*Cass
~miesiąc później~
Czuję się zupełnie samotna. Siedzę w swoim pokoju, zamknięta na klucz od wewnątrz i udaję, że nie istnieję. Chłopcy mi nie przeszkadzają. Louis coraz częściej przyprowadza do domu swoją dziewczynę. Annie uśmiecha się do mnie krzywo i mruga, a Lou za każdym razem udaje, że tego nie widzi. Staram się udawać, że mam to wszystko w dupie, ale średnio mi to wychodzi.
Dzisiaj chłopcy wyszli wcześnie. Śnieg już sypie porządnie. Lubię grudzień. Za kilka dni będą święta. Przeciągnęłam się i wyszłam z pokoju. Postanowiłam ogarnąć jakieś prezenty dla chłopaków.
W galerii było czuć świąteczny klimat. Natychmiast zapomniałam o Annie i rzuciłam się w wir zakupów. Przekopałam ubrania i kupiłam sobie kilka nowych ciuszków. Potem poszłam do marketu i zapełniłam cały wózek. Zamierzałam zrobić dużo świątecznego jedzenia.
Dzisiaj chłopcy wyszli wcześnie. Śnieg już sypie porządnie. Lubię grudzień. Za kilka dni będą święta. Przeciągnęłam się i wyszłam z pokoju. Postanowiłam ogarnąć jakieś prezenty dla chłopaków.
W galerii było czuć świąteczny klimat. Natychmiast zapomniałam o Annie i rzuciłam się w wir zakupów. Przekopałam ubrania i kupiłam sobie kilka nowych ciuszków. Potem poszłam do marketu i zapełniłam cały wózek. Zamierzałam zrobić dużo świątecznego jedzenia.
*narrator 3-os
Dziewczyna była zaskoczona wyznaniem zielonookiego. Nie spodziewała się tego z żadnej strony. Mimo to, gdy wszystko sobie poukładała w głowie, poczuła przyjemne ciepło w sercu. Była szczęśliwa i chciała, by to działo się naprawdę.
Nastolatkowie po obiedzie spacerowali ulicami parku. Towarzyszyła im jedynie cisza, szum płynącej rzeki i jazgot pojazdów. Loczek od czasu do czasu otarł swoją dłonią o dłoń Charlie. Starał się być jak najbliżej niej. W końcu oboje postanowili zrobić pierwszy krok. Ich palce splotły się w mocnym uścisku. Stanęli w miejscu naprzeciw siebie. Głęboko spojrzeli w swoje oczy, zbliżyli twarze na odległość kilku centymetrów. Harry złapał za ciepły policzek dziewczyny, stykali się nosami i nie spuszczali wzroku. Dziewczyna stanęła na palcach i zbliżyła jeszcze bardziej twarz, stając się odważniejsza. Gdy oboje czuli na sobie swoje oddechy i gdy miało to się wydarzyć...
Na drodze do ich szczęścia stanął, a raczej przejechał samochód, sprawiając, że na Lottie nie została ani jedna sucha nitka.
,,Charlie” Wymamrotał Harry swoim ochrypłym głosem, widząc niezadowoloną brunetkę. Charlie w odpowiedzi wymruczała pod nosem wiązankę wyzwisk na kierowcę.
,,Chodź, zabiorę Cię do nas” Błyskawicznie ściągnął swoją kurtkę i złożył na plecy Lottie. Nastolatka sprzeciwiała się bojąc się o to, że chłopak zmarznie, ale on jej nie słuchał. Szybko podążyli do samochodu, którym potem odjechali do domu.
*Charlie
- Misiak! - Przyjaciółka wskoczyła na mnie okazując wiele miłości, którą odwzajemniłam. Zachowywała się, jakby mnie nie widziała przez rok. Okręciła mnie dookoła. Łał! Ile ona ma tej siły?
- Dlaczego jesteś taka mokra? - Zapytała od razu. Spojrzała na mnie i Hazzę, po czym poruszała brwiami. Uderzyłam ją w ramię.
- Zboczeńcu! - Zarechotała, widząc moje różowe policzki. - Jakiś kretyn nie umie prowadzić samochodu. - Wytłumaczyłam.
*Cassie
W domu spotkałam mokrą Charlie i Harry'ego. Przepełniona szczęściem złapałam ją i okręciłam wokół siebie. Próbowali się tłumaczyć, czemu są mokrzy, ale ja wiem swoje.
- Chcecie coś do jedzenia? - zapytałam. Poszłam do kuchni, a oni za mną. - Zrobiłam spore zakupy.
Zajrzałam do torby. Chwilę szukałam jednego produktu.
- Chwila... - mruknęłam. - Miałam ochotę na lody w pudełku... takim jak na filmach, żeby móc sobie rozpaczać, pożerając kalorie. - Rozpakowałam całe zakupy, a Lottie i Hazz mi pomagali.
- Chyba nie ma. - wzruszył ramionami Loczek.
- Muszę pojechać po nie. - mruknęłam zdeterminowana. Harry przewrócił zabawnie oczami i położył mojej przyjaciółce dłoń na plecach.
- Charlie, odwiozę cię, jak chcesz. - zaproponował. Dziewczyna pokiwała głową i wyszli. Zabrałam torebkę i wyszłam za nimi.
***
Kiedy wróciłam z lodami wszyscy byli już w domu. Coś było nie tak. Siedzieli wokół stołu w salonie. Każdy patrzył w inne miejsce, milczeli, wyglądali na zmartwionych, albo przynajmniej próbowali tak wyglądać. Zaniosłam lody do pokoju, aby je potem zjeść i wróciłam do nich. Usiadłam obok Liama na kanapie i spojrzałam na Zayna, który siedział na fotelu i grał na telefonie w jakąś grę.
- Coś się stało? - zapytałam. Zayn nawet na mnie nie spojrzał tylko kiwnął głową w stronę Louisa. Tommo wyglądał na szczerze załamanego. Przekrzywiłam głowę.
- Lou? O co chodzi? - podniósł głowę. Chwilę patrzył na mnie. Milczał. Kiwnęłam się w przód i w tył. Nadal milczał, więc wstałam, by zajść do kuchni i coś zjeść.
- Annie. - powiedział tylko. Zatrzymałam się w miejscu, a moje serce drgnęło. Odwróciłam się powoli.
- Annie? Co z nią?
- Zerwała z nim. - mruknął Zayn, po czym wstał i zniknął na górze. Chłopacy patrzyli na mnie dziwnie. Lou zrobił to, co Zayn, a mijając, potrącił mnie, niby przypadkiem. Zmarszczyłam brwi, spojrzałam na Nialla pytającym wzrokiem, ale odwrócił się i też wyszedł. Opuściłam ramiona. Zapomniałam o kuchni i po kilku sekundach leżałam na łóżku z telefonem w ręku i próbowałam wymyślić o co im chodzi. Fakt pierwszy: Annie rzuciła Louisa. Fakt drugi: Louis jest załamany. Fakt trzeci: Louis jest wolny. Fakt czwarty: Chłopcy mnie już nie lubią. Ok. Nadal nie rozumiem. Myślą, że to moja wina? Niby w jaki sposób? Przez ostatni miesiąc próbowałam się ogarnąć z depresji. Potrząsnęłam głową, związałam włosy w kitkę i włączyłam losowy film na laptopie, oparłam się o ścianę i wpieprzyłam całe opakowanie lodów karmelowo-czekoladowych.
Harry*
Leżałem w swoim pokoju i gapiłem się w sufit. Krople deszczu uderzały w okno dachowe i nie potrafiłem się skupić. Przeklinałem samego siebie w myślach. Mogłem ją zabrać do parku! Nie! Ja wolałem spacerować po ulicy, a potem patrzeć jak woda z niej ocieka. Pacnij się w czoło Styles. Szybko przeniosłem się do pozycji siedzącej. Mogło być tak pięknie, romantycznie. Byliśmy już tak blisko! To są jakieś jaja! Na dodatek Lou jest smutny, a ja nie lubię kiedy Tommo jest smutny.
Wziąłem prysznic, ale nawet tam myśli o pięknej brunetce mnie nie opuszczały. Oby to nie przerodziło się w obsesję. Wysuszyłem włosy, włożyłem dres i rzuciłem się na łóżko.
Cass*
Jest już totalnie zima. Lubię taką zimę. Ubrałam czarne rurki, ulubiony, zimowy sweter, na to wszystko narzuciłam uroczy, czerwony płaszcz i zwykłe kozaki na malutkim obcasie. Obowiązkowo nauszniki, komin, rękawiczki i telefon ze słuchawkami. Tak wyposażona mogłam wyjść na spacer. Wybrałam się jak zwykle do parku. Przechadzałam się zaśnieżonymi alejkami i obserwowałam bawiące się dzieci. Ktoś rzucił we mnie śnieżką. Odwróciłam się gwałtownie i dostałam centralnie w twarz. Zamarłam i rękawiczkami pozbyłam się zimna z policzków. Rozejrzałam się.
- Przepraszam! - usłyszałam. Podbiegł do mnie Zac. - Nie wiedziałem, że tak szybko się odwrócisz.
Przytuliłam go na powitanie.
- Dawno cię nie widziałam. Co u ciebie? - uśmiechnęłam się.
- Nudno. Za mało ciebie w moim życiu. - Mruknął. - Mogę zaprosić cię na hmm.. gorącą czekoladę?
- Naprawdę wiesz, co lubię. - pokiwałam głową. Poszliśmy do pobliskiej kawiarni.
Charlie*
Wzięłam długi prysznic. Po tej akcji na mieście pachniałam brudną wodą i spalinami samochodu. Ohyda. Wysuszyłam włosy. ''Mimo to było fajnie. Harry powiedział, że mu się podobam, prawie się pocałowaliśmy, ochlapał mnie samochód...'' Myślałam i poprawiałam swój odrażający wygląd. Ciekawe, czy inni mają takiego samego pecha jak ja? Założyłam niebieski ręcznik na głowę i ubrałam szlafrok w serduszka. Do ust włożyłam szczoteczkę z pastą i poszłam do salonu. Włączyłam telewizor i zmieniałam przez jakiś czas kanały. Zostawiłam na moim ulubionym serialu. Taka hiszpańska telenowela dla babć.
''Ding!Dong!''
