poniedziałek, 20 października 2014

10





Lottie

Nowy dzień równa się szkoła. Lubię się uczyć, ale nie cierpię rano wstawać. Nienawidzę wręcz. Ślamazarnym krokiem wyrwałam się z pod pościeli. Zrzuciłam ją na podłogę i kopnęłam do kąta. Muszę się przebrać. Pomyślałam drapiąc się po głowie. Miałam na sobie tylko za duży t-shirt. Wczorajszy dzień był męczący. W ogóle nie wiem co się ze mną działo. Zerknęłam w lustro. Fuu... z takim wyglądem jestem materiałem na żonę Shreka. Wyciągnęłam zwykły zestaw. Trochę elegancki, ale ładny. Ubrałam się w TO. Usiadłam przy toaletce. Lekko poprawiłam swój wygląd różnymi kosmetykami. Nie dałam tego za wiele. Nie chcę wyglądać jak Chloe czy Jess. Wstałam, zabrałam swoją torbę i wyszłam trzaskając drzwiami, by obudzić leniucha o imieniu Cassie. Zapomniałabym o Dustym! Tak Dusty. Tak nazwał go Harry. Cały wieczór razem wymyślaliśmy dom niego imię. No i 'Dusty' jest najlepsze. Wróciłam do pokoju. Podeszłam do słomianego koszyka, który leżał obok okna. Przykucnęłam i wzięłam kota na rączki.
Zeszłam z tym słodziakiem na dół do kuchni. Nalałam mu do plastikowej miseczki mleka. Rzucił się na nie jak lew na padlinę. Uroczo chlipał. Siedziałam sobie i przyglądałam się puszkowi. Różnie go nazywam. Podparłam brodę ręką.
- Cassie do szkoły! - krzyknęłam.Fajnie jest tak pobawić się w mamę. Kotek skończył jeść i usiadł na przeciwko mnie. Do kuchni również przyczłapał mój Mentos. Gdy zobaczył kota nie ruszył się. Stał w miejscu i patrzył. Tylko nie to. Psiak zaczął szczekać, a kot wystraszył się i wskoczył na mnie wbijając swoje pazurki w moją skórę. Skrzywiłam się.
- Cii Mentos. - pogłaskałam pieska po głowie i kazałam mu grzecznie siedzieć. - teraz to Twój przyjaciel Pan Kot. Macie być dla siebie mili. Tak jak ja i Cass. Dwa różne światy, a przyjaźnimy się. - wyjaśniłam. - Cass wstawaj!-znów się wydarłam.Co za baba.Odłożyłam powoli kota na podłogę.Mentos chyba mnie posłuchał. Nie szczekał ani nie warczał. Bardzo dobrze. Kotek skulony przy moich stopach zerkał na psa. Mentos podszedł do niego i powąchał go. Kociak wyciągnął łapkę do przodu i klepnął go po nosie. Zachichotałam. Zanim się spostrzegłam obaj bawili się. Wstałam i zaklaskałam w dłonie.
 - I tak ma być! - oznajmiłam. Łatwo poszło. Zwierzęta chyba mnie rozumieją. Nalałam do szklanki soku pomarańczowego. Zrobiłam sobie kanapkę z serem i pomidorem. Wszystko skonsumowałam. Podeszłam do drzwi.
- Cassie! Jeżeli zaraz nie wstaniesz spóźnisz się na pierwszą lekcję! - czy ona w ogóle mnie słyszy? No trudno. Zamknęłam drzwi na klucz i wyszłam do szkoły.

Cassie*

Obudziło mnie coś miękkiego na twarzy. A właściwie brak powietrza. Otworzyłam oczy. Od razu je zamknęłam. To miękkie coś zajmowało dokładnie całą moją śliczną buzię. Podniosłam to rękami. Było cieplutkie. Ostrożnie rozchyliłam powieki. O! Kotek. Uśmiechnęłam się do stworzonka.
 - Cześć, Panie Kocie. Co tutaj robisz? - Kotek popatrzył na mnie uważnie i miauknął. - Charlie wie, że tu jesteś? - Ponowne miauknięcie. - W takim razie w porządku. Hej, wiesz może która godzina? - Wyciągnęłam spod poduszki telefon. - O, Panie Kocie, spóźniłam się do szkoły. No trudno pójdę na drugą lekcję. - Ze stoickim spokojem poszłam do kuchni i zjadłam śniadanie.
 - Hej, Panie Kocie masz może ochotę na coś dobrego? - Zapytałam z uśmiechem. Kociak miauknął przeciągle. - To chyba znaczy tak. Hmm... co my tu mamy? - Zajrzałam do lodówki. - Lubisz kanapki? Chyba nie. Dobra, dam ci mleko. O! A może masz ochotę na kakao? - Uwielbiam rozpieszczać zwierzaki. Po chwili do kuchni zajrzał Mentos. - Cześć Psie, jak się dzisiaj czujesz? - Postawiłam przed rudym miseczkę z kakaem. Szczeniak podszedł do chlipiącego kotka i wyciągnął łeb. - Ej! To kakao Pana Kota! Nie dla psa kakao czy jak tam to było.. Chociaż... - nalałam do miski Mentosa trochę czekoladowego mleka. Pies powąchał napój a po chwili nie było już nawet śladu po kakale w obu miskach. Zaśmiałam się i pozbierałam swoje rzeczy.
 - Do widzenia zwierzaczki. Muszę iść do szkoły. Dzisiaj mamy muzykę, inaczej bym nie szła. Bo przecież się spóźniłam. Hmm, myślę, że was zdemoralizuję. Ale Charlie was naprawi, spokojnie. - Pogłaskałam oba zwierzątka i dorzuciłam jeszcze - Tylko się nie pozabijajcie, dobrze? - i wyszłam z domu, zamykając drzwi na klucz.


Niall*

Obudziłem się w łóżku Zayna. Co ja tu robię do cholery?! Pewnie byłem tak zmęczony, że nie wiedziałem gdzie idę. Ślamazarnym ruchem wyszedłem z pod kołdry i udałam się do swojego pokoju. Ubrałem zwykłe szare rurki i jasnoniebieski t - shirt. Zabrałem torbę do szkoły i zbiegłem do kuchni. Wszyscy tam siedzieli i jedli. Beze mnie?! Usiadłem obok Liama. Położyłem głowę na stole i westchnąłem.
- Co Ci Nialler? - zapytał Lou. Machnąłem ręką. Milczałem. Zresztą oni też. Denerwowała mnie ta cisza.
- Ciekawi mnie ta wczorajsza sprawa z Lottie. - odparłem głośnio i spojrzałem na nich. Harry patrzył ślepo w talerz, Liam odłożył kanapkę, Zayn bawił się łyżką, a Lou wstał od stołu i oparł się o blat kuchenny. Powiedziałem coś nie tak? Pewnie tak.
- Mało mnie to obchodzi Niall, wiesz? Gdzie była, co robiła... mam to gdzieś. - mówił Louis. Co go ugryzło? Może z Lottie jest coś o czym nie wiemy. Może nawet Cass w tym się nie orientuje.
- Dlaczego tak mówisz Lou? - zapytał Harry. - Myślałem, że ją lubisz. - dodał patrząc wciąż na talerz.
- Nic jej się nie stało wróciła cała i zdrowa. A Cassie? Cały wieczór i noc się zamartwiała. Nie chciała jeść, spać. A Charlie? Nawet się tym nie przejęła. Przyprowadziła jakiegoś kocura na zgodę? - Louis pokręcił głową. - Nie wiem jak wy. Ja idę do szkoły. Mam nadzieję, że Cassie wyspała się na tyle, żeby przyjść na lekcje. - To mówiąc wyszedł, zostawiając nas samych. Na pierwszej lekcji nie było ani Cass ani Lotty. Ciekawe o co chodzi. Louis denerwował się coraz bardziej.

Cassandra*

Do szkoły dotarłam na drugą lekcję. Jestem trochę zła na Charlie. No mogła przecież powiedzieć o co chodzi. Jesteśmy przyjaciółkami na dobre i złe. Nie rozumiem o co chodzi i to mnie wkurza. Na korytarzu był straszny tłok. Przepychałam się do mojej szafki. Wpadłam na kogoś.
 - Sorry - mruknęłam i chciałam wyminąć tego kogoś.
 - Cassie? - ucieszył się ktoś. Podniosłam wzrok. To był Louis. Przytulił mnie mocno. - Ale się o Ciebie bałem. Wszystko w porządku? Wyspałaś się?
 - O mnie się bałeś? - powiedziałam nieco rozmarzonym głosem. - Zaraz? A Lotta? Nie bałeś się o nią? - Twarz mu spochmurniała. - Hej, co jest?
 - No..  ty zachowujesz się... no ... tak jakoś smutna jesteś, nie chcesz jeść ani nic. A ona? Poszła sobie na spacer i wróciła z jakimś kotem.
 - To Charlie go przyprowadziła? Pan Kot jest uroczy. Chyba mnie polubił. - uśmiechnęłam się na myśl o zwierzaku.
 - Taa uroczy. Ale no wiesz.. Ona mnie denerwuje. Chodzi nie wiadomo gdzie, ciągle pakuje się w tarapaty, bez przerwy gdzieś znika, nikomu nic nie mówi i potem wszyscy się o nią martwią. A jak już łaskawie pokaże się na oczy i możemy iść wreszcie spać, spokojni, że jest cała i zdrowa to nawet nie raczy nam powiedzieć gdzie była i dlaczego.
 - Tak. - powiedziałam po prostu. Louis ma rację. Charlie się zmieniła. Bardzo. Nie jest już moją przyjaciółką. A raczej ja nie jestem jej. Traktuje mnie jak współlokatorkę, do której można się przytulić, kiedy ma się gorszy dzień, ale której nie mówi się o żadnych sprawach osobistych, ani problemach.
 - Chodźmy na lekcję. Teraz jest muzyka. - uśmiechnęłam się. Uwielbiam muzykę.
 - No. Chodźmy.
Usiadłam w ławce z Louisem. Poczyniłam spostrzeżenie, że nie ma w klasie Charlie. Gdzie może być? Znowu nic nie wiem. Żadnego sms. Nic.
 - Dzień dobry, klaso. - Do sali wszedł mój ulubiony nauczyciel i wychowawca. - O proszę. Któż się zjawił. Czyżby to Cassandra Miller? Czemu cię nie było parę ostatnich dni i dzisiaj na pierwszej lekcji?
 - Tak wyszło - odparłam, wzruszając ramionami.
 - Panie Tomlinson, myślę, że powinien pan ją lepiej pilnować.
 - Nie ma sprawy, psorze. - Lou poklepał mnie po ramieniu. - Dam radę.

Lottie*

Z założonymi rękami na piesiach szłam uliczką parku.Wszystko się wali.Nic nie jest w porządku.Nic nie jest tak jak wcześniej.Mogłam spakować swoje walizki i wyjechać z mamą do Niemiec.Chociaż...wolę siedzieć tu sama niż kłócić się z mamą o byle co.To głupie.Wstąpiłam do pobliskiego spożywczaka.Kupiłam dwa piwa.Oczywiście musiałam pokazać dowód bo kasjerka kretynka by się wściekła.
- Wal się babo-odparłam odchodząc od kasy.Chyba to usłyszała bo syknęła.
- Smarkula.-zachichotałam cwaniacko i wyszłam.Znów te ulice Londynu.Znów spaliny, które muszę wdychać.Znów ten tłok.Znów to samo co zawsze.Denerwuje mnie to.Włożyłam szklaną butelkę do torby, a jedną otworzyłam zębami.Tak, ale ze mnie koksu co nie? Upiłam łyk alkoholu.
- Aaaa-westchnęłam zadowolona.Dobrze tak czasem zabrać alkoholu do ust.Mimo tego, że zbytnio za nim nie przepadam.Szłam chodnikiem obok sklepów.Patrzyłam na różne ubrania, buty i inne duperele.Śmiać mi się chciało gdy widziałam grupkę dziewczyn w moim wieku, które podniecały się głupimi szpikami czy torebką.Fajnie...cieszyć się tak z materialnych rzeczy.Też taka kiedyś byłam.Chodziłam codziennie na zakupy ,chodziłam do fryzjera, kosmetyczki.Razem z Cass często przebywałyśmy na automatach.Nie zabrakło nas w wesołym miasteczku.Było tak wspaniale.Byłam szczęśliwa.No, a teraz? Spójrzcie na mnie! Ciągle smutna, zamyślona, zapłakana.Płaczę o byle co.Ranię innych.Coś mnie ukuło w sercu.Cicho jęknęłam i złapałam się za to miejsce.Tracę najbliższe mi osoby.Zaczynając od Cass.Co mam zrobić by było tak jak dawniej? Może jestem mądra w szkole, ale tak to jestem bezradna.Nigdy nie czułam się kochana.Nawet tej matczynej miłości nie czuję.Wszyscy mają mnie dosyć.Tylko nauczyciele uważają, że jestem kimś z moim IQ.Pieprzyć moją inteligencję! Jestem do dupy w uczuciach.Nigdy nie doznam miłości.Ruszyłam z miejsca, w którym stałam pięć minut.Idę zrobić coś z tymi przeklętymi włosami.Coś nowego mi nie zaszkodzi.Ruszyłam do najbliższego fryzjera.Dosyć mocno otworzyłam szklane drzwi.Wparowałam do pomieszczenia jak burza.Wszyscy na mnie spojrzeli.Kobiety wykonujące swoją pracę jak i klientki.Stałam tak na środku i patrzyłam.
- Dzień Dobry.-przywitałam się.Dostałam ledwo słyszalną odpowiedź.Pięknie! Nawet u fryzjerek mam przewalone! Usiadłam na różowej sofie.Wzięłam do reki byle jaką gazetę.Otworzyłam ją i próbowałam się czymś zaczytać.To gwiazdeczki, to modelki.Nic więcej tylko te sławne mordy.Odłożyłam to tandetne pisemko na boki zabrałam inne.Były w niej różne fryzury.Przewracałam kartki szukałam czegoś ładnego.O może to! Wpadło mi w coś w oko.Ładne pomyślałam.Założyłam nogę na nogę i dalej przeglądałam.
- Dzień Dobry-wyrwał mnie z gazety piskliwy głosik kobiety.Spojrzałam w górę.Stała tam dziewczyna z promiennym uśmiechem na twarzy.Była ładna i miała różowe włosy- Jest już Pani zdecydowana na jakąś fryzurkę?-zapytała.
- Tylko nie Pani.Mam osiemnaście lat.-odparłam.Ona pokiwała głową.- Tak.Wybrałam.-dodałam bez uczucia.Wskazała na wolne miejsce.Usiadłam i spojrzałam w swoje odbicie.
- To co mam wykonać?-zapytała.Ja wskazałam na stronę w gazecie.
Kiwnęła głową i coś zaczęła majstrować przy grzebieniach i farbach.


1 godzinę później...

Stella skończyła moją metamorfozę włosów.Tak nazywa się ta fryzjerka.Okazała się być miła i zabawna.  Jest tylko o trzy lata starsza ode mnie.Zrobiłyśmy sobie nawet wspólną fotę.Lubię poznawać nowych ludzi i zawierać nowe przyjaźnie. Przez cały czas chichotałyśmy.Nie prosiłam ją o to, ale podkręciła mi ładnie włosy.Efekt był bardzo ładny.Dawno nic nie robiłam z włosami.Uśmiechnęłam się i dotknęłam swoich włosów.Podoba mi się to.Nareszcie na mojej twarzy pojawił się mały uśmiech.Zapłaciłam Stelli i podziękowałam.Zaobserwowałyśmy się na Twitterze.Dodałam też naszą gorącą fotę.





