała nos. - Człowieku weź się umyj. No nie mów, że się spociłeś.
- Taa - poszedłem na górę i wziąłem szybki prysznic. Właśnie byłem w trakcie ubierania świeżej koszulki, kiedy...
- STYLEEES!!!! CHODŹ TU NATYCHMIAST!! - zastanawiające, że taka mała osóbka może tak głośno krzyczeć. Zbiegłem na dół po trzy schodki.
- Co jest?!
- GDZIE DO CHOLERY JEST CHRLIE?! - kolana się pode mną ugięły.
- Jak to gdzie jest... biegła z Liamem... - spojrzeliśmy na niego.
- Ale o co chodzi? Chyba się nie zgubiła, nie? - Payne popatrzył na nas bezradnie.
- Liam, czy pamiętasz może, jak mówiłem, cytuję "Przypomniałem sobie, że jeszcze u nas nie byłaś."? - ręce zaczynały mi się trząść.
-No... nie bardzo. - Payne spojrzał gdzieś na bok. Pokręciłem głową. Cassie zerwała się w miejsca.
- Idę jej szukać. - oznajmiła i wybiegła z domu. Rzuciłem się za nią, po drodze łapiąc kurtkę. Biegła w stronę parku bardzo szybko. Ledwo udało mi się ją dogonić. Złapałem ją i o mało się nie wywróciliśmy.
- Puszczaj! Nie mogę jej znowu stracić! - Wyrywała się. Musiałem się bardzo starać, żeby uważać na jej pięści.
- Wracaj, ja jej poszukam. - Sandra się cała trzęsła. Była w samej sukience. Podałem jej kurtkę, której nawet nie zdążyłem założyć. - Proszę, wolę ja to zrobić.- Spojrzała na mnie i pokiwała głową.
- Rozumiem. - odwróciła się i poszła. Ruszyłem chodnikiem, w stronę parku. Rozglądałem się, było coraz później, ale Charlie nigdzie nie było. Zacząłem się trząść pod bluzą miałem tylko cienką koszulkę. Zrezygnowany ruszyłem w stronę domu. Nagle zobaczyłem samotną dziewczynę, siedziała na krawężniku, oświetlona światłem jednej jedynej latarni. Podszedłem.
- Charlie? - dziewczyna uniosła wzrok, po czym zarzuciła mi ręce na szyję.
- Harry - szepnęła w moją bluzę. - Nie wierzę, że zgubiłam się w Londynie. - zaśmiała się.
- Chodźmy, to niedaleko. - uśmiechnęła się. Widziałem, jak drży. Rozebrałem bluzę i zarzuciłem jej na ramiona. Pokręciła głową.
- Zimno ci.
- Tobie bardziej. - wzruszyłem ramionami, starając się ukryć, że drżę, jak liść na wietrze. Objęła mnie w pasie.
- Postaram się ciebie choć trochę ogrzać. - uśmiechnęła się. Od razu zrobiło się cieplej...na sercu oczywiście. Eh, czego się nie robi, żeby uszczęśliwić osoby, na których nam zależy.
Gdy wróciliśmy do domu Cassie rzuciła się na przyjaciółkę. Skąd ona tak nagle się wzięła? Jakaś ninja czy co? Odsunąłem się i patrzyłem jak Lottie zamienia się w śliwkę. Ledwo łapała oddech albo w ogóle. Poklepałem Cassie po ramieniu. Dziewczyna pytająco na mnie spojrzała.
- Bo nam Charlie udusisz. - dziewczyna puściła Charlie i pogłaskała ją po włosach.
- Nigdy więcej masz się nie gubić! Bo będę musiała ci GPS do stanika włożyć. - pogroziła jej palcem.
- Nie noszę stanika, ale myślę że byłoby to nie wygodne. - stwierdziłem, a Lottie posłała mi promienny uśmiech.
- Ty już lepiej idź Styles. Później ją ci oddam. - ja i brunetka zmarszczyliśmy brwi. Machnąłem ręką i powędrowałem do chłopaków.
*Cassie
- Chodź, muszę ci koniecznie wszystko pokazać. Mój pokój jest ekstra! - złapałam Charlie za rękę i odprowadzone spojrzeniami chłopaków poszłyśmy do mojego pokoju.
Lottie*
W dwadzieścia minut zwiedziłam cały dom chłopców i Cassie. Najbardziej podobał mi się salon i pokój Zayna. W pokoju dziennym był piękny ogród zimowy, a ja kocham gdy w domu jest dużo światła więc ten salon skradł moje serce. Natomiast pokój Zayna był przytulny, zadbany i kolorowy. Na jednej dużej ścianie było namalowane graffiti Zayn & Boys. Podobno Malik kiedyś chciał tak nazwać ich zespół.
- Chata jest zarąbista! - gwizdnęłam na palcach schodząc po schodach, a przede mną Cassie.
- Mówiłam przecież. - odparła dziwnie zadowolona przyjaciółka.
- Może coś pooglądamy?! - wyrwał Louis. Wszyscy poparliśmy jego pomysł.