Kogo tu cholera niesie? Może to Harry? Otworzyłam drzwi. Zobaczyłam kogoś, kogo widzieć nie chciałabym już nigdy.
- Grey? - Zapytałam czekając na wyjaśnienia. Co ta jednostka upośledzona genetycznie chce ode mnie o godzinie 8.00 wieczorem? Chłopak spojrzał na zegarek i uśmiechnął się.
- Umawialiśmy się wcześniej, co nie? - Upewnił się idiotycznie.
- To ty ustaliłeś, że tu przyjdziesz. - Syknęłam. Wyciągnęłam szczoteczkę z ust i wpuściłam go niechętnie. Grymas z mojej twarzy nie schodził i nie zejdzie dopóki on nie wyjdzie z mojego domu.
- Ładnie wyglądasz. - Odparł.Od kiedy on taki miły? Albo ma dobry humor albo podmienił sobie mózg.W każdym razie nie zamierzałam odpowiadać.
- Siadaj, zaraz wrócę. - Rozkazałam i pobiegłam do swojego pokoju.Przebrałam się w ubrania po domu, zabrałam potrzebne książki, materiały i wróciłam.Brunet siedział sobie wyluzowany na kanapie z nogami na stole.Zepchnęłam je i skarciłam go wzrokiem.
- Chcesz coś pić, jeść? - Zapytałam.Mimo tego, że jest dupkiem postanowiłam być uprzejma.
- Wodę poproszę. - Nie spuszczał wzroku z mojego ciała.Fuj...dobrze, że nie wiem co sobie teraz myśli.Idiota.
Przyniosłam mu wodę i usiadłam w bezpiecznej odległości.
- Przeczytaj rozdział 6, potem przeczytaj go ponownie bo za pierwszym razem nie zrozumiesz, wyłoń z tekstu najważniejsze informacje i napisz je na kartce. - Powiedziałam oschle i sama zabrałam się do roboty.
***
Praca z Dylanem nie okazała się być aż taka zła.Chłopak jest upierdliwy, wkurzający, denerwujący, i wszystko inne negatywne co kończy się na -ący. Jednak jest mądry.Wielkie przeciwieństwo tego co dzieje się w szkole.Tam chce się popisać przed kolegami, a tu normalnie pracuje.Nie mogę sama w to uwierzyć.Mimo spokoju jaki panował w pracy i tak odliczałam minuty aż wyjdzie.
Dźwięk przychodzącej wiadomości zniszczył kompletną ciszę.Odblokowałam telefon i przeczytałam sms'a od Hazzy.
Harry: '' Nie mogę zasnąć, pomożesz mi? xoxo ''
Uśmiechnęłam się i odpisałam.
Me: Chciałabym ^,^ Ale teraz robię ten głupi projekt -,-
Wysłałam na co po kilkunastu sekundach dostałam odpowiedź.
Harry: Sama? To może ja przyjadę i ci pomogę ;*
Wiedziałam, że teraz się uśmiecha.Ciekawe czy on wie, że ja też suszę zęby.
Me: Niestety z Dylanem :( Ale nie jest aż tak źle...
Przez jakiś czas nie dostałam odpowiedzi.Może zasnął? Wróciłam do swojej roboty.Spojrzałam krótko w bok.Grey siedział o wiele bliżej niż wcześniej.Musiałam tego nie zauważyć gdy psiałam z Harrym.Zrobiłam lekkiego zeza.
- Skończyłem. - Brunet odstawił gotową kartkę i jeszcze bardziej zmniejszył między nami odległość.
- Zimno ci? - Zapytałam na co parsknął śmiechem.Co on taki wesolutki? Wiewióry w gaciach ma?
- Charlie, Charlie, Charlie... - Kręcił głową i uśmiechał się sztucznie.Co on znowu kombinuje? Nie podobało mi się jego zachowanie.
- Co, co, co...? - Westchnęłam.Ciekawe czy jego głupota boli? No i czy można się do tego przyzwyczaić? To pewnie trudne.
- Pamiętasz wrzesień? - Zmarszczyłam czoło.Co on ma na myśli mówiąc wrzesień? - Ten dzień kiedy Styles dostał po mordzie? - Wszystko sobie przypomniałam.To było okropne! Harry trafił do szpitala przeze mnie.Obronił mnie przed tym złym człowiekiem, który siedzi obok mnie.To było takie słodkie, ale i przerażające.
- Nie tylko Harry dostał. - Warknęłam.Przecież ja też dostałam! I to nie lekko.Cwaniaczek objął mnie ramieniem w talii na co drgnęłam.Przybliżył swoje wargi do mojego ucha.Chciałam jakoś zareagować, ruszyć się, ale siedziałam nieruchoma jak słup soli.Każde jego słowo było udręką i paraliżowało mnie.Bałam się.
- Obiecałem ci coś wtedy prawda? - Wcale nie.Nic mi nie obiecywał.Jego ciepły oddech był taki obcy, a zapach mocnych perfum drażnił moje nozdrza.Nie czułam się dobrze, a już na pewno bezpiecznie.
- Możesz już iść. - Wybełkotałam odsuwając głowę.Nie puścił.Zacisnął mocniej dłonie na moich nadgarstkach.Bolało. - Puść. - Powiedziałam błagalnym głosem.Jak na złość przyssał swoje mokre usta do mojej szyi. - Puszczaj natychmiast! - Krzyknęłam zaniepokojona.Roześmiał się i popchnął mnie na kanapę.Usiadł na mnie okrakiem, założył moje ręce za plecy i wrócił do całowania.Jedna ręką przysłonił moje usta, a drugą jeździł pod koszulką.Z pod moich zamkniętych powiek wylał się potok słonych łez.Czułam się jak tania dziwka.Ten nieczuły dotyk, ohydne wargi i świńskie słowa
tego kryminalisty.Wierciłam się, kopałam, ale chłopak był silniejszy. - Pomocy! - Wydarłam się w chwili jego nieuwagi.Dostałam z otwartej ręki tak, że ślina opuściła moje usta.
- Zanim on to zrobi to ja się z tobą zabawię. - Szeptał do mojego ucha.Drżałam ze strachu.Jaki on?Stopień mojego lęku nie mieścił się w skali 1 do 10. - Skąd w tobie tyle nienawiści do mnie, co? - Zapytał uśmiechnięty.
- We mnie?! - wykrzyczałam.Miałam ochotę splunąć mu prosto w twarz albo wytrzeć buty o jego mordę. - To ty próbujesz mnie zgwałcić! - próbowałam wyrwać dłonie z jego uścisku, ale nie potrafiłam...gdybym tylko była Cassie...dałabym radę...
- To nie będzie gwałt kochanie. - powiedział z szyderczym uśmiechem po czym zaciągnął się zapachem moich włosów. - To będzie twoja najlepsza noc w życiu... - rozpłakałam się jak dziecko.Słysząc te słowa byłam załamana.Po kilku długich chwilach dałam sobie spokój.Nie dam rady.Oparłam głowę na bok i zamknęłam łzawiące oczy.To koniec.Moja psychika jest cieniutka i Dylan własnie ją przebija.Niszczy mnie.
- Już się poddałaś? - zapytał zdziwiony. - Czyli mam nad tobą pełną kontrolę? - chciałam umrzeć.To było jedyne czego pragnęłam w tamtej chwili.Jęknęłam gdy ten tyran podwijał moją koszulkę do góry odsłaniając moje zdrętwiałe ciało.
- Proszę zostaw mnie... - błagałam, a mój głos coraz bardziej łamał się.Zaczęłam dusić się swoimi łzami, nie potrafiłam nabrać tchu.Znalazła się nadzieja! Na dodatek ciężkie ciało tego potwora napierało mocno na moją klatkę piersiową.Czułam jak wszystkie żebra uginają się i trzeszczą.
- Co-o...ja ci,i takiego zr-obiłaam... - z wielkim trudem wydusiłam te kilka słów.Dotykał i całował mnie po całym ciele.Czułam się taka brudna, wstydziłam się swojego ciała.Całkiem odechciało mi się żyć.
- Jesteś gorąca, wkurzająca i taka bezbronna. - pocałował mnie namiętnie.- Przyłóż się! - spoliczkował mnie.
- Nienawidzę cię! - wydarłam się na cały głos, a w całym domu powstało echo.
***
Harry*
Po tym jak Lottie napisała mi, że jest u niej Dylan moja krew zaczęła się gotować.Napisałem jej potem, że wpadniemy do niej.Zaniepokoiło mnie to, że nie odpisała.Nie pozwolę temu człowiekowi...sam nie wiem czy on w ogóle jest człowiekiem! On nie ma litości do nikogo i do niczego.Wszystko co go wkurzy niszczy na miazgę.Nie czułem się bezpieczny wiedząc, że on tam jest z nią.Ona z nim...bałem się.Zszedłem do kuchni po sok.Nalałem napoju do szklanki i usiadłem na krześle.Poczułem pod tyłkiem coś miękkiego, jakiś materiał.Zabrałem to i zobaczyłem, że to bluza Charlie.Musiała jej zapomnieć.Chciałem napisać kolejnego sms'a gdy nagle do kuchni wpadł Lou, a za nim Zayn.Malik śpiewał o ile można było to nazwać śpiewaniem, za nim przypałętał się Nialler próbujący przekrzyczeć Mulata.Na koniec przyszedł Liam.On jedyny próbował ogarnąć całą sytuację.
If my body was on fire,
oh you'd watch me burn down in flames.
You said you loved me you're a liar
cause you never, ever, ever did baby!
Gdy dotarłam do domu, czułam, że moje ciało więcej nie wytrzyma. Mój rozum wołał o pomoc medyczną, serce krzyczało, żeby się zamknął. Oparłam czoło o drzwi, dłońmi próbując odnaleźć klamkę. Nacisnęłam, a moje przez moje ciało przeszedł dreszcz, gdy okazało się, że są zamknięte. Przeszukałam kieszenie i z westchnieniem ulgi wyciągnęłam mały srebrny kluczyk. Chwilę zajęło mi trafienie do dziurki, po policzkach spłynęły kolejne łzy, kiedy mózg wyemitował informację o niechybnej śmierci pod drzwiami domu. Otworzyłam wreszcie klamkę, zachwiałam się i przewróciłam w głąb mieszkania. Leżałam chwilę, rozkoszując się lekkim ciepłem, rozpraszanym jedynie przez powietrze, które wtargnęło przez otwarte drzwi. Z bólem wstałam i zamknęłam drzwi. Dotarłam do salonu i nie zwracając uwagi na nic zwaliłam się nieprzytomna na dywan.
