wtorek, 29 września 2015

Bye, Bye!!!

Hej

Chcemy Was poinformować, że blog zostaje zawieszony. Nie wiemy na jak długo, obecnie żadna z nas nie chce dalej pisać, wena gdzieś nam wyparowała, a każde słowo jest męką. Jeżeli wrócimy do tego bloga, to po to, by go szybko skończyć, na pewno nie będzie miał wielu rozdziałów.
Tymczasem zapraszamy na innego bloga, który jest naszą wisienką na torcie i mega się nim zajarałyśmy, więc jeżeli ktoś w ogóle czytał tego bloga, to zapraszam na nowy blog: LINK
Przepraszamy, jeżeli był ktoś, kto to czytał, ale na chwilę dzisiejszą nie jesteśmy w stanie nic tu pisać.

Enjoy!

~ Obli Viate
~ Carrie SS.

poniedziałek, 31 sierpnia 2015

25

Zapraszamy na nowego bloga:   LINK
Miłego czytania :)


*Cassie

 Snuję się po domu, jak zjawa. Nie chce mi się nic robić. Nie interesuje mnie nauka, książki, jedzenie. Nic. Chłopcy są w podobnych nastrojach. Codziennie przychodzę do szpitala, by posiedzieć z przyjaciółką. Staram się podtrzymać ją na duchu, rozmawiam z nią. Czasem na głos, czasem w myślach. Zawsze, gdy wychodzę, zakładam jej słuchawki, z włączoną muzyką klasyczną, by zawsze coś słyszała. Lekarz twierdzi, że jakieś dźwięki może słyszeć, więc nie chcę, by zostawała w ciszy.
 - Cass, zjedz coś. - prosi Niall, podając mi talerz z jajecznicą. Kręcę głową, chodź czuję, jak mój żołądek się skręca. Chłopak kręci głową i sam podaje i kilka łyżeczek. Ostatecznie wmusza we mnie całą zawartość talerza. Louis przygląda się nam, a ja tylko patrzę w swoje dłonie, otwierając usta, gdy Niall o to prosi. Było to nawet miłe.
 Kiedy kończymy Lou podnosi się.
  - Chodź, Cass. Nie możesz ciągle tu siedzieć, bo w końcu sama trafisz do szpitala. - mruknął i złapał mnie za rękę. Pomógł mi się ubrać, chodź to nie było konieczne i otworzył przede mną drzwi do samochodu. Jechaliśmy, słuchając jakiejś playlisty, poza miasto. Jakie jest prawdopodobieństwo, że Harry i Charlie jechali tą samą drogą? Jakie jest prawdopodobieństwo, że nas spotka taki sam los?
 Patrzyłam w okno, udając, że nie widzę zmartwionych spojrzeń Louisa.
 - Dokąd jedziemy? - westchnęłam.
- Na przejażdżkę. Chyba każdemu z nas dobrze to zrobi.
Musiałam się z nim zgodzić. Właśnie tego chciałam. Uciec od zgiełku miasta, od dymu, od ludzi.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce akurat skończyła się ostatnia piosenka z playlisty. Wysiedliśmy z samochodu i szliśmy w milczeniu po pustej ścieżce rowerowej. Miejsce wyglądało jak duże pole namiotowe z placem zabaw i podniszczonym wychodkiem.
 - Przejdźmy się - powiedział cicho chłopak i złapał mnie delikatnie za rękę. Poddałam się mu i ruszyliśmy, nie śpiesząc się, w stronę lasu.
Szliśmy w ciszy, podziwiając krajobraz.
- Cass... - zaczął Lou. Spojrzałam na niego z ukosa.
- No? - zachęciłam go.
- Chciałem ci tylko powiedzieć, że tak naprawdę nie kochałem Annie. To był tylko układ. Wiesz, potem mi się wydawało, że nawet ją lubię. Ale...
- Co ale? - powiedziałam ponaglająco. Moje serce przyśpieszyło. Co się dzieje?
- Zaszła w ciążę z jakimś innym typkiem. Nie czytasz gazet?
- Nie. - wzruszyłam ramionami. Starałam się zamaskować radość. Ścisnęłam jego dłoń. - W porządku. Nie gniewam się.
Uśmiechnął się i odwzajemnił uścisk.
- Wracamy? - kiwnęłam głową w odpowiedzi. Zaczynało mi być chłodno. Dotarliśmy do samochodu. Usiadłam na masce i wbiłam wzrok w zachodzące słońce. Ostatnie promienie odbijały się w miękkim puchu. Louis usiadł obok mnie. Położył ciepłą dłoń na mojej.
- Pięknie, prawda?
Tylko pokiwałam głową. Nagle chłopak podniósł się i stanął przede mną. Oderwałam wzrok od pięknego widoku i spojrzałam mu w oczy.
- Lou... - zaczęłam, ale przerwał mi, zatykając moje usta swoimi. Zamknęłam oczy i włożyłam mu dłonie w miękkie włosy, pociągając za nie lekko. Tyle na to czekałam. Przyparł mnie biodrami do samochodu i oparł ręce na mojej talii. Zamruczałam cicho, gdy odsunął się ode mnie i oparł czoło o moje.


Charlie*


 - Proszę, tu leży Charlotte Adamson.
Usłyszałam ochrypły głos kobiety. To była chyba pielęgniarka, która cały czas się tu kręci. Chciałam otworzyć oczy i zobaczyć kto przyszedł, ale wszystkie próby szły na marne. Nie potrafiłam nawet ruszyć małym palcem u nogi. Czułam się jakbym została zamknięta w pustej przestrzeni, w której słyszę głosy ludzi i przyjemną, spokojną muzykę. Byłam świadoma tego, że leżę w szpitalu. Cass opowiadała mi o tym, o wypadku, którego nie pamiętam. Mimo tego, że błądziłam między własnymi myślami, mimo to że spacerowałam pośród ciemności, mimo obaw przed tym, że mogę otworzyć oczy dopiero za kilka miesięcy, nie bałam się. Nie tego. Raz już przez to przeszłam.
 Bałam się o niego. Moja przyjaciółka powtarzała, że żyje, że wszystko z nim jest dobrze. Dlaczego strach nie odszedł? Nie słyszałam jego głosu, nie czułam dotyku... Brakowało mi go, a tak bardzo go potrzebowałam.J est moim światełkiem w tunelu, ale on nie przychodzi...
- Dziękuję pani. - dobiegł do mnie dosyć znajomy, niski głos. Był to męski głos. Po chwili materac lekko się ugiął, a ja nie mogłam nic zrobić. Ktoś siedział obok mnie, ale to nie było moje światło. Nie wiem skąd miałam tą pewność, ale czułam to. - Jak się czujesz, Skarbie? - poczułam ostry zapach wody po goleniu tuż przy mojej twarzy. Jakiś mężczyzna wisiał nade mną, a ja byłam pozbawiona wszelkich ruchów. - Mieliście szczęście, duże szczęście... - przerwał bo do sali wszedł ktoś trzeci.
- Przepraszam, muszę zmienić zbiornik kroplówki pacjentce. - oznajmiła kobieta i grzecznie poprosiła by tajemniczy człowiek opuścił salę. Chciałam krzyczeć dlatego to zrobiłam. Krzyczałam niezrozumiałe słowa, zdzierałam gardło. Zimne dłonie pielęgniarki próbowały mnie unieruchomić, ale była zbyt słaba.
- Uspokój się! Słyszysz, uspokój się. - syknęła po czym zawoła o pomoc. W sali znalazło się więcej osób, które próbowały opanować moje nagłe zachowanie. Aparatura, do której byłam podłączona, pikała jak oszalała.
 - Środek uspokajający. - nakazał męski głos. Chwilę później igła przeszyła moją skórę, docierając do żyły. Substancja zadziała w moim ciele od razu. Moja pierś unosiła się i opadała w szybkim tempie. Przed oczami miałam same przebłyski. Wyglądały jak pioruny.


Harry*

- Proszę panią. Mogę iść zobaczyć co z nią? - błagałem, ale ona ignorowała moje prośby. Młoda, przyjazna blondynka posłała mi lekki uśmiech.
- Panie Styles. - chrząknęła i założyła dłonie na piersi. Bacznie mi się przyglądała. - Obudził się pan godzinę temu. Jest pan pewnie zmęczony, mocno osłabiony więc mowy nie ma żebym pana z łóżka wypuściła! - uniosła dłonie z srogą miną. Kobieta podjechała z wózkiem, na którym leżał talerz z zupą. Poprawiła mi poduszkę i życzyła smacznego.
- Ja nie chcę jeść. - wycedziłem przez zęby nie patrząc nawet na ''obiad''. - Chcę ją zobaczyć. - niczego więcej nie pragnąłem. Byłem ciekaw czy ona też tego chce. Czy o mnie myśli. Nigdy nie wybaczę sobie tego, że zrobiłem jej krzywdę z mojej winy.
Blondynka westchnęła żałośnie i pokręciła głową.
- Jest pan nie możliwy. Proszę zjeść obiad, a ja dowiem się co z Panną Adamson. Pasuje?
Nie byłem całkiem zadowolony. Przewróciłem oczami i kiwnąłem głową. Pielęgniarka odeszła.
- I tak bym nie wygrał. - mruknąłem i wziąłem łyżkę zupy. Przełknąłem płyn z grymasem. - Ohyda.

Minęło pól godziny odkąd widziałem się z Panią Frank. Czas mijał, a jej wciąż nie było. Zdążyłem porozmawiać z rodziną, oczywiście telefonicznie. Droga z Holmes Chapel do Londynu to jakieś 240 kilometrów. Oczywiście mama musiała się rozkleić co mnie irytowało, ale humor poprawiła mi Gemma. Była mocno rozdrażniona, obrażała mnie, że nie umiem prowadzić samochodu. Jest zabawna gdy się złości. Dokładnie jak Charlie. Wtedy w samochodzie chciałem jej wykrzyczeć, że jest dla mnie bardzo ważna, ale to nie był właściwy moment...
To kiedy będzie ten właściwy moment? Dziś, jutro, za rok? Kiedy...
Wąsaty lekarz po zrobieniu kilku krótkich badań, wypisał jakiś papierek i odszedł. Przed wyjściem poinformował mnie o tym, że chłopaki dziś wpadną w odwiedziny. Przynajmniej jedna dobra nowina. Może od nich dowiem się nieco o Charlotte. Co ja gadam. Nie będę tak długo czekał.
Odpiąłem kabelki z moich rąk i wstałem. Jestem pełen sił.
- Gdzie się pan wybiera? - w sali znalazła się kobieta. Na jej twarzy rosło zdezorientowanie. - Mówiłam, że nie możesz wychodzić z łóżka. - odkryła pościel i wskazała placem, że mam się położyć. Odchyliłem głowę w tył.
- Cholera. - jęknąłem.
- Nie choleruj, kładź się. - rozkazała. Posłuchałem jej. - Jeżeli będziesz chciał oddać mocz.. - zaczęła.
- Nie będę odlewał się do tego. - podniosłem się i wskazałem na metalowy, biały pojemnik, który Pani Frank trzymała. Po moim trupie! - Poczekam aż mnie stąd wypuścicie. - postanowiłem bez żadnych zbędnych przemyśleń. Poza tym mam zdrowe nogi i mogę zajść samodzielnie do toalety. Czy oni traktują wszystkich pacjentów jak niepełnosprawnych. Położyłem głowę na cienkiej rurce, która służyła za zagłówek szpitalnego łóżka.
- Co z Charlie? - szeroko otworzyłem oczy, czekając na odpowiedź. - Jest cała i zdrowa? Kiedy się obudziła? Nic jej nie będzie, tak? - chciałem wiedzieć wszystko. Kobieta starała się nadążyć za mną. Poukładała wszystko w głowie i ciężko wypuściła powietrze. Oby to nie oznaczało złych wieści.
- Pacjentka Adamson Charlotte jeszcze się nie wybudziła. - odparła sucho, ale widząc mój smutny wyraz twarzy, pogłaskała mnie po ramieniu. - Ale raczej wyjdzie z tego. - dodała.
-  Dowiedziała się pani czegoś jeszcze? - drążyłem.
- Twoja dziewczyna ma złamaną lewą nogę i doznała wstrząsu mózgu. - mówiła ciszej.
Ukryłem twarz w dłoniach. Boże, co ja jej zrobiłem?
 Podziękowałem i poprosiłem o chwilę samotności. Czułem jak moje życie rozdziera się na kawałki. Potrzebowałem jej. Bez niej jestem nikim. Potarłem powieki i pociągnąłem za włosy. To ja powinienem cierpieć. Nie ona. Charlie jest taka delikatna jak piórko. Bardzo łatwo ją zranić, a ja to zrobiłem. Uderzyłem pięścią w szafkę, na której stał koszyk z słodyczami i sokiem.

Miałem głęboko gdzieś to co mówiła pani lekarz. Nie mogłem odpoczywać w spokoju, gdy ona leżała tam nieprzytomna. Chodziłem po całym pomieszczeniu, kopiąc od czasu do czasu w poduszkę, która walała się na podłodze.
- Harry..
Usłyszałem kobiecy głos za mną. Odwróciłem się na pięcie.
- O..to pani. - zauważyłem patrząc na panią lekarz. W dłoniach trzymała teczkę, a na niej jakiś druk. Czy znowu mam podpisywać jakieś papiery? Wskazała palcem za siebie i powiedziała.
- Policjanci chcieliby pogadać z tobą, spisać zeznania... Czujesz się na siłach? - mimo tego, że wyglądała na surową kobietę to była bardzo miła. Spojrzałem za nią. Dwaj mężczyźni w mundurach czekali za szybą, spoglądając w moją stronę. Uniosłem brwi.
- Policja? Co oni ode mnie... - ach, tak. Wypadek i to całe gówno. Kiwnięciem głowy zgodziłem się i ruszyłem za panią. Funkcjonariusze przedstawili się i zaprowadzili mnie do nie wielkiej sali gdzie stał tylko stół i dwa krzesła. Zachowałem spokój i usiadłem na krześle. Złożyłem dłonie i pochyliłem się w przód, czekając na pytania.
- Pan Harold Edward Styles, tak? - upewnił się. Skoro mnie chcieliście widzieć to raczej jestem to ja.
Przytaknąłem w odpowiedzi. - Chcemy spisać pańskie zeznania z wypadku, nie potrwa to zbyt długo... - odrzekł i wyciągnął z czerwonej teczki notes, który podał drugiemu policjantowi. Obaj zmierzyli mnie wzrokiem.
- Więc? - bąknąłem.
- Opowiedz gdzie byłeś i co robiłeś przed wypadkiem.
Doskonale wszystko pamiętałem. Spacer po lesie, nasz niedoszły pocałunek, kłótnia w samochodzie...wydawało mi się, że minął rok od tego nieszczęśliwego zdarzenia. Sam nawet nie wiem jaki dzisiaj jest dzień.
Tak, jak mężczyzna kazał, opisałem mu cały rozwój wydarzeń. Uważnie słuchał, gdy opowiadałem o mojej i Charlie kłótni. Wtedy dotarło do mnie, że to była nasza pierwsza, poważna sprzeczka.
Nie wiedziałem, po co te zeznania. Chciałem opuścić pomieszczenie i znaleźć się obok dziewczyny.
- Mam jeszcze kilka pytań - kontynuował czarnoskóry facet. - Czy potrafisz opisać wygląd tego kierowcy albo jego ciężarówkę? To ważne.
Chwilę się zastanawiałem, ale mało co mi świtało.
- Był wieczór i wszystko działo się tak szybko więc...marne szanse żebym sobie coś przypomniał - Wzruszyłem ramionami.
Czarnoskóry westchnął.
- Będzie trudno nam znaleźć tego człowieka. mruknol stukajac palcami o blat stolu,
Miał rację.
- Sprawdziliśmy twój samochód. Okazało się, że jeden z przewodów hamulcowych został przecięty. - gwałtownie się uniosłem. Brakowało mi słów. - My widzimy to tak. - poprawił swą pozycję na krześle i mówił dalej. - Podczas waszej nieobecności, ktoś po prostu przeciął ten kabel. Gdy wracaliście natknęliście się na nietrzeźwego kierowce, starałeś się zatrzymać samochód, ale jezdnia była zbyt śliska, więc chciałeś użyć hamulca dodatkowego. Niestety ten właśnie był niesprawny. - potrzebowałem chwili skupienia. Pomasowałem czoło i wypuściłem całe powietrze z płuc.
- Co za chuj. - mruknąłem wściekle. Dorwę drania, który ośmielił się narazić Charlie na śmierć.
Gość nie był zdziwiony moją reakcją. Podziękował za chwilową rozmowę, uścisnąłem jego dłoń i opuściłem pomieszczenie.
Od razu podeszła do mnie pani lekarz z zaciekawioną miną.
- I co? Jak przesłuchanie? - zapytała szybko i skierowała swój wzrok na mężczyzn.
- Wszystko w porządku. Dziękujemy za telefon i proszę powiadomić nas gdy poszkodowana pani Adamson się obudzi. Z nią też chcemy zamienić kilka słów. - posłał kobiecie lekki uśmiech i odszedł wraz z kolegą.
Usiadłem na krześle z dziwnym uczuciem. Przez jakiegoś psychopatę prawie zginęliśmy. Ludzie to swinie.
- Harry, wszystko okey? Mogę ci jakoś pomóc? - pytała kobieta, stojąc przede mną. Zrezygnowany pokręciłem głową, ale zaraz uniosłem głowę w górę. Miałem jedno życzenie.
- Mogłaby pani mi powiedzieć, w której sali leży Charlotte? - uśmiechnęła się jakby wiedziała, że ta informacja nie daje mi żyć. - Piętro niżej, sala 145, ale shh... - uniosła jeden palec do ust i rozglądnęła się na boki. Puściła mi oczko i odeszła stukając obcasami o podłogę.