@StellaBloom ,,Smu­tek jest sa­mowys­tar­czal­ny: by od­czuć jed­nak pełną war­tość ra­dości, mu­sisz mieć ko­goś, by się nią podzielić.'' - @LottieOficiall 



Nacisnęłam Twettnij i gotowe.Pożegnałam się ze Stellą i wyszłam.Umówiłam się z nią jutro po szkole na kawę.Może będzie fajnie.Wyszłam ze salonu New You. Zaciągnęłam się powietrzem i szłam dalej. Mam cały dzień wolny. Wyciągnęłam drugie piwo i napiłam się. Zaschło mi przez ten czas w gardle. Przechodziłam obok salonu gier.Cofnęłam się kilka kroków wstecz.O mój Boże! To cymbergaj! Wyszczerzyłam się na falę wspomnień z dzieciństwa.Wyrzuciłam już pustą butelkę do kosza i podeszłam do małolatów.Grali tam chłopcy młodsi o jakieś pięć lat ode mnie.Oparłam się ścianę.Pomieszczenie było wypełnione dzieciakami.Nawet jakieś ndziewczyny grały w gry ze strzelaniem.Przyglądałam się smarkaczom, którzy przekrzykiwali się jacy oni są najlepsi.Za raz wam dam gnojki.
- Zamknąć japy!-krzyknęłam i cała dzieciarnia przymknęła jadaczki.Spojrzeli na mnie.Obeszłam w okół nich.
- Takimi jesteście cwaniaczkami? To, który się ze mną zmierzy? Hm?-pytałam wyczekując na ochotnika.Zgłosiło się paru chłopaków.Reszta wolała siedzieć po ciuchu.Wyciągnęłam monety z kieszeni i włożyłam.Zabrałam do ręki...to co się trzyma bo nie wiem jak to się nazywa.
- Jeżeli wygram stawiacie mi  dużego shake'a.-odparłam.
- No, a jeżeli przegrasz kocie to...-nie dokończył tylko oblizał usta.Co za gówniarz, ale idę na to.
- Dobra.-syknęłam i jeden z chłopaków podał mi krążek.Gra się rozpoczęła.Krążek odbijał się od bandy co raz szybciej.Nie mam zamiaru lizać tego smarkacza.Może wszyscy mnie nienawidzą, ale godności po drodze nie zgubiłam.Gol, drugi, trzeci...wygrałam!  Głośne pikanie oznaczało, że gra skończona i wygrałam.Zaczęłam śmiać się.Odprawiłam nawet zwycięski taniec.
- Ha ha ha! Lamy!-nabijałam się z oburzonych chłopczyków.Podeszłam do ich lidera i wyłożyłam rękę.
- Moja nagroda proszę pana.-oznajmiłam przecierając palcami.Chłopak z grzyweczką przewrócił oczami i poszedł do barku.Podążyłam za nim.
- Bananowego.-szepnęłam mu na ucho.Niech się cieszy, że w ogóle do niego coś mówię.Zapłacił za sheyka i podał mi go.
- Ryan jestem.-podał mi rękę.
- Charlie.-uścisnęłam jego dłoń.
- Niezła jesteś.-odparł zadowolony.I co tak się szczerzysz sieroto? Pomyślałam.
- Wiem.-upiłam łyk.
- Co taka laska jak ty robi tutaj?-zapytał, a ja przewróciłam oczami i prychnęłam.
- Po pierwsze żadna ze mnie laska, a po drugie przyciągają mnie wspomnienia i chwile które już nie wrócą.-wyciągnęłam z kieszeni telefon.Otworzyłam dwie nowe wiadomości.Jedna od Hazzy: Dlaczego Cię nie ma? Odezwij się! i od Horana ; Lottie co się dzieje? Martwimy się :(  No i osiem nie odebranych połączeń. Umm...martwią się? Jak przykro.Pech.Jestem dorosła i umiem o siebie zadbać.Niech martwią się o siebie.Zignorowałam wiadomości chłopaków.Jest dopiero 12.50. Co ja będę jeszcze robić?


*Cassie

Jestem zła. Jestem bardzo zła. Jestem wkurzona. Na kogo? Oczywiście na Charlie. Nie ma jej w szkole, chodzi sobie gdzie chce, nikomu nic nie mówi. No ok, jest dorosła, ale przecież niedawno dostała narkotyk przez swoją głupotę i łażenie nie wiadomo gdzie i znowu gdzieś znika. Wiem! Napiszę do niej sms.
"- Gdzie łazisz?!" Tak wiem, bardzo inteligentnie.
"- Gdzie mnie nogi poniosą.  " Oj, zaczynasz mnie denerwować coraz bardziej,
"- Masz mi w tej chwili powiedzieć!!!  " Odzywa się we mnie matczyny instynkt.
"- Jestem dorosła. Mogę sobie chodzić gdzie chcę a tobie nic do tego." No chyba sobie żartujesz.
"- OK. Wyprowadzam się. Skoro nawet ja nie jestem warta tego, żeby mi zaufać i powiedzieć co się dzieje to nie widzę powodu, żebym miała dłużej u ciebie mieszkać. Traktujesz mnie jak uciążliwą lokatorkę. "
"- Może dlatego, że JESTEŚ uciążliwą lokatorką? " Że what?!
"- SAMA chciałaś, żebym u ciebie zamieszkała! "
"- Nawet najlepsi popełniają błędy.  " Najlepsi? Haha dobre sobie.
"- Harry się o ciebie martwi. "
"- Niech się martwi, jak ma ochotę. " Że co?! A wydawało mi się, że moja Charlie wreszcie się zakochała.
"- Jesteś zupełnie inna. Zmieniłaś się strasznie. Szkoda, że z twoją przemianą minęła przyjaźń ze mną."
W odpowiedzi wysłała mi zdjęcie w nowej fryzurze z jakąś dziewczyną.Wpatrywałam się tępo w telefon.
 - Co jest Cassie? - Głos Harry'ego dochodził jakby z oddali.
 - Charlie... no odeszła. Znaczy... ja odchodzę. Od niej. Mogę się u was na chwilę zatrzymać, puki nie znajdę jakiegoś mieszkanka?
 - Cass, możesz mieszkać ile tylko chcesz. Nawet na zawsze. - Powiedział Zayn i mocno mnie przytulił. Wtuliłam się w jego bluzę.
 - Dzięki chłopaki. Jesteście super.
 - Co konkretnie napisała ci Lottie? - Nareszcie wrócił ten opiekuńczy i zdrowo myślący Liam.
 - Że popełniła błąd zapraszając mnie do siebie, że nie obchodzi ją, że się o nią martwimy i że nie obchodzi ją, że... że Harry się o nią martwi. - Spojrzałam na chłopaka.

*Louis

Jestem zły.

*Harry

Jestem zrozpaczony.

*Zayn

Jestem piękny.

*Liam.

Jestem zakochany.

*Niall

Jestem głodny.


Cassie*

Wyszłam ze szkoły na parking po mój kochany samochód. Przynajmniej on mi jeszcze został. Wyjechałam z parkingu ze złością dociskając pedał gazu. Wyjechałam chyba trochę za szybko bo drogę zajechała mi żółta taxówka, trąbiąc głośno. Skręciłam ostro w lewo, żeby nie wderzyć do samochodu i wbiłam się przodem do latarni. Poduszki wystrzeliły głośno. Przeklinając pod nosem wytoczyłam się z samochodu. Starłam wierzchem dłoni krew, ściekającą mi po wardze. Spojrzałam na moje biedne autko. Cały zderzak i światła do wymiany. Po prostu świetnie. Przyjechała policja. Świetnie, jeszcze tego mi brakowało. Zapłaciłam mandat. Dzięki kodeksie drogowy. Zabrali mi autko, bo nie mogłam już nim jechać. Mam się po niego stawić do mechanika za dwa tygodnie. Jeszcze lepiej. DWA TYGODNIE jeżdżenia autobusem. Wróciłam do domu na piechotę. Zaczął padać deszcz, jeszcze lepiej. Zła trzasnęłam drzwiami domu Charlie. Po drodze z kuchni do pokoju zgarnęłam Pana Kota. Usiadłam z nim wygodnie na łóżku i zalogowałam się do twittera. Wyświetliła  mi się wiadomość od Louisa.
Lou: Cześć.
Cass:Hej.
Lou:Co robisz?
Cass: Cieszę się ostatnimi chwilami w tym domu. Zaraz będę się pakować.O, może wpadłbyś mi pomóc?
Lou:Nie ma sprawy, będę za pół godziny.
Cass:Weź jakieś duże auto, bo rozwaliłam swoje..
Lou:OK.
Fajnie przynajmniej nie mówi jakie to kobiety są złe za kółkiem. Wylogowałam się i zabrałam do pakowania. Wywaliłam całą zawartość szafy na środek pokoju. Potem położyłam obok kilka toreb i walizek. Zrzuciłam swoją ulubioną poszewkę na kołdrę i poduszkę w misie i rzuciłam na stos ubrań. Potem pozbierałam wszystkie pluszaki, które również wylądowały na stosie, po czym stwierdziłam, że jestem wyczerpana i poszłam do kuchni. Siedziałam chwilę, grając na telefonie. O nogę ocierał mi się Mentos, a Pan Kot mruczał uroczo na moich kolanach. Podawałam im co chwilę chrupki serowe.
- Będzie mi was brakować. - Spojrzałam ze smutkiem na zwierzaki. Mentos dalej chrupał swoją kulkę serową, ale Pan Kot spojrzał na mnie na tyle mądrą miną na ile udało mu ją się zrobić. Uśmiechnęłam się.
- Jesteś uroczy, Panie Kocie. Chciałabym cię zabrać ze sobą, ale jesteś kotem Charlie. - wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. - O, przyszedł Louis. Bądź dla niego miły, dobrze? - Postawiłam kota na stole obok miski z chrupkami i poszłam otworzyć drzwi. Stał tam rzeczywiście Lou. Miał na sobie koszulkę w paski, podwinięte, czerwone spodnie na szelkach i białe trampki. Wyglądał fajnie. I pachniał zabójczo. Poczułam się dziwnie, bo ja miałam na sobie spodenki od piżamy w kangurki, powyciąganą koszulkę i białe skarpetki w paski. Do tego krzywego koka.
 - Eee wejdź. - Dziwne, zazwyczaj nie przejmowałam się tak strasznie wyglądem.
 - Cześć, wziąłem większy samochód, żeby potem to wszytko zawieźć do nas. - Powiedział z uśmiechem patrząc jak poprawiam koszulkę. Zajrzałam do kuchni.
 - Ej, Panie Kocie! Zjadłeś wszystkie chrupki? - Rozejrzałam się, ale w kuchni siedział tylko Mentos z miną niewiniątka oblizując pyszczek. Zaśmiałam się i poprowadziłam Louisa do pokoju gościnnego.
 - Oj, to może zadzwonimy po ciężarówkę? - Zaśmiał się widząc kupę ubrań i pluszaków na środku pokoju.
 - Nie ma sprawy, ale nie wiem czy przewoźnicy oferują przewóz pluszaków. - Z rozbiegu wskoczyłam na miękki stos. Louis zrobił to samo i leżeliśmy oboje wyciągnięci na moich ubraniach.
 - Chyba musimy wstać i zacząć mnie pakować. - Powiedziałam niechętnie. Głowa Louisa była bardzo blisko mojej to było zbyt kuszące. Lou przeciągnął się uroczo i usiadł.
 - Pogniotłem ci ubrania.
 - No to co?
 - Nie będziesz krzyczeć czy coś?
 - Wyprasuje się. - wzruszyłam ramionami i usiadłam obok niego po turecku.
 - I co? Jesteś pewna, że chcesz się wyprowadzić?
 - Tak - powiedziałam twardo - dopóki Charlie mnie nie przerosi nie ma mowy, żebym mieszkała z nią pod jednym dachem.
Louis pokiwał mądrze głową i wstał. Podał mi rękę. Urocze. Złapałam ją, a on pociągnął trochę za mocno. Do tego jestem sierotą, więc upadliśmy na moje łóżko. Louis dalej mnie trzymał.
 - No teraz to mi się nie chce nic robić. - Uśmiechnął się uroczo. Zarumieniłam się lekko. No cóż moja twarz nie przewiduje czegoś takiego jak rumieniec. Jestem dziwna. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową, mogłabym tak leżeć do końca świata. Ale mam też ogromnego pecha. Usłyszałam odgłos otwieranych drzwi i do mojego pokoju wparowała Charlie. Zarumieniła się widząc nas, ale po chwili zrobiła hardą minę.
- Jeszcze tu jesteś. - Podniosłam się i zaczęłam wpakowywać rzeczy do walizki.
 - Właśnie wychodziłam.
 - I znowu zapraszasz chłopaków do MOJEGO domu?! Kto ci pozwolił?! Ja tu mieszkam i JA decyduję kto może przychodzić, a kto nie!
 - Proszę bardzo! Louis właśnie wychodził! Prawda, Lou?! - Powiedziałam w jego stronę trochę za ostro. Spojrzał na mnie zdziwiony, po czym na Charlie i wyszedł bez słowa. Napisałam mu sms, żeby poczekał w samochodzie. Zaczęłam się dalej pakować w zawrotnym tempie. Lotta stała w drzwiach i patrzyła.
 - Możesz sobie pójść? - warknęłam.
 - Możesz przestać się rządzić?! - krzyknęła ze złością.
 - Nie! Wynocha! - wrzasnęłam i wypchnęłam ją z pokoju. Wpadła na ścianę. Ze złością poszła na górę.

Charlie*

Zajebiście. Po prostu szaleję ze szczęścia. Z kopa otworzyłam drzwi do pokoju. Powalone życie! Boże widzisz i nie grzmisz! Uderzyłam z pięści w ścianę po czym oparłam się o nią plecami. Objechałam na podłogę. Ale dzień.



Spojrzałam na swoje nadgarstki.Lewa ręka zaliczona jeszcze tylko prawa.Znów sięgnęłam do mojej ''kryjówki'' do telefonu.Zabrałam ostrze do ręki.Kilka razy nim obróciłam w palcach.Nijako wpatrywałam się w żelastwo.Do czego kawałek takiego gówna może doprowadzić człowieka? Do cierpienia.
- Od teraz moimi przyjaciółkami są żyletki..., które mają bardzo ostre języki.-odparłam sama do siebie.No cóż takie życie.Nie każda dziewczyna musi mieć życie jak z bajki.Nie jestem idealna.O tym wiem najlepiej.Tak wiem! Wysłałam Cassie wiadomość, że nawet najlepszym się zdarza.Tak tylko napisałam by ją wkurzyć.Ranię wszystkich po drodze, teraz zaczynam też od siebie.Pech.Nie każda dziewczyna musi mieć koronę na głowie by być wspaniała.Z obojętnością przyłożyłam żyletę do prawego nadgarstka.Walić życie skoro jestem dwulicową świnią.Przecięłam ostrzem bardzo blisko żyły.Wzdrygnęłam się na widok krwi, ale jakoś polubiłam ten dreszcz.Syknęłam i zrobiłam drugą kreskę.Kaleczysz się by zapomnieć o smutku? Kto to?! Kto tu jest! Myślałam zdenerwowana.To nic nie da...uwierz.Halo! Zamknij się! Próbuję zadać sobie ból! Krzyczałam w głowie.Nie ma to jak kłócić się z własnym rozumem.Nie myśl, że przez to wszystkie smutki znikną.Tylko się oszpecasz.Wal się mózgu.To moja ręka, która zaraz zrobi następną ranę.Porozmawiaj z kimś, będzie Ci lżej Lottie, Lottie, Lottie, Lottie...Co za głupie echo! Wyrzuciłam żyletkę gdzieś na środek pokoju.Mój nadgarstek był cały we krwi.Krew kapała na moje ubrania.Zatkałam swoje uszy i zamknęłam oczy.
- Zostaw mnie! Mam już dosyć! Więcej nie będę! - krzyczałam po czym wstałam i pobiegłam do łazienki na dół.Zatrzymałam się.Cass stała tyłem i patrzyła na salon. Z torbami w dłoniach, zgarbiona. Nie odwróciła się. Spojrzałam na swoją rękę. Teraz już była cała w czerwonej cieczy. Wytrzeszczyłam oczy i spanikowałam. Cass powoli się odwróciła, ja założyłam ręce za plecy. Spojrzałam na nią, a ona na mnie. Jej wzrok bolał. Płakać się chciało, ale muszę być silna. Ja już nie wrócę. Ta spokojna, miła Lottie odeszła gdzieś, potknęła się o problem i nie może wstać. A bardzo bym chciała podnieść się i iść dalej. Spojrzała w dół na moją bluzkę i koszulkę. Szlak! Otworzyła zdziwiona usta i chciała coś powiedzieć, ale znów ja... ta wredna się odezwała. Mam już dosyć samej siebie.
- Wyjdź! - krzyknęłam patrząc Cassie prosto w oczy.
- Co Ci... - zaczęła spokojnie.
- Wynocha! - krzyknęłam głośniej. Stała zaskoczona, ale i smutna - Po prostu wyjdź. - powiedziałam ciszej spuszczając wzrok.Usłyszałam klakson samochodu.To pewnie Lou.Cassie podeszła do głównych drzwi i zatrzymała się na chwilę.
- Zadzwoń jak ta stara... prawdziwa Lottie wróci. - powiedziała i wyszła trzaskając drzwiami.Wal się...znaczy...nie chciałam Cass. Patrzyłam chwilę w miejsce, którym stała.
- Nie jestem stara. - warknęłam w stronę drzwi i pobiegłam do łazienki po bandaż.