Niall*
Kiedy zgłodniałem poszedłem do kuchni. Zjadłem coś, wypiłem sok, po czym poszedłem do salonu. Niestety, nie zawędrowałem zbyt daleko. Przewróciłem się na czymś miękkim. Okazało się, że to nasza Cass. To tak w skrócie co zdarzyło się wcześniej.
Teraz próbowałem ocucić nieprzytomną dziewczynę.
- Cass... - jęczałem wystraszony bo przyjaciółka nie dawała żadnych znaków życia. Oprócz oddychania.
- Cassie obudź się! - potrząsałem nią, ale nie mocno. Byłem zmartwiony i wystraszony. Machałem książką przed jej twarzą, chlapałem trochę wodą ze szklanki, ale jej powieki nie podnosiły się. Głośno oddychałem, a mózg jakby wyparował.
- Zayn! - zawołałem szybko i głośno. Gdy jeszcze nie usłyszałem kroków wydarłem się po raz drugi. - Zayn do cholery! - pewnie już spał.
Kiedy już wparował do salonu patrzył wzrokiem byka.
- Co kuźwa?! Już spałem! - uniósł ręce.
- Cassie. Ona nie otwiera oczu. - powiedziałem, na co zdziwił się. Obrzucił dziewczynę przelotnym spojrzeniem. Pomógł mi przenieść Sandrę na kanapę.
- Może dlatego, że śpi? - Malik idioto, nie każdy kto ma zamknięte oczy śpi. Pokiwałem głową. - Może znowu się upiła? To w jej stylu. - mruczał niewyraźnie z przymkniętymi lekko powiekami. Przewróciłem oczami i szturchnąłem go.
Nie poczułem alkoholu z jej ust. Obawy rosły. Dotknąłem jej policzka. Było lodowate, jej skóra była blada, niemal niebieska, warga rozcięta. Biła się?
- Zadzwoń po pogotowie! - krzyknąłem. Zayn pobiegł na górę. Wrócił po chwili, ale nie on sam. Louis i Liam również przybiegli. Gdy Tommo zobaczył nieruchomą Cass, wystraszył się. Zauważyłem w jego oczach niepokój.
- Niall, co jest? - zapytał klęcząc przy kanapie, na której leżała nasza przyjaciółka. Wzruszyłem ramionami.
- Z-znalazłem ją w holu, leżała tam...i... - mój głos łamał się, byłem zdenerwowany. Louis pogładził ją po policzku i spojrzał na Malika.
- Zadzwoń na... - znów spojrzał na twarz dziewczyny. Powędrowałem za jego wzrokiem. Ujrzałem jak powieki Sandry leciutko, ledwo widocznie drgają, a później powoli unoszą.
- Cassie! - ucieszyłem się, a kamień spadł mi z serca. Przytuliłem ją mocno. Kiedy spojrzałem w jej oczy widziałem pustkę. Patrzyła, ale nie widziała. Była jakby... zamrożona?
Harry*
Leżałem na kanapie. Charlie przytulona do mnie z głową na mojej klatce piersiowej. W salonie paliła się tylko jedna lampka, a ogień w kominku dawno zgasł. Moje myśli krążyły wokół zranionej brunetki. Przed oczami wciąż tkwił obraz jak płacze. Co stałoby się gdybyśmy przyjechali później, albo w ogóle nie przyjechali? Straciłbym ją. Odrzucałaby mnie, bałaby się każdego mojego dotyku. Spojrzałem na jej twarz, którą gładziłem dłonią. Spokojnie spała.
- Nawet nie wiesz ile dla mnie znaczysz Lottie... - powiedziałem i ucałowałem jej dłoń.
Nie chciałem spać na tej kanapie. Zbyt wiele tu się zdarzyło. Zabrałem dziewczynę do jej pokoju. Pewnie będzie jej niewygodnie w ubraniach. Gdy przypominam sobie pół nagie ciało Charlott twardnieję. Rozpiąłem dwa pierwsze guziczki jej bluzki. Tylko, że... teraz nie mogę. Po tym, co ją spotkało kilka godzin temu, mam ją teraz rozbierać? Harry, miej swój rozum. Opanuj swoją chcicę. Jedyne, co mogłem zrobić to ściągnąć jej bluzę i swoje spodnie. Wtuliłem się w jej małe, delikatne ciało, pocałowałem w nos i zamknąłem oczy.
***
Pomacałem miejsce obok gdzie spała Lottie. Poczułem tylko materiał. Zerwałem się na nogi. Gdzie ona jest? Opuściłem pokój i powędrowałem w samych bokserkach i czarnym podkoszulku. Szukałem jej po pokojach, ale po Charlie ani śladu. Gdzie ją wcięło?
- Charlie! - krzyczałem. Wparowałem do kuchni. Stała i smażyła coś na patelni. Najbardziej zdziwiło mnie to, że stała tam w samej koronkowej bieliźnie. Poczułem, że moja twarz robi się purpurowa, a zęby przygryzały wargę. Po sekundzie odwróciła się i wystraszyła na mój widok. Mrugałem kilka razy oczami by sprawdzić czy to nie tylko sen. Szczypałem się, ale nic się nie działo. Ciemnowłosa piękność podeszła do mnie uwodzicielskim krokiem. Nie mogłem nie patrzeć na jej krągłości. Złapała jednym palcem za mój podbródek i skierowała na swoją twarz.
- Jesteś uroczy gdy tak na mnie patrzysz. - drżałem z każdym jej wypowiedzianym słowem. - Ale tu mam twarz. - wodziła palcem po moim torsie. Nie poznawałem jej. Nie była sobą. - Pocałuj mnie. - poprosiła z nutką żądzy. Spełniłem jej rozkaz. Pocałunek ze spokojnego przerodził się w agresywny, pełen pożądania. Nasze ciała stykały się, chciałem mieć ją przy sobie jak najbliżej. Nie bałem się jej dotykać, a jej to nie przeszkadzało. Podniosłem ją i pozwoliłem opleść się jej nogami. Posadziłem ją na blacie kuchennym i bezustannie kosztowałem jej ust. Nie mogłem uwierzyć, że w końcu to się dzieje. Mogę ją dotykać, całować i szeptać świńskie słowa do ucha. Jednak wszystko wydawało się piękne do czasu, gdy usłyszałem trzask i wszystko znikło.
Szeroko otworzyłem oczy. Co to było?! Moje mięśnie napinały się i to dosłownie wszystkie, bez wyjątku. Koszulka była spocona. Spojrzałem w bok. Charlie nadal spała słodko. Przeczesałem włosy palcem wypuszczając przy tym powietrze. O czym ja śnię?! Nie mówię, że mi się nie podobało, ale... nie ważne. Nabrałem kilka wdechów i wróciłem do snu. Przytuliłem się do dziewczyny i zatopiłem swoją twarz w jej pachnących włosach.
*Liam
- Cassie? Cass? Sandra? Sandruś. - mamrotałem jej do ucha, przytulając lekko. Nie odzywała się. Od dwóch godzin nie powiedziała ani słowa. Domyśleliśmy się, że szła przez to zimno w samej podartej koszuli i spodniach. Musiała nieźle wymarznąć. Powoli przyzwyczajaliśmy ją do ciepła, otulając ciepłym ręcznikiem z kaloryfera i podając ciepłą, ale nie gorącą herbatę. Przyjmowała wszystko spokojnie, ale nie reagowała na nasze zaczepki, jakby część jej gdzieś odeszła.
- Cassie. - mruknął Louis, kucając przed nią. Zwróciła na niego martwy wzrok. - Może... może powiesz, co się stało? - zamrugał i spojrzał na nią prosząco. Nie reagowała. Z jej policzka popłynęła pojedyncza łza, znów wpatrzyła się w czarny ekran telewizji. Niall krążył po salonie i mamrotał coś pod nosem. Nagle zatrzymał się.
- Nie. Ja już nie mogę, kiedy ty jesteś w takim stanie, Cass. Muszę im powiedzieć. Przecież widzisz, jak się martwią. - Westchnąłem, bo wiedziałem, że nie zareaguje. Ale dziewczyna zerwała się spod koca i spojrzała na niego ze złością.
- Ufam ci, Niall. - odwróciła się i poszła do swojego pokoju, starając się powstrzymać łzy.
Rzuciliśmy się do blondyna z masą pytań, ale zbywał nas, wciąż powtarzając, że Cassie mu zaufała. Mój telefon zawibrował, a ja rzuciłem się, by odebrać.
- Cześć, Liam. Pamiętasz mnie jeszcze? - moje serce mocniej zabiło. Jak mógłbym nie pamiętać? - Jestem w Londynie na kilka tygodni i tak sobie pomyślałam, że może byśmy się spotkali?
- Ja... oczywiście. Bardzo chętnie.
- Świetnie. Dasz radę dziś? - zawachałem się. Spojrzałem na drzwi pokoju Cass. Nie.. nie mogę teraz się z nią spotkać. Nie przestawałbym myśleć o Sandrze.
- Przykro mi. Naprawdę dziś się nie wyrobię. Za to jutro jestem cały twój. - Miałem nadzieję, że nie odbierze tego źle.
- Okay. To do jutra. - niemal słyszałem, jak się uśmiecha. Chłopaki patrzyli na mnie z zaciekawieniem, z wyjątkiem Louisa, siedzącego pod drzwiami Cass i próbującego ją uprosić, by z nim porozmawiała.
- Chyba właśnie umówiłem się na randkę. - mruknąłem. Niall i Zayn uśmiechnęli się, na ile mogli w obliczu obecnych wydarzeń i poklepali mnie po plecach. Usiadłem na kanapie i próbowałem siłą woli wyciągnąć Cassandrę z pokoju.
Po dwudziestu minutach kazałem chłopakom iść do pokojów. Ja zostałem. Siedziałem pod jej drzwiami zrezygnowany. Starałem się na wszystkie sposoby wyciągnąć przyjaciółkę z pokoju. Lekko uderzałem tyłem głowy w dębowe drzwi.