Nie wsiadałem do windy. Zbyt wielu ludzi znajdowało się w środku, a poza tym to tylko piętro niżej. Zbiegłem po schodach jakbym był całkiem zdrowy. W pośpiechu szukałem po numerkach sali.
- 143, 144...jest 145.. - podszedłem do szyby wolnym krokiem. Bałem się otworzyć oczy, ale to był impuls. Przecież właśnie tego chciałem. Zobaczyć ją. - Och, Charlie... znów wszystko spieprzyłem. - dotknąłem czołem szyby i wpatrywałem się w dziewczynę. Jej blade ciało przerażało mnie, a usta brunetki były lekko sine. Jeszcze nigdy w życiu nie czułem się tak beznadziejnie.



*Cassie

Siedzimy z samochodzie, a radio skutecznie maskuje nieco niezręczną ciszę. Uparcie wlepiam wzrok w krajobraz za szybą, a Louis udaje, że prowadzenie samochodu wymaga od niego stuprocentowej koncentracji. Zachowujemy się jak dwunastoletnie dzieci. To był tylko pocałunek. Czy teraz coś się zmieni? Lou poprosi mnie bym była jego dziewczyną? A może jak gdyby nigdy nic będzie chciał ze mną iść do łóżka? Wzdycham. Co ja się oszukuję. Będziemy żyć, jakby nic się nie wydarzyło. Nadal będziemy przyjaciółmi i nikt nic nie będzie podejrzewał. Louis pojechał prosto do szpitala. Wysiadłam z samochodu i razem ruszyliśmy, odwiedzić Harry'ego, a potem Charlie. Zmarszczyłam lekko nos, kiedy znaleźliśmy się w sali Harry'ego. Nigdy nie przepadałam za zapachem szpitali. Nie znajdujemy chłopaka w środku, więc kierujemy się do Lottie. Jej drobne ciało leży na łóżku, a na krześle siedzi zgarbiony Hazz, z twarzą ukrytą w dłoniach. Podchodzę do chłopaka i delikatnie głaszczę go po plecach.
- W porządku, Harry?
Podnosi głowę i patrzy  na mnie uważnie. Oczy ma lekko zaczerwienione, jakby płakał. Robi mi się go niesamowicie żal. Siadam mu na kolanach i przytulam go tak mocno, jak mogę. Wtula twarz w moje ramię, a jego włosy łaskoczą mnie w policzek.
- Jak może być w porządku? - szepcze. Głaszczę go po plecach i pozwalam, by się powoli uspokoił. Lou tymczasem stoi po drugiej stronie łóżka i patrzy niepewnie na Charlie. Od samego początku nie układało się miedzy nimi zbyt dobrze. Teraz widzę, że jest mu przykro. Siada na krawędzi łóżka i niepewnie dotyka jej bladej dłoni. Charlie lekko drga lewa powieka, ale od razu przestaje. Wzdycham. Kiedy ona wreszcie się wybudzi?
Wsuwam palce do miękkich loków Harry'ego i przysuwam usta do jego ucha.
- Puścisz mnie? - pytam cicho. Czuję, jak przechodzą go dreszcze. Marszczę nos i patrzę na niego.
- Jasne. - luzuje uścisk rąk i pozwala mi wstać. Przesuwam dłonią po pościeli i głaszczę Charlie po włosach.
- Potem przyjdę, misiaczku. - mruczę spoglądam na Louisa. Kiwa głową i również wstaje. Żegnamy się ze Stylesem i wychodzimy, zamykając cicho drzwi.
- Kto wygląda gorzej? - pyta Lou, kiedy stoimy w windzie.
- Nieprzytomna Charlie, czy załamany Hazz - wzdycham i opieram się o metalową ścianę. Lou staje obok mnie i patrzymy w swoje na przeciwko. Znów marszczę nos, a Tomlinson uśmiecha się lekko. Łapie mnie za rękę.
- Będzie dobrze. - szepcze.

Charlie*

 Czułam, że moi przyjaciele siedzą obok mnie, rozmawiają co jakiś czas... W większości towarzyszy im cisza. Tak bardzo chciałabym się obudzić, otworzyć te cholerne oczy. Potrzebuję światła, mocnego uścisku, dzięki któremu będę mogła czuć się bezpieczna i żywa. Każda minuta była dla mnie wiecznością. Bałam się, że zagubię się w tej wieczności... pustej, ciemnej wieczności...
Kiedyś słyszałam, że podczas śpiączki, przenosimy się do własnego raju. Spokój, harmonia, odpoczynek w śnie... Dlaczego ja nie mogłam znaleźć się w takim miejscu? Dlaczego byłam wszystkiego świadoma... miałam wrażenie, że ktoś zamknął mnie w samej sobie i wyrzucił jedyny klucz, który pomógłby mi obudzić się. Leciutko poruszyłam powieką czując obcy dotyk na swojej dłoni. Nie była to ciepła ręka Harry'ego ani Cass... ona ma odciski od trenowania. Poczułabym je. Ten dotyk był niepewny, delikatny... Nie były to drobne palce kobiety, raczej duże, szorstkie męskie dłonie. Mimowolnie mój kącik ust uniósł się. Było to przyjemne.


Jest i kolejny rozdział. POCAŁOWALI SIĘ! Kto czekał na pocałunek Lou i Cass pisze w komentarzach :D Podobał się rozdział? Nie ukrywam, że trochę się z nim męczyłyśmy. 
Zapraszamy jeszcze raz na nowego bloga, na którym już niebawem pojawi się prolog, zapraszajcie znajomych i wgl czytajcie, bo ogarniamy wszystko, żeby było ładnie i estetycznie :) Ogólnie miejsce akcji będzie w psychiatryku, więc myślę, że będzie ciekawie.
Do następnego ~ Obli

czwartek, 30 lipca 2015

24


Charlie*

Nie sądziłam, że tak potoczy się dzisiejszy dzień.To wszystko jest takie trudne.Zasypiam z Harrym w jednym łóżku, nęka mnie okropny sen, rano oboje oświadczamy, że jesteśmy tylko wyłącznie przyjaciółmi, potem prawie się pocałowaliśmy, ale przecież podkreśliliśmy TYLKO PRZYJACIÓŁMI.
Od kiedy przyjaciele się całują? 
Nie ukrywam, że chciałam tego.Chciałam bardziej niż czegokolwiek innego.Pragnęłam zatopić swoje palce w jego włosach i utonąć w smaku jego ust.Czuję, że w końcu nie wytrzymam.Gdybym była bardziej odważna. Gdybym była jak Cass.
Wskoczyłabym na tego chłopaka i wpiła swoje usta w jego różowe wargi.
Nie sugeruję, że moja przyjaciółka wiesza się na chłopakach i całuje ich. Po prostu jest pewna siebie i nie boi się wyrazić swojego zdania.
Powrót do samochodu zajął nam nieco dłuższy czas. Przez głupią ciemność co jakiś czas wpadałam w rów. Harry jednak nie zwracał na to uwagi i tylko cicho chichotał. Szedł przede mną i świecił wyświetlaczem telefonu.
- Dlaczego nie zabraliśmy latarki... - narzekałam pod nosem. Harry przystanął na chwilę i posłał mi dziwne spojrzenie.
- Mogłaś zabrać. - rzekł sucho i ruszył dalej.
- Nie zapominajmy kto zaplanował ową ''wycieczkę''. - zaznaczyłam palcami w cudzysłowie ''wycieczkę''. Jak coś planuje to niech zadba o szczegóły. Owszem podobał mi się ten nagły wypad, ale jego nagła zmiana humoru już nie.
Nie skomentował mojej uwagi i ledwo słyszalnie mruknął ''ta... oczywiście''.
Gdy w końcu zobaczyłam samochód chłopaka odetchnęłam z ulgą. Miałam obawy, że zgubiliśmy się w tym lesie.
Zielonooki otworzył mi drzwi i pozwolił wsiąść do auta, w którym nie było wcale cieplej niż na zewnątrz. Świetnie.
Mieliśmy mały problem z odpaleniem silnika, ale po kilku próbach odpalił. Nie wyobrażam sobie, że musiałabym spać w samochodzie, który utknął w lesie. Na dodatek jest tak zimno. Schowałam twarz w szaliku, a dłonie ukryłam między kolanami.
- Mógłbyś włączyć ogrzewanie? - zapytałam patrząc na niego. Bez słowa wykonał moją prośbę. Czułam jak dziwna atmosfera nad nami się unosi. Była jak ciężkie powietrze, które sygnalizuje że będzie burza. - Dziękuję.
Wracaliśmy do domu, a pogoda za szybą robiła się coraz gorsza. Wielkie płaty śniegu uderzały w przednią szybę samochodu, a wycieraczki nie nadążały z oczyszczaniem jej. Nasze milczenie zagłuszało jedynie radio, które informowało całą Wielką Brytanię o śliskich drogach i o tym, że paskudna pogoda spowodowała kilkanaście wypadków. No ładnie.
- Cholera. - syknął Harry i potarł dłonią szybę. - Przez ten pieprzony śnieg nić nie widzę... i na dodatek chyba pomyliłem drogę. - moje oczy rozszerzyły się. Spojrzałam szybko na migający zegarek. Dochodziła ósma, a my nadal błądziliśmy po śnieżnej, miejskiej dżungli.

***

Miałam wrażenie, że jeździmy w kółko. Ten znak widziałam już z cztery razy! Postanowiłam w końcu zabrać głos. Mam dosyć siedzenia w ciszy.
- Czy ty w ogóle wiesz gdzie jedziesz? - mój ton był zbyt ostry. Obrzucił mnie spojrzeniem, które mówiło ''Żartujesz sobie ze mnie?''.  - Od dwudziestu minut jeździmy i wyrabiamy cholerne koło po raz czwarty. - stwierdziłam ciszej robiąc nadąsaną minę. Gdy wrócę do domu to rozpalę wielki ogień w kominku, zrobię sobie popcorn, włączę komedię i owinę kocykiem. Będę się świetnie bawić.Sama.
- Wiem gdzie jadę. Nie jestem idiotą. - wiem, że nie jesteś Harry. Po prostu sam robisz ze mnie idiotkę. Chcesz mnie całować, a teraz stawiasz fochy. Już nic nie rozumiem.
Otworzyłam schowek kliknięciem na mały przycisk. Starałam się znaleźć jakąś mapę Londynu i okolic tego miasta. Papierki po gumach Orbit, różne instrukcje obsługi, ale mapy nie znalazłam. Oczywiście.
- Nawet mapy nie mamy. - wrzucałam do schowka kawałki papieru, które mi wypadły z dłoni.
Styles znów warczał na temat tego, że mam go nie pouczać. Jasne, pan Harold jak zawsze spokojny i opanowany. - Możesz mi coś powiedzieć? - zapytałam, mocno i głośno zamykając schowek. Nie czekałam aż coś powie. - Dlaczego tak dziwnie się zachowujesz?
- Ja się dziwnie zachowuję? Ja? To ty narzekasz o wszystko! Mam tego dosyć. - przemówił nareszcie. Szkoda, że zareagował właśnie tak. Chciałam tylko prostego, a raczej  spokojnego wyjaśnienia.
- Śmiem wątpić Harry. Wcale nie narzekam na wszystko! - uraził mnie. Czy rzeczywiście narzekam tak często? Chyba nie.
- No pewnie. - bąknął odwracając wzrok. - Mogliśmy wziąć latarkę! Jest mi za zimno, ta kawa jest za gorąca, dlaczego nie mamy przeklętej mapy! - wymieniał z tonem, który wcale mi się nie podobał.
- Co do latarki i mapy mam rację! - podkreśliłam ostro. - Ty zaplanowałeś ten wypad, więc mogłeś pomyśleć też także o takich szczegółach.
Wybuchł śmiechem. Sarkastycznym śmiechem.
- Świetnie! Niech Styles wszystko planuje, a ja będę miała wszystko w dupie. - wzruszył ramionami i mocniej nacisnął przycisk gazu. Nie zwróciłam na to większej uwagi. Podrażniły mnie jego słowa i to w jaki sposób do mnie mówi. Przepraszam, krzyczy.
- Wcale tak nie myślę! - zaprotestowałam. Co się z nami cholera dzieje? Pierwszy raz wymieniamy się krzykiem. - Jeżeli tak myślisz to jesteś w błędzie. I zwolnij. Jedziesz za szybko. - dodałam.
- Widzisz?! Znów narzekasz! - wybuchł, a ja miałam ochotę się rozpłakać. Zależy mi na nim. - To mój samochód i będę sobie jechał tak szybko, jak mi się kuźwa żywnie podoba!
Otworzyłam lekko usta, które drżały. To były oznaki, że już niedługo poleje się potok łez. Co stało się z tym czułym, kochanym Harrym...

- Właśnie widzę jak jeździsz, prawie przejechałeś na czerwonym świetle - prychnął i przemilczał moją uwagę za co mu dziękuję. Mam dosyć tej sprzeczki.
- Masz mnie odwieźć do domu. Natychmiast. - rozkazałam i miałam w nosie to, że zachowuję się jak pieprzona damulka. Skoro on może być chamem to ja też.
- Nie. Poprosisz któregoś z chłopaków albo Cass. - uniosłam zdziwiona brwi. Jak może mi odmówić odwiezienia? Zawsze taki chętny, a teraz każde mi prosić kogoś innego. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, a raczej pod asfalt.
Czułam wilgoć w kącikach moich oczu. Nie. Nie teraz. Pojedyncza łza pozostawiła wilgotną smugę na moim policzku, a ja miałam nadzieję że Harry tego nie widział. Nie chcę się przy nim rozklejać kolejny raz z rzędu.

