wtorek, 15 lipca 2014

2




Niall*
No cześć! Jestem Niall Horan. Wiecie z tego szalonego zespołu One Direction. Tak to właśnie JA. Ten uroczy blondyn. Wiem jestem skromny:P Do zespołu dochodzi też mulat z blond grzywką - Zayn Malik, gość, który kocha koszulki w paski to Louis Tomlinson, kędzierzawy flirciarz to Harry Styles, a ten odpowiedzialny to Liam Payne. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, a  raczej braćmi, pod Słońcem. Może jesteśmy dorośli, ale mamy w sobie wciąż trochę dzieciaków. Kochamy się wciąż bawić i wygłupiać. Cali MY. No więc ja i chłopcy uzgodniliśmy, że chcielibyśmy ukończyć szkołę. Aktualnie mieszkamy wszyscy w Londynie. Idziemy do collegu. No więc szedłem sobie parkiem z kapturem na głowie, by mnie ktoś nie rozpoznał. Patrzyłem sobie na nogi i łup! Uderzyłem swoja osobą w kogoś. Ten ktoś miał  za raz upaść, ale go przytrzymałem, a raczej JĄ. Dziewczyna się otrząsnęła  i popatrzyła na mnie. Jejciu ładna. - pomyślałem w głowie. Grzecznie ją przeprosiłem i przy okazji spytałem o drogę do collegu, którego nie umieliśmy znaleźć. Okazało się, że właśnie tam idzie.
10 min później...
Przyszła jej przyjaciółka chyba Cassie czy jakoś tak. Wydaje się, że nie poznały mnie. Po chwili doszła reszta zgrai. Poznaliśmy się nawzajem i ruszyliśmy do ''szkoły''.
- Dzięki za pomoc - podziękowałem.
- Nie ma za co - wcięła się koleżanka Charli.
- No to cześć - pożegnały się z nami, a my z nimi.
- Paa. Poszliśmy gdzieś na halę sportową. Tam było pełno uczniów. Próbowaliśmy jakoś się nie wyróżniać. Staneliśmy pod ścianą i czekaliśmy na rozwój wydarzeń. Dyrektorka po jakimś czasie wyszła na scenę i wszystkich powitała. Nudziła mnie trochę jej przemowa.
Na drugi dzień
*Charlie
Obudziły mnie promienie Słońca, które łaskotały mnie w twarz. Przeciągłam się i spojrzałam na zegar. Jest 8.00, spoko. Zaraz, że która?!!!!!!!!!! Szybko ubrałam się, umyłam zęby i zbiegłam na dół. Mama pewnie już w pracy. Szybko zabrałam wodę i tym razem gruszkę do szkoły. Wyszłam z domu. Piękna pogoda. Ruszyłam szybko do szkoły.

*oczami Cass
Ammm, cudownie się spało. Jest godzina 7.30 o 8.30 zaczynają się lekcje. Luz, przecież i tak nie robię jakiegoś wielkiego makijażu. Wzięłam jakieś sensowne ciuchy, w końcu to drugi dzień szkoły na początku trzeba się jakoś zaprezentować, potem i tak nikt nie będzie na mnie zwracał uwagi.
dsrj

Przebierając i malując się w łazience kontemplowałam nad moim snem. Widziałam w nim jakiegoś przystojnego chłopaka z brązowymi włosami, który biegał dookoła mnie wesoło i wołał coś w stylu "Ej, zakochaj się we mnie, ja cię nie skrzywdzę, słyszysz? No zakochaj się, to cudowne uczucie nie pamiętasz? No zakochaj się we mnie." Awww, tak cudownie byłoby się znów zakochać... Zaraz?! Co?! Cassandro Miller, żadnych takich, już raz to zrobiłaś i co? Pamiętaj, faceci to podłe świnie, nie wolno ci się zakochać, a już na pewno nie w gwieździe, która zresztą już dawno zapomniała jak się nazywasz. Cóż, dla mnie też będzie lepiej, jak zapomnę, jak on się nazywa.
Po 10 minutach okupowania łazienki zeszłam do kuchni, gdzie na krzesełkach barowych przy "wyspie" siedziały oba bachory i majtały nogami, jedząc płatki z mlekiem.
- Cześć bachory - mruknęłam - Camille masz brodę od mleka, wytrzyj się, bo mi będziesz robić wstyd.
- Pff - mruknęła dziewczynka i wytarła buzię rękawem różowej bluzeczki.