- Cassie... Cass... Sandruś.... - mruczałem. - Otwórz proszę drzwi... chcę tylko porozmawiać. - mówiłem coraz bardziej śpiący. Czułem, jak mój kręgosłup pada. Wstałem, prostując kości, co wydało dziwny dźwięk. Muszę się dowiedzieć co się stało. I gdzie, do cholery, jest Harry? Razem chyba pojechali do Charlie. Znowu się pokłócili? A było tak dobrze.
- Cassandro... nie chcesz to nie mów. - zacząłem. - Tylko by ci ulżyło, ale... nie to nie... - odszedłem do swojego pokoju, w milczeniu tylko kopiąc w poduszki.
No i jest rozdział 21! Trochę sprawy się skomplikowały. Dziewczyny zostały zranione, chłopcy nie wiedzą o co chodzi (oprócz Hazzy i częściowo Nialla) Jak myślicie, co będzie dalej? Swoje przypuszczenia możecie umieszczać w komentarzach. (Przepraszamy za jakiekolwiek błędy ortograficzne) :*
Czekajcie na ROZDZIAŁ 22! Love
- Dlaczego jesteś taka mokra? - Zapytała od razu. Spojrzała na mnie i Hazzę, po czym poruszała brwiami. Uderzyłam ją w ramię.
- Zboczeńcu! - Zarechotała, widząc moje różowe policzki. - Jakiś kretyn nie umie prowadzić samochodu. - Wytłumaczyłam.
*Cassie
W domu spotkałam mokrą Charlie i Harry'ego. Przepełniona szczęściem złapałam ją i okręciłam wokół siebie. Próbowali się tłumaczyć, czemu są mokrzy, ale ja wiem swoje.
- Chcecie coś do jedzenia? - zapytałam. Poszłam do kuchni, a oni za mną. - Zrobiłam spore zakupy.
Zajrzałam do torby. Chwilę szukałam jednego produktu.
- Chwila... - mruknęłam. - Miałam ochotę na lody w pudełku... takim jak na filmach, żeby móc sobie rozpaczać, pożerając kalorie. - Rozpakowałam całe zakupy, a Lottie i Hazz mi pomagali.
- Chyba nie ma. - wzruszył ramionami Loczek.
- Muszę pojechać po nie. - mruknęłam zdeterminowana. Harry przewrócił zabawnie oczami i położył mojej przyjaciółce dłoń na plecach.
- Charlie, odwiozę cię, jak chcesz. - zaproponował. Dziewczyna pokiwała głową i wyszli. Zabrałam torebkę i wyszłam za nimi.
***
Kiedy wróciłam z lodami wszyscy byli już w domu. Coś było nie tak. Siedzieli wokół stołu w salonie. Każdy patrzył w inne miejsce, milczeli, wyglądali na zmartwionych, albo przynajmniej próbowali tak wyglądać. Zaniosłam lody do pokoju, aby je potem zjeść i wróciłam do nich. Usiadłam obok Liama na kanapie i spojrzałam na Zayna, który siedział na fotelu i grał na telefonie w jakąś grę.
- Coś się stało? - zapytałam. Zayn nawet na mnie nie spojrzał tylko kiwnął głową w stronę Louisa. Tommo wyglądał na szczerze załamanego. Przekrzywiłam głowę.
- Lou? O co chodzi? - podniósł głowę. Chwilę patrzył na mnie. Milczał. Kiwnęłam się w przód i w tył. Nadal milczał, więc wstałam, by zajść do kuchni i coś zjeść.
- Annie. - powiedział tylko. Zatrzymałam się w miejscu, a moje serce drgnęło. Odwróciłam się powoli.
- Annie? Co z nią?
- Zerwała z nim. - mruknął Zayn, po czym wstał i zniknął na górze. Chłopacy patrzyli na mnie dziwnie. Lou zrobił to, co Zayn, a mijając, potrącił mnie, niby przypadkiem. Zmarszczyłam brwi, spojrzałam na Nialla pytającym wzrokiem, ale odwrócił się i też wyszedł. Opuściłam ramiona. Zapomniałam o kuchni i po kilku sekundach leżałam na łóżku z telefonem w ręku i próbowałam wymyślić o co im chodzi. Fakt pierwszy: Annie rzuciła Louisa. Fakt drugi: Louis jest załamany. Fakt trzeci: Louis jest wolny. Fakt czwarty: Chłopcy mnie już nie lubią. Ok. Nadal nie rozumiem. Myślą, że to moja wina? Niby w jaki sposób? Przez ostatni miesiąc próbowałam się ogarnąć z depresji. Potrząsnęłam głową, związałam włosy w kitkę i włączyłam losowy film na laptopie, oparłam się o ścianę i wpieprzyłam całe opakowanie lodów karmelowo-czekoladowych.
Harry*
Leżałem w swoim pokoju i gapiłem się w sufit. Krople deszczu uderzały w okno dachowe i nie potrafiłem się skupić. Przeklinałem samego siebie w myślach. Mogłem ją zabrać do parku! Nie! Ja wolałem spacerować po ulicy, a potem patrzeć jak woda z niej ocieka. Pacnij się w czoło Styles. Szybko przeniosłem się do pozycji siedzącej. Mogło być tak pięknie, romantycznie. Byliśmy już tak blisko! To są jakieś jaja! Na dodatek Lou jest smutny, a ja nie lubię kiedy Tommo jest smutny.
Wziąłem prysznic, ale nawet tam myśli o pięknej brunetce mnie nie opuszczały. Oby to nie przerodziło się w obsesję. Wysuszyłem włosy, włożyłem dres i rzuciłem się na łóżko.
Cass*
Jest już totalnie zima. Lubię taką zimę. Ubrałam czarne rurki, ulubiony, zimowy sweter, na to wszystko narzuciłam uroczy, czerwony płaszcz i zwykłe kozaki na malutkim obcasie. Obowiązkowo nauszniki, komin, rękawiczki i telefon ze słuchawkami. Tak wyposażona mogłam wyjść na spacer. Wybrałam się jak zwykle do parku. Przechadzałam się zaśnieżonymi alejkami i obserwowałam bawiące się dzieci. Ktoś rzucił we mnie śnieżką. Odwróciłam się gwałtownie i dostałam centralnie w twarz. Zamarłam i rękawiczkami pozbyłam się zimna z policzków. Rozejrzałam się.
- Przepraszam! - usłyszałam. Podbiegł do mnie Zac. - Nie wiedziałem, że tak szybko się odwrócisz.
Przytuliłam go na powitanie.
- Dawno cię nie widziałam. Co u ciebie? - uśmiechnęłam się.
- Nudno. Za mało ciebie w moim życiu. - Mruknął. - Mogę zaprosić cię na hmm.. gorącą czekoladę?
- Naprawdę wiesz, co lubię. - pokiwałam głową. Poszliśmy do pobliskiej kawiarni.
Charlie*
Wzięłam długi prysznic. Po tej akcji na mieście pachniałam brudną wodą i spalinami samochodu. Ohyda. Wysuszyłam włosy. ''Mimo to było fajnie. Harry powiedział, że mu się podobam, prawie się pocałowaliśmy, ochlapał mnie samochód...'' Myślałam i poprawiałam swój odrażający wygląd. Ciekawe, czy inni mają takiego samego pecha jak ja? Założyłam niebieski ręcznik na głowę i ubrałam szlafrok w serduszka. Do ust włożyłam szczoteczkę z pastą i poszłam do salonu. Włączyłam telewizor i zmieniałam przez jakiś czas kanały. Zostawiłam na moim ulubionym serialu. Taka hiszpańska telenowela dla babć.
''Ding!Dong!''
Kogo tu cholera niesie? Może to Harry? Otworzyłam drzwi. Zobaczyłam kogoś, kogo widzieć nie chciałabym już nigdy.
- Grey? - Zapytałam czekając na wyjaśnienia. Co ta jednostka upośledzona genetycznie chce ode mnie o godzinie 8.00 wieczorem? Chłopak spojrzał na zegarek i uśmiechnął się.
- Umawialiśmy się wcześniej, co nie? - Upewnił się idiotycznie.
- To ty ustaliłeś, że tu przyjdziesz. - Syknęłam. Wyciągnęłam szczoteczkę z ust i wpuściłam go niechętnie. Grymas z mojej twarzy nie schodził i nie zejdzie dopóki on nie wyjdzie z mojego domu.
- Ładnie wyglądasz. - Odparł.Od kiedy on taki miły? Albo ma dobry humor albo podmienił sobie mózg.W każdym razie nie zamierzałam odpowiadać.
- Siadaj, zaraz wrócę. - Rozkazałam i pobiegłam do swojego pokoju.Przebrałam się w ubrania po domu, zabrałam potrzebne książki, materiały i wróciłam.Brunet siedział sobie wyluzowany na kanapie z nogami na stole.Zepchnęłam je i skarciłam go wzrokiem.
- Chcesz coś pić, jeść? - Zapytałam.Mimo tego, że jest dupkiem postanowiłam być uprzejma.
- Wodę poproszę. - Nie spuszczał wzroku z mojego ciała.Fuj...dobrze, że nie wiem co sobie teraz myśli.Idiota.
Przyniosłam mu wodę i usiadłam w bezpiecznej odległości.
- Przeczytaj rozdział 6, potem przeczytaj go ponownie bo za pierwszym razem nie zrozumiesz, wyłoń z tekstu najważniejsze informacje i napisz je na kartce. - Powiedziałam oschle i sama zabrałam się do roboty.
***
Praca z Dylanem nie okazała się być aż taka zła.Chłopak jest upierdliwy, wkurzający, denerwujący, i wszystko inne negatywne co kończy się na -ący. Jednak jest mądry.Wielkie przeciwieństwo tego co dzieje się w szkole.Tam chce się popisać przed kolegami, a tu normalnie pracuje.Nie mogę sama w to uwierzyć.Mimo spokoju jaki panował w pracy i tak odliczałam minuty aż wyjdzie.
Dźwięk przychodzącej wiadomości zniszczył kompletną ciszę.Odblokowałam telefon i przeczytałam sms'a od Hazzy.
Harry: '' Nie mogę zasnąć, pomożesz mi? xoxo ''
Uśmiechnęłam się i odpisałam.
Me: Chciałabym ^,^ Ale teraz robię ten głupi projekt -,-
Wysłałam na co po kilkunastu sekundach dostałam odpowiedź.