Cass*

- I jak? - głos Louisa był uspakajający.
- W porządku. Nie wiem, czy dobrze robię. Charlie chyba ma kłopoty. Wydaje mi się, że się pocięła. - Louis milczał. Ja też już się nie odezwałam. Jechaliśmy w ciszy przez cały czas. Chłopak pomógł mi wnieść bagaże do domu.



*Harry

Siedziałem razem z chłopakami w salonie. Na moich nogach miał swoją głowę Niall i wpieprzał żelki. Ten nasz pochłaniacz Horan. Bawiłem się jego blond włosami. Normalnie wolałbym by była to głowa Lottie. No wiecie... podoba mi się, a raczej podobała. Ale przecież ona jest taka dorosła i potrafi sama radzić sobie z problemami. Pomoc od strony przyjaciół już się nie liczy. Odstawiła nas na bok. Szkoda... myślałem, że może nam się uda. Byłem pewien z początku, że jest dziewczyną, o którą chcę walczyć. Wtedy była taka słodka, miła, wesoła. Wydawała mi się inna niż reszta dziewczyn chodzących na tym pieprzonym świecie. Pomyliłem się. Jak bardzo. Miałem obojętny wyraz twarzy i tępo wpatrywałem się w ekran telewizora. Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. To pewnie Tommo i Cass. Rzeczywiście zgadłem. Weszli do salonu cali zapakowani w  bagażach. Miło się uśmiechnąłem w ich stronę.

- No siema nasza nowa współlokatorko! - powiedział radośnie Malik.
- Siemka chłopaki. - odparła i pomachała. Ja, Liam i Niall odwzajemniliśmy gest. Położyła torby na podłodze i usiadła na podłodze zmęczona. Zerknęła na telewizor.
- Co tam oglądacie? - zapytała ciekawa. Wzruszyliśmy ramionami.
- Lepiej powiedz jak poszło z Charlie. - oznajmił Liam. Posmutniała mi mina. Dziewczyna głośno westchnęła.
- Ostro - powiedział Louis wesoły. Spiorunowałem go wzrokiem. - Albo nie - wymamrotał.
- Emm... nie było kolorowo. - wypowiedziała bez uczucia. - Myślę, że... - spojrzała dziwnie na Louisa. Nie dokończyła.
- Że co? - zapytałem wreszcie. Otrząsnęła się.
- Że jestem głodna. - powiedziała i pomasowała się po brzuchu. Kłamie. Mówiła tak jakby miała złe przeczucia albo jakby Lottie chciała popełnić samobójstwo, ale w to nie wierzę. Ona? Nie dałaby rady. Jest zbyt... zbyt... nie wiem jak ją określić. Jest strachliwa. No przynajmniej na taką mi wygląda. Niall wstał i zabrał Cass do kuchni. No pięknie... ona szybko stamtąd nie wyjdzie.

Lottie*

Umyłam całą rękę. Wyjęłam z szuflady bandaż. Pocięłam go i z trudnością zawiązałam na nadgarstkach. Odetchnęłam z ulgą gdy skończyłam. Nie miałam na nic ochoty. Byłam zmęczona. Udałam się do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i odpłynęłam.

rano 7.45

Piiiiii Piiiii Piiiii- obudziło mnie głupie pikanie budzika.Spojrzałam zaspanym wzrokiem na czerwone cyferki mrugające na zegarku.Uderzyłam nim o podłogę i wstałam na równe nogi.
- Nie nastawiłam go na dzisiaj!-krzyknęłam i pobiegłam do szafy.Wybrałam szybko to.Z szafy zabrałam też jakiś sweterek z długimi rękawami.Ubrałam się, zabrałam torbę i zbiegłam na dół.Zabrałam do ust jabłko, a do torebki włożyłam wodę.Chciałam już iść, ale skamlanie psa mnie zatrzymało.Zapomniałabym o nim.Gwałtownie otworzyłam lodówkę i szukałam czegoś co mógłby zjeść pies.Zabrałam jakieś parówki i mu rzuciłam.Nasypałam mu też trochę chrupek i nalałam zimnej wody.Spojrzałam na zegar.Muszę już wyjść, ale nie zdążę! Co robić? Mam prawo jazdy, ale nie mam ...auta.Wtedy lampka w głowie mi się zapaliła, an mojej twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
- Mam auto.-odparłam i wybiegłam do garażu.pilotem otworzyłam garaż i pojawiło się teraz moje CACKO.Wyszczerzyłam się podbiegłam do autka.Mama pozwalałam mi nim czasem jeździć nim, ale tylko czasem.Teraz cały rok będę wozić sobie nim dupę.Usiadłam na skórzanym fotelu i spojrzałam w lusterko.Zajebiście.Pomyślałam.Zapięłam pasy i włożyłam klucze do stacyjki.Odpaliłam silnik i odjechałam.Otworzyłam okno i wyciągnęłam przez nie rękę.Zamknęłam garaż.Odjechałam z piskiem opon.

Fajnie było tak patrzeć na ludzi zza szyby.Jechałam sobie i jechałam tak spokojnie, ale musiałam dodać gazu by nie spóźnić się na lekcję.Włączyłam radio i nuciłam sobie pod nosem.jestem  świetnym kierowcą.Powinnam otrzymać za to medal.Parę chwilę później byłam pod szkołą.Zaparkowałam nie daleko budy by nie chodzić za dużo.W tych butach można się wyrżnąć.Odpięłam pasy i wyciągnęłam kluczyki.Wrzuciłam je do torby i otworzyłam drzwi.Wyprostowałam się i rozejrzałam.Chloe i ta jej koleżaneczka kipiały ze zazdrości, a reszta pożerała mnie wzrokiem.Zmarszczyłam czoło i zamknęłam drzwi.Zawiesiłam torbę na zgięciu łokcia? Nie wiem jak ta część ciała się nazywa.Podciągnęłam niżej rękawy i szłam.Mam nadzieję, że nie spotkam po drodze Cassandry i reszty.No a jeżeli ich spotkam to będę ich ignorować.Tak jakbym ich nie znała.Proste jak bułka z masłem co nie? Szłam takim uwodzicielskim krokiem, a nie znanym mi chłopakom szczeny opadały.To się nazywa klasa Lottie.Dlaczego mówię do samej siebie?! Wyszłam po schodach.Jakiś chłopak otworzył mi drzwi.Byłam tym zaskoczona bo nigdy tego nie doświadczyłam.Dziwne...dzisiaj po prostu ubrałam się inaczej, lekko pomalowałam i przyjechałam autem.Ludzie są powaleni.Miło się uśmiechnęłam by chłopak zrobił sobie nadzieję.Biedaczek i tak o nim za raz zapomnę.Kroczyłam przez korytarz szkolny.Wsiadłam do windy i nacisnęłam 2.Tak w szkole mamy windę, którą uwielbiam się wozić.Stałam wyczekując aż drzwi w  magiczny sposób się otworzą.Otworzyły się.Myślę, że zawsze dostaję to czego chcę.Kroczyłam prosto do mojej szafki



Nie zwracałam uwagi na dziwne spojrzenia innych dziewczyn.Patrzeć mogą wieczność i tak będą wyglądać tak samo.Idąc bawiłam się swoimi włosami.Doszłam do mojej szafki.Otworzyłam ją kluczykiem.Spojrzałam do lusterka.
- Hmm...tak jak zawsze.Okropnie.-odparłam cicho.Chwilę jeszcze patrzyłam i zobaczyłam w odbiciu znane mi osóbki.Proszę, proszę...razem z gwiazdeczkami.Nic nowego.Odwróciłam wzrok na książki leżące na półce.Włożyłam je do torby.Wyciągnęłam telefon i słuchawki.Włożyłam jedną słuchawkę do ucha.Włączyłam swoją ulubioną playlistę.Trzasnęłam drzwiami szafki i zamknęłam ją.Włożyłam do ust różową, gumę Orbit.Przeszłam obok gwiazd i naszej największej gwiazdy Cass.Robi same problemy.Gdyby się nie wyprowadziła to bym nie pocięła się, ale obraża się o byle co.No cóż...ta to ma tupet co nie? Zignorowałam ich wszystkich i ich spojrzenia.Szłam korytarzem czekając na dzwonek.Stanęłam pod ścianą i słuchałam.Niestety KTOŚ musiał mi przeszkodzić.Ujrzałam czyjeś buty.Podniosłam wzrok do góry.Stała tam plastikowa panna.Prawie rzygnęłam.
- Czego?-warknęłam w jej stronę.
- Ci się stało Lottie, że zaczęłaś nosić buty na obcasie? Twoja koleżaneczka Ssasie zaczęła dorastać Ci do pięt?-zapytała wrednie, a jej sobowtór zarechotał.Prychnęłam.
- Ona nazywa się Cassie i przestań o niej tak mówić.Martw się lepiej o swój krzywy ryj.-zagroziłam jej wzrokiem.
- Wiedziałam Chloe, że nie warto pytać tego plebsa...ona nie ma rozumu.-powiedziała Jessica do swojej przyjaciółki Barbie.
- Błagam Cię Jess.-powiedziałam już zmęczona nimi.- Kiedy was widzę mam ochotę wysłać sms'a POMAGAM.-dodałam, a one się oburzyły.- Uważajcie bo wam jeszcze korona z głowy spadnie-dodałam udając przestraszoną.Czarna zamachnęła włosami i poszła sobie, a jej popychadło grzecznie podreptało za nią.Wariatki.

Cassie*

Podjęłam decyzję. Skoro Charlie ma mnie gdzieś to ja też będę mieć ją gdzieś. Louis też tak uważa. Lottie myśli, że jak się ubierze inaczej, mocniej pomaluje i przyjedzie do szkoły autkiem mamusi to będzie lepsza? Zresztą nie obchodzi mnie to. Teraz mamy angielski. Poszliśmy z chłopakami pod klasę. Usiedliśmy na parapecie i prawie od razu podbiegły do nas jakieś rozwrzeszczane dziewczyny z młodszych klas.
- Mogę autograf?
- Och! Nie wierzę, że to naprawdę wy!
- Nie mogłyśmy uwierzyć!
- Louis, podpiszesz mi zdjęcie?
- Zayn! Wyjdziesz za mnie?
- Głupia jesteś? Przecież on ma dziewczynę. Nawet tutaj jest.
- O! Cassandra Miller! To prawda, że chodzisz z Zaynem?
- Tak! Tak! Widziałam ich w gazecie! Tak uroczo razem wyglądaliście!
- O co wam chodzi? - Zayn przerwał to głupie gadanie. - Moją dziewczyną nadal jest Perrie. Nic nie wiem o moim związku z Cassie.
- Ale my naprawdę was widziałyśmy!
- Tak! Piękne zdjęcie.
- Nie wiem, co widziałyście, ale to wszystko bzdury. - Liam wkroczył do akcji. - Dostałyście autografy. Wystarczy? To do widzenia. - Dziewczyny odeszły, rozmawiając między sobą. Wbiłam spojrzenie w widok za oknem. Zaczęło lać. Dzięki.
- Nie wierzę, że ktoś mógł pomyśleć, że jesteście parą - głos Louisa był dziwny. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się tak uroczo jak tylko mogłam.

Chłopak odwzajemnił uśmiech. Zadzwonił dzwonek na angielski. Mimo wszystko lubię tą lekcję. Mamy miłego nauczyciela. Ma około czterdziestki, lekko przerzedzone włosy i zawsze nosi marynarkę w kolorze kawy z mlekiem. Lubi żartować, a to najważniejsza cecha dobrego nauczyciela. McCurtney stał oparty o biurko i przeglądał podręcznik. Kiedy weszliśmy podniósł wzrok i uśmiechnął się szczerze.
- Siema - przywitał się z nami. Za to też go lubię. Mimo swojego podejścia do młodzieży ma wśród nich szacunek.
- Hej, profesorze. - odpowiedzieliśmy chórem. To fajne. Usiadłam w ławce z tyłu, którą dzieliłam z Charlie. Weszła do klasy ostatnia. Nie patrząc na mnie podeszła do biurka nauczyciela i zapytała go o coś cicho. Mężczyzna pokiwał głową i zaczął pisać temat na tablicy. Lottie szła wzdłuż rzędów w moją stronę, ale nie usiadła obok mnie, tylko minęła naszą ławkę i usiadła w ostatniej. Wbiłam spojrzenie w tablicę. Czyli ok. Nie to nie. Chciałam z nią pogadać. Miałam dobre intencje. Ale skoro ona w ten sposób kończy naszą przyjaźń, nawet bez wyraźnego powodu to ja nie wyciągnę pierwsza dłoni na zgodę. Ze złością przyciskając długopis do kartki notowałam to, co mówił pan McCurtney.