Wyjechaliśmy z miasta i przez kilka minut jechaliśmy przez pustkowie. Niestety pogoda nie ustępowała. Chciałam się odezwać. Przeprosić. Nie chcę się z nim kłócić, teraz gdy coś między nami jest. Coś jest, ale nie wiem co to. Znów otoczył nas ciemny las.
Nagle z zakrętu wyłoniły się dwa światła. Nadjeżdżający pojazd odbijał się od krawężników, co było jasne że kierowca jest pijany. Harry nie zdejmował stopy z gazu, a moje nerwy rosły. Czułam ciepłe, kropelki potu na moim czole.
- Harry, zwolnij! - potrząsnęłam jego ramieniem. Gwałtownie wcisnął hamulec powodując tym, że samochód zaczął obracać się na boki, a my razem z nim. Moje nogi dziwnie skrzyżowały się i zacisnęły w mocnym ucisku, który powodował wielki ból. Zamknęłam oczy i starałam się nie krzyczeć. Modliłam się o to żebyśmy nie uderzyli w pojazd. Pisk opon i brzydkie słowa Harry'ego przeszywały moje uszy jak igły. Niekontrolowanie otworzyłam oczy, jechaliśmy prosto na wielkie drzewo. Wszystko działo się tak szybko. Tak szybko, że nie zauważyłam, że chwilę później nasze auto zderzyło się z drzewem, które tylko lekko drgnęło. Nawet nie słyszałam trzasku zderzenia.
Nie otwierałam oczu, starałam się obudzić z złego snu. Nie potrafiłam. Powoli pomacałam lewą dłonią miejsce obok. Poczułam, że Harry nadal siedzi na swoim miejscu kierowcy. Podniosłam ciężkie powieki. Wszystko było jakby za mgłą. Nie puszczałam dłoni Hazzy, mając nadzieję, że chłopak przytuli  mnie i powie: Wszystko w porządku.
Niestety.
Te słowa nie padły z jego ust. Poczułam mocny ból głowy. Była taka ciężka. Miałam wrażenie, że ktoś wyciągnął mój mózg i zastąpił go kulą do kręgli. Podniosłam przyklejone do samochodu czoło i dotknęłam go placami. Czerwona ciecz przybiła mnie do fotela. Moje nozdrza rozszerzyły się, a powieki opadały i unosiły się. Kiwałam się na boki, a ja miałam wrażenie że moja czaszka pęka i zaraz wybuchnie.
- Harry nic ci...
Zdrętwiałam widząc nieprzytomnego Loczka. Leżał twarzą na kierownicy, a na jego dżinsach pojawiały się ślady krwi. O mój Boże. Ten widok był jak nóż w plecy. Ostrożnie otworzyłam drzwi. Wyśliznęłam się z samochodu i kulejąc podeszłam do drzwi kierowcy. Nie zważałam na mocny ból w mojej nodze. Ignorowałam także krew, która spływała po mojej twarzy. Błagałam w duchu, żeby Harry wyszedł z tego cały. Siłą, której trochę mi brakowało, otworzyłam zgniecione drzwi. Posadziłam prosto chłopaka i klepałam go dłońmi po twarzy. Z moich oczu spływały łzy. Chciałam, tak bardzo chciałam zobaczyć jego piękne, zielone tęczówki. Chciałam wierzyć, że to tylko kolejny, zły sen. Tylko zdałam sobie sprawę, że to głupie okłamywać samego siebie.
Z jego nosa ciekła krew, która brudziła jego ubrania. Zrzuciłam z szyi szalik i wytarłam jego twarz z czerwonej cieczy. Mimo mrozu, jaki panował nie wahałam się, by ściągnąć swoją kurtkę i okryć chłopaka. Odgarnęłam loki z jego czoła i pogładziłam policzek.
- Wszystko będzie dobrze. - wyszeptałam w jego pierś i pocałowałam jego zimny policzek. - Zobaczysz Harry. - gładziłam jego twarz.
Szukałam jego telefonu. Bałam się, że go nie znajdę. Mój telefon został w domu chłopaków.
Gość, który częściowo spowodował wypadek też odjechał. Dupek.
Znalazłam elektroniczne urządzenie w jego kurtce. Nagle moje palce nie wiedziały co robić. Gdzie dzwonić?
- Cass... -  mruczałam żałośnie i kilka razy szukałam jej w kontaktach. Nie potrafiłam uspokoić oddechu, a tym bardziej serca. - Nie, pogotowie...
Zadzwoniłam na pogotowie. Mój język plątał się, a do ust wpływały łzy i krew, co utrudniało mi dogadanie się z kobietą po drugiej stronie. Jej starania uspokojenia mnie, poszły na marne.
- Proszę szybko przyjechać!
Przypadkiem rozłączyłam się. Idiotka.
Szukałam w kontach kogoś znajomego.
Niall Horan. Wcisnęłam błyskawicznie, a każdy sygnał trwał wieki. Liczyła się każda sekunda.
- Harry? Gdzie wy...
- Niall, pomóżcie nam. Mieliśmy wypadek, Harry jest nieprzytomny, nie wiem gdzie jesteśmy... - przełknęłam kulę rosnącą w moim gardle i pociągnęłam nosem. - Boję się, Niall proszę, błagam. - mówiłam tak szybko jakby psy mnie goniły. Obawiałam się, że nic nie zrozumiał.
- Lottie spokojnie, gdzie jesteście?
Spokojnie?! Osoba, którą kocham leży nieprzytomna, przeszło mi przez myśl.
- Ja nie wiem... - łkałam do słuchawki. Mój płacz stawał się jeszcze bardziej obfity gdy patrzyłam na Harry'ego.
'' Przepraszamy, ale środki na twoim koncie skończyły się. Doładuj konto. ''
Usłyszałam głupi głos baby.
Cholera! Co dzisiaj jest z tymi ustrojstwami?!
Telefon upuściłam i nie podniosłam go. Byłam roztrzęsiona, bardziej wystraszona niż tego wieczoru, gdy Dylan próbował mnie zgwałcić. Wtedy Harry i Cass uratowali mnie.
Ja nie potrafię go ocalić...
Rozglądałam się dookoła. Słyszałam własny krzyk, ale nie krzyczałam.
Płakałam myśląc, że ktoś to usłyszy. Nikt nie słyszał.
Chwyciłam za włosy i ciągnęłam za nie. Nie czułam bólu gdy je wyrywałam.
Moja głowa pękała, wszystko się kręciło. Drzewa falowały, światła samochodu wiły się jak węże, a śnieg przybrał różową barwę. Przez kilka sekund stałam i tępo wpatrywałam się w moje dziwne fantazje. Musiałam bardzo mocno uderzyć głową...
Nie potrafiłam dłużej stać na nogach. Byłam jak galareta. Wystarczył jeden podmuch wiatru, a ja osunęłam się na lodowaty śnieg, zamykając powieki.


*Cassie

- Zadzwoń na policję! - darłam się. Nie kierowałam tego do nikogo konkretnego. Sama złapałam telefon i wybrałam numer.
- Policja, słucham.
- Był wypadek! - wykrzyknęłam. - Musicie zlokalizować skąd dzwoniła poszkodowana i tam jechać!
- Proszę się uspokoić. Jak daleko znajduje się pani od najbliższej komendy policji?
- Jakieś 10 minut drogi.
- Proszę przywieźć telefon na który dzwoniła poszkodowana, najszybciej jak to możliwe. Czy osoba poszkodowana kontaktowała się z kimś poza panią?
- Nie wiem... nie dzwoniła do mnie, tylko do mojego przyjaciela.
- Proszę dać go do telefonu.
Podałam Niallowi telefon, a on zabrał go, roztrzęsiony. Kiedy on rozmawiał, zgarnęłam jego komórkę i pomknęłam do samochodu w domowych trampkach, zabierając po drodze tylko bluzę.
Do środka wpadł Louis, Liam i Niall, wciąż rozmawiający przez telefon. Nie zwróciłam na nich uwagi, tylko ruszyłam z miejsca. Gnałam śliskimi ulicami, mijając kolejne budynki i starając się nie wypaść z zakrętu. Docisnęłam gaz i po chwili byliśmy na miejscu, zaparkowałam krzywo na policyjnym parkingu. Wyskoczyłam z samochodu, nie jestem pewna, czy zamknęłam drzwi.
Wpadłam do środka i podeszłam do pierwszego lepszego policjanta.
- Musicie znaleźć Charlie! - mówiłam zdenerwowana, wciskając mu w dłoń telefon. - Dzwoniła niedawno, poszukajcie skąd i jedźmy tam!
- Proszę się uspokoić. - powiedział policjant. - Zostaliśmy już poinformowani. Proszę zaczekać.
Odszedł z telefonem, a ja usiadłam roztrzęsiona na plastikowym krześle.

Obok mnie rozsiedli się chłopaki.
- Wszystko będzie w porządku - zapewnił mnie Liam. Złapał mnie za rękę i mocno ścisnął. Przysunęłam ją sobie do policzka i starałam się zachować spokój. Bałam się o Charlie, jak jeszcze nigdy. Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że mogę ją stracić, że mogę stracić Harry'ego. Mimo wszystko oboje byli dla mnie niesamowicie ważni. Odsunęłam od siebie wszystkie swoje troski i zmartwienia i zajęłam się przyjaciółmi. Nie ja teraz jestem ważna, lecz oni.
 Zerwałam się na równe nogi, kiedy tylko zobaczyłam policjanta.
- Wiemy, gdzie są, karetka jest już w drodze, policja również.
- Proszę mnie tam zabrać. - ponagliłam. Ręce mi się trzęsły.
- Nie ma mowy. Może pani zaczekać w szpitalu. - po tych słowach odszedł, oddając telefon Niallowi. Ręce mi opadły. Charlie jest gdzieś tam, w mrozie, zdana tylko na siebie, Harry leży nieprzytomny, a ja sobie grzeję tyłek na ciepłym posterunku.
- Jedziemy do szpitala. - poleciłam chłopakom i pobiegłam do samochodu.


*Cassie
<WŁĄCZ>
 Siedzę przy łóżku Charlie i płaczę. Ściskam ją za dłoń, a po moich policzkach spływają duże krople. Najważniejsza osoba w moim życiu znów leży w szpitalu. Nie ma tu Hazzy. Zabrali go, nie wiem czemu. Nie potrafię tego pojąć. Zatracam się w swoich galopujących myślach i staram się je zebrać w jedną całość, lecz bezskutecznie. Odpycham od siebie wszystko inne i skupiam się na drobnej dziewczynie, leżącej na białej pościeli. Jej stan jest stabilny. Tylko to utrzymuje mnie jeszcze przy zdrowych zmysłach.
 Wszystko dzieje się tak nagle. Stary gwałciciel, Grey, teraz ten wypadek. Charlie jest tak bardzo wplątana w moje życie, że nie mam już na nic wpływu. Martwię się tym, jak bardzo może ona ucierpieć z mojej winy.
 Dlaczego wciąż coś się dzieje? Dlaczego ona wciąż płacze? Wciąż coś jest nie w porządku. Czy to wszystko moja wina? Bo użalam się nad sobą? Gdybym poświęcała jej więcej czasu, pewnie do niczego by nie doszło.
 Zszargana psychika, teraz też fizyczne rany. To musi boleć. Ból większy niż mój, niż kogokolwiek innego. Delikatnie przysuwam jej trupio bladą dłoń do ust. Wdycham jej zapach i staram się opanować płynące łzy.
 Drzwi otwierają się cicho i wchodzi Louis. Od niedawna wciąż kręci się obok mnie, Czuję się z tym dobrze. Kiedy jest przy mnie, kiedy ze mną rozmawia, kiedy na mnie patrzy. Ale nie powinnam teraz o nim myśleć. Teraz liczy się tylko Charlie i Harry. Jest tu tylko jedno krzesło, więc chłopak delikatnie zmusza mnie bym wstała, a ja dobrowolnie się podnoszę. Siada na stołku, a mnie sadza na kolanach. Teraz jest mi wygodniej. Odsuwam dłoń Charlie i kładę ją lekko na kołdrze. Opieram się o klatkę piersiową Louisa, a on oplata mnie ramionami. Wzdycham i zamykam oczy. Potrafię myśleć tylko o Charlie. Wciąż to samo nasuwa mi się na myśl. Wciąż obraz Charlie, zmarzniętej gdzieś na odludziu i nieprzytomnego Harry'ego. Mogę to sobie tylko wyobrażać, ale te obrazy są jak żywe. Wzdrygam się i odwracam głowę w stronę Louisa.
- Co u Hazzy? - szepczę zachrypniętym głosem. Kieruje wzrok na mnie i chwilę nie odpowiada.
- Nic na razie nie wiemy. Po za tym, co powiedzieli wcześniej. Czyli po prostu jest nieprzytomny.
 Kiwam głową, jak zahipnotyzowana. Niespodziewanie, czuję, jak moja ręka się przesuwa, po czym delikatnie biorę jego dłoń w swoją. Wpatruję się w ten nietypowy widok i zaciskam lekko palce. Mam jeszcze resztki niebieskiego lakieru na kciuku. Odrywam jedną dłoń i wycieram policzek.
 Wstaję, nie puszczając ręki Louisa.
- Chcę zobaczyć Harry'ego. - mówię cicho. Kiwa głową i również się podnosi. Zerka jeszcze na Charlie, po czym obejmuje mnie wolną ręką i wyprowadza z sali. Idziemy korytarzem, a pojedyncze osoby spoglądają na nas ukradkiem. Lou zdejmuje rękę z mojego ramienia i puka do jasnych drzwi, ze sporym oknem z mlecznego szkła. Otwiera drobna pielęgniarka i skinieniem pozwala nam wejść.
 Patrzę na niego, jak leży, podłączony do kilku urządzeń i załamuję się. Czuję, jak mięśnie Louisa się napinają, gdy mnie przytrzymuje i pomaga dojść do krzesła. Sadza mnie, jak przedtem na kolanach. Gładzę ostrożnie chłopaka po zabandażowanej dłoni. Kątem oka zauważam Zayna po drugiej stronie łóżka, który przyjechał później.

Niall*

Gdy lekarz powiedział mi w jakim stanie są nasi przyjaciele, myślałem  że to sen. Starałem się wyobrazić, jak do tego doszło. Nie potrafiłem jednak pozbierać myśli, ponieważ w mojej głowie nadal słyszałem głos przestraszonej Charlie. Martwiłem się o nich. Wypiłem już dwie kawy, ale to nic nie pomagało. Gdy Cass i Lou wyszli z sali Lottie, zauważyłem że oboje są mocno dotknięci. Nic nie mówili, w ciszy podążyli przed siebie.
Wstałem i otrzepałem tyłek z kurzu, który zebrał się na moich spodniach. Podchodząc do drzwi przyjaciółki przypadkiem potraciłem niską, starszą pielęgniarkę.
- Niech pani wybaczy. - przeprosiłem grzecznie. Na szczęście kobieta była na tyle przyjazna, że odeszła z uśmiechem bez głupich komentarzy. Otworzyłem drzwi i usiadłem na krześle. Sam nie wiedziałem co mam robić.
- No siemka. - mruknąłem. Kiedyś gdy byłem w gimnazjum siedziałem przy moim bracie tak jak teraz przy Charlie. Wtedy do niego mówiłem. Miałem wrażenie, że mnie słyszy. Podrapałem się po głowie. - Jak się czujesz? Mam nadzieję, że lepiej...
Jej blade ciało przerażało mnie. Zawinięta w biały bandaż głowa Charlie, spokojnie spoczywała na poduszce. Jej dłonie były całe sine od śniegu, w którym leżała przez jakiś czas. Pogłaskałem zimną dłoń dziewczyny, dając jej trochę ciepła. Gips, który otaczał jej nogę wyglądał jakby, ważył tonę. Wtedy wyobraziłem sobie Charlotte, ciągnącą za sobą obciążoną nogę. Ona ma takie chude nóżki, że nie da rady zrobić jednego kroku. - Pomożemy ci... nie bój się. - mówiłem spokojnie.


Tak oto zakończył się rozdział 24. Zaskoczeni? Piszcie w komentarzach :* ~ Obli

środa, 1 lipca 2015

23

*Cassie

 Leżeliśmy razem w moim łóżku i oglądaliśmy "Paranormal Activity". Opierałam głowę na ramieniu Louisa i próbowałam skupić się na filmie.
- Oglądam to już trzeci raz i nadal nie rozumiem co w tym strasznego. - mruknęłam. Lou wzruszył ramionami.
- Nie wiem, ale tytuł jest fajny, no i wszyscy to oglądają. Nie ważne, cicho. - Poprawiłam się i porządniej nakryłam kołdrą. Leżeliśmy dalej w ciszy, Tommo objął mnie ramieniem. Spojrzałam na jego dłoń, potem na jego twarz. Oderwał wzrok od ekranu laptopa i odwzajemnił spojrzenie.
- Co robisz? - zapytałam. Zobaczyłam nieokreślony błysk w niebieskich oczach. Jego twarz zaczęła się przybliżać, a oczy zamykać. Odruchowo zerknęłam na jego usta i zapragnęłam poddać się temu pocałunkowi.
 Zerwałam się, nim zdążył zbliżyć się na dwa centymetry.
- Co ty wyrabiasz?! - wkurzyłam się. Zmarszczył brwi.
- Co takiego?
- Chciałeś mnie pocałować! - mój głos był nieco wyższy, niż zazwyczaj. - Odbiło ci?! Jeśli jesteś niestabilny emocjonalnie, to idź się lecz, a nie pocieszaj mną po rozstaniu! - Nie czekałam, tylko wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami. Właśnie zepsułam coś, na co czekałam od długiego czasu. Nie bardzo wiedziałam, gdzie się podziać, więc poszłam do pokoju Harry'ego i położyłam się na jego kanapie. Patrzyłam w sufit i słuchałam chrapania chłopaka.