Harry: Sama? To może ja przyjadę i ci pomogę ;*
Wiedziałam, że teraz się uśmiecha.Ciekawe czy on wie, że ja też suszę zęby.
Me: Niestety z Dylanem :( Ale nie jest aż tak źle...
Przez jakiś czas nie dostałam odpowiedzi.Może zasnął? Wróciłam do swojej roboty.Spojrzałam krótko w bok.Grey siedział o wiele bliżej niż wcześniej.Musiałam tego nie zauważyć gdy psiałam z Harrym.Zrobiłam lekkiego zeza.
- Skończyłem. - Brunet odstawił gotową kartkę i jeszcze bardziej zmniejszył między nami odległość.
- Zimno ci? - Zapytałam na co parsknął śmiechem.Co on taki wesolutki? Wiewióry w gaciach ma?
- Charlie, Charlie, Charlie... - Kręcił głową i uśmiechał się sztucznie.Co on znowu kombinuje? Nie podobało mi się jego zachowanie.
- Co, co, co...? - Westchnęłam.Ciekawe czy jego głupota boli? No i czy można się do tego przyzwyczaić? To pewnie trudne.
- Pamiętasz wrzesień? - Zmarszczyłam czoło.Co on ma na myśli mówiąc wrzesień? - Ten dzień kiedy Styles dostał po mordzie? - Wszystko sobie przypomniałam.To było okropne! Harry trafił do szpitala przeze mnie.Obronił mnie przed tym złym człowiekiem, który siedzi obok mnie.To było takie słodkie, ale i przerażające.
- Nie tylko Harry dostał. - Warknęłam.Przecież ja też dostałam! I to nie lekko.Cwaniaczek objął mnie ramieniem w talii na co drgnęłam.Przybliżył swoje wargi do mojego ucha.Chciałam jakoś zareagować, ruszyć się, ale siedziałam nieruchoma jak słup soli.Każde jego słowo było udręką i paraliżowało mnie.Bałam się.
- Obiecałem ci coś wtedy prawda? - Wcale nie.Nic mi nie obiecywał.Jego ciepły oddech był taki obcy, a zapach mocnych perfum drażnił moje nozdrza.Nie czułam się dobrze, a już na pewno bezpiecznie.
- Możesz już iść. - Wybełkotałam odsuwając głowę.Nie puścił.Zacisnął mocniej dłonie na moich nadgarstkach.Bolało. - Puść. - Powiedziałam błagalnym głosem.Jak na złość przyssał swoje mokre usta do mojej szyi. - Puszczaj natychmiast! - Krzyknęłam zaniepokojona.Roześmiał się i popchnął mnie na kanapę.Usiadł na mnie okrakiem, założył moje ręce za plecy i wrócił do całowania.Jedna ręką przysłonił moje usta, a drugą jeździł pod koszulką.Z pod moich zamkniętych powiek wylał się potok słonych łez.Czułam się jak tania dziwka.Ten nieczuły dotyk, ohydne wargi i świńskie słowa
tego kryminalisty.Wierciłam się, kopałam, ale chłopak był silniejszy. - Pomocy! - Wydarłam się w chwili jego nieuwagi.Dostałam z otwartej ręki tak, że ślina opuściła moje usta.
- Zanim on to zrobi to ja się z tobą zabawię. - Szeptał do mojego ucha.Drżałam ze strachu.Jaki on?Stopień mojego lęku nie mieścił się w skali 1 do 10. - Skąd w tobie tyle nienawiści do mnie, co? - Zapytał uśmiechnięty.
- We mnie?! - wykrzyczałam.Miałam ochotę splunąć mu prosto w twarz albo wytrzeć buty o jego mordę. - To ty próbujesz mnie zgwałcić! - próbowałam wyrwać dłonie z jego uścisku, ale nie potrafiłam...gdybym tylko była Cassie...dałabym radę...
- To nie będzie gwałt kochanie. - powiedział z szyderczym uśmiechem po czym zaciągnął się zapachem moich włosów. - To będzie twoja najlepsza noc w życiu... - rozpłakałam się jak dziecko.Słysząc te słowa byłam załamana.Po kilku długich chwilach dałam sobie spokój.Nie dam rady.Oparłam głowę na bok i zamknęłam łzawiące oczy.To koniec.Moja psychika jest cieniutka i Dylan własnie ją przebija.Niszczy mnie.
- Już się poddałaś? - zapytał zdziwiony. - Czyli mam nad tobą pełną kontrolę? - chciałam umrzeć.To było jedyne czego pragnęłam w tamtej chwili.Jęknęłam gdy ten tyran podwijał moją koszulkę do góry odsłaniając moje zdrętwiałe ciało.
- Proszę zostaw mnie... - błagałam, a mój głos coraz bardziej łamał się.Zaczęłam dusić się swoimi łzami, nie potrafiłam nabrać tchu.Znalazła się nadzieja! Na dodatek ciężkie ciało tego potwora napierało mocno na moją klatkę piersiową.Czułam jak wszystkie żebra uginają się i trzeszczą.
- Co-o...ja ci,i takiego zr-obiłaam... - z wielkim trudem wydusiłam te kilka słów.Dotykał i całował mnie po całym ciele.Czułam się taka brudna, wstydziłam się swojego ciała.Całkiem odechciało mi się żyć.
- Jesteś gorąca, wkurzająca i taka bezbronna. - pocałował mnie namiętnie.- Przyłóż się! - spoliczkował mnie.
- Nienawidzę cię! - wydarłam się na cały głos, a w całym domu powstało echo.
***
Harry*
Po tym jak Lottie napisała mi, że jest u niej Dylan moja krew zaczęła się gotować.Napisałem jej potem, że wpadniemy do niej.Zaniepokoiło mnie to, że nie odpisała.Nie pozwolę temu człowiekowi...sam nie wiem czy on w ogóle jest człowiekiem! On nie ma litości do nikogo i do niczego.Wszystko co go wkurzy niszczy na miazgę.Nie czułem się bezpieczny wiedząc, że on tam jest z nią.Ona z nim...bałem się.Zszedłem do kuchni po sok.Nalałem napoju do szklanki i usiadłem na krześle.Poczułem pod tyłkiem coś miękkiego, jakiś materiał.Zabrałem to i zobaczyłem, że to bluza Charlie.Musiała jej zapomnieć.Chciałem napisać kolejnego sms'a gdy nagle do kuchni wpadł Lou, a za nim Zayn.Malik śpiewał o ile można było to nazwać śpiewaniem, za nim przypałętał się Nialler próbujący przekrzyczeć Mulata.Na koniec przyszedł Liam.On jedyny próbował ogarnąć całą sytuację.
If my body was on fire,
oh you'd watch me burn down in flames.
You said you loved me you're a liar
cause you never, ever, ever did baby!
Jeżeli moje ciało stanęłoby w ogniu
oh, przyglądałabyś się, jak spaliłbym się w płomieniach
Powiedziałaś, że mnie kochasz, jesteś kłamcą,
bo ty nigdy, nigdy, przenigdy mnie nie kochałaś,
- Zayn... - zaczął smutny Lou.Jego wzrok przepełniony był bólem. - To nie pomaga. - zajrzał obojętnie do lodówki. - Widzisz...nawet marchewki nie są odpowiednim lekarstwem na złamane serce. - wskazał na warzywa.Faktycznie piosenka Bruno Marsa - Grenade nie jest zbyt pocieszająca.
- Co się tak drzecie? - do kuchni przyczłapała się Cassie.Poczochrała się po włosach i ziewnęła.
- Jak to drzecie? - zapytał z wyrzutem Zayn. - Staram się pozbierać złamane na milion kawałeczków serce Tommo...spójrz tylko na niego. - wskazał niebieskookiego. - Nie myje się, nie goli, nie je...
- Zayn.... - stęknął Lou.
- Zobacz jak ten człowiek wygląda! Wory pod oczami, krzywy ryj i ta obojętność do wszystkiego! - mówił Malik.
- Zayn... - Louis próbował zakończyć przemowę przyjaciela.
- Możliwe, że jego serce już nigdy nie zacznie normalnie funkcjonować, poskleja je tanią taśmą z Tesco, ale już nigdy nie zacznie kochać! Już nigdy nie wypnie piersi w przód stojąc przed ukochaną.Nigdy nie powie swojej wybrance jak bardzo ją kocha, nigdy nie stanie przed ołtarzem wraz ze swoją królową...i nigdy nie zamoczy...heh - to ostanie powiedział lekko rozbawiony.Nawet Louis się uśmiechnął. - Zrozum! Trzeba go wyleczyć! Jak wy sobie wyobrażacie przyszłość Louisa Tomlinsona bez kobiety! Biedaczyna rozpije się, będzie wpierdzielał chrupki na kanapie i oglądał tą idiotyczną hiszpańską telenowelę dla babć! - wszyscy staliśmy oszołomieni wypowiedzią Zayna na temat smutnego Louisa. Przez sekundy w kuchni panowała grobowa cisza. Zniszczył ją Horan głośno klaszcząc. Blondyn podszedł do Malika i lekko szturchnął go ręką w ramię.
- Jesteś specjalistą od dołowania zdołowanych ludzi stary. - Zayn posłał mu krzywe spojrzenie. - Ale podziwiam cię za to, że... em...ee... - Niall próbował znaleźć w nas ratunek. - Em...za to, że ładnie dziś ułożyłeś włosy. - blondyn uśmiechnął się i uniósł lekko ramiona. Wszyscy pacnęliśmy się w czoło.
Spojrzałem na ekran telefonu. Skasowałem wiadomość i podszedłem do Cassie.
- Jedziemy do Charlie? Nie wytrzymam tu z nimi. - dziewczyna zgodziła się bez dłuższego namawiania. Szybko się przebraliśmy i odjechaliśmy zostawiając tych pajaców samych.
***
- Gdzie byłaś? - zagadnąłem. Wzruszyła ramionami.
- Spotkałam Zac'a. - zapatrzyła się w zaspy śniegu za oknem, ucinając rozmowę.
Byliśmy pod domem Charlie po 20-stu minutach. Wyglądał spokojnie, w dwóch oknach paliło się światło, ale i tak miałem złe przeczucia. Cassie bez pośpiechu pozbierała się i wyszła z samochodu. Kiedy szliśmy w stronę drzwi rzuciłem:
- Jest u niej Dylan.