Charlie*

Każda lekcja to gorsza. Spojrzenia Cass i chłopaków niszczą. No, a najbardziej Hazzy, Cass i Lou. Najchętniej to bym zapadła się pod ziemię. Teraz czekam na w-f. Wyszłam ostatnia z klasy. Od razu pokierowałam się do dyrektorki. Obojętnie ominęłam grupę dawnych znajomych i zapukałam w drzwi. Usłyszałam proszę i weszłam. Dyrektorka była zdziwiona na mój widok. Nie bywam tu dość często.
- Dzień dobry Pani Smith. - powiedziałam cicho i grzecznie.
- Dzień dobry Panno Adamson. Co Panią do mnie sprowadza? - zapytała ściągając okulary z nosa. Teraz zacznę teatrzyk. Zrobiłam smutną minę i westchnęłam.
- Przed chwilą dzwonili do mnie ze szpitala... - uniosłam telefon do góry. - Babcia jest w poważnym stanie. Nie wiadomo czy uda im się ją... uratować. - uroniłam jedną łzę. Ha! Teraz na pewno to połknęła. Otarłam ją.- Czy mogłabym zwolnić się i... być w tych chwilach razem z nią? - zapytałam i zrobiłam maślane oczka. Pani Smith podeszła do mnie i spojrzała prosto w oczy.
- Znam Cię Charlotte i wiem, że nie kłamiesz. - i tu się mylisz wszechwiedząca kobieto. - Masz ode mnie zgodę. - lekko się uśmiechnęłam i podziękowałam. - Do widzenia. - powiedziałam otwierając drzwi.
- Do widzenia i życzę by babcia wyzdrowiała! - powiedziała za głośno. I po co się drzesz babo?! Wyszłam zadowolona. Na mojej twarzy widniał triumfalny uśmieszek. Czy wspominałam już, że zawsze dostaję do czego chcę? Ominęłam bandę obrażalskich i  skierowałam się do damskiej toalety. Spojrzałam w duże lustro. Pierwsze co pomyślałam to, ale ja mam chude nogi! Chwyciłam moją nogę do obu dłoni. Mało mi brakuje bym chwyciła je całe w dłonie. Nigdy na to nie zwróciłam uwagi.Przez to zamartwianie się prawie nic nie jem.Jabłko na śniadanie, marchewka na obiad, na kolacje gorzkie łzy.Walić to...skoro nie odczuwam wielkiego głodu to po co miałabym jeść? Wyciągnęłam z torebki błyszczyk i umazałam sobie nim usta.Niespodziewanie otworzyły się drzwi toalety i weszła do niej Cassandra.Nie zwróciłam na nią uwagi i dalej poprawiałam wygląd.Stanęła obok i patrzyła w lustro.Cisnęło mi się na ślinę Nie licz na wyjaśnienia..., ale się opanowałam.Schowałam błyszczyk do torebki i chciałam już iść, ale Miller mi zagrodziła drogę.Przymrużyłam oczy i zacisnęłam usta w wąską linię.Głupio patrzy się na kogoś z góry.Nie włożę już do szkoły tych butów.Podparłam się jedną ręką w boku i czekałam aż ta panna coś wydusi z siebie.
- Streszczaj się ze swoim monologiem...-odparłam patrząc na zegarek.- Masz minutę by nadać na mnie od najgorszych przyjaciółek, lansiar, plastików i innych tego typu dziewczyn.Proszę bardzo! Ja Cię wysłucham.-powiedziałam patrząc prosto w jej oczy.Była zdziwiona.
- Dlaczego to robisz? - zapytała. Co tylko tyle? Dlaczego to robisz? Zbytnio mnie to nie ruszyło ani obraziło.
- Nie twój zakichany interes... zamartwiaj się swoimi problemami. - dodałam oschle.
- Masz problemy? - zapytała zdziwiona.
- W przeciwieństwie do ciebie tak! - podniosłam głos.
- To powiedz co się dzieje! Nic nam nie mówisz! Masz każdego głęboko gdzieś! Mnie, chłopaków, a nawet Hazze! - krzyknęła. - Czy tak zachowuje się prawdziwa przyjaciółka?!
- Prawdziwa przyjaciółka?! Prawdziwa przyjaciółka nawet nie pytając o powód smutku, potrafiłaby mnie zrozumieć! Wpieprzacie się w moje PRYWATNE sprawy! Czy ja oczekuję od ciebie spowiedzi z całego życia?! Pomyliłam się co do ciebie! Co do was! Swoim obrażaniem się na cały świat pogarszacie wszystko! Mam was dosyć! No a Harry? Co do tego ma Harry?!  - krzyczałam, a dziewczyny które chciały wejść do toalety od razu się wycofywały.
- Podobasz się mu!-powiedziała, a ja uspokoiłam się.Serio? Pomyślałam.Na pewno kłamie.Ja nigdy mu nie będę się podobać.Ja i on...nie wyszło by nam razem.

Rozdrażniona gwałtownie otworzyłam drzwi. - Dajcie mi wszyscy święty spokój do cholery! - dodałam i z wymalowanym gniewem na twarzy szłam korytarzem. No pięknie... One Direction to widziało... teraz mają o czym gadać. W dupie ich mam. Opuściłam mury szkoły. Podeszłam do teraz mojego autka. Otworzyłam go i wsiadłam. Chwilę myślałam. Siedziałam w aucie i... czekałam na zbawienie? Czekałam na to aż ktoś usiądzie obok mnie, przytuli i powie, że będzie wszystko dobrze. Takie dziecinne zachowanie. Czekać na coś nie możliwego. Uroniłam nawet kilka nic nie znaczących łez. Człowiek czasem ma przerąbane w życiu.

                       
     ''Są ta­cy, którzy uciekają od cier­pienia i miłości. Kocha­li, za­wied­li się i nie chcą już ni­kogo kochać, ni­komu służyć, ni­komu po­magać. Ta­ka sa­mot­ność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości, ucieka od sa­mego życia. Za­mykam się w sobie.''



Przeszło mi przez myśl. Ja chyba należę do tych osób. Boję się.

- Nie chcę być wypruta z miłości. - odparłam i zaszlochałam. To takie okropne uczucie gdy nie masz obok siebie nikogo. Siedzisz i użalasz się nad przeszłością, która pozostanie tylko bólem. Zostajesz sam jak palec. Ba! Palec ma jeszcze czterech przyjaciół! Zostaję sama. A jednym z najgorszych moich problemów to Hazza! Pewnie uważa mnie z jakąś psychicznie chorą, która powinna siedzieć u czubków. Tylko, że ja... ja... ja myślę, że jest bardzo fajnym chłopakiem. Tak owszem jest przystojny, ale oprócz tego ma w sobie to coś. Coś co mnie do niego przyciąga. Jestem jak zwykły, pokrzywiony spinacz, który on przyciąga jak magnes. Znamy się dopiero dwa tygodnie, a już zdążył mnie oczarować. Chciałabym by był tu obok i przytulił mnie do swojego torsu. Pewnie byłabym w niebo wzięta. Zawsze czuję jego perfumy, które działają uzależniająco na mój nos. Gdy stoi obok mam ochotę przyłożyć nos do niego i zaciągnąć się tym boskim, słodkim zapachem. Tęsknię za tym jak na mnie patrzy, jak ukazuje te swoje, urocze dołeczki jak mówi do mnie tym ochrypłym głosem. Oczywiście nie mogę też oprzeć się zielonym oczom i loczkom. Chciałabym kiedyś zawinąć jeden na palec, a potem puścić i zobaczyć jak śmiesznie odskakuje przybierając swój kształt. Tęskno mi również za resztą. Nawet za Lou, który teraz nie może na mnie patrzeć. Rozumiem go doskonale. Na jego miejscu też bym tak postąpiła. Jego żarty, kawały... bez nich jest mi nudno. Niall najbardziej rozbawiał mnie swoim łakomstwem. Gdybym zgubiła Horana pierwsze miejsce, które bym sprawdziła to byłaby to kuchnia. Z Zayn'em można porozmawiać. Potrafi wysłuchać i pocieszyć. Hmm...Liaś? Sami wiecie. Opanowany, miły, humorzasty chłopak. Jednak lubi się zabawić. Lubię go. Wydaje mi się spoko. No i nasza kochana, nie zastąpiona Cassie. Za nią moje serce płacze. Idiotka ze mnie. Jak można wyrzucić z mieszkania najlepszą przyjaciółkę, nakrzyczeć na nią i obwiniać ją o wszystko?! Tylko taka kretynka jak ja potrafiłaby coś takiego zrobić. Ale ze mnie ciamajda, że tak powiem.

Odechciało mi się wszystkiego. Nawet spotkania ze Stellą. Marzę o tym, by utopić się w kałuży. Tak wiem, bardzo fajne marzenie. Idealne wręcz.

Szybko napisałam Stelli, że nie mogę się spotkać. Ściemniłam, że boli mnie głowa. Bardzo oryginalne.

                                             
Cass*


No i takie to. Spróbowałam jeszcze raz. Nawrzeszczała na mnie przy całej szkole i zostawiła samą, jak jakiegoś śmiecia. Zła zamknęłam drzwi od łazienki i poszłam do szafki po strój na wf. Trzasnęłam drzwiczkami i oparłam o nie czoło. Mam dość. Usiadłam na ławce przed salą gimnastyczną i wpatrywałam się w swoje trampki.
 - Hej, Cassandra. Wszystko w porządku? - podniosłam głowę. Uśmiechała się do mnie klasowa kujonka, Lara Hossell.
- Eee, raczej nie. Zresztą widać. - Dziewczyna usiadła obok mnie. Czułam się dziwnie bo właściwie nigdy z nią za bardzo nie rozmawiałam.
- Myślę, że Charlotta przesadziła. - Patrzyła na mnie poważnie, ale jakby z lekkim uśmiechem i... współczuciem?
- Taa masz rację. - pokiwałam głową.
- A... - zająknęła się - a mogłabyś... no wiesz.
- Co? - Zapytałam.
- No.. skołować mi autograf Louisa? - Popatrzyłam na nią zdziwiona.
- A nie możesz sama zapytać? Przecież chodzimy do tej samej klasy.
- No tak... Ale wiesz. Jakoś tak mi głupio... Bo on mi się bardzo podoba, a nie wiem czy to by nie było narzucanie się. - Patrzyła na swoje trampki i wyłamywała sobie palce, brr nie znoszę tego odgłosu.
- Sorry, ale ci nie pomogę. Jakby to wyglądało, "Cześć Lou, wiem, że jesteśmy przyjaciółmi, ale dasz mi 50 twoich autografów? Bo chcę je sprzedawać znajomym." Sama widzisz. To by było raczej... dziwne. - Rozglądałam się za chłopakami, bo nie specjalnie chciało mi się z nią gadać.
- Tak, oczywiście. Przepraszam. - Mruknęła.
- Hej, co tak siedzicie? - Podniosłam głowę i zobaczyłam wszystkich chłopaków.
- Może lubimy. - Odparłam. Spojrzałam na Larę, która wpatrywała się w Louisa jak w obrazek. Zachichotałam. - Loui, koleżanka chciałaby ci coś powiedzieć. - Chłopak skierował swój wzrok na kujonkę.
- Ee? Co? - Dziewczyna popatrzyła na mnie spanikowana. - Wcale nie!
- Em... Laura, tak? - Spytał Lou. Lara zarumieniła się.
- Jestem Lara. - Patrzyliśmy na nią i czekaliśmy, aż coś powie. Bez skutku.
- No, teraz albo nigdy. - Zachęciłam ją.
-Ee, bo wiem, że to głupie, bo ee chodzimy razem do klasy i ee w ogóle ee ale ee mogłabym prosić twój noo autograf? - Popatrzyła na Louisa, a zaraz potem na swoje trampki. Chłopak uśmiechnął się uroczo.
- Nie ma sprawy.
Chwilę gadali. Ja tym czasem pocieszałam Harry'ego. Po 10 minutach zadzwonił dzwonek. Lubię wf, a dzisiaj to szczególnie dobrze ćwiczyłam, bo byłam zła. Graliśmy w kosza, którego nawet lubię. Nasza drużyna, która składała się ze mnie, Louisa, Liama i jeszcze paru innych chłopaków wygrała. Głównie dzięki mnie. Śmigałam po całym boisku i strzelałam kosz za koszem, wyładowując złość na piłce.
- Nieźle grasz - usłyszałam głos Alice McGuild. To nasza klasowa sportsmenka. - Może chcesz wstąpić do żeńskiej drużyny koszykarskiej?
Pokręciłam głową i ściągnęłam podkoszulek.
- Ja tak gram tylko jak jestem zła. - wyjaśniłam, wciskając przepocone ciuchy do reklamówki.
- Jak to? - Zdziwiła się Judy Rockfood, wegetarianka. Wzruszyłam ramionami.
- Tak wyładowuję złość - powiedziałam i poszłam się opłukać w prysznicu. Wytarłam się, ubrałam bieliznę i wyszłam z kabiny.
- Cassie, a tak właściwie to jak to jest z tobą i chłopakami z One Direction? - kiedyś to pytanie musiało paść. I co ja mam niby powiedzieć?
- No.. właściwie ja sama nie wiem. Po prostu się kumplujemy i... no właściwie to nie wiem, co mam wam więcej powiedzieć. - Ubrałam spodnie i popsikałam się dezodorantem.
- Mmm fajny zapach. - powiedziała Alice. Zachichotałam. - Ale wiesz... W mediach różnie mówią. Że sypiasz z Louisem, że zdradzasz Nialla, że wtrącasz się w związek Zayna i Perrie, że doprowadzasz Edvards do białej gorączki, że przeszkadzasz chłopakom w pracy i psujesz reputację.
- No rzeczywiście, ja też o tym czytałam. Nie masz teraz łatwego życia. - Judy pokręciła głową, wciskając się w spodnie rozmiaru XL.
- Mam nadzieję, że nie wierzycie w te bzdury. Znacie mnie już kilka klas i... no może nie pokazałam was jaka jestem hm.. miła i przyjacielska, ale chyba wiecie, że nie robiłabym komuś takich rzeczy. No, a już na pewno nie zrobiłabym tego wiedząc, że narażam się całemu światu. - czułam się, jak na spowiedzi, dziwne uczucie. Wcisnęłam się w obcisły podkoszulek i nałożyłam na niego krótką koszulkę.
- A czy to prawda że... - usłyszałam cichy głos nieśmiałej Klary Johns. - Że Louis i Zayn się o ciebie pobili?
Zrobiłam wielkie oczy.
- Oczywiście, że nie! Zayn ma dziewczynę, którą kocha, a Louis nie jest we mnie zakochany, ani nikt z piątki. - Psiknęłam jeszcze perfumem, pozbierałam swoje rzeczy, pożegnałam się i wyszłam z szatni.
Dzisiejszy dzień mogę zaliczyć do najgorszych w dziejach ludzkości.




I tak oto kończy się rozdział 10. Co o nim myślicie? Wszystko zaczyna się komplikować, nie? Podzielcie się opiniami w komentarzach ;). ~ Hermi

wtorek, 14 października 2014

9

        

*Cassie

Po męczącym dniu wreszcie w spokoju położyłam się w swoim łóżku. Charlie pewnie jeszcze suszy Mentosa. Ona ma fioła na punkcie tego psa. Oparłam się na kilku poduszkach i wzięłam na kolana laptop. Weszłam na twitter'a. Dawno tego nie robiłam. Zazwyczaj nic ciekawego się tam nie działo. Ale zobaczyłam, że mam mnóstwo nowych wpisów skierowanych do mnie. Przeczytałam kilka. "Zostaw Malika, on jest nasz!!!", "Zobaczysz znajdę cię!". W jednym był link i podpis "Jak się z tego wytłumaczysz?!" Pomyślałam, że to może być wyjaśnienie tych wszystkich wiadomości. Kliknęłam w link. Była to jakaś strona. Był na niej zamieszczony jakiś artykuł. Przeczytałam krzykliwy nagłówek "Dwóch kolejnych członków One Direction zajętych? Zayn Malik widziany ostatnio z ładną dziewczyną!" O, to o Zaynie. Tylko czemu mi to wysyłają? Na początku były zdjęcia. Najpierw samego Zayn'a, w wesołym miasteczku, później moje i Louisa w parku i Charlie z Harrym, potem był Louis ze mną na plecach i znów Malik, tym razem ze mną na ławce i jak jechaliśmy motocyklem. Co ja tu robię? Wczytałam się w linijki tekstu.
"Kilka tygodni temu do sieci trafiły zdjęcia Zayn'a Malik'a z tajemniczą szatynką. Z zaufanego źródła wiemy, że dziewczyna uczęszcza razem z nim i resztą zespołu do tej samej szkoły. Chłopcy wraz z Cassandrą Miller, bo tak dziewczyna ma na imię i inną dziewczyną, Charlottą Adamson wybrali się w sobotę do wesołego miasteczka. Wszystko wskazywało na to, że dobrze się bawią. Cassandra najpierw była noszona na plecach przez Louis'a, ale później chłopaki z Charlottą odjechali samochodem, a Zayn ze swoją nieoficjalną dziewczyną oglądali zachód słońca, po czym odjechali na motocyklu dziewczyny do domu chłopaków. Jak widać mają podobne zainteresowania. Czyżby Perrie Edwards zeszła na drugi plan? Czy to wielka miłość? Tego nie wiemy na pewno. Trudno określić z którym z chłopaków nastoletnia szczęściara jest bliżej. Przed pójściem do wesołego miasteczka widziano Cassandrę z Louisem w parku. Chłopak nosił ją na rękach i razem świetnie się bawili. Później dołączyli do równie dobrze bawiących się Charlotte z... Harrym. Nie wiemy na pewno, ale wygląda na to, że Styles znalazł sobie nową dziewczynę. A kogo wybierze Cassandra? Przystojnego i romantycznego Zayn'a, czy zabawnego i uroczego Louis'a? Lepiej niech określi się szybciej, bo fanki zaczynają się denerwować. Już od dawna dziewczyny zasypywane są hejtami na twitterze. Życzymy szczęścia dziewczynom, ale lepiej niech trzymają się z daleka od naszych kochanych gwiazdek."
Patrzyłam na ekran komputera z niedowierzaniem dobre 20 minut.