- Matko, co za dzieci. - westchnęłam i wzięłam sobie jabłko z metalowego koszyka.
- Kto tu wspomina tę okropną kobietę, o której nikt miał nie wspominać? - zapytał tata, nawet nie oczekując odpowiedzi, więc jej nie udzieliłam. Opłukał ręce pod zlewem i wyciągnął z lodówki kabanos, a z chlebaka świeżą bułkę, po czym nie zaszczycając nas spojrzeniem wyszedł z kuchni.
- No bachory, ubierajcie buty i wychodzimy.
Za minutę ósma byłam przed szkołą. Wsadziłam ręce do kieszeni spodni i czekałam na Charlie, oparta o maskę samochodu. Podciągnęłam nogi i wygodniej usadowiłam się na masce srebrnego cabrioleta. Zamknęłam oczy i wystawiłam twarz do pierwszych promieni wrześniowego słońca. Nagle widok przesłonił mi jakiś cień. Otworzyłam oczy, z nadzieją, że to Charlie. Niestety, przede mną stał jakiś koleś z obleśnym uśmiechem na ustach.
- Fajne autko laleczko, ile razy musiałaś dać dupy, żeby go sobie kupić?
- Wal się - odpowiedziałam i zsunęłam się z maski, z zamiarem wejścia do szkoły. Lotta będzie musiała mnie znaleźć. Ale dryblas nie chciał mnie tak szybko stracić.
- Ej laleczko a co powiesz na szybki numerek? Kupisz sobie nową sukienkę. - Złapał mnie mocno za nadgarstek. Zacisnęłam pięść, cholernie bolało.
- Puść mnie, mam dość sukienek. - jęknęłam.
- To może dasz za free?
- Chyba śnisz - warknęłam i próbowałam się wyrwać, ale jeszcze boleśniej zacisnął dłoń na moim nadgarstku.
- Ze mną się nie pogrywa maleńka, no chodź jest jeszcze dużo czasu do pierwszej lekcji, zdążymy.
- Puść mnie - powiedziałam, już głośniej, wciąż próbując pozbyć się jego obleśnych łap. Ale on pociągnął mnie za sobą. Wbijałam trampki w ziemię, ale to nic nie dawało.
- Puść ją, jak cię prosi!- usłyszałam za sobą męski głos. Obleśniak odwrócił się i rzucił komuś głupawy uśmieszek.
- I myślisz, że sam dasz mi radę? - prychnął.
- Nie, ale myślę, że w piątkę damy radę. - Usłyszałam jeszcze czyjeś kroki, pewnie przyszli kuple tego chłopaka. Chciałam odwrócić głowę, ale ten dryblas pociągnął mnie za sobą, tak że prawie od razu się przewróciłam.
- Aaaaa - krzyknęłam, bo nadgarstek piekł mnie niemiłosiernie, po policzkach spłynęło mi kilka łez. Nagle ktoś uderzył tego chłopaka w twarz tak, że ten potknął się i przewrócił. Poluzował uścisk na mojej ręce, więc mogłam już ją wyswobodzić. Potrącona przez dryblasa upadłam na ziemię, oczywiście tyłkiem, zacisnęłam oczy i skuliłam się na asfalcie, przyciskając do siebie opuchnięty nadgarstek.
- Nic ci nie jest? - usłyszałam ten sam męski głos, co przed chwilą. Podnisłam niepewnie oczy. Ujrzałam piękny uśmiech, po czym zniewalające, pełne troski, niebieskie oczy. Znałam te oczy.
- Nie, wszystko OK. - szepnęłam. Chłopak otarł jedną łzę, która wypłynęła nie wiadomo kiedy.
- Na pewno? Twój nadgarstek nie wygląda najlepiej. - powiedział ujmując delikatnie moją dłoń. Zdołałam tylko potrząsnąć głową.
- Wszystko OK. - powtórzyłam, po czym wstałam i otrzepałam tyłek z brudu. Podniosłam oczy i ujrzałam 5 niepewnie spoglądających na mnie kolesi i postać dryblasa w tle, która zataczając się próbowała uciec jak najdalej. Zmrużyłam oczy.
- Dzięki za pomoc i .... hej, ja was znam. Wczoraj odprowadzaliśmy was do szkoły.
Charlie*
Szłam co raz to szybciej, by nie spóźnić się pierwszego dnia szkoły. Taki piękny dzień dzisiaj. Co chwilę patrzyłam na zegarek, która godzina. O Kurde! Już 8.15!!! Nie zdążę !!! Postanowiłam, że pobiegnę miałam 5 z w-f. Kiedy  wybiegłam  zza muru to wderzyłam do jakiegoś chłopaka. Na szczęście to tylko stary kumpel, Bradley.
- O hej kwiecie, gdzie ty tak pędzisz??? - spytał.
- Do szkoły Brad. Nie mogę teraz rozmawiać. Zdzwonimy się! Pa! - krzyknęłam biegnąc.
- Paaa!!!! - usłyszałam za sobą. 10 min później... Już 2 minuty po dzwonku!!!! Cholera, ale będzie wstyd. Wbiegłam na 2 piętro  do sali 47. Gwałtownie otworzyłam drzwi i.... jeszcze nie ma nauczycielki. Yeach! Wszycy na mnie momentalnie spojrzeli. Znalazłam wzrokiem Cassie, która się podśmiewała ze mnie. Zobaczyłam też  pięć gwiazd. Co będą chodzić z nami do klasy??!!!