- Co?! - zdrętwiała i przyśpieszyła kroku. Zapukała gwałtownie do drzwi. Nikt nie otwierał. Staliśmy chwilę w ciszy, po czym znów zapukaliśmy i zadzwoniliśmy kilka razy na dzwonek. Cass dewastowała drzwi pięścią, a dzwonek chyba już wysiadł.
- Charlie! - krzyknęła, była roztrzęsiona. - Charlie, otwórz!
Z wnętrza domu rozległ się przytłumiony krzyk i wtedy Cassie i ja nie wytrzymaliśmy. Razem z całej siły naparliśmy na drzwi i otworzyły się z hukiem.
- Charlie! To ja! Charlie! - Sandra wbiegła do domu i rzuciła się w stronę salonu, a ja za nią. Jeżeli ten chuj chociaż ją dotknął, tak dostanie po mordzie, że raz na zawsze da sobie spokój. Nagle przypomniałem sobie, że kiedy ostatnio dawałem pokaz swojej siły w celu obrony Lottie średnio mi wyszło. Zacisnąłem pięści z całej siły. Krzyk Cass ściągnął mnie na ziemię. W furii złapałem Grey'a za ubranie i rzuciłem nim o stół. Uderzył się w głowę. Wstał zaraz i rzucił się na mnie. Nie zdążyłem zareagować, a już leżałem na ziemi, a on uśmiechał się pokpiewająco. Nagle stracił równowagę. Cass przyłożyła mu z pięści w twarz. Usiadła mu na klatce piersiowej i zaczęła go okładać. Złapał ją za nadgarstki i wykręcił. Chwilę się szarpali, po czym popchnął ją, a ona przewracając się pociągnęła go za sobą. Nie miałem ochoty patrzeć na to, ani czasu, by przejąć się moją kuzynką. Rzuciłem się do Charlie i przytuliłem. Przywarła do mnie i płakała głośno. Starałem się opanować i uspokoić ją. Nic dla mnie nie miało znaczenia, tylko ona. Nagły krzyk bólu Cass zwrócił moją uwagę. Byłem zmuszony zostawić Lottie. Pogłaskałem ją po policzku i wstałem. Z wargi Sandry leciała krew, koszulę miała rozdartą, włosy w nieładzie. Była przyciśnięta do ściany przez Dylana, który przybrał inną taktykę i teraz próbował pozbawić ją cnoty. Walnąłem go wazonem w głowę i osunął się na ziemię. Cassie miała puste spojrzenie. Zerknęła na Charlie, po czym na mnie, a potem na swoje ciało, w połowie nagie. Po jej policzku spłynął potok łez i nie zwracając na nic uwagi wybiegła z domu.
- Zajmij się nią, Hazz. - usłyszałem tylko. Wyrzuciłem kuzynkę z myśli i usiadłem obok roztrzęsionej Charlie. Przygarnąłem ją i pozwoliłem płakać w koszulę. Głaskałem ją po włosach, gładziłem ramiona i nuciłem cicho jakąś melodię. Po pół godzinie podniosła wzrok i spojrzała na mnie. Jej oczy były podpuchnięte i zaczerwienione, makijaż rozmazany, a policzki mokre. Trzęsła się wciąż. Dotknęła mojego policzka.
- Harry. - szepnęła. - To ty. - zamknęła oczy, a z jej oczu znów wypłynęły łzy. - Dziękuję.
Przytuliła mnie i oparła głowę na piersi. Nagle zesztywniała i obróciła głowę w stronę nieruchomego ciała Grey'a.
- On.. on tu jest. - po jej ciele przebiegł dreszcz. - Harry...
- Zadzwonię na policję. - przerwałem jej i wyciągnąłem telefon z kieszeni. Pokiwała tylko głową, ale wciąż gapiła się na Dylana.
*Cass*
Wybiegłam z domu Charlie, zostawiając ją pod opieką Harry'ego. Ominęłam samochód i wpadłam na chodnik. Było ciemno, pusto i okropnie. Nie miałam kurtki, czapki ani nic. Na nogach miałam zwykłe trampki, bo nie chciało mi się ubierać kozaków wcześniej. Śnieg wpadał mi do butów, zaplątywał się we włosy i spływał po policzkach, w zetknięciu z ciepłem skóry, zamieniając się w łzy. Znowu to samo. Znowu. Znowu. Znowu. Zimno przenikało mnie do szpiku kości, mroźny wiatr pomiatał kawałkiem mojej koszuli, drażnił ranę na wardze. Potknęłam się i upadłam w śnieg. Podniosłam się na kolana. Po policzkach popłynęły łzy, a ja czułam się brudna. Błądziłam zmarznięta po ulicach Londynu, wreszcie zapuściłam się w ciemny park. Miałam ataki drgawek, nie czułam niemal całego ciała. Spojrzałam w niebo i głośno oskarżyłam księżyc i gwiazdy o wszystkie krzywdy, których doświadczyłam.
Objęłam się swoimi rękami i pozwalałam, by śnieg miękko opadał na moją zimną twarz. Usłyszałam głos syreny policyjnej. Rozejrzałam się i ruszyłam powoli w stronę domu. Było późno, możliwe, że chłopacy już śpią.
*Charlie*
Zazwyczaj gdy jesteśmy smutni, zranieni, dotknięci przykrym, złym zdarzeniem to zamykamy się w sobie. Nie chciałam tego. Pragnęłam wykrzyczeć jak bardzo mi źle, powiedzieć komuś że go kocham i usłyszeć Ja Ciebie mocniej kochanie. Miałam ochotę coś rozwalić, uderzyć kogoś, zranić tak jak ja zostałam zraniona. Pragnęłam zemsty.
W tamtych chwilach nie potrafiłam spojrzeć na nic z dystansem, a mój płacz i ból podsycał smutek. Nakręcałam się tym jak zegarek. Nie umiałam zapomnieć o tym dotyku, słowach, wyrazu jego twarzy. Wyglądał jak szatan. Cieszył się moimi łzami, cierpieniem. To było okropne.
Wpatrywałam się w jeden punkt. Był to kominek, w którym tańczył ogień. Czułam, jak ciepło ogniska otula moje ciało, co było przyjemne. Chciałam zapomnieć o tym wieczorze i wrócić do wcześniejszego życia. Tylko to nie jest takie łatwe.
Policja przeprowadziła krótkie rozmowy ze mną i Harrym. Pytali o wszystko. Nie odpowiedziałam na niektóre pytania. Gdy pytali, co Grey mi zrobił to wtulałam się w tors Hazzy i płakałam. Na szczęście jest tu ze mną. Gdyby nie Loczek i Cass to ten potwór mógłby całkiem zniszczyć moje życie. Jestem im dłużna i wdzięczna za wszystko.
Poczułam dłoń na ramieniu, na co drgnęłam. Nie bałam się, po prostu znałam ten dotyk na pamięć. Starałam się unieść kącik ust co średnio mi wychodziło. Ciężko jest szczerze się uśmiechnąć po czymś takim. Uniosłam wzrok na twarz Harry'ego. On jest taki... onieśmielający.
Położył swoją ciepłą i dużą dłoń na moim kolanie. Lekko przygryzłam wargę, co Harry chyba zauważył bo uśmiech pojawił się na jego twarzy. Poczułam, jak się rumienię. Wtopa. Moja dłoń znalazła się na jego dłoni. Nabrałam trochę pewności siebie i splotłam nasze palce w jedną całość. Poczułam jego zdziwienie, ale jakby też... zachwyt? Coś w tym rodzaju. Chciałam od niego więcej... chciałam poznać to uczucie. Chciałam posmakować jego malinowych ust, które były tak kuszące. Wszystko byłoby takie piękne. To były oczywiście tylko przypuszczenia.
*Cass- Gdzie byłaś? - zagadnąłem. Wzruszyła ramionami.
- Spotkałam Zac'a. - zapatrzyła się w zaspy śniegu za oknem, ucinając rozmowę.
Byliśmy pod domem Charlie po 20-stu minutach. Wyglądał spokojnie, w dwóch oknach paliło się światło, ale i tak miałem złe przeczucia. Cassie bez pośpiechu pozbierała się i wyszła z samochodu. Kiedy szliśmy w stronę drzwi rzuciłem:
- Jest u niej Dylan.
- Co?! - zdrętwiała i przyśpieszyła kroku. Zapukała gwałtownie do drzwi. Nikt nie otwierał. Staliśmy chwilę w ciszy, po czym znów zapukaliśmy i zadzwoniliśmy kilka razy na dzwonek. Cass dewastowała drzwi pięścią, a dzwonek chyba już wysiadł.
- Charlie! - krzyknęła, była roztrzęsiona. - Charlie, otwórz!
Z wnętrza domu rozległ się przytłumiony krzyk i wtedy Cassie i ja nie wytrzymaliśmy. Razem z całej siły naparliśmy na drzwi i otworzyły się z hukiem.
- Charlie! To ja! Charlie! - Sandra wbiegła do domu i rzuciła się w stronę salonu, a ja za nią. Jeżeli ten chuj chociaż ją dotknął, tak dostanie po mordzie, że raz na zawsze da sobie spokój. Nagle przypomniałem sobie, że kiedy ostatnio dawałem pokaz swojej siły w celu obrony Lottie średnio mi wyszło. Zacisnąłem pięści z całej siły. Krzyk Cass ściągnął mnie na ziemię. W furii złapałem Grey'a za ubranie i rzuciłem nim o stół. Uderzył się w głowę. Wstał zaraz i rzucił się na mnie. Nie zdążyłem zareagować, a już leżałem na ziemi, a on uśmiechał się pokpiewająco. Nagle stracił równowagę. Cass przyłożyła mu z pięści w twarz. Usiadła mu na klatce piersiowej i zaczęła go okładać. Złapał ją za nadgarstki i wykręcił. Chwilę się szarpali, po czym popchnął ją, a ona przewracając się pociągnęła go za sobą. Nie miałem ochoty patrzeć na to, ani czasu, by przejąć się moją kuzynką. Rzuciłem się do Charlie i przytuliłem. Przywarła do mnie i płakała głośno. Starałem się opanować i uspokoić ją. Nic dla mnie nie miało znaczenia, tylko ona. Nagły krzyk bólu Cass zwrócił moją uwagę. Byłem zmuszony zostawić Lottie. Pogłaskałem ją po policzku i wstałem. Z wargi Sandry leciała krew, koszulę miała rozdartą, włosy w nieładzie. Była przyciśnięta do ściany przez Dylana, który przybrał inną taktykę i teraz próbował pozbawić ją cnoty. Walnąłem go wazonem w głowę i osunął się na ziemię. Cassie miała puste spojrzenie. Zerknęła na Charlie, po czym na mnie, a potem na swoje ciało, w połowie nagie. Po jej policzku spłynął potok łez i nie zwracając na nic uwagi wybiegła z domu.