Charlie*

Siedziałam w salonie i przełączałam kanały. To nudne, to głupie, to zboczone. Cholera! Nic w tej telewizji mądrego. Zabrałam garść popcornu z miski i wepchnęłam do ust. Nudzi mi się. Chłopcy nadal bawią się w ogrodzie, Cass jest na górze no, a ja co mam robić? Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Słyszałam też czyjeś kroki. Po chwili w salonie pojawił się Niall w spodenkach w palmy. Spojrzał na mnie z wielkimi oczami. Uśmiechnęłam się, a z buzi wyleciał mi popcorn. Pomachałam ręką, a on to odwzajemnił. Usiadł na fotelu i mi się przyglądał. Gryzłam popcorn w buzi i strasznie to hałasowało.
- No... objadamy się tu beze mnie co? - zapytał, a ja zaprzeczyłam kiwając głową na boki. On przymrużył oczy i zacisnął usta.
- Mnie nie oszukasz Charlott. - wyciągnął rękę po popcorn i włożył sobie garść do ust. Wyglądał jak blond chomik. Napiłam się wody i jakoś to przełknęłam. On zrobił to samo.
- No więc, Charlie? - zapytał powoli. Ciekawe co on ode mnie chce. Nie zrobię mu znowu placków. Uderzył lekko ręką w stół. Trochę podskoczyłam. - Mam do ciebie kilka pytań. - kiwnęłam głowa powoli. Otworzył usta i patrzył prosto w moje oczy. Wyglądał jakbym zrobiła coś złego. Już się boję.
 - Więc... hot-dog czy frytki? - zapytał szybko.
- Frytki.
- Pepsi czy cola?
- Cola.
- Żelki Haribo czy żelki zwierzątka?
- Haribo.
- Horror czy komedia?
- Komedia.
- Justin Bieber czy Katy Perry?
- Katy Perry.
- Aha... że co?! - zapytał. Zrobiłam zdziwioną minę. Był zaskoczony.
- No co?... to pierwsze nie umie śpiewać. - oznajmiłam. Serio... nie przepadam za gościem. Niall jeszcze bardziej się oburzył i zrobił wielkie oczy.
- Jak możesz?! On jest chodzącym ideałem! Powiedział kiedyś do mnie ''cześć Niall''.
- Katy! - krzyknęłam.
- Justin!
- Katy!
- Justin! - przekrzykiwaliśmy się.
- Perry!
- Bieber!
- Barack Obama - usłyszałam czyiś głos inny. Spojrzałam w prawą stronę i zobaczyłam tam Harr'ego, Zayna, Lou i Liama. Patrzyli na nas jak na idiotów. Byli przemoknięci i szczerzyli się jak małe dzieci. Oni to mają tupet. Spojrzałam znów na Nialla i poczułam ciepłą falę emocji.
- Pe-rry... i koniec basta zrozumiałeś? Bieber jest dziwny i jego piosenki nie mają sensu O! Na przykład to :
Baby, baby, baby, oh
Like
Baby, baby, baby, no
Like
Baby, baby, baby, oh
I thought you'd always be mine - śpiewałam i wymachiwałam rękami na boki. - To nie ma sensu... Dziecko, dziecko, dziecko jak dziecko myślałem, że na zawsze będziesz moja! 
- Ja? - zapytał Niall. On chyba sobie żartuje.
- Nie ty... - westchnęłam. Czułam, że chłopcy się z nas śmieją. Mam to w dupie. Ważne by Perry wygrała. Niall wyciągnął do mnie rękę. Spojrzałam na niego i uniosłam brew.
- Rozejm? - zapytał z nadzieją w oczach. Och biedaczek... on myślał, że ja to tak na serio. Szturchnęłam go w ramię i się wyszczerzyłam.

- No jasne Nialler. - przybiliśmy żółwia i piątkę. Od razu na naszych twarzach zagościł uśmiech. - To co? Jedziemy do Nandos? - zapytałam blondyna.
- Zostaniesz moją żoną Lottie? - zapytał Niall komicznie. - To moja ulubiona knajpa.
- Ekhem... Niall ty kochasz każdą knajpę z jedzeniem... - powiedział Zayn rzucając telefonem. Niall go małpował. - Tak tylko ci przypominam. - dodał po chwili. Usiadłam na fotelu i przyglądałam się im.
- Ale Nados jest moją dziewczyną, a reszta to... - zaciął się.
- Kochanki. - powiedział Louis, a my wybuchnęliśmy śmiechem. No racja... Lou ma poczucie humoru. Harry usiadł obok na fotelu tak jak cała reszta. Tylko Zayn rzucał wciąż telefonem. Zaraz mu się rozwali. Ja wtedy będę się śmiać. Rozmawialiśmy parę chwil aż usłyszałam plusk. Spojrzałam w stronę Malika .On stał bezczynnie i szukał telefonu. Trzymał się za głowę i drapał.
- Gdzie on jest do cholery? - zapytał szukając pod stołem. Wstałam i podeszłam do regału na którym stało akwarium z rybkami. Zobaczyłam, że ktoś próbuje się dodzwonić. Wyświetlacz rozjaśniał całe akwarium, a ryby się schowały. Podgięłam rękaw i włożyłam rękę do wody. Brrr... zimna i brudna. Muszę kiedyś tu zrobić porządek. Wyłowiłam telefon z oceanu i przycisnęłam ODBIERZ.
- Halo? - zapytałam, ale mało co słyszałam. Tylko jakieś bełkotanie dziewczyny. - Zayn to do ciebie. - podałam mu telefon, a on go przyłożył do ucha.
- Perrie kochanie? Ja... ja nie słyszę! Nie jestem głuchy! Po prostu telef... Perrie nie wrzeszcz! Ach... tak. Nie, nie mogę... jestem cały tydzień zajęty. Następny też. No a za dwa tygodnie też będę... chory! No pa pa pa kochanie. - odłożył telefon i odetchnął z ulgą. - Ta dziewczyna mnie kiedyś wpędzi do grobu. - oznajmił.

*Cassie

Otrząsnęłam się z zamyślenia. I jak ja mam teraz normalnie żyć? W sumie chłopaki to najlepsze, co mnie w życiu spotkało. Tak, powiedziała to Cassanda Miller. Mniejsza z tym, zeszłam na dół, żeby poinformować Charlie i chłopaków o artykule. Stanęłam na ostatnim schodku i wpatrywałam się z rozbawieniem w szóstkę kretynów. Wyglądali komicznie. Lotta z podwiniętym rękawem i całą mokrą ręką, palcem próbowała dotknąć którejś ze swoich rybek. Zayn coś krzyczał do mokrego telefonu, do którego przyczepił się jakiś glon z akwarium i w zwolnionym tempie opadał powoli, aż wreszcie pacnął na ramię Malika. Liam, jak zwykle nieobecny wpatrywał się w ekran swojego iphone'a, a wyświetlacz rzucał upiorne, blade światło na jego twarz. Niall stał nieco zdezorientowany na środku pokoju, z ustami wypchanymi ciastkami, wyglądał jak chomik. Louis stał obok Zayna i wykrzykiwał jakieś durne teksty w stylu "Nie pij tyle", "Zostaw tego skręta". No cóż, ma poczucie humoru, baardzo urocze poczucie humoru. Za to Harry siedział na kanapie i próbował podejrzeć do kogo Liaś tak sms'uje. Wreszcie Zayn zakończył dziwaczną rozmowę, rzucił jakiś denny tekst na temat swojego rozmówcy i oklapł na fotel. Śmiejąc się podeszłam do niego i zdjęłam glona z jego ramienia.
- Nie wiedziałam, że masz dziewczynę. - Powiedziałam, ze szczerym uśmiechem. - Czemu się nie pochwaliłeś?

Charlie*

Usiadłam na swoim łóżku. Miękkie, pościelone jak zawsze. No wiecie... porządek to podstawa. Przynajmniej u mnie. A jest to dziwne, bo w dzieciństwie kochałam bałagan. Mój mały różowy pokoik wyglądał jakby ktoś tam wpuścił kota i psa. Mówię dosłownie. Kartki umazane farbami walały się po podłodze, zabawki porozrzucane w każdym kącie, a ściany były ubabrane kredkami, flamastrami i wszystkim co się da. W mojej szafie były upchane ubrania z zabawkami, a czasem się zdarzyło że znalazłam tam moją wyżutą gumę balonową. Oj pamiętam jak ciągle się to żuło i żuło i robiło się wielkie różowe balony, a chwilę później balon pękł i przylepił się do twojej twarzy. Ach... te czasy. No więc wracając do bałaganu dziecięcego. Ogólnie pokój nie wyglądał zbyt... ładnie. Jednym słowem panował tam wielki bajzel. No, a teraz? Teraz pokój jest czysty, zadbany i pachnie w nim wiśniami. Ściany są pomalowane na krwisty czerwony i zdobią je moje własne obrazy. Teraz wolę to niż bazgroły. Nie wiem co sprawiło, że zaszła we mnie taka nagła zmiana, ale zgodzicie się ze mną że los dobrze postanowił. Ludzie się zmieniają.
Otworzyłam laptopa i wpisałam w wyszukiwarce facebook. Zalogowałam się i na pierwszy rzut oka ukazała się czerwona zakładka przy wiadomościach. Ciekawe  kto do mnie napisał. Pomyślałam. Nacisnęłam i zobaczyłam, że napisał do mnie niejaki Will Hings! Zdębiałam na maksa. Co on znowu ode mnie chce. Chłopak jest ode mnie starszy o rok. Chodziliśmy do tego samego gimnazjum. W drugiej klasie zaprosił mnie na spotkanie, na randkę, do kina i bla bla. Spotykaliśmy się przez osiem miesięcy. Byliśmy ze sobą szczęśliwi dopóki nie wyszedł z gimnazjum. Will zawsze mówił, że jestem jego ''rybką'' i dawał mi fajne prezenty, ale nie na tym mi najbardziej zależało. Ach... tamte czasy. Kiedy sobie go wspominam robi mi się nieprzyjemnie ciepło w brzuchu. Zerwałam z nim pod koniec ostatniej klasy. Will stał się niewiarygodnym podrywaczem i kobieciarzem. Mimo tego to rozumiałam go. Był w nowej szkole i w ogóle. Czasami flirtował z moją koleżanką, a najlepsze jest to  że stałam obok niego. Podobno zarywał do swojej starszej kuzynki i słyszałam, że całował się w ostatniej liceum z młodą nauczycielką W-Fu. Ohyda. Cieszę się z tego, że z nim zerwałam zawczasu. Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj.
Dawno, dawno temu chociaż nie tak dawno... z resztą nie ważne. Otworzyłam powoli oczy. Poranne światło raziło mnie w ciemne oczy. Zatrzepotałam szybko rzęsami i przeciągnęłam się na boki. Ziewnęłam głośno. Zrzuciłam kołdrę nogami. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Popatrzyłam na swój pokój i pomyślałam, że mógł by w nim panować większy porządek. Przeczesałam palcami włosy. Znowu meczący dzień w szkole. Niechętnie wstałam z łóżka i pomaszerowałam do szafy. Wybrałam jakieś dżinsy, bluzkę i czerwone trampki. Włosy spięłam w wysokiego kucyka. Zbiegłam po mojej metamorfozie na dół. Mama oczywiście w pracy. Zjadłam kilka kanapek z żółtym serem i pomidorem. Popiłam posiłek wodą mineralną. Umyłam po sobie naczynia. Wytarłam ręce do szmatki bo były całe mokre i w pianie. Porwałam torbę z krzesła i wybiegłam z domu.
Wiecie nie będę wam opisywać całego dnia. Przejdźmy do momentu zerwania, okey?
Mój chłopak, który za prę minut miał być moim byłym uśmiechał się od ucha do ucha. Mocno mnie przytulił.
- Witaj ty moje kochanie - wyszeptał mi na ucho. Ta, kochanie. Nie gadaj bo i tak przed chwilą pewnie obmacywałeś jakąś inną laskę.
- Musimy porozmawiać. - powiedziałam odgarniając włosy z twarzy.
- Kochanie... my cały czas rozmawiamy. Nawet teraz. - pouczył mnie. Jak ja tego nie lubię, kiedy się wymądrza. Między nami nastała cisza. Nie byłam pewna, czy dobrze zrobię. Przecież nigdy w życiu nikt mnie więcej nie pokocha, albo nie zaakceptuje mnie taką jaką jestem. Ręce mi drżały. Moje mięśnie mocno się napięły. Dla odważnych świat należy.
- Musimy się rozstać. - powiedziałam patrząc prosto w jego oczy. Nagle zrobiły się groźnie, czarne. Nigdy takich u niego nie widziałam. Jego szczęka drżała. - Na zawsze - dodałam szybko, a on spojrzał na swoje buty. Był chyba zaskoczony nagłą moją decyzją.
- D - dlaczego? - zapytał niepewnie. Pokręciłam głową. Co ja mam mu powiedzieć?
- Cześć Will. - powiedziałam spokojnie i powoli odeszłam. Czułam się wreszcie... wolna. Wolna od fałszywych uczuć. Byłam z siebie dumna, ale też trochę mi tego było szkoda. Tyle wspólnych dni i najwspanialszych chwili.

Przeczytałam wiadomość. Pisze, że chce się spotkać w czwartek  po lekcjach. Przecież to jutro! Ja nie jestem pewna czy chcę się  z nim spotkać. Znowu go zobaczę po trzech latach. Przeczytałam wiadomość z pięć razy. Co mam zrobić? Nie! Nie pójdę. Mam dosyć jego. Nic nie odpisałam. On ma swoje życie, a ja mam swoje i niech tak pozostanie... jejku dlaczego ja?! Po chwili z moich oczu wypłynął strumień łez.