Szybko usiadłam obok niej.
- Farciarz. - powiedziała.
- Pff... ma się tą kondychę. - powiedziałam.
- Ja gdybym wiedziała, że jest 2 minuty po dzwonku wróciłabym się do domu - dodała. Cała ona. Bardzo się od siebie różnimy.
- No ale Cass... ja to nie ty. - zaśmiałam się pod nosem, a po chwili w sali znalazła się nauczycielka.
- Witaj młodzieży! Przepraszam, że się spóźniłam już na pierwszą lekcje, ale kiedy ma się trójkę dzieci nie jest łatwo się wyrobić.
- Dzień Dobry - przywitaliśmy się wszyscy chórem. Cała lekcje bablała o wymaganiach itp. nudy w skrócie. Rozglądałam się po całej klasie, a mój wzrok spoczął na lokowatym chłopaku. To ten Harry z zespołu One Direction. Awww... otrząsnęłam się i popatrzyłam przed siebie. Zrobiło mi się duszno i czułam jakbym zbladła trochę.
- Charlie... wszystko w porządku? - spytała nauczycielka.
- Nie, tak, nie, tak znaczy no nie - klasa zachichotała.
- To tak czy nie? - ponownie spytała.
- Nie, jest mi duszno mogę na chwilę wyjść?
- Możesz, ale jakby coś się działo to przyjdź do mnie.
- Dobrze. - Wstałam i wyszłam z klasy. O wiele lepiej. Stanęłam przy parapecie i odetchnęłam. Nie podoba on ci się i koniec! Może jest przystojny, ale to tylko to. Ogarnij swoją dupę i zacznij myśleć jak człowiek. Za parę minut kończy się lekcja. Poczekam do końca. Zadzwonił głośno dzwonek. Wszyscy jakby wybiegli z klas. Cassie podeszła do mnie z moją torbą. Podała mi ją i stanęła obok.
- Co się dzieje? - spytała troskliwie.
- Nic trochę mnie głowa boli, nic wielkiego.
- Na pewno?
- Tak na pewno, a teraz chodź. - uśmiechnęłam się i pociągnęłam ją za  rękę. Wyszłyśmy na zewnątrz przed szkołę. Usiadłam na ławce, a ona obok mnie.
*Harry
Siedzieliśmy z chłopakami w klasie, ja oczywiście z Louisem. W ławce za nami siedziała ta Cassie, a jej przyjaciółki, Charlie jeszcze nie było. Ciekawe czemu? Trochę dziwne, że nie przyszła pierwszego dnia do szkoły, nie lubię dziewczyn, które nie lubią się w ogóle uczyć i wagarują, w sumie kujonic też nie lubię. Zaraz? Właściwie, po co ja o niej myślę? Jak wagaruje to nie moja sprawa. Nagle do klasy wpadła zdyszana Charlie. Jakoś tak mi się zrobiło lżej, co mi się dzieje? Po połowie lekcji nauczycielka zaczęła coś do niej pieprzyć, że niby ma wyjść  z klasy. Nie skumałem o co chodzi, bo akurat Louis rozpoczął nalot na moją osobę, dźgając mnie niemiłosiernie długopisem w bok. Charlie już nie przyszła, pewnie, też bym nie przyszedł na 10 minut lekcji. Była akurat przerwa śniadaniowa, czy coś w tym stylu, bo mieliśmy 20 minut, żeby zeżreć to, co nam matka spakowała, jak nie patrzyliśmy.
- Ejj, Hazza, a tam chyba siedzi twoja narzeczona? - zaczepił mnie Lou. Nie przejąłem się jego uwagą o bardzo niskim poziomie inteligencji. To pewnie jakaś napalona fanka, cóż, rączko przygotuj się na show.Zaraz strzelimy tutaj zarąbisty autograf. Rozejrzałem się w poszukiwaniu potencjalnej directioners. Ale nie zauważyłem nikogo takiego. No cóż młodzież tegoż collegu ma bardzo ubogi zakres muzyczny. Jak na razie żadna fanatyczka naszego zespołu nie rzuciła nam się do nóg. WOW jakaś nowość.
- O co ci chodzi Louis? - zapytałem, bo byłem już nico zdezorientowany faktem, że gdzieś w tym tłumie Boo wypatrzył materiał na narzeczoną.
- Na ławce, naprzeciwko nas siedzą te dziewczyny z parku. - wytłumaczył, gapiąc się na tą Cass. - ej, nie wydaje wam się dziwne, że one nawet, nie wiedziały o istnieniu naszego zespołu?
- Może, czy ja wiem? Nie każda laska na nasz widok musi mdleć co nie? - mądrze wypowiedział swoją kwestię Liam.
- No, ale nie wiedziały nawet o naszym istnieniu - powtórzył Louis - fajnie nie?
- Ale co? - zapytał Zayn, pisząc coś zaciekle na czarnym iPhonie.
- No, że one nie wiedzą nic o nas, a my nic o nich. No wiecie, one są inne, takie... no..., po prostu...
- Po prostu nie będą nas oceniać na podstawie internetu i durnych magazynów? - dokończył Liam.
- Ooo własnie, Liaś ty zawsze wiesz, co chcę powiedzieć, jak ty to robisz? - zachwycił się Lou.
- Nie wiem - wzruszył ramionami Liam.
Przez całą, jakże inteligentną rozmowę obserwowałem dwie dziewczyny, siedzące naprzeciwko nas. Charlie wyglądała prześlicznie. Miała na sobie kwiatową spódnicę i czarną bokserkę, a dżinsową kurtkę położyła obok.
images (4)