*Charlie

Przed snem rozmawiałam sam na sam z Cassie.Obie wypłakałyśmy się w ramię, obiecałyśmy że nikomu o tym nie powiemy.Nasi przyjaciele, rodziny też o tym się nie dowiedzą.Będziemy starały się żyć tak jakby ten wieczór nie miał miejsca.Nic się nie stało.Musimy puścić to w niepamięć.
Harry i moja przyjaciółka nie pozwolili mi jechać do domu.Siłą wciągnęli mnie do pokoju gościnnego.Teraz jestem im za to wdzięczna, bo prawdopodobnie zżerałby mnie strach w tym wielkim domu.
Gdy tak leżałam w pokoju i patrzyłam w okno dachowe, zaschło mi w gardle.
Powędrowałam cichaczem do kuchni i nalałam sobie wody do szklanki.Dom chłopaków nocą jest o wiele przyjemniejszy niż mój.To chyba dzięki tym wszystkim światłom w schodach i ścianach.
Usidłam przy wyspie.
- Nie śpisz jeszcze? - usłyszałam zachrypnięty, dobrze mi znany głos.Harry usiadł obok mnie.Miał na sobie tylko czarne bokserki.Nagle w kuchni zrobiło się gorąco.
- Nie mogę zasnąć. - wzięłam łyk.Przez chwilę milczeliśmy.Było to kilka minut, ale czułam się jakby mijały godziny.Nienawidzę niezręcznej ciszy.Mam wtedy wrażenie, że osoba obok słyszy moje myśli.
- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć? - zapytał, ale słyszałam w jego głosie coś co sprawiało że brzmiało to jak oznajmienie.Uniosłam kącik ust i kiwnęłam głową. - Zawsze będę przy tobie. - dodał ciszej wpatrując się w kamienny blat wsypy.Oparłam swobodnie głowę na jego nagim, umięśnionym ramieniu.Ta chwila była taka piękna.Mogłaby trwać wiecznie.
- Wiem. - szepnęłam zamykając powieki.Już dawno zrozumiałam, że Harry mi się podoba, ale gdy powiedział że szaleje za mną, to było nie do opisania.

Harry*

Nie wiem co ta dziewczyna ze mną zrobiła.Szybko wtargnęła do mojego życia i zdaje się, że już go nie opuści.Zawsze myślałem, że dziewczyny lecą na moją kasę, sławę. Bo tak było.
Charlotte jest inna. Potrafi znaleźć we mnie prawdziwego człowieka. Sprawia, że uśmiech na mojej twarzy rośnie, a serce przyspiesza szybciej bić.Tętno jakie przy niej odczuwam można zauważyć gołym okiem.
Chcę być najbliżej jej jak to możliwe.Chcę być jedynym, który ją dotknie, pocałuje, przytuli.
Co bym bez niej zrobił?
Nic.
Nie umiem tylko przyznać przed samym sobą, że ją... kocham. Kocham? Sam nie wiem.Chyba, chyba tak.
Po rozstaniu z moją byłą, dawną dziewczyną, nie zakochałem się już. Modest swatał mnie ze znanymi modelkami, ale nie czułem się z tym dobrze. Udawany związek, nie można nazwać miłością. Naprawdę, myślałem że nigdy już się nie zakocham.Czasami przed snem zadaję sobie pytanie: Co by było gdybym jej nie poznał?
Prawdopodobnie, nie dowiedziałbym się że Cassie to moja kuzynka, nie zdobyłbym Charlie.Nie mógłbym nigdy dokuczać Miller, nie mógłbym ochronić ich przed Grey'em.
To niesamowite jak te dziewczyny zmieniły nasze życie.
Pocałowałem Charlie w głowę.
- Idziemy spać? - szepnąłem, na co kiwnęła leniwie.
Odprowadziłem dziewczynę do pokoju gościnnego.Tak bardzo chciałem położyć się z nią w jednym łóżku.
- Dobranoc. - dałem jej całusa w zarumieniony policzek.Uwielbiam gdy to robi.Czerwieni się.
Gdy już miałem odejść, złapała mnie za rękę.W moich oczach zabłysła nadzieja.
- Śpij ze mną. - niemalże rozkazała z nutką błagania.Lekko zawstydzona swoją prośbą, po raz kolejny spuściła wzrok.
Trzy słowa.
Trzy pieprzone słowa, które rozwaliły mnie całego.
Oblizałem usta przyglądając się jej pełnym wargom.Może i jestem zboczony, ale nic z tym nie mogę zrobić.To jest silniejsze ode mnie.Wyrzuciłem z głowy nieprzyzwoite myśli.
- Oczywiście.Zaraz wracam, piękna.
Zabrałem ze swojej sypialni telefon i przełożyłem Cass na moje łóżko.Nie miałem pojęcia skąd tu się wzięła, ale nie o tym chciałem myśleć.
Wróciłem do Charlie i położyliśmy się.Było trochę niezręcznie.Nigdy tak blisko, świadomie nie byliśmy.Przypomniała mi się sytuacja gdy przebierałem Lottie. Cieszę się, że nie pytała o to dlaczego była przebrana.
- Jeszcze nigdy tak nie spałam. - wyznała.Byłem dumny, że ja jestem pierwszy. - Jest tak miło. - dodała, powoli opuszczając powieki.
''Miło'' to mało powiedziane.Jest wspaniale.O wiele lepiej niż gdy tylko się o tym myśli.


*Cass

Obudziłam się w łóżku Harry'ego. Niecodzienna sprawa, nie ma co. Wyjrzałam przez drzwi i ogarnęłam spojrzeniem korytarz. Wyszłam do kuchni i zjadłam szybkie śniadanie. Kiedy wróciłam do swojego pokoju znalazłam Louisa, śpiącego w moim łóżku. Zmarszczyłam czoło. Ściągnęłam z niego kołdrę i kazałam wyjść. Nie był chyba zainteresowany propozycją, bo odwrócił się na drugi bok, podciągnął nogi i dalej cicho chrapał. Mruknęłam pod nosem parę przekleństw i zabrałam ubrania, żeby przebrać się w łazience.
Kiedy skończyłam Louis nadal spał w moim łóżku. Zabrałam poduszkę z fotela i rzuciłam w niego. Uderzyła go w twarz, znów coś mruknął, chwycił poduszkę i przytulił się do niej. Prychnęłam i wyszłam do kuchni. Przysiadłam się do Liama i podjadałam jego owsiankę z truskawkami.
- Louis śpi w moim łóżku - westchnęłam. Zakrztusił się. Poklepałam go po plecach. Wypluł kawałek truskawki na dłoń i wyrzucił ją do kosza. 
- CO robi? 
- Śpi w moim łóżku. Weź go. - oblizałam palce z owsianki. Chłopak westchnął, wstał i poszedł do mojego pokoju, a ja za nim. Złapał Louisa za nogi i kazał mi zrobić to samo z jego rękami. We dwójkę zanieśliśmy Tomlinsona do piwnicy, ułożyliśmy na starej kanapie i zamknęliśmy drzwi na klucz. 
- Nie ma sprawy - powiedział Liaś obojętnie, otrzepując teatralnie dłonie. Uśmiechnęłam się i podziękowałam. 

Charlie*


Rankiem...

Dosyć późno rano znalazłam się w kuchni.Gdy spojrzałam na zegar mało co nie wyplułam własnego języka.Dawno powinnam być w szkole! 
Wszyscy uśmiechnięci od ucha do ucha, oprócz Louisa, siedzieli i konsumowali przyrządzone przez Nialla śniadanie, a mianowicie tosty z serem i zieloną sałatkę z białym serem w kulkach.Siadłam na wolnym miejscu obok naszego kucharza Horana.
- Cześć. - rzuciłam krótko i położyłam głowę na stole.Zimny blat sprawił, że ciarki przeszły po moim ciele.
- Ktoś tu się nie wyspał. - zachichotał charakterystycznie blondas.Mogłabym leżeć w łóżku cały dzień, o ile byłoby wygodne i cieplusie.
- Kto wie co tam się działo w nocy... - skomentował Zayn, na co od razu się obudziłam.Spojrzałam na niego i wyczekiwałam wyjaśnień. - No ty i Harry...
Mój wzrok powędrował na Loczka, który właśnie próbował ukryć rumieńce, a jednocześnie zabić wzrokiem Mulata.
Odważyłam się wypowiedzieć na ten temat.Mam dosyć tego.
- Ja i Harry jesteśmy tylko przyjaciółmi, a to że spaliśmy w jednym łóżku to nic nie zmienia.Nie robiliśmy niczego innego oprócz spania...uwierz Zayn.... - powiedziałam spokojnie.
Napiłam się wody by ostudzić emocje.
Wymieniłam spojrzenie z Harrym.Oboje byliśmy trochę zmieszani tą sytuacją. 
''Ja i Harry jesteśmy tylko przyjaciółmi''
Tylko przyjaciółmi?
 Powiedziałam to, ale wcale tego nie czułam.Nie czuję tego samego gdy rozmawiam z Niallem, Bradem czy każdym innym chłopakiem.To na pewno nie jest to samo.
- Charlie ma rację...jesteśmy tylko przyjaciółmi... - odparł chłodno Harry.Okey, wiem że teraz mogę histeryzować, ale czy on naprawdę ma mnie TYLKO za przyjaciółkę? To jak wypowiedział te słowa swoimi malinowymi, pełnymi wargami.Wypruł te słowa z emocji.
Znienawidziłam tego.
Tego... tylko przyjaciółmi...
Uh! Te dwa słowa dręczyły mnie cały ranek.Myślałam o tym pomagając Niall'owi, biorąc prysznic, patrząc za okno jak śnieg zakrywa Londyn....
Te słowa były dla mnie echem.Jak w głowie tak i w sercu.Nie potrafiłam się ich pozbyć, a to że przebywałam z Harrym pod jednym dachem, nie pomagało.

Zadzwoniłam do matki by trochę porozmawiać.Dawno tego nie robiłyśmy.Kiedy w końcu odebrała, była zdziwiona.

- Charlie? To ty córciu?
A masz inną córkę, która także nosi imię Charlotte?
Sama nie wiedziałam od czego zacząć.Z jednej strony chciałam jej o wszystkim powiedzieć, a z drugiej wolałam siedzieć cicho.
- Um, tak mamo. - mruknęłam i zaczęłam bawić się końcówkami włosów.
Kobieta cieszyła się, że mnie słyszy i przez kilkadziesiąt sekund nie zamykała ust.Opowiadała mi o wspaniałej pracy, wspaniałym, drogim hotelu w którym mieszka, o wspaniałym Robercie, który jest wspaniałym człowiekiem.
Wspaniale, wręcz.
Żyjemy w takich czasach, że zanim ktoś powie Jak się masz?, pyta cię o szkołę, pracę albo dom.Tak właśnie było z moją matką.
- Jak ci się żyje Charlie? - Już miałam odpowiedzieć gdy nagle.  - Mam nadzieję, że nie zaniedbujesz lekcji ani domu.Pamiętaj! Zawsze zaklucz drzwi przed wyjściem.
Cicho przedrzeźniałam ją.
Ugh!
- Bardzo dobrze sobie radzę mamo. - rzekłam sarkastycznie. Przewróciłam oczami całkiem poirytowana tą rozmową.
Za następny temat do rozmowy, wzięła sobie święta Bożego Narodzenia. Przepraszała z żalem w głosie i mówiła, że zawsze mogę pojechać do dziadków pociągiem.Co to to nie.Kocham tych staruszków, ale nie chcę całe święta spędzić na kolanach babci i słuchać tej samej historyjki pod tytułem ''Jak poznałam twojego dziadka.''
Wykułam już ją na pamięć.
Potem mama gadała o prezentach. Fajnie, dostałam na własność jej ukochane, białe auto.
Nie mówię, że się nie cieszę. Jestem mega szczęśliwa bo jeden problem mam z głowy. Transport na przyszłość już załatwiony.
- Dziękuję. - odparłam krótko. Starałam się być jak najmilsza. - Teraz chciałabym coś ci powiedzieć...
- Słucham.
No w końcu! 
Musiałam się streszczać bo symbol bateria migał na czerwono co oznaczało, że za moment padnie bateria.
- A więc...
Ekran rozświetlił się, a na wyświetlaczu pojawiła się chmurka ''Masz nową wiadomość''.Szybko zapomniałam o matce, która powtarzała moje imię.
Błyskawicznie otworzyłam smsa. Serce zabiło mi szybciej gdy zobaczyłam, że to od Harr'ego.
''Masz ochotę na małą wycieczkę? xx'' Głosiła wiadomość.
- Charlie? Jesteś tam?
Mruknęłam zwykłe ''yhym, chwilka''  i zajęłam się odpisywaniem Loczkowi.
'' Jasne. Zaraz bateria mi padnie, więc pogadamy na dole''.
Szybko wcisnęłam wyślij.
- Mamo, zadzwonię wieczorem.
- Ale...
W ostatnim momencie usłyszałam dźwięk wyłączającego się telefonu.
Podłączyłam telefon do kabla i położyłam urządzenie na podłodze.
Drzwi pokoju Cass otworzyły się.
- Gotowa? - zapytał Hazz.
Gotowa? Wysłałam mu smsa dwie minuty temu.
- Chciałbyś. - mrugnęłam do niego.Usiadłam na łóżku po turecku i poklepałam miejsce obok. - Siadaj.
Chłopak grzecznie wykonał moje polecenie.Oparłam łokcie o kolana i spojrzałam na niego pytająco.Zżerała mnie ciekawość gdzie chce mnie zabrać.Dosyć często zabiera mnie w różne miejsca, a tak naprawdę byliśmy tylko na jednej randce.Był to jeden z najlepszych wieczorów mojego życia. Może nawet...
naj-najlepszy?
- Co masz w planach?
- Zawsze musisz wszystko wiedzieć, tak? - uśmiechnął się promiennie, a ja przytaknęłam. - Zobaczysz jak dojedziemy.
Zrobiłam ponurą minę na co wybuchnął śmiechem. Dołączyłam do niego.

***

Kilkanaście minut później, byłam już gotowa.Naciągnęłam na dłonie białe, futerkowe rękawiczki.Na zewnątrz śnieg pada bez przerwy.Harry również szybko uwinął się z ubieraniem.Jego loczki zostały ukryte pod bawełnianą, szarą czapką, a umięśnione ciało ukrył pod zieloną, zimową kurtką.
- Gotowa? - zapytał ponownie.
- To raczej ja powinnam zapytać czy ty jesteś gotowy. - odparłam z nikłym uśmiechem.Harry jak dżentelmen otworzył mi drzwi domu, a potem drzwi samochodu.Patrzyłam jak okrąża samochód i zaraz znalazł się obok mnie.Samochód wypełniało ciepło i mimo tego, że przez większość czasu milczeliśmy, było przyjemnie.Opierałam głowę o zamarzniętą szybę.Chciałam zadać mu to jedno, bardzo znaczące dla mnie pytanie.Miałam na myśli to o nas.Niestety byłam zbyt nieśmiała i bałam się odpowiedzi.Postanowiłam przestać o tym myśleć.Skupiłam się wyłącznie na miło spędzonym czasie.
- O czym tak myślisz? - zapytał Harry.Wzruszyłam ramionami.
- Cały czas jestem ciekawa gdzie mnie zabierasz. - skłamałam. Wiem, że to mój bliski przyjaciel, ale nie mogę mu tego teraz powiedzieć.Nie kiedy prowadzi samochód.
Harry zacisnął palce na kierownicy i chrząknął.Otworzył usta i kilka sekund później powiedział.
- Wiesz... tak naprawdę nie wiem gdzie jedziemy.
Co? Zaprasza mnie na wycieczkę, ale nie wie dokąd jedziemy? Zdziwienie nie zniknęło z mojej twarzy. Nie pytałam. Czekałam tylko na wyjaśnienia.
- Chciałem spędzić z tobą czas sam na sam. - to jak układał przy tym wargi w głowie się nie mieściło.
Moje serce urosło o dwa rozmiary słysząc jego wyznanie.
Szok na mojej twarzy zmienił się w zawstydzony uśmiech.W głębi duszy skakałam na palcach.
- Okey.
Nic więcej nie potrafiłam powiedzieć. To zbyt piękne, że taki facet, jak Harry chce spędzać czas ze mną, a nie jakąś inną panną. Jest tyle dziewczyn w naszej szkole. Są śliczne, gustowne i wiedzą jak gadać z chłopakami. W przeciwieństwie do mnie.
Po trzydziestu minutach Harry skręcił w jakąś pustą drogę, która prowadziła przez mroczny las. Gdybym go dobrze nie znała pomyślałabym, że chce mnie wykorzystać. Lasem jechaliśmy przez dziesięć minut.
Wyjechaliśmy z lasu i znaleźliśmy się na łące. Oczywiście białej  łące. Na środku rosła wielka wierzba, również okryta białym puchem. Naciągnęłam czapkę na głowę i wysiadłam z samochodu. Chłód otoczył moją twarz dlatego schowałam nos w szaliku.
- Zimno ci? - spytał z troską chłopak. Kiwałam przecząco głową.
Nie chciałam niszczyć tego wypadu. Może być tak miło...