*Zayn

Masz dziewczynę? To pytanie brzmiało mi w uszach jeszcze z pół godziny po tym, jak Cassie wypowiedziała je swoim delikatnym, jakby lekko zachrypniętym głosem.
- Nie wiem, czy mam. Właściwie to niby mam, ale... czy to jest miłość? Powiedziałbym, że raczej przyzwyczajenie. Perrie jest super dziewczyną, ale to było chyba po prostu zauroczenie. Wpadliśmy sobie w oko i tyle. Nie powiem, na początku naprawdę wydawało mi się, byłem pewny, że to miłość, ale dotarło do mnie z biegiem czasu, że to nie to, czego szukam. Nie jest już taka, jak była kiedyś. Wtedy była bardziej ufna. Teraz, jakby przyrosła do telefonu. Dzwoni co godzinę, żeby sprawdzić co robię, jak się czuję, czy mi czegoś nie potrzeba. Wścieka się o byle co jak baba z okresem. - W ten sposób wyrzucałem swoje zmartwienia przyjaciołom już dobre kilka minut.
- Może ma? - Podsunęła Sandra.
- Niee - mruknąłem - powiedziałaby mi. Mówi mi o wszystkim i to też jest wkurzające. "Cześć Zayn. Dzwonię, bo właśnie wybieram się do centrum z przyjaciółkami, więc nie dzwoń", "Hej, kochanie. Wiem, że jest 4 w nocy, ale wstałam i postanowiłam obudzić innych, żeby nie było mi smutno", "Dzień dobry kotku. Właśnie oglądam romans. Skończyły mi się chusteczki.", "Siemka, Zayn. Właśnie jem muesli na śniadanie." - Naśladowałem piskliwy głosik Pezz. Dziewczyna  jest śliczną blondynką, ale tu nie chodzi mi wygląd. Kiedyś chodziliśmy razem na lody i do cyrku. Teraz najważniejsze są dla niej ubrania, media, koleżaneczki z branży i  inne głupoty, ale do tych głupot ja nie należę. Choćbym chciał. Zakochałem się w niej już w X faktorze, a teraz jej w ogóle nie poznaję. Zmieniła się. Przykre. Przyjaciele mnie pocieszali, że jeszcze wszystko się ułoży. Ja co raz bardziej tracę w to nadzieję. Wszyscy o czymś zaciekle rozmawiali, ale ja byłem odłączony. Zbyt się bałem, że stracę moją Perrie. Wstałem i poszedłem do góry. Wyszedłem na balkon. Wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów. Zapaliłem jednego. O to chodziło. Muszę czasem się wyluzować. Z moich ust wydobywał się szary dym. Podbierałem się na stalowej barierce balkonu. Usłyszałem ciche szlochanie dobywające się z pomieszczenia obok. Wyrzuciłem skończonego peta i zmierzałem powoli w stronę pokoju Charlie. Czym byłem bliżej słyszałem głośniejszy i bardziej przepełniony smutkiem płacz. Lekko uchyliłem drzwi. Zobaczyłem przez szczelinę kawałek Lotty siedzącej na podłodze. Wszędzie walały się zgniecione chusteczki i zdjęcia. Ciekawe co się stało? Nie byłem pewny czy zapukać. No, ale ona ma jakiś problem co nie? To raczej wyjaśnia płacz dziewczyny, a ja nie lubię kiedy dziewczyna płacze. Spokojnie zapukałem. Usłyszałem ciche proszę. Otworzyłem szerzej drzwi. Lotta siedziała tyłem. Zamknąłem za sobą drzwi i podszedłem do smutnej dziewczyny. Spojrzała na mnie załzawionymi oczami. Miała rozmyty makijaż mimo to się tym nie przejmowała. Jej oczy przemawiały same za siebie. Była w nieszczęściu.
- Co się stało Charlie? - zapytałem szeptem. Dziewczyna pociągnęła nosem.
- Nic się nie stało Zayn. Wszystko jest w porządku. - powiedziała  cicho.
- Charlie... mnie nie oszukasz. Jestem doświadczony i uodporniony na kłamstwa... przecież chłopcy cały czas mnie zasypują kłamstwami, a później mają ze mnie bekę. - powiedziałem głaszcząc ją po ramieniu. Spojrzałem w dół. Tam leżały zdjęcia  na których była prawdopodobnie Charlie i... jakiś chłopak. Byli uśmiechnięci i tacy... jakby zakochani w sobie. Wziąłem jedno zdjęcie do ręki.
- Zayn... mógłbyś mnie przytulić? - zapytała, a ja bez wahania się w nią wtuliłem. Ona potrzebuje poczucia bezpieczeństwa i przyjaciół.
- Jeśli nie chcesz to nie mów. - poklepałem ją po plecach.
Dziewczyna jednak wszystko mi opowiedziała. Nie wiem sam jak mam ją pocieszyć skoro sam mam problemy w związku. Rozumiałem ją jak siostrę. Chociaż mam ich już trzy.

Charlie*

Zarąbiście! Tak nagle znów musi się pojawić w moim życiu. Jakby nie miał własnego. Zdążyłam przez dwa lata o nim zapomnieć,  a teraz ON znów się wtrąci. Dość długo płakałam po zerwaniu, ale czułam, że dobrze zrobiłam. Will był moją pierwszą miłością. To on pierwszy powiedział mi ''cześć'' w gimnazjum (potem poznałam Cass) i on jadł ze mną lunch przy stoliku, razem chodziliśmy na wagary i to on oddał pierwszy pocałunek na moich ustach. Z jeden strony był opiekuńczy i kochany, a z drugiej strony to był cwaniakiem i flirciarzem. Mimo to jakoś go pokochałam. Może jestem przewrażliwiona. Może Will chce się tylko spotkać i pogadać jak kumple. Problem w tym, że nie mam o czym z nim rozmawiać. Od momentu zerwania więcej go nie widziałam. Słyszałam, że wyjechał na dwa lata do Ameryki. Mieszkał w Chicago. No okey... jeżeli się z nim spotkam to co?
Hej Will ! Co tam u ciebie? Jak zniosłeś to, że z tobą  zerwałam? Pójdziemy na kawę? Jesteśmy kumplami co nie stary?
No nie jesteśmy kumplami. Po prostu go oleję i zapomnę o nim. To będzie najlepsze rozwiązanie. Gość nawet nie wie jak bardzo jestem na niego wściekła.
Opowiedziałam Malikowi o moich problemach, a raczej jednym wielkim problemie którym jest Will! Otarłam lekko wilgotne policzki i założyłam kosmyk włosów za ucho. Siedziałam po turecku i gapiłam się na zdjęcia i chwile, które są dla mnie teraz przeszłością, która nie powróci. Jaka ze mnie ciamajda. Beczę, bo chłopak chce się ze mną spotkać. DNO. Przecież z 1D spędzam prawie 24h na dobę i jakoś nie beczę... jeszcze nie. Bo uważam, że stan psychiczny Louisa jest krytyczny. Żart.
- On nie był ciebie wart. - powiedział spokojnie Zayn. Może ma rację. Nie wiem co widziałam w Willu. To bardzo miłe co powiedział Zayn. Zrobiło mi się jakoś ciepło na sercu. Szczerze... to myślałam, że za mną nie przepada. To źle myślałam. Wzięłam się w garść i wstałam. Zayn zrobił to samo.
- Dzięki Zayn za wsparcie. - powiedziałam szybciej. - Twoja dziewczyna to szczęściara. - dodałam, a mu mina zrzedła. Nie gadajcie, że on też ma problemy.
- Ta... szczęściara. - powiedział bez uczucia.

Harry*

 Siedziałem sobie na kremowej sofie i tuliłem się do czerwonej poduszki. Niall  rzucał się z Louisem popcornem, a Cass i Liam o czymś rozmawiali. Jakie nudy nie ma co! Powinienem teraz siedzieć nad książkami i nadrabiać. No... ale po co? Wyjąłem z kieszeni swojego iPhona. Postanowiłem skorzystać z usług darmowego wi-fi. Dzięki Charlie. Przejrzałem interesujące mnie strony, ale nie znalazłem nic, co przykułoby moją uwagę. Podniosłem głowę i w tym samym momencie poczułem popcorn w swojej cudownej fryzurze. Tak rozpętała się popcornowa wojna. Coś czuję, że tym razem Charlie po nas nie posprząta. Popcorn latał po całym salonie. Normalnie tak jakby śnieg padał. Nawet w akwarium były kawałki popcornu. Czuję, że będzie dym.Ostatni raz  rzuciłem garścią popcornu w stronę Nialla. Nie wiem dlaczego po sekundzie wybuchnęliśmy niepohamowanym śmiechem. Każdy rył się z nie wiadomo z czego. Oparłem się o ścianę, a z góry zbiegł Mentos. Zaczął szczekać i skakać. Ukucnąłem i pogłaskałem zwierzaka.
- Co się stało psino? - zapytałem, a psiak usiadł i nastawił uszy tak jakby coś słyszał. Podbiegł do drzwi. Usłyszałem dzwonek. Ktoś przyszedł. Spojrzałem na Cass. - Kogo tu niesie? - dziewczyna tylko wzruszyła ramionami. Podniosłem się i ruszyłem ku drzwiom. Nacisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi. O ho ho... to pan Gray. Miał nie zbyt zadowoloną minę, a ja myślałem że do niego wskoczę i rozszarpię. Gotowało się we mnie.
- Czego tu chcesz?! - prawie, że krzyknąłem i chciałem zamknąć drzwi. Zablokował je stopą.
- Spokojnie stary... przyszedłem do Pani Adamson. Nie mam zamiaru znów się bić, a tak po za tym... jak twarz Panie Styles? - dodał uśmiechając się cwaniacko. Jak ja tego gościa nie trawię.
- Powtórzę pytanie... CZEGO TY TU CHCESZ?!
- Pogadać z Panią Adamson. - wytłumaczył powoli.
- Nie macie o czym rozmawiać ze sobą!
- A co jesteś jej chłopakiem? Taki zazdrosny? Boisz się, że ci pannę ukradnę? - pytał, a ja nie wiedziałem co powiedzieć.
- Weź stąd wypieprzaj... i nie wracaj. - powiedziałem. - Zostaw ją w spokoju. - dodałem. On przymrużył oczy i zacisnął usta w wąską linię.
- To nie będzie takie proste Panie gwiazda. - powiedział i powoli się odwrócił. Odszedł, a mi się na wymioty zbierało. Zamknąłem drzwi i skierowałem się do salonu. Westchnąłem i przeczesałem włosy palcami. Jeszcze ma czelność tu przychodzić. Chętnie bym mu przywalił raz, a porządnie. Słyszałem śmiech Cass. Pewnie Louis znów coś narobił. Miałem rację. Chłopcy grają w Twist. Louis powyginany na wszystkie strony utrzymuje się na ostatnich resztkach sił. Usiadłem na kanapie. Cass usiadła obok.
- Kto to był? - zapytała z ciekawością.
- Em... Gray. - powiedziałem ciszej.
- CO?! - głośno zapytała. Tak głośno, że Lou się wystraszył i spadł. Ten to ma reakcje na krzyk Cassie. - Po co tu był? - zapytała ciszej.
- Chciał  ''pogadać'' z Charlie. - pokazałem palcami w cudzysłowie. - Ten gość sprawia, że mam ochotę... - przystopowałem. - Porwać Charlie i sprawić, by była już zawsze bezpieczna.
- Awww... jak słodko. Gdyby tu była i to słyszała to na pewno by się zarumieniła. Dziewczyna już tak ma. - taką sobie właśnie wyobraziłem. Taką z czerwonymi policzkami. Dalej nie słuchałem Sandry. Myślałem na tym bym zobaczyć zarumienioną Lottę. Zauważyłem dłoń Cassie przed moimi oczami.
- Coo? - mruknąłem - Słucham cię.
- To powtórz, co mówiłam.
- Nie słucham cię - westchnąłem. Sandra pokręciła głową i uśmiechnęła się.

- Nie ważne. - Spojrzała na Nialla, przygniecionego ciałem Louisa. - Ooo! Teraz ja, tak?







Charlie*

Wyszłam na balkon. Wyciągnęłam telefon z kieszeni w spodniach. Wyszukałam od razu w kontaktach ''Mama''. Nacisnęłam zieloną słuchawkę. Po kilku sygnałach usłyszałam śmiech mamy. Ciekawe co ją tak bawi.
- Cześć mamuś jak tam? - zapytałam uśmiechając się szeroko.
- A dobrze a u was? - zapytała i już chciałam jej powiedzieć, ale... - Albo czekaj muszę ci coś powiedzieć! John jutro zabiera mnie do bogatej restauracji na kolację przy świecach. Nawet nie wiesz jak się cieszę. Mam wielkie szczęście, że spotkałam takiego mężczyznę. - oznajmiła.
- A tata już nic dla ciebie nie znaczy? - zapytałam smutniej.
- Wiesz... to nie jest temat na telefon córcia. - zawsze tak mówi. To nie jest odpowiedni temat bo... zawsze coś na szybko wymyśla.'' Córcia boli mnie głowa nie teraz'', ''córcia zajdź do sklepu'', ''to nie rozmowa na telefon''.Pff... .
- Zawsze tak mówisz...z resztą nie ważne...chciałam ci pow...
- A no i wiesz kupiłam sobie taką śliczną czerwoną sukienkę... mmm mówię ci jest piękna no i oczywiście do tego czarne szpilki. Też są cudne. - mówiła i mówiła. Chciałam jej się zwierzyć i prosić o radę, ale ona chyba myślała, że mnie interesuje jej ten facet.
- Mamo... pojechałaś tam do pracy, a nie na randki i romans z prawie nie znanym ci facetem! Zachowujesz się jakbyś miała szesnaście lat... weź ogarnij się i pomyśl czasem o mnie! -prawie krzyknęłam.
- Charlott! Nie tym tonem. Chyba się zapomniałaś... ja nie jestem Cassie. Tak to możesz do koleżanek. - upomniała mnie.
- Ty chyba zapomniałaś, że jestem twoja jedyną córką... chyba, że masz ochotę na więcej z tym Johnem. - powiedziałam z chytrym uśmieszkiem na twarzy. Chyba przesadziłam. - Z resztą... Cass była by lepszą mamą niż ty!
- Jak ty możesz?! Ty smarkulo! Ja cię urodziłam i cię wychowałam! Całe życie ci oddałam. Mam prawo by odpocząć.
- Widać nie starałaś się wychować mnie na porządnych ludzi. Pa pa i miłego wieczorku.
- Charlie nie rozłączaj się! Nie skończyłam z tobą rozmawiać! - krzyczała.
- Ale ja tak. Do widzenia. - powiedziałam i rozłączyłam się.
Co za kobieta! Ona jest taka samolubna. Myśli tylko o sobie. Od pewnego czasu nic więcej się nie liczy oprócz tego pieprzonego Cartera. Pierwszy raz się tak zachowałam wobec matki. Czuję się trochę dziwnie, ale dobrze. Każdy w końcu ma swój pierwszy raz. Usiadłam na krześle i patrzyłam przed siebie. Głośno sapnęłam. Co mam zrobić? Ja jej nie przeproszę. Nie jestem taka naiwna. Moja dłoń znów poczuła wibrowanie telefonu.
- Matka więcej do mnie nie dzwoń, kurde!!! - krzyknęłam do słuchawki. Usłyszałam cichy chichot.
- Miło znów słyszeć twój głos Charlott. - powiedział ktoś o męskim głosie.
- Bez odwzajemnienia... kto sobie robi jaja? - zapytałam oschle.
- Znasz mnie bardzo dobrze... przystojniaczek z gimnazjum. - powiedział ktoś. Ten to ma wysoką samoocenę.
- Pan Smith? Pan woźny? - zapytałam z głupawym uśmieszkiem na twarzy.
- Co? Nie! - oburzyło się biedactwo. - Tak dla przypomnienia... jestem Will Hings, Lottie. - już jego imię sprawiło, że stanęłam w osłupieniu. Zaschło mi w gardle. Zamrugałam kilka razy rzęsami.
- Charlie? Wiem, że tam jesteś i wymyślasz coś by mnie spławić. - to źle myślisz chłopaczku. Chociaż... trochę prawdy w tym jest.
- Masz racje Will... po co mam się starać dla ciebie po prostu się rozłączę. - oznajmiłam i już chciałam nacisnąć rozłącz.
- Czekaj proszę! - usłyszałam.
- Czego?! - warknęłam.
- Wow... ostra jesteś. Chciałem pogadać i ogólnie.
- Och chcesz rozmawiać?! To może hmmm... o! Czego ode mnie chcesz pajacu? -zapytałam. Hej! Co się ze mną dzieje? Jestem jakaś nerwowa. Za bardzo.
- Możemy się spotkać jutro po szkole? - zapytał.
- Nie. - odpowiedziałam bez dłuższego namysłu. - Jutro po szkole jestem umówiona. Z moim chłopakiem Will... chłopakiem, który mnie kocha naprawdę! Nie zarywa do wszystkich dziewczyn dookoła!
- O... Charlie proszę! Ciągle masz mi to za złe? Weź to było dwa lata temu w gimnazjum. Jakie z ciebie dziecko! - powiedział śmiejąc się. Prychnęłam pod nosem. Mam gdzieś jego zdanie na mój temat. Jemu akurat nie muszę się podobać.
- Okey... mój drogi przyjacielu weź goń się. - powiedziałam i rozłączyłam się. Ten to ma tupet. Zamknęłam drzwi na balkon. Usiadłam na łóżku i zabrałam laptopa. Włączyłam jakiś film. Nudzi mi się to co mam robić?
 Ach! Moje życie jest jak niekończąca się opowieść o smerfach. Zamknęłam laptopa. Nuciłam sobie coś pod nosem. Przypatrywałam się swoim obrazom. Każdy jest namalowany z takim uczuciem jakie wtedy czułam. Jeden kolorowy i wesoły... wtedy dowiedziałam się, że mnie przyjęli do liceum artystycznego, a drugi jest taki ciemny, mroczny... to był dzień, w którym pierwszy raz pokłóciłam się z Bradleyem. Dziwna jestem. Wstałam zmęczona z łóżka. Wyszłam z pokoju i zbiegłam na dół. Wkroczyłam do salonu. Siedzieli spokojnie na fotelach i kanapie. Tylko Niall leżał rozłożony na podłodze. Aha... spojrzałam po kolei na każdego. Cass przypatrywała się mojej osobie. Każdy co chwilę zerkał w moją stronę. Oparłam się o futrynę. Po co ja tu w ogóle przyszłam? Odwróciłam się na pięcie. Normalnie tryskam energią. Poszłam do łazienki na piętrze. Stanęłam przed umywalką. Spojrzałam w swoje odbicie w lustrze. Tsa... jaka ja śliczna. Zwykły kucyk, zwykłe oczy, zwykłe włosy i nic fajnego. Nawet moja płytka na paznokciach nie jest idealnie prosta. Dotknęłam swoich policzków. Chcę mieć taki sam uśmiech jak Harry, oczy jak Zayn, usta jak Cass, cerę Liama, nos Nialla i uszy Louisa. Wiem, że byłabym wtedy piękna. Jedyne w czym jestem dobra to w sztuce. Wow... tylko, że w dzisiejszym świecie musisz świecić mordą by być kimś. Takie życie. Trudno. Robiłam głupie miny. Nawet w tym nie jestem dobra!
30 min później...
Nałożyłam na twarz prawie cały puder, usta są różowe, oczy wymalowane tuszem i eyelinerem. Włosy rozpuściłam i lekko pokręciłam. Wiecie co... teraz jest tak samo jak przedtem! Wyglądam jeszcze gorzej. Podobna do... prostytutki. Fujjj... muszę to z siebie zmyć.