- To ja... skoczę po żarcie. - zniknął nam blondas z przed oczu. Usiadłam na jednej kanapie z Harrym i Zaynem. Przez chwilę gadałam z chłopakami, ale głównie o pokoju Zayna.
- Mam jeden pokój przeznaczony na namalowanie czegoś fajnego na wszystkich ścianach. - mówił Malik. - Chcesz go zobaczyć? - zapytał, a ja szybko kiwnęłam głową. Wstaliśmy i pobiegliśmy po schodach na górę. Szliśmy korytarzem na lewo, aż doszliśmy do ostatnich drzwi. Chłopak otworzył je i wpuścił mnie. W pustym pomieszczeniu było chłodno, a ściany były białe. Ściana na przeciwko była prawie cała zajęta przez ogromne okno. W końcu artysta potrzebuje światła.
- I masz już jakieś pomysły? - spojrzałam na chłopaka. Wzruszył ramionami i podrapał się po głowie.
- A ty co byś namalowała? - sama zaczęłam się zastanawiać. Gdybym miała trzy, duże, białe ściany i mogłabym coś na nich stworzyć pewnie było by to coś związane ze mną. Moim życiem. Wskazałam ścianę po lewej.
- Tu walnęłabym swoje dzieciństwo. - wskazałam na następną po prawej. - Tu coś o czym marzyłam i spełniło się, a tu... - ściana z drzwiami. Hmmm... co by mogło tu widnieć? - Namalowałabym swoją idealną przyszłość albo coś w tym stylu. - spojrzałam na zamyślonego Mulata.
- No... fajny pomysł. - mruczał. - Pomożesz mi kiedyś? - nagle zapytał.
- E-y, ale przecież to twój pokój, do którego będziesz wracał ty. - pokiwałam głową. - Nie mówię, że nie chcę ci pomóc, ale... jeżeli zrobisz coś sam i będzie to piękne to będziesz z siebie dumny.
*Cassie
Patrzyliśmy jak Charlie i Zayn idą na górę.
- Co oglądamy? - zapytał Niall, wychodząc z kuchni, obładowany żarciem.
- Po prostu zobaczmy co jest. - wyrwałam pilot z ręki Harry'ego i przełączyłam kanał.
- Co? Niesamowity świat Gumballa? - Harry spojrzał na mnie jak na debila.
- To jest super - powiedziałam równo z Louisem. Uśmiechnęłam się do niego.
- Prawidłowo - przybiliśmy piątkę i zabunkrowaliśmy pilot pomiędzy nami, tak żeby nikt go nie dostał.
- Co oglądacie? - spytała Charlie, pojawiając się nagle razem z Zaynem.
- Moją ulubioną bajkę, cii - wyjaśniłam.
- Serio.... - Charlie usiadła na podłodze, obok Nialla i wepchnęła sobie do ust garść orzeszków z jego miski. Oglądaliśmy tak 4 odcinki. Kiedy zaczynał się piąty Charlie wstała i się przeciągła.
- Chyba będę się zbierać. No wiecie, jest sprawdzian z gegry i takie tam. - objęła się ramionami. Harry zerwał się z fotela.
- To ja cię podwiozę. - Nie wiem czy bardziej dla tego, że chciał pobyć z Charlie, czy nie chciał już oglądać.
*Harry
Siedzieliśmy w ciszy absolutnej. Kątem oka obserwowałem Charlie, patrzącą na drogę przed nami.
- Mógłby już spaść śnieg. - zauważyłem.
- Jest październik. - zdziwiła się i popatrzyła na mnie.
- No. Ale mógłby.
Dalej już nic nie mówiliśmy. Podjechałem pod dom Lottie i odprowadziłem ją pod drzwi. Przytuliliśmy się na "do widzenia".
- Chyba już pójdę. - powiedziała, ale nadal mnie przytulała.
- No. - nie puściłem jej.
- To cześć. - westchnęła, ale nadal mnie obejmowała. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Cześć - nie puściłem jej. Teraz albo nigdy, Styles.
- Charlie?
- Tak?
- Moglibyśmygdzieśmożerazemwyjśckiedyś? - powiedziałem na jednym oddechu.
- Słucham? - puściła mnie i spojrzała z rozbawieniem.
- No.. czy chciałabyś kiedyś ze mną gdzieś wyjść. - mówiłem, patrząc na swoje buty.
- Jasne. - podniosłem głowę. Uśmiechała się. - Czyli randka?
- Czyli randka. - uścisnąłem ją jeszcze raz i szczęśliwy wróciłem do domu, nie przejmując się przekroczeniem prędkości.
Nareszcie :D Przepraszamy za opóźnienie, ale podczas poprawiania rozdziału z jakiegoś powodu cała treść się usunęła (z mojej winy, przyznaję się), no i trzeba było wszystko na nowo pisać :/ Ale już wszystko ok mamy nadzieję, że się podoba :) ~ Hermi
Takie kociaki :3
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Fajnie ,fajnie ! =D czekam na nexta ! =D
OdpowiedzUsuń