*Cassie

  Zaczęła się przerwa świąteczna. Cały czas zamartwiam się, gdzie spędzę ten czas. Wszyscy domownicy wyjeżdżają do rodzin, możliwe, że Charlie zostaje sama, więc to jest jedyna ewentualność, ale jeżeli wróci jej matka, to nie mam zamiaru zwalać im się na głowę. Pomyślałam o tacie. Możliwe, że pozwoli mi przenocować. Nie chcę, by chłopaki wiedzieli, że będę sama. Pewnie będą próbować mnie namówić, żebym z nimi jechała. Robili to już kilkakrotnie. Włóczyłam się po parku, tym razem ubrana porządnie w ciepły płaszcz i wysokie buty. Po tym wszystkim wciąż trudno mi się pozbierać. Dostałam śnieżką w plecy. Odwróciłam się. Ktoś porwał mnie w ramiona i zakręcił wokół siebie. 
- Cześć, piękna! 
- Zac! Zawsze tak witasz się ze znajomymi? - roześmiałam się. Tego mi właśnie brakowało. Trochę odskoczni od codzienności. 
- Tylko z tymi wyjątkowymi. - uśmiechnął się i wrzucił mnie do zaspy, po czym sam położył się obok. Starłam śnieg z twarzy i rzuciłam na niego. 
 Długo razem wygłupialiśmy się w śniegu. Kiedy zmęczeni i mokrzy usiedliśmy na ławce, on stwierdził, że jest głodny. Zaprosił mnie do małej knajpki niedaleko. Wpakowaliśmy się do środka i usiedliśmy w pobliżu kominka, ściągając najmokrzejsze części odzieży. Wystrój knajpy był w bardzo miłym, ciepłym stylu. Meble były z grubo ciosanego drzewa, na ścianach tapeta, przedstawiająca pola ze zbożem o wschodzie słońca. Żyrandol był z ogromnego, drewnianego koła od wozu, a kelnerki ubrane w spódniczki do kolan, grube, wełniane skarpety i ciemne kamizelki, narzucone na białe koszule z ozdobnym kołnierzykiem. 
- Nigdy tu nie byłam. - zauważyłam. 
- To nowy lokal. - wyjaśnił Zac. - Z polską kuchnią. Podobno jakiś polak ją otworzył. 
 Na słowo "polską" wyprostowałam się gwałtownie. Polskie jedzenie? Chyba nie wyjdę stąd aż do zamknięcia. Podeszła kelnerka i podała nam menu, zapisane na pożółkłych kartach. Nazwy dań były zapisane po angielsku, a ich polskie znaczenia w nawiasach, mniejszymi literami. Śmialiśmy się z Zakiem, próbując przeczytać bezbłędnie trudne słowa. 
- Poddaję się - westchnął chłopak, opadając na oparcie, kiedy po raz kolejny nie udało mu się wypowiedzieć słowa "karkówka". Zamówiliśmy ciepły żurek w chlebie, a na drugie danie placki ze skwarkami. Do picia wzięliśmy zwykły kompot jabłkowo-wiśniowy.


Harry*

- Wcale tak nie było! - oburzyła się, ale jej kącik ust unosił się.W ramach kary lekko uderzyła mnie w ramię.
- Czy ty mnie właśnie uderzyłaś? - zapytałem unosząc brwi.Przystanąłem.
- A co? Ślepy jesteś? - zarechotała i trafiła śnieżką w moją twarz.Ścisnąłem mięśnie twarzy.Mimo mrozu jaki ogarnął moją buźkę, roześmiałem się i poszedłem w ślady Charlie.Uformowałem kulkę śnieżną.Zanim zdążyłem rzucić w dziewczynę, ona już uciekała między drzewami.Nie stałem jak idiota, pobiegłem za nią.
Śnieg z gałęzi złośliwie zsypywał się na moją głowę, a Lottie cudem unikała takich rzeczy.
Brunetka za każdym razem gdy odwracała się, poszerzała swój uśmiech.Pewnie.Wszyscy śmiejmy się z biednego Hazzy, który został napadnięty przez głupi śnieg.
- I tak cię złapię! - rozpinam kurtkę w celu uzyskania więcej wygody.Wypycham ręce do przodu i taranuję wszystkie zamrożone krzaki.Trochę to jak gra w rugby.Tylko moją wygraną jest złapanie dziewczyny.
- Nie masz szans! - Lottie odkrzykuje i biegnie dalej.To już trzeci raz gdy się z nią ścigam.Za każdym razem przegrywałem.
Przeskakuję przez ścięte, grube drzewo i zwinnie omijam kolejne przeszkody.Mimo tego, że bieganie w śniegu nie jest łatwe to i tak świetnie się bawię.Gdyby wszystko było proste to świat byłby nudny.
Przyspieszam.Tak, niewiele dzieli mnie do złapania Charlie.Słyszę szybki oddech dziewczyny mieszający się z chichotem.Piękny dźwięk.W końcu łapię ją za ramię.Trochę mocno nią targnę przez co wpada na mnie i oboje upadamy na zimny puch, który amortyzuje nasz upadek.Moja przyjaciółka leży na mnie, a nasze twarze dzielą centymetry.Czuję jej ciepło i perfumy, które mógłbym wąchać bez chwili wytchnienia.Wyglądała przepięknie spoglądając z pod długich rzęs prosto w moje oczy.Przypomina mi małą, niewinną ciemnowłosą śnieżkę.Prawdziwa księżniczka.Moja księżniczka.Nie rozumiem jak można być tak nieskazitelnym.Każdy kto uważa, że jest nudna, po prostu jej nie zna albo jest kretynem.
- Złapałem cię. - oznajmiłem dumnie.Milczała i tylko mięciutką jak piórko rękawiczką, starła śnieg z mojego czoła.Nie wiedząc co dalej powiedzieć, leżeliśmy bez ruchu, patrząc sobie w oczy.Mógłbym tak do końca świata.Nie obchodziło mnie, że moja kurtka za moment zacznie robić się wilgotna, a potem mokra.To co czuję będąc z Charlie rozpala wszystkie moje smutki.
Nagle zdziwiłem się, że jej twarz zbliża się do mojej.Zamknęła oczy i leciutko rozszerzyła usta.Złapałem dłońmi za jej zarumienione policzki i już nie mogłem doczekać się tego co miało się zdarzyć.Tak długo na to czekałem.
- Chcę... - wyszeptała.
Ja też chcę.Pragnę poznać ten smak.Wiem, że jej usta idealnie będą pasować do moich.
W tym najmniej potrzebnym momencie, usłyszałem dźwięk mojego telefonu.Do diaska! Teraz?! Charlie szybko zsunęła się ze mnie, wstała i otrzepała z śniegu.
Oddaliłem się trochę i warknąłem do telefonu.Byłem mocno poirytowany.
- Czego, do cholery! - kopnąłem w zaspę.
- Harry? Synu, tu twoja mama. - zrzedła mi mina słysząc zdziwiony głos matki.Od razu zacząłem ją przepraszać i tłumaczyć się, że dzisiaj nie jestem w humorze.Też sobie wybrała moment. - Chciałam tylko zapytać czy zdecydowaliście się przyjechać do nas na święta.Wiesz, to już za tydzień kochanie. - przypominała.
- Wiem, mamo.Dam ci znać jeszcze w tym tygodniu. - uśmiechnąłem się i zerknąłem na Charlie.Była trochę zakłopotana.
''A i dziękuję ci mamo, że przeszkodziłaś mi w bardzo ważnej sprawie, która miała dla mnie ogromne znaczenie'' 
Pożegnałem się z moją rodzicielką i wróciłem do dziewczyny. Również dziwnie się poczułem.To już drugi raz kiedy ma to się wydarzyć, ale coś nam przeszkadza.Nie rozumiem...
Następnym razem będę miał wszystko w dupie.Choćby wielki meteor wpierdzielił w mój dom, nie zwrócę na to uwagi.
- Um, to idziemy dalej? - wymamrotałem, pocierając kark.
- Tak, idziemy.

***

Dotarliśmy do zamarzniętego jeziora.Nie było one zbyt duże, ale wystarczające na to żeby jeździć na łyżwach.Czego oczywiście nienawidzę.Podniosłem, zasypany kamień i cisnąłem nim o lód.Ani jednego pęknięcia.Nastąpiłem na śliską powierzchnię.Jazda na butach jest o wiele łatwiejsza i nie wyglądam przy tym jak idiota machając rękami.Pomachałem do zadowolonej dziewczyny i uśmiechem zachęciłem ją by do mnie dołączyła.Wyciągnąłem do niej dłoń.
- Chodź do mnie. - nakazałem.
Przytuliłem ją mocno, a potem odwróciłem.Wydała cichy okrzyk gdy objąłem ją w pasie i zacząłem kręcić w koło.Cudem nie zaliczyłem kolejnej gleby.Chociaż...gdyby mój upadek miał skończyć się tak jak tamten, to dla niej mogę być cały siny.
- Harry! Ty głupku! 
Krzyczała, śmiejąc się jednocześnie.
Odstawiłem ją i zrobiłem minę zbitego psa.



*Cassie

- Zac, jesteś kochany - wymamrotałam, kiedy siedzieliśmy obok siebie, popijając kompot. 
- No tak, masz rację. - pogłaskał mnie po włosach. Nie poświęciłam temu większej uwagi. Ludzie wchodzili i wychodzili, nikt nie zwracał na nas większej uwagi. Ot, dwoje ludzi siedzących w restauracji. Wpatrywałam się w pomarańczowe płomienie, tańczące na zwęglonych kawałkach drewna. 
- Zbieramy się? - zapytał Zac. Westchnęłam i kiwnęłam głową. Chciał zapłacić, ale uparłam się, że dopłacę i ostatecznie dołożyłam mu ćwierć ceny, co dla mnie i tak było za mało. Zwłaszcza, że ja zjadłam więcej. 



Hej, hej koniec rozdziału 23. Podoba się? Jak wrażenia? Czyta to ktoś? Podzielcie się wrażeniami ;* ~ Obli

czwartek, 21 maja 2015

22



Charlie*

Zjadłam jedną, marną kanapkę. Nic wielkiego, w końcu był to tylko chleb, ser i pomidor. Siedziałam sama w kuchni, bo Harry jeszcze spał. Jakoś nie przeszkadzało mi to, że ze mną spał, cmoknął mnie i i tulił całą noc. Czułam się bezpieczna.
Mieszałam łyżeczką w swojej herbacie mimo tego, że napój dawno wystygł. Toczyłam wojnę w swojej głowie.
Okey. Wiem, że życie nie jest idealne. Nic nie jest idealne. Sorry! Lody o smaku gumy są najlepsze!
Do kuchni wszedł Harry. Jego włosy sterczały na wszystkie boki. Wyglądał uroczo. Lekko się uśmiechnęłam, gdy przysiadł się do mnie.
- Dzień dobry. - mruknęłam popijając herbatę.
- Witam, jak się spało? - kłamałbym mówiąc, że dobrze. To było okropne uczucie budząc się wiedząc, że to stało się naprawdę. Wahałam się z odpowiedzią, więc wzruszyłam tylko ramionami.
Przez chwilę milczeliśmy.
- Em... zrobiłam ci śniadanie - przysunęłam mu talerz z tostami i omletem. Obdarzył mnie uśmiechem.
- Dziękuję.

Gdy Hazz jadł swoje śniadanie, ja brałam prysznic. Odzierałam się szczotką, by zmyć z siebie brud jego lepkich łap. Tak piekła mnie skóra, a oczy wypuściły gorące łzy. Usiadłam na śliskim siedzonku i schowałam twarz w dłoniach. W małym powietrzu robiło się cieplej, para otulała moje ciało.
- Pieprzone życie - warknęłam, uderzając o kafelkową ścianę. Za co? Za wszystko do cholery!

Wysuszyłam włosy, ubrałam się. Nawet nie nałożyłam makijażu. Po co? To i tak nie zamaskuje mojego smutku. Czyż nie? Powinnam zadzwonić do mamy. Powiedzieć jej, co się stało, wyżalić się, usłyszeć piękne, ale nie prawdziwe: Będzie dobrze. No, ale na co ja liczę? Że przyleci samolotem z tym swoim nowym kochasiem? Ba! Wolę siedzieć tu sama. Poszłam do pokoju.
Nie umiałam powstrzymać dźwięku: Ooo, jaki słodziak.

Puszysty Mentos leżał na moim łóżku z misiem w zębach i patrzył na mnie tymi oczętami. Cud miód i Mentosik.
Wskoczyłam na łóżko i wtuliłam się w psią sierść. Ale on urósł! Kilka miesięcy i taka bestia!
- Gdzie byłeś kiedy cię potrzebowałam mój ty książę?   - szepnęłam w duże ucho psa. Ten tylko polizał moją twarz. Myśli, że zwykły całus mi wystarczy? O nie!
Łaskotałam psa do bólu. Czasami czuję, że ten zwierz jest mi bratnią duszą. Dziwne?
Budzi mnie do szkoły, przynosi plecak, zamyka drzwi gdy przychodzimy ze spaceru. On bardziej się mną interesuje niż moja mama. Ostatni raz rozmawiałam z nią o świętach. Boję się o nią. Ja i moja mama nigdy tak się nie zachowywałyśmy. Gadałyśmy o wszystkim. O tym, co mnie boli, jaki chłopak mi się spodobał, jak było w szkole, co u niej w pracy, ile musiała harować w pracy.
To zanika. Blaknie jak farba na kartce. Nie chcę jej stracić.

Próbowałam kilka razy zadzwonić do rodzicielki. Wszystkie próby kończyły się tak samo. Bałam się.
Co jeżeli jej coś się stało, jeżeli ten facet coś jej zrobił? Zrezygnowana odłożyłam telefon i skubałam paznokcie. Chciałam jej wszystko powiedzieć. Wyrzucić z siebie ten strach i ból.
Gdy telefon zadzwonił zerwałam się i odebrałam.
- Mamo! Tak się ciesz...
- Cześć Charlie, tu Niall. Mogłabyś do nas przyjechać? Teraz. - posmutniałam. Liczyłam na kogoś innego. - Cassie...
Prawie zapomniałam jak oddychać. Cassandra. Rzuciłam mu szybką odpowiedź i pobiegłam do salonu.
- Harry! - w łazience paliło się światło, co oznaczało że prawdopodobnie brał prysznic. Napisałam wiadomość na kartce, dość niewyraźnie. Złapałam za kluczyki i z piskiem opon odjechałam.

***

Co jeżeli ona sobie coś zrobiła? Wczorajszy wieczór, załamka, wypadek... To jakiś chory żart!
Całą drogę obwiniałam się o wszystko. Bo to moja wina! Gdybym zachowała się jak przyjaciółka to pobiegłabym za nią, przytuliła, pocieszyła.
Nie! Ja odpoczywałam sobie w domku, jakbym była jedyną poszkodowaną. Myślę tylko o sobie! Jestem suką.
Gdy znalazłam się pod domem chłopaków wybiegłam z auta i popędziłam do drzwi, otwierając je z hukiem. Wiem, że to niekulturalne, ale nie miałam czasu na maniery.
- Cassie! - wbiegłam do salonu gdzie siedzieli chłopacy. - Gdzie ona jest?! - w moich oczach zebrały się łzy. Ich miny wyrażały smutek i spokój jednocześnie.