*Harry

Przed chwilą była tu Charlie. Taka zwyczajna. Proste włosy, związane w kitkę. Całkiem bez makijażu, w zwyczajnych spodniach od dresu i za dużej koszulce. Zwyczajna. Delikatna. Wyjątkowa. Naturalna. Piękna. Wstałem, by jej poszukać. Drzwi do jej pokoju były otwarte, więc tam zajrzałem. Nigdzie jej nie było. Ostrożnie wyszedłem i poszukałem łazienki. Dochodziło z niej jakieś stukanie, a potem cisza. Ostrożnie nacisnąłem klamkę. Zobaczyłem Lottę, robiącą mega śmieszną minę do lustra. Parsknąłem śmiechem. Charlie odwróciła się gwałtownie i zaczerwieniła. Była mocno pomalowana. Posmutniałem i podszedłem do niej.
- Co tu robisz? - warknęła. - Puka się.
- Szukałem cię. Dlaczego się tak pomalowałaś? Wychodzisz gdzieś?
- Nie... ja tylko tak ćwiczę na sobie parę sztuczek dotyczących makijażu i takie tam. -wydukała patrząc w swoje odbicie. - A ty? Po co mnie szukałeś? - zapytała malując rzęsy tuszem. Wpatrywałem się w jej profil twarzy. Wygląda całkiem jak nie Charlie.
- Tak sobie... nudziło mi się. - Bąknąłem. Kiwnęła głową. Chwilę przypatrywałem się jak poprawia swój wygląd. Nagle zastygła, uśmiechnęła się szeroko i odwróciła w moją stronę. Miała minę, jakby do głowy wpadł jej najlepszy na świecie pomysł.
- Wiesz co?
- Nie wiem.
- Pomaluję cię i uczeszę i przebiorę i powiem, że przyszła do mnie koleżanka. Ciekawe, czy się skapną. - Oczy jej błyszczały uroczo.
- Mmm... no dobra, ale ty zmyj ten makijaż. - Wyszczerzyłem do niej swoje piękne ząbki. Posadziła mnie na krześle w swoim pokoju i przyniosła mnóstwo jakiś buteleczek, pojemników i tajemniczo wyglądających tubek. Miała też ogromną paletę z cieniami do powiek. Wytrzeszczyłem oczy.
- Po co ci tyle tego?
Wzruszyła ramionami.
- Lubię się malować. - spojrzałem na jej delikatną twarz. - Oczywiście bez przesady. - Mrugnęła do mnie i zabrała się do roboty. Przez cały czas nie pozwalała mi spojrzeć do lusterka. Po jakichś 30 minutach uśmiechnęła się.
- Gotowe. Jeszcze tylko muszę cię przebrać. - Podała mi lusterko i podeszła do szafy, żeby czegoś poszukać. Spojrzałem na swoje odbicie.

- Szczerze mówiąc to wyglądam jak tania dziwka. - Mruknąłem, ale i tak usłyszała. Zamiast się obrazić parsknęła śmiechem.
- No przecież o to mi właśnie chodziło. -powiedziała przez jej słodki śmiech. Cały czas wpatrywałem się w swoje odbicie. Niezła ze mnie laska. Pomyślałem, ale szybko to wyrzuciłem z mojej głowy. Kręciłem się na obrotowym krześle. Postanowiłem obczaić pokój dziewczyny. Po pierwsze jest tu wielki porządek! Po drugie jest bardzo ładny. Ściany pomalowane na bordowo i białe meble. Duże łóżko jest pod ścianą, a nad nim jest okno dachowe. Na podłodze jest ułożony miętki dywan we wzorki. Są też tu drzwi balkonowe, przez które wpadają promienie słońca, oświetlające Charlottę. Dziewczyna nie umiała się zdecydować.
- Lubię miniówy. - oznajmiłem jakby było to coś normalnego. Ona tylko spojrzała na mnie bokiem i zamrugała rzęsami. Była zdziwiona, ale rozbawiona.
- Przykro mi Hazz..., ale ja nie ubieram się... hmm jakby to powiedzieć by nie urazić twojego stylu... czekaj jakbym z burdelu wyszła. - powiedziała rzucając w moją stronę jakąś sukienkę w kwiatki. Podeszła do mnie z jakąś blond peruką w ręce. Odwróciła mnie do niej tyłem. Poczesała moje piękne loki do tyłu i nałożyła perukę. Poprawiała coś tam i przypinała. Szczerze to trochę się boję efektu jej pracy.
- Harry... możesz otworzyć oczy. - szepnęła.
- Będę miał traumę do końca życia? - zapytałem.
- Nie skąd... wyglądasz ślicznie. - dodała pewna siebie. No okey... muszę pożegnać się na jakiś czas z twarzą przystojniaka. Szybko otworzyłem ślepia i... zamurowało mnie.
- Wyglądam jak Hannah Montana! - powiedziałem głośniej.
- Mi bardziej przypominasz dużą lalkę Barbie. - powiedziała śmiejąc się. Dostała jakiegoś ataku głupawki. Nie przestawała się śmiać. Wskoczyła na łóżko i zakryła twarz poduszką. Zaczęła liczyć do dziesięciu. Odetchnęła. Zabrała poduszkę z twarzy i na mnie spojrzała.Kącik jej ust uniósł się do góry.
- Ubierz tą sukienkę, ten kapelusz i te buty. - podała mi rzeczy.Wytrzeszczyłem oczy.
- Ciesz się... rozważałam nad tym czy nie dać ci szpilek. - Uśmiechnęła się chytrze. Czego nie robi się dla kobiet? Stałem przez minutę w miejscu.
- Eee... Aa... w sensie że ten... mam to ubrać? - Zdziwiony patrzyłem na luźną, fioletową sukienkę w kwiatki do kolan z prześwitującym lekko dołem i niedużym dekoltem. Potem swój wzrok zwróciłem na biały kapelusz z jakimś... czymś. Jakby piórka, ale jednak nie piórka. Na końcu przyjrzałem się butom. Nie wiem jak się nazywają, ale wyglądały jakby ktoś z nich wyciął duży kawałek i zostawił takie jakby... kajaki? Nie wiem, ale jakoś podobnie się to nazywało. Jak gdyby nigdy nic zdjąłem z siebie koszulę i spodnie. Charlie jakby zaparło wdech i z lekkim opóźnieniem i ociągając się odwróciła się do mnie plecami. Założyłem sukienkę. Sukienka była trochę za ciasna, kapelusz za mały a kajaki zbyt wąskie.
- Możesz się odwrócić - powiedziałem - ale się nie śmiej. Charlie kiwnęła głową i spojrzała na mnie. Parsknęła śmiechem. - Miałaś się nie śmiać - mruknąłem.
- Sorry, wyglądasz przekomicznie. Ale raczej cię nie poznają. - Złapała mnie na rękę i pociągnęła w stronę drzwi wejściowych tak, żeby nas nikt nie zauważył. Wypchnęła mnie za próg i zatrzasnęła drzwi. Poczekałem chwilę i zadzwoniłem. Za drzwiami było słychać krzątaninę i stłumione głosy.
- Ja otworzę!
- Nie kretynie! To mój dom, ja otwieram.
- Cicho! Ja otworzę.
- Chyba cię coś boli, Niall. Zostaw tą klamkę!
- Chyba ty!
- Może lubię!
- Nie ma takiej opcji.
- Auć! Moje kolano ręczne... yyy łokieć.
Parsknąłem śmiechem. Po chwili drzwi się otworzyły i stanęła w nich pokaźna grupka z rozczochraną Charlie na czele. Wyglądali bardzo śmiesznie. Zayn stał z wyciągnięta ręką w stronę klamki. Jak wirtuoz grający na niewidzialnym fortepianie. Niall trzymał go za włosy, objęty w pasie przez Louisa, którego łokieć był trzymany w żelaznym uścisku przez Cassie.
- Margaret!. - krzyknęła Lotta i rzuciła się na mnie. Mocno ją przytuliłem. Przynajmniej się nie nudzę. Wymusiłem na twarz udawany dziewczęcy uśmieszek. Ukazałem swoje ząbki. Przekroczyłem próg domu dziewczyny. Zatrzepotałem kilka razy moimi długimi rzęsami. Przybliżyłem twarz do Charlie i ucałowałem ją w policzek i zrobiłem to samo w drugi. Tak podobno witają się laski we Francji. Bardzo oryginalne.
- No cześć Charlotte! Tak długo Cię nie widziałem...łam! - powiedziałem piskliwym głosem. To bardziej brzmiało jak zdychający manat. No cóż. Ważne, że mój męski głos jest ubóstwiany przez miliony dziewczyn.
- Margo... co Cię do mnie sprowadza? -  zapytała.
- Kto to jest Margo? - zapytałem zdezorientowany. Dziewczyna się sztucznie uśmiechnęła i dała mi lekko z łokcia.
- Och Margo ty i te Twoje żarty. - powiedziała chichocząc. Okej... nie wnikam. Zamachnąłem do tyłu moimi blond włosami do tyłu jak to robią dziewczyny kiedy się oburzą.
- A wiesz. Moi rodzice przejeżdżali tędy i postanowiłam Cię odwiedzić. - wytłumaczyłem szczerząc się. -  A kim jest ta banda łobuziaków? - zapytałem i spojrzałem na moich przyjaciół.
- To jest Louis ten największy z łobuziaków. - przedstawiła mi Lou, a ja podałem rękę pasiastemu, on mnie pocałował w górną cześć dłoni. Fujjj.... . Zaraz, czy on czasem nie chichota? Nie ważne.
 - To Zayn, Niall i Liam. No, a Harry jest na górze i bawi się  telefonem - przywitałem się po kolei z moimi przyjaciółmi, którzy ani trochę mnie nie poznali. Bałwany. - A to jest Cassandra. - ona miała przy mrużone oczy i wyglądała jakby chciała mnie zabić. Ktoś tu jest zazdrosny o psiapsiółę. No to ja się zabawię.
- Wiesz kochana... powinnaś używać jakieś odżywki bo masz strasznie rozdwojone końcówki. - mam nadzieję, że nie przesadziłem. Dziewczyna zmarszczyła czoło i zabijała mnie swoim wzrokiem.
- A co o odżywkach może wiedzieć pseudo ikona stylu w plastikowych włosach? - warknęła. Ups, Cassie chyba coś wywęszyła.
 - Plastikowe? - Powiedziałem niepewnym, piskliwym głosikiem. - To jest najnowszy krzyk mody, nie wiedziałaś? No ale co ty możesz o tym wiedzieć? - Zatriumfowałem, patrząc na jej ubranie pogardliwym spojrzeniem.
 - Raczej niewiele. - Odparła. - Moje popołudnia nie składają się z czytania głupich pisemek, w których połowa to teksty o tym jaka to jestem piękna i niepowtarzalna, a druga połowa to zbiory ćwiczeń pomagające zrzucić 5 kilo w tydzień. Dzięki, ale mam swoją godność. - Kurczę, tu mnie zagięła.
 - Dobrze powiedziałaś jej... jesteś dziewczyną tak? - Zapytał Louis, a reszta chłopaków i Sandra parsknęli śmiechem. Charlie zrobiła oburzoną minę.
 - Nie wolno się tak z kogoś wyśmiewać. Chodź, Margo. - Powiedziała i z uniesioną wysoko brodą poszła do salonu. Wszyscy się tam udali. Teatrzyk czas zacząć.
Usiadłem na fotelu, nieudolnie próbując założyć nogę na nogę. Jak dziewczyny to robią? Wreszcie zrezygnowany złączyłem obie nogi obok siebie i położyłem na kolanach dłonie. 
- Więc, Charlie... jak ci się żyje w Londynie? - Zapytałem. 
 - Och, świetnie. - Powiedziała, marszcząc brwi. Zauważyłem, że Zayn utkwił wzrok w moich dłoniach. Spojrzałem na nie również. No jasne! Schowałem je szybko w kieszeniach sukienki.
 - Skąd jesteś? - Zapytał Niall z jakimś dziwnym uśmiechem.
 - Ja...
 - Margo mieszka niedaleko Londynu. Wyprowadziła się rok temu. - Wtrąciła Charlie. - To taka moja koleżanka z lat dziecięcych. - uśmiechnęła się szeroko i spojrzała na mnie. Nastała wielka cisza. Ja tylko starałem się nie wzbudzać podejrzeń.
- Kto ma ochotę na galaretkę?! - zapytała niespodziewanie Lottie.
- Ja! - krzyknęli, a najgłośniej Niall.
- To przyniosę. - oznajmiła dziewczyna. Nie! Nie zostawiaj mnie!
- Pomogę ci! - wstałem, poprawiłem sukienkę i udałem się za  Charlie. Uff... jestem słabym aktorem.