- Zajmij się nią, Hazz. - usłyszałem tylko. Wyrzuciłem kuzynkę z myśli i usiadłem obok roztrzęsionej Charlie. Przygarnąłem ją i pozwoliłem płakać w koszulę. Głaskałem ją po włosach, gładziłem ramiona i nuciłem cicho jakąś melodię. Po pół godzinie podniosła wzrok i spojrzała na mnie. Jej oczy były podpuchnięte i zaczerwienione, makijaż rozmazany, a policzki mokre. Trzęsła się wciąż. Dotknęła mojego policzka.
- Harry. - szepnęła. - To ty. - zamknęła oczy, a z jej oczu znów wypłynęły łzy. - Dziękuję.
Przytuliła mnie i oparła głowę na piersi. Nagle zesztywniała i obróciła głowę w stronę nieruchomego ciała Grey'a.
- On.. on tu jest. - po jej ciele przebiegł dreszcz. - Harry...
- Zadzwonię na policję. - przerwałem jej i wyciągnąłem telefon z kieszeni. Pokiwała tylko głową, ale wciąż gapiła się na Dylana.
*Cass*
Wybiegłam z domu Charlie, zostawiając ją pod opieką Harry'ego. Ominęłam samochód i wpadłam na chodnik. Było ciemno, pusto i okropnie. Nie miałam kurtki, czapki ani nic. Na nogach miałam zwykłe trampki, bo nie chciało mi się ubierać kozaków wcześniej. Śnieg wpadał mi do butów, zaplątywał się we włosy i spływał po policzkach, w zetknięciu z ciepłem skóry, zamieniając się w łzy. Znowu to samo. Znowu. Znowu. Znowu. Zimno przenikało mnie do szpiku kości, mroźny wiatr pomiatał kawałkiem mojej koszuli, drażnił ranę na wardze. Potknęłam się i upadłam w śnieg. Podniosłam się na kolana. Po policzkach popłynęły łzy, a ja czułam się brudna. Błądziłam zmarznięta po ulicach Londynu, wreszcie zapuściłam się w ciemny park. Miałam ataki drgawek, nie czułam niemal całego ciała. Spojrzałam w niebo i głośno oskarżyłam księżyc i gwiazdy o wszystkie krzywdy, których doświadczyłam.
Objęłam się swoimi rękami i pozwalałam, by śnieg miękko opadał na moją zimną twarz. Usłyszałam głos syreny policyjnej. Rozejrzałam się i ruszyłam powoli w stronę domu. Było późno, możliwe, że chłopacy już śpią.
*Charlie*
Zazwyczaj gdy jesteśmy smutni, zranieni, dotknięci przykrym, złym zdarzeniem to zamykamy się w sobie. Nie chciałam tego. Pragnęłam wykrzyczeć jak bardzo mi źle, powiedzieć komuś że go kocham i usłyszeć Ja Ciebie mocniej kochanie. Miałam ochotę coś rozwalić, uderzyć kogoś, zranić tak jak ja zostałam zraniona. Pragnęłam zemsty.
W tamtych chwilach nie potrafiłam spojrzeć na nic z dystansem, a mój płacz i ból podsycał smutek. Nakręcałam się tym jak zegarek. Nie umiałam zapomnieć o tym dotyku, słowach, wyrazu jego twarzy. Wyglądał jak szatan. Cieszył się moimi łzami, cierpieniem. To było okropne.
Wpatrywałam się w jeden punkt. Był to kominek, w którym tańczył ogień. Czułam, jak ciepło ogniska otula moje ciało, co było przyjemne. Chciałam zapomnieć o tym wieczorze i wrócić do wcześniejszego życia. Tylko to nie jest takie łatwe.
Policja przeprowadziła krótkie rozmowy ze mną i Harrym. Pytali o wszystko. Nie odpowiedziałam na niektóre pytania. Gdy pytali, co Grey mi zrobił to wtulałam się w tors Hazzy i płakałam. Na szczęście jest tu ze mną. Gdyby nie Loczek i Cass to ten potwór mógłby całkiem zniszczyć moje życie. Jestem im dłużna i wdzięczna za wszystko.
Poczułam dłoń na ramieniu, na co drgnęłam. Nie bałam się, po prostu znałam ten dotyk na pamięć. Starałam się unieść kącik ust co średnio mi wychodziło. Ciężko jest szczerze się uśmiechnąć po czymś takim. Uniosłam wzrok na twarz Harry'ego. On jest taki... onieśmielający.
Położył swoją ciepłą i dużą dłoń na moim kolanie. Lekko przygryzłam wargę, co Harry chyba zauważył bo uśmiech pojawił się na jego twarzy. Poczułam, jak się rumienię. Wtopa. Moja dłoń znalazła się na jego dłoni. Nabrałam trochę pewności siebie i splotłam nasze palce w jedną całość. Poczułam jego zdziwienie, ale jakby też... zachwyt? Coś w tym rodzaju. Chciałam od niego więcej... chciałam poznać to uczucie. Chciałam posmakować jego malinowych ust, które były tak kuszące. Wszystko byłoby takie piękne. To były oczywiście tylko przypuszczenia.
Gdy dotarłam do domu, czułam, że moje ciało więcej nie wytrzyma. Mój rozum wołał o pomoc medyczną, serce krzyczało, żeby się zamknął. Oparłam czoło o drzwi, dłońmi próbując odnaleźć klamkę. Nacisnęłam, a moje przez moje ciało przeszedł dreszcz, gdy okazało się, że są zamknięte. Przeszukałam kieszenie i z westchnieniem ulgi wyciągnęłam mały srebrny kluczyk. Chwilę zajęło mi trafienie do dziurki, po policzkach spłynęły kolejne łzy, kiedy mózg wyemitował informację o niechybnej śmierci pod drzwiami domu. Otworzyłam wreszcie klamkę, zachwiałam się i przewróciłam w głąb mieszkania. Leżałam chwilę, rozkoszując się lekkim ciepłem, rozpraszanym jedynie przez powietrze, które wtargnęło przez otwarte drzwi. Z bólem wstałam i zamknęłam drzwi. Dotarłam do salonu i nie zwracając uwagi na nic zwaliłam się nieprzytomna na dywan.
Niall*
Kiedy zgłodniałem poszedłem do kuchni. Zjadłem coś, wypiłem sok, po czym poszedłem do salonu. Niestety, nie zawędrowałem zbyt daleko. Przewróciłem się na czymś miękkim. Okazało się, że to nasza Cass. To tak w skrócie co zdarzyło się wcześniej.
Teraz próbowałem ocucić nieprzytomną dziewczynę.
- Cass... - jęczałem wystraszony bo przyjaciółka nie dawała żadnych znaków życia. Oprócz oddychania.
- Cassie obudź się! - potrząsałem nią, ale nie mocno. Byłem zmartwiony i wystraszony. Machałem książką przed jej twarzą, chlapałem trochę wodą ze szklanki, ale jej powieki nie podnosiły się. Głośno oddychałem, a mózg jakby wyparował.
- Zayn! - zawołałem szybko i głośno. Gdy jeszcze nie usłyszałem kroków wydarłem się po raz drugi. - Zayn do cholery! - pewnie już spał.
Kiedy już wparował do salonu patrzył wzrokiem byka.
- Co kuźwa?! Już spałem! - uniósł ręce.
- Cassie. Ona nie otwiera oczu. - powiedziałem, na co zdziwił się. Obrzucił dziewczynę przelotnym spojrzeniem. Pomógł mi przenieść Sandrę na kanapę.
- Może dlatego, że śpi? - Malik idioto, nie każdy kto ma zamknięte oczy śpi. Pokiwałem głową. - Może znowu się upiła? To w jej stylu. - mruczał niewyraźnie z przymkniętymi lekko powiekami. Przewróciłem oczami i szturchnąłem go.
Nie poczułem alkoholu z jej ust. Obawy rosły. Dotknąłem jej policzka. Było lodowate, jej skóra była blada, niemal niebieska, warga rozcięta. Biła się?
- Zadzwoń po pogotowie! - krzyknąłem. Zayn pobiegł na górę. Wrócił po chwili, ale nie on sam. Louis i Liam również przybiegli. Gdy Tommo zobaczył nieruchomą Cass, wystraszył się. Zauważyłem w jego oczach niepokój.
- Niall, co jest? - zapytał klęcząc przy kanapie, na której leżała nasza przyjaciółka. Wzruszyłem ramionami.
- Z-znalazłem ją w holu, leżała tam...i... - mój głos łamał się, byłem zdenerwowany. Louis pogładził ją po policzku i spojrzał na Malika.
- Zadzwoń na... - znów spojrzał na twarz dziewczyny. Powędrowałem za jego wzrokiem. Ujrzałem jak powieki Sandry leciutko, ledwo widocznie drgają, a później powoli unoszą.
- Cassie! - ucieszyłem się, a kamień spadł mi z serca. Przytuliłem ją mocno. Kiedy spojrzałem w jej oczy widziałem pustkę. Patrzyła, ale nie widziała. Była jakby... zamrożona?
Harry*
Leżałem na kanapie. Charlie przytulona do mnie z głową na mojej klatce piersiowej. W salonie paliła się tylko jedna lampka, a ogień w kominku dawno zgasł. Moje myśli krążyły wokół zranionej brunetki. Przed oczami wciąż tkwił obraz jak płacze. Co stałoby się gdybyśmy przyjechali później, albo w ogóle nie przyjechali? Straciłbym ją. Odrzucałaby mnie, bałaby się każdego mojego dotyku. Spojrzałem na jej twarz, którą gładziłem dłonią. Spokojnie spała.