*Cass

 Leżałam na łóżku, już nawet nie czując potoku łez, płynącego po moich policzkach.
- Cassie, proszę. - to znowu Liam. Nie dawał mi spokoju całą noc. Głód wreszcie wyciągnął mnie z pokoju. Chłopcy spojrzeli na mnie z nadzieją.
- Nie chcę rozmawiać. Jestem tylko głodna. -  zajrzałam do lodówki. Wyciągnęłam duży kawałek czekoladowego tortu. Zamknęłam drzwi i omal nie dostałam zawału widząc Liama.
- Zamierzasz się utuczyć? - uniósł brwi, widząc moją bombę kaloryczną. Wzruszyłam ramionami. Może wtedy żaden facet by się do mnie już nie zbliżył?
- Więcej do kochania, nie? - kiedy skończyłam mój tort, wyciągnęłam kolejny kawałek.
- Cass, nie możesz udawać, że nic się nie stało. Proszę, powiedz mi, co się dzieje. Dlaczego powiedziałaś Niallowi? Sandra! - złapał mnie za nadgarstek, kiedy próbowałam go wyminąć. Z trzaskiem odłożyłam talerz na blat.
- Chwila słabości, okay? Nie chciałam mu tego mówić, ale się uparł. Teraz żałuję, że obarczyłam go takim ciężarem, nie chcę znów popełnić tego samego błędu. Proszę, Liam. - podniosłam na niego smutny wzrok. - Poradzę sobie, zobaczysz. Radziłam sobie przez 3 lata, więc i tym razem dam radę.
- Nie. - Liam był stanowczy. - Jaki ciężar? Cass, martwimy się o ciebie. Naprawdę,  po prostu powiedz. - kręciłam głową, ale on nie ustępował. - Bo... będę musiał zadzwonić na policję. Wiesz, że mogę to zrobić. - wiedziałam. Wbiłam wzrok w swoje skarpetki.
- Powiem ci..  kiedyś. Na pewno. Ale teraz nie jestem gotowa.
- Przez trzy lata nie byłaś gotowa? - uniósł brew. Miałam ochotę go uderzyć. Nawet nie wie, jak się czuję.
- Okay. Sam jesteś sobie winien. Ale nie wolno ci pisnąć ani słowa. - wymierzyłam w niego srebrną łyżeczką. Spojrzał na błyszczący metal i pokiwał głową. Opuściłam sztuciec i rozejrzałam się. - możemy gdzieś pojechać? W jakieś ustronne miejsce?







*Niall

Charlie miała szaleństwo w oczach. Niestety, musiałem ją rozczarować.
- Charlie... Ona pojechała. Z Liamem, dziesięć minut temu. Przepraszam, że musiałaś się fatygować. - mruknąłem, patrząc na skarpetki. Lottie opuściła ramiona, opadła na kanapę, obok mnie i zapytała cicho:
- Co jej się stało? - szepnęła. Westchnąłem.
- Łatwiej byłoby zapytać, co jej się nie stało. - bawiłem się palcami. - Przyszła do domu bardzo późno, cud, że jeszcze nie spałem. Od razu padła na ziemię nieprzytomna. Była zupełnie zimna, baliśmy się, że może się upiła i coś jej się stało, ale nie było od niej czuć alkoholu. - schowałem twarz w dłonie. - to do niej nie podobne. Nie wiedziałem jak się zachować. Jeszcze nikt tak się przy mnie nie zachowywał. Nie chce nic mówić. - pokręciłem głową. - Chcę jej pomóc, ale nie wiem jak.
- Niall... pomożemy jej. - podniosłem wzrok na brunetkę. - pomożemy ci Cassie, pomożemy. - mówiła coraz ciszej, po jej policzku popłynęły łzy, które już wiele razy widziałem. - Moja mała Cass, biedna Cass.
Przytuliłem ją nieco niezdarnie, reszta chłopaków milczała.


*Cass

 Opowiedziałam mu wszystko. Jak dziadek mnie wychował, jak dorastałam bez opieki i miłości rodziców, jak zmarł mój dziadek, jak poznałam mojego pierwszego i jedynego chłopaka, jak mnie zdradził, jak się upiłam i złamałam kostkę, jak znalazł mnie mój "wybawca", jak się mną zabawił, jakbym była szmacianą lalką. Jak starałam się wszystko ukrywać, jak topiłam swoje smutki w alkoholu, przy każdej okazji, jak bezpiecznie się czułam w ich domu, do czasu gdy on znów się pojawił. Jak nawiedzał mnie w snach. Wylałam na niego wszystkie moje smutki, żale, cierpienia, nie bojąc się już odrzucenia, czy oburzenia, że ludzie mają o wiele gorsze problemy, a ja się użalam nad taką błahostką i oczekuję litości. Wreszcie czułam, że może jednak coś znaczę, że ktoś się o mnie martwi, że komuś jednak zależy na moim szczęściu.
 Liam milczał, ale wiedziałam, że słucha. Chłonął każde słowo z oczami utkwionymi w linię horyzontu. Siedzieliśmy na Tower Bridge, za nami gwar samochodów i miasta nie ustawał, ale byliśmy głusi na te hałasy. Śnieg wirował wokół nas, ale byłam wreszcie dobrze ubrana i było mi ciepło. Kiedy skończyłam, skierowałam wzrok na Liama, nie próbując powstrzymać łez, gdyż wreszcie ani jedna nie próbowała wydostać się spod moich powiek.
- Powiedz coś. - mruknęłam.
- Ważne, że jesteś z nami. - odparł tylko i przytulił mnie mocno. Byłam mu wdzięczna, że nie zaczął się nade mną użalać, pytać, jak to wszystko przetrwałam, za to, że nie obiecał, że "będzie dobrze", że "wszystko się ułoży" i "zobaczysz, jeszcze będziesz się z tego śmiać".
- Dziękuję. - odwzajemniłam uścisk i siedzieliśmy tak w milczeniu, wsłuchując się w szum wody i samochodów, oglądając wspólnie statki, pojawiające się i znikające za horyzontem.


*Cass

Wróciliśmy późno wieczorem. Cały dom pogrążony był w ciszy. Na palcach przeszliśmy po salonie i powiedzieliśmy sobie "dobranoc". Przebrałam się w pokoju do piżamy, nawet nie zapalając światła. Leżąc w łóżku rozmyślałam o mojej rozmowie z Liamem, czy na pewno dobrze zrobiłam. Kręciłam się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Wreszcie wstałam i powlokłam się do kuchni. Nie wiem, czemu akurat tam, po prostu zawsze na filmach tak się robi. Wyjęłam słoik z biało - czekoladową podróbą nutelli i jadłam ją łyżką. Nawet nie zapaliłam światła, położyłam tylko włączony telefon na blacie przede mną.
Do kuchni wszedł zaspany Louis. Nie wiem, dlaczego zawsze kiedy w środku nocy chcę sobie posiedzieć sama, akurat ktoś jeszcze nie może zasnąć i mi przeszkadza. Obdarzyłam go markotnym spojrzeniem. Nie powiedział ani słowa. Wyjął z lodówki słoik masła orzechowego i usiadł na przeciwko mnie. Jedliśmy w ciszy. Zastanawiam się, co by zrobił ktoś, wchodząc teraz do kuchni. Dwoje ludzi w piżamach, siedzi na przeciwko siebie w ciemnej kuchni i je puste kalorie ze słoików. Dosyć niecodzienny widok.
- Jak się masz? - zagadnęłam wreszcie. Podniósł wzrok i chwilę na mnie patrzył.
- Normalnie - wzruszył ramionami. Westchnęłam. Chyba nie był chętny na rozmowę. Siedzieliśmy znów w głuchym milczeniu.
- Będziesz spać? - zapytał. Uniosłam oczy na niego.
- Nie.
- Mogłabyś ze mną zostać? Chyba nie czuję się najlepiej.
- Właśnie wpieprzyłeś pół słoika masła orzechowego, to co się dziwisz. - Lou uśmiechnął się na to.
- Zostaniesz?
- Zostanę.



Yaaayy!! Gotowy rozdział 22 :D :D :D co o tym myślicie? Mi się nawet podoba ;) podzielcie się opiniami, my staramy się jak możemy, ale wiadomo - koniec roku, poprawianie ocen i te sprawy. Na 23 rozdział troszkę poczekacie. Ile? Nie wiem. Tydzień? Dwa dni? Może dwa tygodnie? Postaramy się jak najszybciej. Czekamy na komentarze!! ~ Hermi 
EDIT: Jeżeli ktoś jeszcze nie widział!! Nasz drugi blog: http://youpromise3.blogspot.com/

czwartek, 23 kwietnia 2015

21



*Cass
~miesiąc później~

 Czuję się zupełnie samotna. Siedzę w swoim pokoju, zamknięta na klucz od wewnątrz i udaję, że nie istnieję. Chłopcy mi nie przeszkadzają. Louis coraz częściej przyprowadza do domu swoją dziewczynę. Annie uśmiecha się do mnie krzywo i mruga, a Lou za każdym razem udaje, że tego nie widzi. Staram się udawać, że mam to wszystko w dupie, ale średnio mi to wychodzi.
Dzisiaj chłopcy wyszli wcześnie. Śnieg już sypie porządnie. Lubię grudzień. Za kilka dni będą święta. Przeciągnęłam się i wyszłam z pokoju. Postanowiłam ogarnąć jakieś prezenty dla chłopaków.
W galerii było czuć świąteczny klimat. Natychmiast zapomniałam o Annie i rzuciłam się w wir zakupów. Przekopałam ubrania i kupiłam sobie kilka nowych ciuszków. Potem poszłam do marketu i zapełniłam cały wózek. Zamierzałam zrobić dużo świątecznego jedzenia.


*narrator 3-os

Dziewczyna była zaskoczona wyznaniem zielonookiego. Nie spodziewała się tego z żadnej strony. Mimo to, gdy wszystko sobie poukładała w głowie, poczuła przyjemne ciepło w sercu. Była szczęśliwa i chciała, by to działo się naprawdę.

Nastolatkowie po obiedzie spacerowali ulicami parku. Towarzyszyła im jedynie cisza, szum płynącej rzeki i jazgot pojazdów. Loczek od czasu do czasu otarł swoją dłonią o dłoń Charlie. Starał się być jak najbliżej niej. W końcu oboje postanowili zrobić pierwszy krok. Ich palce splotły się w mocnym uścisku. Stanęli w miejscu naprzeciw siebie. Głęboko spojrzeli w swoje oczy, zbliżyli twarze na odległość kilku centymetrów. Harry złapał za ciepły policzek dziewczyny, stykali się nosami i nie spuszczali wzroku. Dziewczyna stanęła na palcach i zbliżyła jeszcze bardziej twarz, stając się odważniejsza. Gdy oboje czuli na sobie swoje oddechy i gdy miało to się wydarzyć...
 Na drodze do ich szczęścia stanął, a raczej przejechał samochód, sprawiając, że na Lottie nie została ani jedna sucha nitka.

 ,,Charlie” Wymamrotał Harry swoim ochrypłym głosem, widząc niezadowoloną brunetkę. Charlie  w odpowiedzi wymruczała pod nosem wiązankę wyzwisk na kierowcę.
,,Chodź, zabiorę Cię do nas” Błyskawicznie ściągnął swoją kurtkę i złożył na plecy Lottie. Nastolatka sprzeciwiała się bojąc się o to, że chłopak zmarznie, ale on jej nie słuchał. Szybko podążyli do samochodu, którym potem odjechali do domu.

*Charlie

- Misiak! - Przyjaciółka wskoczyła na mnie okazując wiele miłości, którą odwzajemniłam. Zachowywała się, jakby mnie nie widziała przez rok. Okręciła mnie dookoła. Łał! Ile ona ma tej siły?
 - Dlaczego jesteś taka mokra? - Zapytała od razu. Spojrzała na mnie i Hazzę, po czym poruszała brwiami. Uderzyłam ją w ramię.
- Zboczeńcu! - Zarechotała, widząc moje różowe policzki. - Jakiś kretyn nie umie prowadzić samochodu. - Wytłumaczyłam.

*Cassie

W domu spotkałam mokrą Charlie i Harry'ego. Przepełniona szczęściem złapałam ją i okręciłam wokół siebie. Próbowali się tłumaczyć, czemu są mokrzy, ale ja wiem swoje.
- Chcecie coś do jedzenia? - zapytałam. Poszłam do kuchni, a oni za mną. - Zrobiłam spore zakupy.
Zajrzałam do torby. Chwilę szukałam jednego produktu.
- Chwila... - mruknęłam. - Miałam ochotę na lody w pudełku... takim jak na filmach, żeby móc sobie rozpaczać, pożerając kalorie. - Rozpakowałam całe zakupy, a Lottie i Hazz mi pomagali.
- Chyba nie ma. - wzruszył ramionami Loczek.
- Muszę pojechać po nie. - mruknęłam zdeterminowana. Harry przewrócił zabawnie oczami i położył mojej przyjaciółce dłoń na plecach.
- Charlie, odwiozę cię, jak chcesz. - zaproponował. Dziewczyna pokiwała głową i wyszli. Zabrałam torebkę i wyszłam za nimi.

***

Kiedy wróciłam z lodami wszyscy byli już w domu. Coś było nie tak. Siedzieli wokół stołu w salonie. Każdy patrzył w inne miejsce, milczeli, wyglądali na zmartwionych, albo przynajmniej próbowali tak wyglądać. Zaniosłam lody do pokoju, aby je potem zjeść i wróciłam do nich. Usiadłam obok Liama na kanapie i spojrzałam na Zayna, który siedział na fotelu i grał na telefonie w jakąś grę.
- Coś się stało? - zapytałam. Zayn nawet na mnie nie spojrzał tylko kiwnął głową w stronę Louisa. Tommo wyglądał na szczerze załamanego. Przekrzywiłam głowę.
- Lou? O co chodzi? - podniósł głowę. Chwilę patrzył na mnie. Milczał. Kiwnęłam się w przód i w tył. Nadal milczał, więc wstałam, by zajść do kuchni i coś zjeść.
- Annie. - powiedział tylko. Zatrzymałam się w miejscu, a moje serce drgnęło. Odwróciłam się powoli.
- Annie? Co z nią?
- Zerwała z nim. - mruknął Zayn, po czym wstał i zniknął na górze. Chłopacy patrzyli na mnie dziwnie. Lou zrobił to, co Zayn, a mijając, potrącił mnie, niby przypadkiem. Zmarszczyłam brwi, spojrzałam na Nialla pytającym wzrokiem, ale odwrócił się i też wyszedł. Opuściłam ramiona. Zapomniałam o kuchni i po kilku sekundach leżałam na łóżku z telefonem w ręku i próbowałam wymyślić o co im chodzi. Fakt pierwszy: Annie rzuciła Louisa. Fakt drugi: Louis jest załamany. Fakt trzeci: Louis jest wolny. Fakt czwarty: Chłopcy mnie już nie lubią. Ok. Nadal nie rozumiem. Myślą, że to moja wina? Niby w jaki sposób? Przez ostatni miesiąc próbowałam się ogarnąć z depresji. Potrząsnęłam głową, związałam włosy w kitkę i włączyłam losowy film na laptopie, oparłam się o ścianę i wpieprzyłam całe opakowanie lodów karmelowo-czekoladowych.

Harry*

Leżałem w swoim pokoju i gapiłem się w sufit. Krople deszczu uderzały w okno dachowe i nie potrafiłem się skupić. Przeklinałem samego siebie w myślach. Mogłem ją zabrać do parku! Nie! Ja wolałem spacerować po ulicy, a potem patrzeć jak woda z niej ocieka. Pacnij się w czoło Styles. Szybko przeniosłem się do pozycji siedzącej. Mogło być tak pięknie, romantycznie. Byliśmy już tak blisko! To są jakieś jaja! Na dodatek Lou jest smutny, a ja nie lubię kiedy Tommo jest smutny.

 Wziąłem prysznic, ale nawet tam myśli o pięknej brunetce mnie nie opuszczały. Oby to nie przerodziło się w obsesję. Wysuszyłem włosy, włożyłem dres i rzuciłem się na łóżko.

Cass*

Jest już totalnie zima. Lubię taką zimę. Ubrałam czarne rurki, ulubiony, zimowy sweter, na to wszystko narzuciłam uroczy, czerwony płaszcz i zwykłe kozaki na malutkim obcasie. Obowiązkowo nauszniki, komin, rękawiczki i telefon ze słuchawkami. Tak wyposażona mogłam wyjść na spacer. Wybrałam się jak zwykle do parku. Przechadzałam się zaśnieżonymi alejkami i obserwowałam bawiące się dzieci. Ktoś rzucił we mnie śnieżką. Odwróciłam się gwałtownie i dostałam centralnie w twarz. Zamarłam i rękawiczkami pozbyłam się zimna z policzków. Rozejrzałam się.
- Przepraszam! - usłyszałam. Podbiegł do mnie Zac. - Nie wiedziałem, że tak szybko się odwrócisz.
Przytuliłam go na powitanie.
- Dawno cię nie widziałam. Co u ciebie? - uśmiechnęłam się.
- Nudno. Za mało ciebie w moim życiu. - Mruknął. - Mogę zaprosić cię na hmm.. gorącą czekoladę?
- Naprawdę wiesz, co lubię. - pokiwałam głową. Poszliśmy do pobliskiej kawiarni.