Kiedy już byliśmy w kuchni opadłem na krzesło i ściągnąłem uciskające mnie buty. Odetchnąłem z ulgą i pomasowałem swoje stopy. Lottie tylko zachichotała i otworzyła lodówkę.
- Nie źle Ci idzie Hazz. - oznajmiła zadowolona wyciągając jakąś miskę.
- Ta... jest okropnie. Będziesz odrabiać za mnie zadania z matematyki za to poświęcenie.
- Spoko... ja zawsze służę pomocą. - odparła i wyciągnęła pucharki.
- Jestem okropnym aktorem - powiedziałem głośniej.
- Ciii... - uciszyła mnie.
- Oglądnij sobie iCarly... durny teatrzyk. - powiedziałem podpierając się ręka o o czoło. Ona mnie pogłaskała po ramieniu i pocałowała w policzek. Od razu otworzyłem oczy i na nią spojrzałem.
- Dziękuję Harry, że się poświęcasz. - uśmiechnęła się.
- Drobiazg. - odparłem.

Razem wszystko przygotowaliśmy. Kiedyś pracowałem w kawiarni i piekarni więc jestem trochę doświadczony. Deser wygląda świetnie. Bita śmietana wymieszana z owocami, a na dnie kolorowa galaretka. Pychotki. Położyłem wszystkie porcje na tacy i podałem ją Charlie. Ja prędzej bym się wywrócił niż zaniósł to tam.
Weszliśmy do pokoju przez jedną wspaniałą sekundę byłem pewien że oni nic nie podejrzewają, ale zaraz zwrócili na mnie swój wzrok i parsknęli głośnym śmiechem. Rzucili się wszyscy do mnie gadając jeden przez drugiego.
 - Stylesiątko moje! Naprawdę myślałeś, że damy się nabrać? - Śmiał się Lou, gdzieś koło mojego ucha.
 - Charlie, przykro mi to mówić, to nie jest twoja przyjaciółka, Margo. To jest Harry, naprawdę bardzo mi przykro. - Powiedział Zayn, patrząc poważnie na dziewczynę. Charlotte parsknęła tak głośnym śmiechem - i uroczym to tego - że zapanowała wszechobecna cisza i wszyscy wpatrywali się tylko w Lottę, która usiadła na ziemi i pochylając się do przodu krztusiła się śmiechem i nie mogła nic powiedzieć.
Po krótkiej chwili wstała i spojrzała na nas, ocierając łzy z zaczerwienionych uroczo policzków. Nadal lekko drżał jej podbródek, jakby znowu miała się roześmiać.
 - Haha, Zayny, tylko, że to ja wszytko wymyśliłam... Haa.. hahaa... - śmiała się, mówiąc - nie haa... ha - Harry... haha tylko ja...aaaha haha.. - nie wiem co w tym było takiego śmiesznego, ale mniejsza z tym po chwili wszyscy leżeliśmy na podłodze śmiejąc się tak, że nas bolały brzuchy i wszystkie mięśnie twarzy. Śmiał się nawet Liam, co mnie naprawdę ucieszyło.

Charlie*

Wszyscy leżeli na podłodze. Harry już bez peruki, ale wciąż w makijażu i w swojej nowej stylówie. Rozmawialiśmy spokojnie na różne tematy gapiąc się w sufit. Ja trzymałam się za brzuch i leżałam po cichu. Nawet nie słuchałam tego o czym rozmawiali. Wolałam myśleć nad sobą. Problem z mamą, problem z Will'em. Cholera jasna Will! Jak ja go nienawidzę! Nie cierpię gnoja! Mam ochotę coś rozwalić. Ej?! To nie jest zły pomysł! Szybko wstałam i udałam się do kuchni. Zabrałam do ręki jeden wielki talerz i z całej siły uderzyłam nim o kafelki. Później zabrałam drugi i trzeci aż do kuchni wparowała Cass.
- Co ty do cholery jasnej wyrabiasz?! - krzyknęła zszokowana. Zabrałam następny i powtórzyłam swoje poczynanie.
- A nie widać? - zapytałam, a do kuchni wleciał Harry i cała reszta. - Więcej was matka nie miała?! - zapytałam ostro. Co się ze mną dzieje? Stłukłam następny talerz. Cass podeszła do mnie i mocno chwyciła z nadgarstki. Uniemożliwiała mi ruchów. Wyrywałam się, ale to nic nie dawało. Siłownia jednak zrobiła swoje.
- Puszczaj do cholery! - krzyknęłam na nią. Nie puściła.
- Uspokój się Lottie. Co Ci jest? - pytała, a ja kiwałam głową na boki. Naćpałam się czy co?
- Dajcie mi wszyscy święty spokój! Albo nie! Weźcie mnie zabijcie! Nie chcę żyć! Wolę leżeć dwa metry w ziemi niż po niej chodzić! - mówiłam wściekła wiercąc się na boki. Co oni sobie o mnie pomyślą? Wariatka jakaś. Najbardziej wstydziłam się spojrzeć w oczy Hazzy. Bałam się. Jestem aż tak wrażliwa?
Nienawidzę Willa. Ja go obdarzyłam miłością, a on się mną tylko bawił. Może i jestem głupią, wrażliwą, nic nie wartą dziewczynką, ale ja nie rzucam słów na wiatr. Takie życie. Po moim policzku spłynęła łza. Jedna, a ile w sobie chowała smutku. Spojrzałam prosto w oczy Cassie. Widziałam w nich zaskoczenie, żal i troskę.
- Nienawidzę go. - oznajmiłam wtulając się w nią. Objęła mnie mocno i pogłaskała po włosach.
- Cii... żabko wszystko jest w porządku. Nie chcesz to nie mów. - mówiła kołysząc mnie na boki. Co się ze mną dzieje? Jestem chora psychicznie? Może... mam depresję? Ale po czym niby? Moczyłam swoimi łzami bluzkę przyjaciółki. Ona rozumie mnie nawet bez słów. Jednak w tam tej chwili miałam ochotę zostać sama. Puściłam ją i oddaliłam się o jeden krok do tyłu. Ścisnęłam swój nadgarstek i spuściłam wzrok na swoje skarpetki.
- Muszę się przejść. - odparłam i wyszłam z kuchni omijając chłopaków i Cass. Pobiegłam do pokoju i zabrałam telefon. Zbiegłam, ubrałam buty i wyszłam bez słowa. Próbowali mnie zatrzymać bym została i pogadała, ale to i tak nic by nie dało. Mam dość litości nade mną. Nabrałam powietrza do ust i ruszyłam.


Szłam uliczkami, parkiem aż doszłam do jakiegoś małej, chyba opuszczonej chaty. Okna powybijane, dziury w dachu no i wszystko zgniłe. Raczej tam nie spotkam jakiegoś gwałciciela czy mordercy? Mam rację tak? Podeszłam bliżej, ale coś tam szeleściło. Wytrzeszczyłam oczy. Jestem strasznie strachliwa. Jednak kusiło mnie by tam wejść i sprawdzić co to. Podeszłam do zniszczonych drzwi. Otworzyłam je. Mocno skrzypiały. Stałam prosto patrząc przed siebie. Liście, połamane gałęzie, jakieś garnki. Pewnie to szeleszczenie było od wiatru. Oby. Nigdy wcześniej tu nie byłam. Znalazłam jakieś w miarę sprawne krzesło. Przynajmniej na takie wyglądało. Usiadłam na nim. Okej... nie rozwaliło się. Jest dobrze. Obracałam telefonem w rękach. Ręce mi się trzęsły. Ściągnęłam  sprawnie obudowę telefonu i wyjęłam baterię. Leżałam tam ostra żyletka. Nigdy nie myślałam, że będzie mi potrzebna. Nigdy się nie cięłam. Nie miałam zbytnio do tego powodów. Zabrałam ostrze do palców. Zrobić to czy nie? W niczym mi to nie pomorze, ale może chociaż na chwilę zapomnę o bólu psychicznym. Bez zastanowienia przyłożyłam ostrze do nadgarstka. Pamiętacie z dzieciństwa gdy mama was karmiła i mówiła  Zjedz za mamusię, tatusia, braciszka, pieska, kotka i tak dalej aż zjadłeś cały posiłek? 
- Za mamusię - zrobiłam kreskę, z której po chwili zaczęła się sączyć krew. Cichutko syknęłam. - Za tatusia. - następna, mocniejsza kreska. Zacisnęłam wargi. - Za Willa - kolejna krecha, ale głębsza. Przymknęłam oczy. - Za taką idiotkę o imieniu  Charlie. - ten sam ból, ale mocniejszy. Szczypało. Czerwona ciesz wciąż ciekła aż zalała całą moją rękę. Co ja zrobiłam! Spanikowałam i zasłoniłam cięcia rękawem bluzy. Mocno ścisnęłam nadgarstek mając nadzieje, że krew ustąpi. Zmarszczyłam czoło i zacisnęłam zęby.

- Szszszszsz... - znów ten pieprzony szelest. Przestraszyłam się i szybko odwróciłam. Niczego ani nic tam nie było. Wstałam z krzesła. To nie wiatr. Poczułabym powiew bo nie ma tu okna i połowy dachu. Tyłem oddalałam się od miejsca gdzie siedziałam. Czułam, że ktoś tu jest, ale go nie widziałam.
- P - pokarz się! - jąkałam się trochę. Podniosłam z liści jakiś patyk. Chwyciłam go do obu rąk i podniosłam do góry tak jak pałkarz, który przygotowuje się do odbicia piłeczki w  baseballu. - K- kto tu jest? -zapytałam.
- Miał! - usłyszałam piskliwe miauknięcie. Morderca straszy mnie miauczeniem? Pomyślałam i rozglądnęłam się dookoła. Spuściłam ręce z patykiem i westchnęłam.
- Ałć! - pisnęłam i spojrzałam w dół. O moje nogi ocierał się mały, puszysty kociakMoja buzia ukształtowała się w literkę ''o''.
- Ooo... jaki słodki maluszek! - powiedziałam kucając do kotka. Przesłodziaśny. - To Pan mnie tak nastraszył? - zapytałam rudego. On miauknął słodko i położył się na pleckach. Podrapałam go po brzuszku. Lubi to bo zaczął mruczeć. - a skąd ty się tu mały wziąłeś? Gdzie twoja Pani co? Pewnie jesteś głodny biedaczku. - odparłam smutno. Wzięłam kotka na ręce. - no to mam teraz powód by Cię zabrać do mojego domu. - powiedziałam i wyszłam z tej ruiny. Co z tego, że mam już psa? Mogę tez mieć kota. No i chyba Harry lubi kociaki co nie?  Jeżeli zechcę zaadoptować tego przystojniaka to nie ma sprawy.

WŁĄCZ

Byłam już pod domem. Widziałam, że w salonie i kuchni świeci się światło. Zgaduję, że Niall jest w kuchni. Nie ja nie zgaduję! Ja to wiem. Skąd? Widzę jego sylwetkę zaglądającą do mojej lodówki. Zachichotałam pod nosem przytulając się do kotka. Parzyłam tak długo na chłopaka, że on w końcu mnie spostrzegł. Stał chwilę z założonymi dłońmi i patrzył. Tak zwyczajnie jakby mnie nie widział i patrzył na coś za mną, ale jednak widział. Spuściłam wzrok i poszłam dalej. Nie chcę na razie wracać do domu. Wszyscy będą się na mnie patrzeć jak na jakąś psychiczną. Szłam dalej. Głaskałam delikatnie kotka.
- Hej! Zaczekaj! - odwróciłam się. W moją stronę biegł Horan. Naciągnęłam całkiem rękaw na rękę.
Uśmiechnęłam się przyjaźnie, a on spojrzał na kota, a potem na mnie. To na kota to na mnie.
- Skąd masz to rude coś? - zapytał pokazując palcem na zwierzaka.
- Jakie coś? To przecież uroczy, mały kociak. - oznajmiłam patrząc prosto w  wielkie, czarne oczy kotka. - Prawda, że jest kochany? - zapytałam, a Niall połaskotał kota po brzuszku.
- No rzeczywiście jest kochany. Ale skąd go masz? - zadał ponownie pytanie.
- Znalazłam go. Znaczy on mnie. - odparłam. - Jak myślisz? Podobałby się Harry'emu? -spytałam chłopaka. On wzruszył ramionami.
- Harry uwielbia koty, ale wątpię by miał czas na zajmowanie się nim. - powiedział podpierając się rękoma o boki. - Charlie... dlaczego ty wtedy... - nie dokończył, ale wiedział że wiem o co chodzi.
- Nie ważne Niall. To... jest nie ważne. - powiedziałam uśmiechając się.
- Chodź do domu. Wszyscy się o Ciebie martwią. Baliśmy się, że zrobisz sobie krzywdę lub coś innego Ci się stanie. - "Naprawdę?" Pomyślałam. Oni się o mnie martwili i bali się? Zrobiło mi się ciepło na sercu.
- Dlaczego nikt nie poszedł za mną, skoro się martwiliście?
- Bo powiedziałaś, że chcesz być sama i jeszcze nakrzyczałaś, byśmy Ci dali święty spokój. Pamiętasz? - kiwnęłam głową. Jaka ja jestem głupia. Mocno przytuliłam Nilla. Lekko się zachwiał.
- Przepraszam! - krzyknęłam, a on objął mnie.

Niall jako gentelman otworzył mi drzwi i wpuścił pierwszą. Zrzuciłam buty ze stóp i weszłam do przedpokoju.

- Cassie! - krzyknęłam. Z kuchni wyszli chłopacy.
- Cii nie hałasuj tak, Sandra właśnie zasnęła. - Powiedział Zayn. Spojrzałam na zegar. No tak było już bardzo późno. Zazwyczaj już dawno śpię o tej porze.
- My już się będziemy zbierać. - Nastąpiła chwilowa cisza. - Powiesz nam gdzie byłaś? - Harry miał smutną minę.
 - Eee nie mogę, ale znalazłam kotka. Cassie się ucieszy. - Starałam się zachować jakieś pozory normalności.
 - Jasne - mruknął Louis i ubrał buty. - Ale wiesz, Cass naprawdę bardzo się martwiła. Chciała czekać na ciebie, aż wrócisz, ale była taka zmęczona, że zasnęła przy stole. - Spojrzał na mnie jakbym była temu winna. I tak się czułam. No po prostu pięknie. Lou wyminął mnie bez słowa pożegnania. Zayn i Liam też. Tylko Niall posłał mi miły uśmiech. Na ich twarzach nie było złości. Raczej rozczarowanie i smutek. W przedpokoju został tylko Harry.
 - Słodki kociak. - Uśmiechnął się do mnie pocieszająco. Został u mnie jeszcze trochę, żeby pobawić się z kotkiem. Potem wrócił autobusem.

Kiedy Harry opuścił już mój dom zostawiłam kota w salonie i poszłam na taras. Usiadłam na betonie i popatrzyłam w niebo. Dlaczego? Wszystkich zawiodłam. Każdego po kolei. Mamę, Cass, chłopaków, Hazzę też, ale nie chce tego po sobie poznać. Coś złego się ze mną dzieje. Problem w tym, że nie wiem jak zaradzić temu. Będzie tylko gorzej. Tak czuję. Po moim policzku spłynęła łza. Starłam ją. Jak ja nie lubię gdy ktoś jest na mnie zły albo o coś obwinia. Czuję się taka gorsza. Patrzyłam przed siebie. Zimny wiatr porywał moje włosy. W końcu rozpłakałam się na całego. Pociągałam nosem. Nie idę jutro do szkoły. Pójdę na wagary. Nie chcę by całe One Direction i Cass na mnie patrzyli jak na jakąś wariatkę. Lou najbardziej jest na mnie wkurzony.


KONIEC ROZDZIAŁU 9!!! I jak wrażenia? Bardzo nas interesują wasze opinie  :***    - Karra     
Dobraaa to na razie tyle. Dodawajcie komentarze leniuchy!! 10 rozdział czeka na sprawdzenie i wymaga jeszcze mnóstwo poprawek więc na razie musicie zadowolić się tym. OK już nie przynudzam, dzięki za ponad 4 tys wejść na bloga. C; ~ Hermi