- Nawet nie wiesz ile dla mnie znaczysz Lottie... - powiedziałem i ucałowałem jej dłoń.
Nie chciałem spać na tej kanapie. Zbyt wiele tu się zdarzyło. Zabrałem dziewczynę do jej pokoju. Pewnie będzie jej niewygodnie w ubraniach. Gdy przypominam sobie pół nagie ciało Charlott twardnieję. Rozpiąłem dwa pierwsze guziczki jej bluzki. Tylko, że... teraz nie mogę. Po tym, co ją spotkało kilka godzin temu, mam ją teraz rozbierać? Harry, miej swój rozum. Opanuj swoją chcicę. Jedyne, co mogłem zrobić to ściągnąć jej bluzę i swoje spodnie. Wtuliłem się w jej małe, delikatne ciało, pocałowałem w nos i zamknąłem oczy.
***
Pomacałem miejsce obok gdzie spała Lottie. Poczułem tylko materiał. Zerwałem się na nogi. Gdzie ona jest? Opuściłem pokój i powędrowałem w samych bokserkach i czarnym podkoszulku. Szukałem jej po pokojach, ale po Charlie ani śladu. Gdzie ją wcięło?
- Charlie! - krzyczałem. Wparowałem do kuchni. Stała i smażyła coś na patelni. Najbardziej zdziwiło mnie to, że stała tam w samej koronkowej bieliźnie. Poczułem, że moja twarz robi się purpurowa, a zęby przygryzały wargę. Po sekundzie odwróciła się i wystraszyła na mój widok. Mrugałem kilka razy oczami by sprawdzić czy to nie tylko sen. Szczypałem się, ale nic się nie działo. Ciemnowłosa piękność podeszła do mnie uwodzicielskim krokiem. Nie mogłem nie patrzeć na jej krągłości. Złapała jednym palcem za mój podbródek i skierowała na swoją twarz.
- Jesteś uroczy gdy tak na mnie patrzysz. - drżałem z każdym jej wypowiedzianym słowem. - Ale tu mam twarz. - wodziła palcem po moim torsie. Nie poznawałem jej. Nie była sobą. - Pocałuj mnie. - poprosiła z nutką żądzy. Spełniłem jej rozkaz. Pocałunek ze spokojnego przerodził się w agresywny, pełen pożądania. Nasze ciała stykały się, chciałem mieć ją przy sobie jak najbliżej. Nie bałem się jej dotykać, a jej to nie przeszkadzało. Podniosłem ją i pozwoliłem opleść się jej nogami. Posadziłem ją na blacie kuchennym i bezustannie kosztowałem jej ust. Nie mogłem uwierzyć, że w końcu to się dzieje. Mogę ją dotykać, całować i szeptać świńskie słowa do ucha. Jednak wszystko wydawało się piękne do czasu, gdy usłyszałem trzask i wszystko znikło.
Szeroko otworzyłem oczy. Co to było?! Moje mięśnie napinały się i to dosłownie wszystkie, bez wyjątku. Koszulka była spocona. Spojrzałem w bok. Charlie nadal spała słodko. Przeczesałem włosy palcem wypuszczając przy tym powietrze. O czym ja śnię?! Nie mówię, że mi się nie podobało, ale... nie ważne. Nabrałem kilka wdechów i wróciłem do snu. Przytuliłem się do dziewczyny i zatopiłem swoją twarz w jej pachnących włosach.
*Liam
- Cassie? Cass? Sandra? Sandruś. - mamrotałem jej do ucha, przytulając lekko. Nie odzywała się. Od dwóch godzin nie powiedziała ani słowa. Domyśleliśmy się, że szła przez to zimno w samej podartej koszuli i spodniach. Musiała nieźle wymarznąć. Powoli przyzwyczajaliśmy ją do ciepła, otulając ciepłym ręcznikiem z kaloryfera i podając ciepłą, ale nie gorącą herbatę. Przyjmowała wszystko spokojnie, ale nie reagowała na nasze zaczepki, jakby część jej gdzieś odeszła.
- Cassie. - mruknął Louis, kucając przed nią. Zwróciła na niego martwy wzrok. - Może... może powiesz, co się stało? - zamrugał i spojrzał na nią prosząco. Nie reagowała. Z jej policzka popłynęła pojedyncza łza, znów wpatrzyła się w czarny ekran telewizji. Niall krążył po salonie i mamrotał coś pod nosem. Nagle zatrzymał się.
- Nie. Ja już nie mogę, kiedy ty jesteś w takim stanie, Cass. Muszę im powiedzieć. Przecież widzisz, jak się martwią. - Westchnąłem, bo wiedziałem, że nie zareaguje. Ale dziewczyna zerwała się spod koca i spojrzała na niego ze złością.
- Ufam ci, Niall. - odwróciła się i poszła do swojego pokoju, starając się powstrzymać łzy.
Rzuciliśmy się do blondyna z masą pytań, ale zbywał nas, wciąż powtarzając, że Cassie mu zaufała. Mój telefon zawibrował, a ja rzuciłem się, by odebrać.
- Cześć, Liam. Pamiętasz mnie jeszcze? - moje serce mocniej zabiło. Jak mógłbym nie pamiętać? - Jestem w Londynie na kilka tygodni i tak sobie pomyślałam, że może byśmy się spotkali?
- Ja... oczywiście. Bardzo chętnie.
- Świetnie. Dasz radę dziś? - zawachałem się. Spojrzałem na drzwi pokoju Cass. Nie.. nie mogę teraz się z nią spotkać. Nie przestawałbym myśleć o Sandrze.
- Przykro mi. Naprawdę dziś się nie wyrobię. Za to jutro jestem cały twój. - Miałem nadzieję, że nie odbierze tego źle.
- Okay. To do jutra. - niemal słyszałem, jak się uśmiecha. Chłopaki patrzyli na mnie z zaciekawieniem, z wyjątkiem Louisa, siedzącego pod drzwiami Cass i próbującego ją uprosić, by z nim porozmawiała.
- Chyba właśnie umówiłem się na randkę. - mruknąłem. Niall i Zayn uśmiechnęli się, na ile mogli w obliczu obecnych wydarzeń i poklepali mnie po plecach. Usiadłem na kanapie i próbowałem siłą woli wyciągnąć Cassandrę z pokoju.
Po dwudziestu minutach kazałem chłopakom iść do pokojów. Ja zostałem. Siedziałem pod jej drzwiami zrezygnowany. Starałem się na wszystkie sposoby wyciągnąć przyjaciółkę z pokoju. Lekko uderzałem tyłem głowy w dębowe drzwi.
- Cassie... Cass... Sandruś.... - mruczałem. - Otwórz proszę drzwi... chcę tylko porozmawiać. - mówiłem coraz bardziej śpiący. Czułem, jak mój kręgosłup pada. Wstałem, prostując kości, co wydało dziwny dźwięk. Muszę się dowiedzieć co się stało. I gdzie, do cholery, jest Harry? Razem chyba pojechali do Charlie. Znowu się pokłócili? A było tak dobrze.
- Cassandro... nie chcesz to nie mów. - zacząłem. - Tylko by ci ulżyło, ale... nie to nie... - odszedłem do swojego pokoju, w milczeniu tylko kopiąc w poduszki.
No i jest rozdział 21! Trochę sprawy się skomplikowały. Dziewczyny zostały zranione, chłopcy nie wiedzą o co chodzi (oprócz Hazzy i częściowo Nialla) Jak myślicie, co będzie dalej? Swoje przypuszczenia możecie umieszczać w komentarzach. (Przepraszamy za jakiekolwiek błędy ortograficzne) :*
Czekajcie na ROZDZIAŁ 22! Love
Cudo tylko prosze dodaj szybko kolejny bo nie moge się doczekać
OdpowiedzUsuńEw czego charlie sie juz nie przejmuje Cass
OdpowiedzUsuńHej :) Rozdział jak zawsze celująco napisany :) A teraz troszkę o bohaterkach a za to co mam zamiar napisać zostanę z pewnością zamordowana. Otóż nie lubię Charlie. Bardzo. Mam wrażenie że ona uwielbia być w centrum uwagi w odróżnieniu od Cass która swoje problemy trzyma dla siebie i dodatkowo pomaga Charlie. Cass jest postacią którą lubię i uważam że to przy jej tworzeniu widać twój talent i lekkość pisania. Cass jest osobą z poważnymi problemami bo przecież została zgwałcona i oczywiście nikt nie zauważył tego że ona zachowuje się trochę dziwnie, zresztą Charlie to podobno jej przyjaciółka ale ja tej przyjaźni nie widzę, nie ze strony Charlie. Nie wiem czemu ale jestem też zła na chłopców z 1D. Dlaczego? Bo czytając miałam wrażenie że oni faktycznie obwiniają Cass o zerwanie Lou z Annie, a komentarz Zayna że pewnie jest pijana bo to do niej podobne, no miałam ochotę stanąć na palce i mu, że się wyrażę, "wylutować" w ten wymodelowany łepek. A nagła troska o Cass dla mnie była taka no wiecie nieszczera? No bo zlewali ją tyle czasu i wogóle a nagle się przejeli? I to w sumie nie do końca. A Lou to już wogóle, ale to zostawię na kiedy indziej. To tyle jeśli chodzi o relacje ;) No ale jak już pisałam rozdział mi się podobał i z niecierpliwością czekam na następny ;D
OdpowiedzUsuńDziękujemy za komentarz:) Każda krytyka jest dobra, możesz dalej cieszyć się życiem. :D Tak jak już wiele razy wspominałyśmy, jesteśmy tu dwie:) Cass jest jakby "moją" postacią,czyli wszystko, co jest z perspektywy Cassie, piszę ja, a Karcia jest twórczynią Charlie. Chciałabym jeszcze "wybronić" Charlie, ponieważ ona nie jest przyzwyczajona do takiego traktowania przez chłopaków, dlatego sytuacja z Dylanem nią wstrząsnęła i nie była w stanie zająć się Cass, która przecież też nie wykazała się, kiedy kazała Harry'emu zostać, a sama uciekła:) jeszcze raz dziękuję i zachęcam do dalszego komentowania :D ~ Hermi
Usuńhttp://recenzowisko-blogow.blogspot.com/2015/05/30-all-you-need-is-love.html
UsuńWasza recenzja