Charlie*

Wzięłam długi prysznic. Po tej akcji na mieście pachniałam brudną wodą i spalinami samochodu. Ohyda. Wysuszyłam włosy. ''Mimo to było fajnie. Harry powiedział, że mu się podobam, prawie się pocałowaliśmy, ochlapał mnie samochód...'' Myślałam i poprawiałam swój odrażający wygląd. Ciekawe, czy inni mają takiego samego pecha jak ja? Założyłam niebieski ręcznik na głowę i ubrałam szlafrok w serduszka. Do ust włożyłam szczoteczkę z pastą i poszłam do salonu. Włączyłam telewizor i zmieniałam przez jakiś czas kanały. Zostawiłam na moim ulubionym serialu. Taka hiszpańska telenowela dla babć.
''Ding!Dong!''
Kogo tu cholera niesie? Może to Harry? Otworzyłam drzwi. Zobaczyłam kogoś, kogo widzieć nie chciałabym już nigdy.
- Grey? - Zapytałam czekając na wyjaśnienia. Co ta jednostka upośledzona genetycznie chce ode mnie o godzinie 8.00 wieczorem? Chłopak spojrzał na zegarek i uśmiechnął się.
- Umawialiśmy się wcześniej, co nie? - Upewnił się idiotycznie.
- To ty ustaliłeś, że tu przyjdziesz. - Syknęłam. Wyciągnęłam szczoteczkę z ust i wpuściłam go niechętnie. Grymas z mojej twarzy nie schodził i nie zejdzie dopóki on nie wyjdzie z mojego domu.
- Ładnie wyglądasz. - Odparł.Od kiedy on taki miły? Albo ma dobry humor albo podmienił sobie mózg.W każdym razie nie zamierzałam odpowiadać.
- Siadaj, zaraz wrócę. - Rozkazałam i pobiegłam do swojego pokoju.Przebrałam się w ubrania po domu, zabrałam potrzebne książki, materiały i wróciłam.Brunet siedział sobie wyluzowany na kanapie z nogami na stole.Zepchnęłam je i skarciłam go wzrokiem.
- Chcesz coś pić, jeść? - Zapytałam.Mimo tego, że jest dupkiem postanowiłam być uprzejma.
- Wodę poproszę. - Nie spuszczał wzroku z mojego ciała.Fuj...dobrze, że nie wiem co sobie teraz myśli.Idiota.
Przyniosłam mu wodę i usiadłam w bezpiecznej odległości.
- Przeczytaj rozdział 6, potem przeczytaj go ponownie bo za pierwszym razem nie zrozumiesz, wyłoń z tekstu najważniejsze informacje i napisz je na kartce. - Powiedziałam oschle i sama zabrałam się do roboty.

***

Praca z Dylanem nie okazała się być aż taka zła.Chłopak jest upierdliwy, wkurzający, denerwujący, i wszystko inne negatywne co kończy się na -ący. Jednak jest mądry.Wielkie przeciwieństwo tego co dzieje się w szkole.Tam chce się popisać przed kolegami, a tu normalnie pracuje.Nie mogę sama w to uwierzyć.Mimo spokoju jaki panował w pracy i tak odliczałam minuty aż wyjdzie.
Dźwięk przychodzącej wiadomości zniszczył kompletną ciszę.Odblokowałam telefon i przeczytałam sms'a od Hazzy.
 Harry: '' Nie mogę zasnąć, pomożesz mi? xoxo '' 
Uśmiechnęłam się i odpisałam.
Me: Chciałabym ^,^ Ale teraz robię ten głupi projekt -,-
Wysłałam na co po kilkunastu sekundach dostałam odpowiedź.
Harry: Sama? To może ja przyjadę i ci pomogę ;* 
Wiedziałam, że teraz się uśmiecha.Ciekawe czy on wie, że ja też suszę zęby.
Me: Niestety z Dylanem :( Ale nie jest aż tak źle...
Przez jakiś czas nie dostałam odpowiedzi.Może zasnął? Wróciłam do swojej roboty.Spojrzałam krótko w bok.Grey siedział o wiele bliżej niż wcześniej.Musiałam tego nie zauważyć gdy psiałam z Harrym.Zrobiłam lekkiego zeza.
- Skończyłem. - Brunet odstawił gotową kartkę i jeszcze bardziej zmniejszył między nami odległość.
- Zimno ci? - Zapytałam na co parsknął śmiechem.Co on taki wesolutki? Wiewióry w gaciach ma?
- Charlie, Charlie, Charlie... - Kręcił głową i uśmiechał się sztucznie.Co on znowu kombinuje? Nie podobało mi się jego zachowanie.
- Co, co, co...? - Westchnęłam.Ciekawe czy jego głupota boli? No i czy można się do tego przyzwyczaić? To pewnie trudne.



- Pamiętasz wrzesień? - Zmarszczyłam czoło.Co on ma na myśli mówiąc wrzesień? - Ten dzień kiedy Styles dostał po mordzie? - Wszystko sobie przypomniałam.To było okropne! Harry trafił do szpitala przeze mnie.Obronił mnie przed tym złym człowiekiem, który siedzi obok mnie.To było takie słodkie, ale i przerażające.
- Nie tylko Harry dostał. - Warknęłam.Przecież ja też dostałam! I to nie lekko.Cwaniaczek objął mnie ramieniem w talii na co drgnęłam.Przybliżył swoje wargi do mojego ucha.Chciałam jakoś zareagować, ruszyć się, ale siedziałam nieruchoma jak słup soli.Każde jego słowo było udręką i paraliżowało mnie.Bałam się.
- Obiecałem ci coś wtedy prawda? - Wcale nie.Nic mi nie obiecywał.Jego ciepły oddech był taki obcy, a zapach mocnych perfum drażnił moje nozdrza.Nie czułam się dobrze, a już na pewno bezpiecznie.
- Możesz już iść. - Wybełkotałam odsuwając głowę.Nie puścił.Zacisnął mocniej dłonie na moich nadgarstkach.Bolało. - Puść. - Powiedziałam błagalnym głosem.Jak na złość przyssał swoje mokre usta do mojej szyi. - Puszczaj natychmiast! - Krzyknęłam zaniepokojona.Roześmiał się i popchnął mnie na kanapę.Usiadł na mnie okrakiem, założył moje ręce za plecy i wrócił do całowania.Jedna ręką przysłonił moje usta, a drugą jeździł pod koszulką.Z pod moich zamkniętych powiek wylał się potok słonych łez.Czułam się jak tania dziwka.Ten nieczuły dotyk, ohydne wargi i świńskie słowa
tego kryminalisty.Wierciłam się, kopałam, ale chłopak był silniejszy. - Pomocy! - Wydarłam się w chwili jego nieuwagi.Dostałam z otwartej ręki tak, że ślina opuściła moje usta.
- Zanim on to zrobi to ja się z tobą zabawię. - Szeptał do mojego ucha.Drżałam ze strachu.Jaki on?Stopień mojego lęku nie mieścił się w skali 1 do 10. - Skąd w tobie tyle nienawiści do mnie, co? - Zapytał uśmiechnięty.
- We mnie?! - wykrzyczałam.Miałam ochotę splunąć mu prosto w twarz albo wytrzeć buty o jego mordę. - To ty próbujesz mnie zgwałcić! - próbowałam wyrwać dłonie z jego uścisku, ale nie potrafiłam...gdybym tylko była Cassie...dałabym radę...
- To nie będzie gwałt kochanie. -  powiedział z szyderczym uśmiechem po czym zaciągnął się zapachem moich włosów. - To będzie twoja najlepsza noc w życiu... - rozpłakałam się jak dziecko.Słysząc te słowa byłam załamana.Po kilku długich chwilach dałam sobie spokój.Nie dam rady.Oparłam głowę na bok i zamknęłam łzawiące oczy.To koniec.Moja psychika jest cieniutka i Dylan własnie ją przebija.Niszczy mnie.
- Już się poddałaś? - zapytał zdziwiony. - Czyli mam nad tobą pełną kontrolę? - chciałam umrzeć.To było jedyne czego pragnęłam w tamtej chwili.Jęknęłam gdy ten tyran podwijał moją koszulkę do góry odsłaniając moje zdrętwiałe ciało.
- Proszę zostaw mnie... - błagałam, a mój głos coraz bardziej łamał się.Zaczęłam dusić się swoimi łzami, nie potrafiłam nabrać tchu.Znalazła się nadzieja! Na dodatek ciężkie ciało tego potwora napierało mocno na moją klatkę piersiową.Czułam jak wszystkie żebra uginają się i trzeszczą.
- Co-o...ja ci,i takiego zr-obiłaam... - z wielkim trudem wydusiłam te kilka słów.Dotykał i całował mnie po całym ciele.Czułam się taka brudna, wstydziłam się swojego ciała.Całkiem odechciało mi się żyć.
- Jesteś gorąca, wkurzająca i taka bezbronna. - pocałował mnie namiętnie.- Przyłóż się! - spoliczkował mnie.
- Nienawidzę cię! - wydarłam się na cały głos, a w całym domu powstało echo.

***

Harry*

Po tym jak Lottie napisała mi, że jest u niej Dylan moja krew zaczęła się gotować.Napisałem jej potem, że wpadniemy do niej.Zaniepokoiło mnie to, że nie odpisała.Nie pozwolę temu człowiekowi...sam nie wiem czy on w ogóle jest człowiekiem! On nie ma litości do nikogo i do niczego.Wszystko co go wkurzy niszczy na miazgę.Nie czułem się bezpieczny wiedząc, że on tam jest z nią.Ona z nim...bałem się.Zszedłem do kuchni po sok.Nalałem napoju do szklanki i usiadłem na krześle.Poczułem pod tyłkiem coś miękkiego, jakiś materiał.Zabrałem to i zobaczyłem, że to bluza Charlie.Musiała jej zapomnieć.Chciałem napisać kolejnego sms'a gdy nagle do kuchni wpadł Lou, a za nim Zayn.Malik śpiewał o ile można było to nazwać śpiewaniem, za nim przypałętał się Nialler próbujący przekrzyczeć Mulata.Na koniec przyszedł Liam.On jedyny próbował ogarnąć całą sytuację.

If my body was on fire,
oh you'd watch me burn down in flames.
You said you loved me you're a liar
cause you never, ever, ever did baby!

Jeżeli moje ciało stanęłoby w ogniu
oh, przyglądałabyś się, jak spaliłbym się w płomieniach
Powiedziałaś, że mnie kochasz, jesteś kłamcą,
bo ty nigdy, nigdy, przenigdy mnie nie kochałaś,

- Zayn... - zaczął smutny Lou.Jego wzrok przepełniony był bólem. - To nie pomaga. - zajrzał obojętnie do lodówki. - Widzisz...nawet marchewki nie są odpowiednim lekarstwem na złamane serce. - wskazał na warzywa.Faktycznie piosenka Bruno Marsa - Grenade nie jest zbyt pocieszająca.
- Co się tak drzecie? - do kuchni przyczłapała się Cassie.Poczochrała się po włosach i ziewnęła.
- Jak to drzecie? - zapytał z wyrzutem Zayn. - Staram się pozbierać złamane na milion kawałeczków serce Tommo...spójrz tylko na niego. - wskazał niebieskookiego. - Nie myje się, nie goli, nie je...
- Zayn.... - stęknął Lou.
- Zobacz jak ten człowiek wygląda! Wory pod oczami, krzywy ryj i ta obojętność do wszystkiego! - mówił Malik.
- Zayn... - Louis próbował zakończyć przemowę przyjaciela.
- Możliwe, że jego serce już nigdy nie zacznie normalnie funkcjonować, poskleja je tanią taśmą z Tesco, ale już nigdy nie zacznie kochać! Już nigdy nie wypnie piersi w przód stojąc przed ukochaną.Nigdy nie powie swojej wybrance jak bardzo ją kocha, nigdy nie stanie przed ołtarzem wraz ze swoją królową...i nigdy nie zamoczy...heh - to ostanie powiedział lekko rozbawiony.Nawet Louis się uśmiechnął. - Zrozum! Trzeba go wyleczyć! Jak wy sobie wyobrażacie przyszłość Louisa Tomlinsona bez kobiety! Biedaczyna rozpije się, będzie wpierdzielał chrupki na kanapie i oglądał tą idiotyczną hiszpańską telenowelę dla babć! - wszyscy staliśmy oszołomieni wypowiedzią Zayna na temat smutnego Louisa. Przez sekundy w kuchni panowała grobowa cisza. Zniszczył ją Horan głośno klaszcząc. Blondyn podszedł do Malika i lekko szturchnął go ręką w ramię.
- Jesteś specjalistą od dołowania zdołowanych ludzi stary. - Zayn posłał mu krzywe spojrzenie. - Ale podziwiam cię za to, że... em...ee... - Niall próbował znaleźć w nas ratunek. - Em...za to, że ładnie dziś ułożyłeś włosy. - blondyn uśmiechnął się i uniósł lekko ramiona. Wszyscy pacnęliśmy się w czoło.
 Spojrzałem na ekran telefonu. Skasowałem wiadomość i podszedłem do Cassie.
- Jedziemy do Charlie? Nie wytrzymam tu z nimi. - dziewczyna zgodziła się bez dłuższego namawiania. Szybko się przebraliśmy i odjechaliśmy zostawiając tych pajaców samych.

***

- Gdzie byłaś? - zagadnąłem. Wzruszyła ramionami.
- Spotkałam Zac'a. - zapatrzyła się w zaspy śniegu za oknem, ucinając rozmowę.
Byliśmy pod domem Charlie po 20-stu minutach. Wyglądał spokojnie, w dwóch oknach paliło się światło, ale i tak miałem złe przeczucia. Cassie bez pośpiechu pozbierała się i wyszła z samochodu. Kiedy szliśmy w stronę drzwi rzuciłem:
- Jest u niej Dylan.
- Co?! - zdrętwiała i przyśpieszyła kroku. Zapukała gwałtownie do drzwi. Nikt nie otwierał. Staliśmy chwilę w ciszy, po czym znów zapukaliśmy i zadzwoniliśmy kilka razy na dzwonek. Cass dewastowała drzwi pięścią, a dzwonek chyba już wysiadł.
- Charlie! - krzyknęła, była roztrzęsiona. - Charlie, otwórz!
Z wnętrza domu rozległ się przytłumiony krzyk i wtedy Cassie i ja nie wytrzymaliśmy. Razem z całej siły naparliśmy na drzwi i otworzyły się z hukiem.
- Charlie! To ja! Charlie! - Sandra wbiegła do domu i rzuciła się w stronę salonu, a ja za nią. Jeżeli ten chuj chociaż ją dotknął, tak dostanie po mordzie, że raz na zawsze da sobie spokój. Nagle przypomniałem sobie, że kiedy ostatnio dawałem pokaz swojej siły w celu obrony Lottie średnio mi wyszło. Zacisnąłem pięści z całej siły. Krzyk Cass ściągnął mnie na ziemię. W furii złapałem Grey'a za ubranie i rzuciłem nim o stół. Uderzył się w głowę. Wstał zaraz i rzucił się na mnie. Nie zdążyłem zareagować, a już leżałem na ziemi, a on uśmiechał się pokpiewająco. Nagle stracił równowagę. Cass przyłożyła mu z pięści w twarz. Usiadła mu na klatce piersiowej i zaczęła go okładać. Złapał ją za nadgarstki i wykręcił. Chwilę się szarpali, po czym popchnął ją, a ona przewracając się pociągnęła go za sobą. Nie miałem ochoty patrzeć na to, ani czasu, by przejąć się moją kuzynką. Rzuciłem się do Charlie i przytuliłem. Przywarła do mnie i płakała głośno. Starałem się opanować i uspokoić ją. Nic dla mnie nie miało znaczenia, tylko ona. Nagły krzyk bólu Cass zwrócił moją uwagę. Byłem zmuszony zostawić Lottie. Pogłaskałem ją po policzku i wstałem. Z wargi Sandry leciała krew, koszulę miała rozdartą, włosy w nieładzie. Była przyciśnięta do ściany przez Dylana, który przybrał inną taktykę i teraz próbował pozbawić ją cnoty. Walnąłem go wazonem w głowę i osunął się na ziemię. Cassie miała puste spojrzenie. Zerknęła na Charlie, po czym na mnie, a potem na swoje ciało, w połowie nagie. Po jej policzku spłynął potok łez i nie zwracając na nic uwagi wybiegła z domu.
- Zajmij się nią, Hazz. - usłyszałem tylko. Wyrzuciłem kuzynkę z myśli i usiadłem obok roztrzęsionej Charlie. Przygarnąłem ją i pozwoliłem płakać w koszulę. Głaskałem ją po włosach, gładziłem ramiona i nuciłem cicho jakąś melodię. Po pół godzinie podniosła wzrok i spojrzała na mnie. Jej oczy były podpuchnięte i zaczerwienione, makijaż rozmazany, a policzki mokre. Trzęsła się wciąż. Dotknęła mojego policzka.
- Harry. - szepnęła. - To ty. - zamknęła oczy, a z jej oczu znów wypłynęły łzy. - Dziękuję.
Przytuliła mnie i oparła głowę na piersi. Nagle zesztywniała i obróciła głowę w stronę nieruchomego ciała Grey'a.
- On.. on tu jest. - po jej ciele przebiegł dreszcz. - Harry...
- Zadzwonię na policję. - przerwałem jej i wyciągnąłem telefon z kieszeni. Pokiwała tylko głową, ale wciąż gapiła się na Dylana.

*Cass*

Wybiegłam z domu Charlie, zostawiając ją pod opieką Harry'ego. Ominęłam samochód i wpadłam na chodnik. Było ciemno, pusto i okropnie. Nie miałam kurtki, czapki ani nic. Na nogach miałam zwykłe trampki, bo nie chciało mi się ubierać kozaków wcześniej. Śnieg wpadał mi do butów, zaplątywał się we włosy i spływał po policzkach, w zetknięciu z ciepłem skóry, zamieniając się w łzy. Znowu to samo. Znowu. Znowu. Znowu. Zimno przenikało mnie do szpiku kości, mroźny wiatr pomiatał kawałkiem mojej koszuli, drażnił ranę na wardze. Potknęłam się i upadłam w śnieg. Podniosłam się na kolana. Po policzkach popłynęły łzy, a ja czułam się brudna. Błądziłam zmarznięta po ulicach Londynu, wreszcie zapuściłam się w ciemny park. Miałam ataki drgawek, nie czułam niemal całego ciała. Spojrzałam w niebo i głośno oskarżyłam księżyc i gwiazdy o wszystkie krzywdy, których doświadczyłam.

Objęłam się swoimi rękami i pozwalałam, by śnieg miękko opadał na moją zimną twarz. Usłyszałam głos syreny policyjnej. Rozejrzałam się i ruszyłam powoli w stronę domu. Było późno, możliwe, że chłopacy już śpią.





*Charlie*

Zazwyczaj gdy jesteśmy smutni, zranieni, dotknięci przykrym, złym zdarzeniem to zamykamy się w sobie. Nie chciałam tego. Pragnęłam wykrzyczeć jak bardzo mi źle, powiedzieć komuś że go kocham i usłyszeć Ja Ciebie mocniej kochanie. Miałam ochotę coś rozwalić, uderzyć kogoś, zranić tak jak ja zostałam zraniona. Pragnęłam zemsty.
 W tamtych chwilach nie potrafiłam spojrzeć na nic z dystansem, a mój płacz i ból podsycał smutek. Nakręcałam się tym jak zegarek. Nie umiałam zapomnieć o tym dotyku, słowach, wyrazu jego twarzy. Wyglądał jak szatan. Cieszył się moimi łzami, cierpieniem. To było okropne.
Wpatrywałam się w jeden punkt. Był to kominek, w którym tańczył ogień. Czułam, jak ciepło ogniska otula moje ciało, co było przyjemne. Chciałam zapomnieć o tym wieczorze i wrócić do wcześniejszego życia. Tylko to nie jest takie łatwe.
Policja przeprowadziła krótkie rozmowy ze mną i Harrym. Pytali o wszystko. Nie odpowiedziałam na niektóre pytania. Gdy pytali, co Grey mi zrobił to wtulałam się w tors Hazzy i płakałam. Na szczęście jest tu ze mną. Gdyby nie Loczek i Cass to ten potwór mógłby całkiem zniszczyć moje życie. Jestem im dłużna i wdzięczna za wszystko.
Poczułam dłoń na ramieniu, na co drgnęłam. Nie bałam się, po prostu znałam ten dotyk na pamięć. Starałam się unieść kącik ust co średnio mi wychodziło. Ciężko jest szczerze się uśmiechnąć po czymś takim. Uniosłam wzrok na twarz Harry'ego. On jest taki... onieśmielający.


Położył swoją ciepłą i dużą dłoń na moim kolanie. Lekko przygryzłam wargę, co Harry chyba zauważył bo uśmiech pojawił się na jego twarzy. Poczułam, jak się rumienię. Wtopa. Moja dłoń znalazła się na jego dłoni. Nabrałam trochę pewności siebie i splotłam nasze palce w jedną całość. Poczułam jego zdziwienie, ale jakby też... zachwyt? Coś w tym rodzaju. Chciałam od niego więcej... chciałam poznać to uczucie. Chciałam posmakować jego malinowych ust, które były tak kuszące. Wszystko byłoby takie piękne. To były oczywiście tylko przypuszczenia.



*Cass

Gdy dotarłam do domu, czułam, że moje ciało więcej nie wytrzyma. Mój rozum wołał o pomoc medyczną, serce krzyczało, żeby się zamknął. Oparłam czoło o drzwi, dłońmi próbując odnaleźć klamkę. Nacisnęłam, a moje przez moje ciało przeszedł dreszcz, gdy okazało się, że są zamknięte. Przeszukałam kieszenie i z westchnieniem ulgi wyciągnęłam mały srebrny kluczyk. Chwilę zajęło mi trafienie do dziurki, po policzkach spłynęły kolejne łzy, kiedy mózg wyemitował informację o niechybnej śmierci pod drzwiami domu. Otworzyłam wreszcie klamkę, zachwiałam się i przewróciłam w głąb mieszkania. Leżałam chwilę, rozkoszując się lekkim ciepłem, rozpraszanym jedynie przez powietrze, które wtargnęło przez otwarte drzwi. Z bólem wstałam i zamknęłam drzwi. Dotarłam do salonu i nie zwracając uwagi na nic zwaliłam się nieprzytomna na dywan.


Niall*

Kiedy zgłodniałem poszedłem do kuchni. Zjadłem coś, wypiłem sok, po czym poszedłem do salonu. Niestety, nie zawędrowałem zbyt daleko. Przewróciłem się na czymś miękkim. Okazało się, że to nasza Cass. To tak w skrócie co zdarzyło się wcześniej.
Teraz próbowałem ocucić nieprzytomną dziewczynę.
- Cass... - jęczałem wystraszony bo przyjaciółka nie dawała żadnych znaków życia. Oprócz oddychania.
- Cassie obudź się! - potrząsałem nią, ale nie mocno. Byłem zmartwiony i wystraszony. Machałem książką przed jej twarzą, chlapałem trochę wodą ze szklanki, ale jej powieki nie podnosiły się. Głośno oddychałem, a mózg jakby wyparował.
- Zayn! - zawołałem szybko i głośno. Gdy jeszcze nie usłyszałem kroków wydarłem się po raz drugi. - Zayn do cholery! - pewnie już spał.
Kiedy już wparował do salonu patrzył wzrokiem byka.
- Co kuźwa?! Już spałem! - uniósł ręce.
- Cassie. Ona nie otwiera oczu. - powiedziałem, na co zdziwił się. Obrzucił dziewczynę przelotnym spojrzeniem. Pomógł mi przenieść Sandrę na kanapę.
- Może dlatego, że śpi? - Malik idioto, nie każdy kto ma zamknięte oczy śpi. Pokiwałem głową. - Może znowu się upiła? To w jej stylu. - mruczał niewyraźnie z przymkniętymi lekko powiekami. Przewróciłem oczami i szturchnąłem go.
Nie poczułem alkoholu z jej ust. Obawy rosły.  Dotknąłem jej policzka. Było lodowate, jej skóra była blada, niemal niebieska, warga rozcięta. Biła się?
- Zadzwoń po pogotowie! - krzyknąłem. Zayn pobiegł na górę. Wrócił po chwili, ale nie on sam. Louis i Liam również przybiegli. Gdy Tommo zobaczył nieruchomą Cass, wystraszył się. Zauważyłem w jego oczach niepokój.
- Niall, co jest? - zapytał klęcząc przy kanapie, na której leżała nasza przyjaciółka. Wzruszyłem ramionami.
- Z-znalazłem ją w holu, leżała tam...i... - mój głos łamał się, byłem zdenerwowany. Louis pogładził ją po policzku i spojrzał na Malika.
- Zadzwoń na... - znów spojrzał na twarz dziewczyny. Powędrowałem za jego wzrokiem. Ujrzałem jak powieki Sandry leciutko, ledwo widocznie drgają, a później powoli unoszą.
- Cassie! - ucieszyłem się, a kamień spadł mi z serca. Przytuliłem ją mocno. Kiedy spojrzałem w jej oczy widziałem pustkę. Patrzyła, ale nie widziała. Była jakby... zamrożona?


Harry*

Leżałem na kanapie. Charlie przytulona do mnie z głową na mojej klatce piersiowej. W salonie paliła się tylko jedna lampka, a ogień w kominku dawno zgasł. Moje myśli krążyły wokół zranionej brunetki. Przed oczami wciąż tkwił obraz jak płacze. Co stałoby się gdybyśmy przyjechali później, albo w ogóle nie przyjechali? Straciłbym ją. Odrzucałaby mnie, bałaby się każdego mojego dotyku. Spojrzałem na jej twarz, którą gładziłem dłonią. Spokojnie spała.
- Nawet nie wiesz ile dla mnie znaczysz Lottie... - powiedziałem i ucałowałem jej dłoń.
Nie chciałem spać na tej kanapie. Zbyt wiele tu się zdarzyło. Zabrałem dziewczynę do jej pokoju. Pewnie będzie jej niewygodnie w ubraniach. Gdy przypominam sobie pół nagie ciało Charlott twardnieję. Rozpiąłem dwa pierwsze guziczki jej bluzki. Tylko, że... teraz nie mogę. Po tym, co ją spotkało kilka godzin temu, mam ją teraz rozbierać? Harry, miej swój rozum. Opanuj swoją chcicę. Jedyne, co mogłem zrobić to ściągnąć jej bluzę i swoje spodnie. Wtuliłem się w jej małe, delikatne ciało, pocałowałem w nos i zamknąłem oczy.

***

Pomacałem miejsce obok gdzie spała Lottie. Poczułem tylko materiał. Zerwałem się na nogi. Gdzie ona jest? Opuściłem pokój i powędrowałem w samych bokserkach i czarnym podkoszulku. Szukałem jej po pokojach, ale po Charlie ani śladu. Gdzie ją wcięło?
- Charlie! - krzyczałem. Wparowałem do kuchni. Stała i smażyła coś na patelni. Najbardziej zdziwiło mnie to, że stała tam w samej koronkowej bieliźnie. Poczułem, że moja twarz robi się purpurowa, a zęby przygryzały wargę. Po sekundzie odwróciła się i wystraszyła na mój widok. Mrugałem kilka razy oczami by sprawdzić czy to nie tylko sen. Szczypałem się, ale nic się nie działo. Ciemnowłosa piękność podeszła do mnie uwodzicielskim krokiem. Nie mogłem nie patrzeć na jej krągłości. Złapała jednym palcem za mój podbródek i skierowała na swoją twarz.
- Jesteś uroczy gdy tak na mnie patrzysz. - drżałem z każdym jej wypowiedzianym słowem. - Ale tu mam twarz. - wodziła palcem po moim torsie. Nie poznawałem jej. Nie była sobą. - Pocałuj mnie. - poprosiła z nutką żądzy. Spełniłem jej rozkaz. Pocałunek ze spokojnego przerodził się w agresywny, pełen pożądania. Nasze ciała stykały się, chciałem mieć ją przy sobie jak najbliżej. Nie bałem się jej dotykać, a jej to nie przeszkadzało. Podniosłem ją i pozwoliłem opleść się jej nogami. Posadziłem ją na blacie kuchennym i bezustannie kosztowałem jej ust. Nie mogłem uwierzyć, że w końcu to się dzieje. Mogę ją dotykać, całować i szeptać świńskie słowa do ucha. Jednak wszystko wydawało się piękne do czasu, gdy usłyszałem trzask i wszystko znikło.

Szeroko otworzyłem oczy. Co to było?! Moje mięśnie napinały się i to dosłownie wszystkie, bez wyjątku. Koszulka była spocona. Spojrzałem w bok. Charlie nadal spała słodko. Przeczesałem włosy palcem wypuszczając przy tym powietrze. O czym ja śnię?! Nie mówię, że mi się nie podobało, ale... nie ważne. Nabrałem kilka wdechów i wróciłem do snu. Przytuliłem się do dziewczyny i zatopiłem swoją twarz w jej pachnących włosach.


*Liam

- Cassie? Cass? Sandra? Sandruś. - mamrotałem jej do ucha, przytulając lekko. Nie odzywała się. Od dwóch godzin nie powiedziała ani słowa. Domyśleliśmy się, że szła przez to zimno w samej podartej koszuli i spodniach. Musiała nieźle wymarznąć. Powoli przyzwyczajaliśmy ją do ciepła, otulając ciepłym ręcznikiem z kaloryfera i podając ciepłą, ale nie gorącą herbatę. Przyjmowała wszystko spokojnie, ale nie reagowała na nasze zaczepki, jakby część jej gdzieś odeszła.
- Cassie. - mruknął Louis, kucając przed nią. Zwróciła na niego martwy wzrok. - Może... może powiesz, co się stało? - zamrugał i spojrzał na nią prosząco. Nie reagowała. Z jej policzka popłynęła pojedyncza łza, znów wpatrzyła się w czarny ekran telewizji. Niall krążył po salonie i mamrotał coś pod nosem. Nagle zatrzymał się.
- Nie. Ja już nie mogę, kiedy ty jesteś w takim stanie, Cass. Muszę im powiedzieć. Przecież widzisz, jak się martwią. - Westchnąłem, bo wiedziałem, że nie zareaguje. Ale dziewczyna zerwała się spod koca i spojrzała na niego ze złością.
- Ufam ci, Niall. - odwróciła się i poszła do swojego pokoju, starając się powstrzymać łzy.
Rzuciliśmy się do blondyna z masą pytań, ale zbywał nas, wciąż powtarzając, że Cassie mu zaufała. Mój telefon zawibrował, a ja rzuciłem się, by odebrać.
- Cześć, Liam. Pamiętasz mnie jeszcze? - moje serce mocniej zabiło. Jak mógłbym nie pamiętać? - Jestem w Londynie na kilka tygodni i tak sobie pomyślałam, że może byśmy się spotkali?
- Ja... oczywiście. Bardzo chętnie.
- Świetnie. Dasz radę dziś? - zawachałem się. Spojrzałem na drzwi pokoju Cass. Nie.. nie mogę teraz się z nią spotkać. Nie przestawałbym myśleć o Sandrze.
- Przykro mi. Naprawdę dziś się nie wyrobię. Za to jutro jestem cały twój. - Miałem nadzieję, że nie odbierze tego źle.
- Okay. To do jutra. - niemal słyszałem, jak się uśmiecha. Chłopaki patrzyli na mnie z zaciekawieniem, z wyjątkiem Louisa, siedzącego pod drzwiami Cass i próbującego ją uprosić, by z nim porozmawiała.
- Chyba właśnie umówiłem się na randkę. - mruknąłem. Niall i Zayn uśmiechnęli się, na ile mogli w obliczu obecnych wydarzeń i poklepali mnie po plecach. Usiadłem na kanapie i próbowałem siłą woli wyciągnąć Cassandrę z pokoju.

Po dwudziestu minutach kazałem chłopakom iść do pokojów. Ja zostałem. Siedziałem  pod jej drzwiami zrezygnowany. Starałem się na wszystkie sposoby wyciągnąć przyjaciółkę z pokoju. Lekko uderzałem tyłem głowy w dębowe drzwi.
- Cassie... Cass... Sandruś.... - mruczałem. - Otwórz proszę drzwi... chcę tylko porozmawiać. - mówiłem coraz bardziej śpiący. Czułem, jak mój kręgosłup pada. Wstałem, prostując kości, co wydało dziwny dźwięk. Muszę się dowiedzieć co się stało. I gdzie, do cholery, jest Harry? Razem chyba pojechali do Charlie. Znowu się pokłócili? A było tak dobrze.
- Cassandro... nie chcesz to nie mów. - zacząłem. - Tylko by ci ulżyło, ale... nie to nie... - odszedłem do swojego pokoju, w milczeniu tylko kopiąc w poduszki.


No i jest rozdział 21! Trochę sprawy się skomplikowały. Dziewczyny zostały zranione, chłopcy nie wiedzą o co chodzi (oprócz Hazzy i częściowo Nialla) Jak myślicie, co będzie dalej? Swoje przypuszczenia możecie umieszczać w komentarzach. (Przepraszamy za jakiekolwiek błędy ortograficzne) :*
Czekajcie na ROZDZIAŁ 22! Love