Wymachiwała rękami, dzwoniąc czarnymi bransoletkami i opowiadając coś zaciekle Cassandrze. Mojej uwadze nie umknęły nawet jej idealnie pomalowane na czerwono paznokcie i nieco znoszone już, ale pasujące idealnie czarne trampki.
- Ziemia do Hazziątka - usłyszałem głos Louisa.
- Co? - zapytałem, wciąż zerkając na dziewczyny, które pochłonięte rozmową nawet nas nie zauważyły, hmmm a powinny.
- Zayn pytał, czy idziemy lepiej poznać te dziewczyny z parku i dlaczego chcesz się wybrać z nimi do wesołego miasteczka.
- Skąd wiecie, że chciałbym iść z nimi do wesołego miasteczka? - zdziwiłem się.
- Bo to ty - wytłumaczył Niall, próbując wyrwać Liamowi opakowanie żelków.
- Aaa, no tak. - westchnąłem - no to chodźmy. Chłopaki już chcieli wstać, ale Loius nas przytrzymał.
- A ja mam fajny pomysł. - powiedział konspiracyjnym tonem. - pójdę z kimś od tyłu i zasłonimy im oczy i powiemy kto to, jak z nami pójdą do tego miasteczka, co wy na to?
- Genialne - westchnąłem sarkastycznie, Lou spojrzał na mnie błagającymi oczyma - no ok, to ja chce też.
Oboje z Louisem podeszliśmy ostrożnie od tyłu i zasłoniliśmy im jednocześnie rekami oczy. Pisnęły cicho, ale nie zaczęły się głupio wydzierać.
- Zgadnij kto - powiedział Louis do Cassie.
- Lou, wiem, że to ty. - powiedziała, a na jej ustach zagościł triumfalny uśmiech.
- Skąd? - zdziwił się Louis.
- W parku zrobiłeś dokładnie to samo. - wyjaśniła, a ja zdjąłem dłonie z oczu Charlie, bo i tak już wiedziała że to my.
- Ej - fochnął się Louis - a mieliśmy zamiar was szantażować, żebyście poszły z nami do wesołego miasteczka. - powiedział po czym zrobił urocza minkę kota ze shreka. Dziewczyny zrobiły dziwne miny. Cassie jakby się trochę bała, a Charlie, no po prostu jakoś tak dziwnie na nas patrzyła, tak jakby uważała nas za.. no nie wiem, jakieś niższe formy życia? Złapałem Charlie za rękę i kucnąłem przed nią na jedno kolano.
- Czy ty, Charlotto Adamson zechcesz pójść wraz ze mną i moimi wiernymi giermkami do jakże uroczego i przepełnionego pozytywną energią wesołego miasteczka?
- Emm... no ja... - zaczęła, ale jej przerwałem, wciąż starając się robić poważną  minę.
- Zapewniam, iż w naszym towarzystwie z pewnością nie będzie się pani wraz z koleżanką nudzić, oraz, że ja i moi giermkowie dołożymy starań, by to wyjście do wesołego miasteczka zapamiętały panie do końca życia i będą je panie opowiadać wnukom.
- Zaraz, zaraz że what? - zawołał Louis - jacy giermkowie???? - Parsknęliśmy śmiechem, a reszta 1D w kilku krokach znalazła się przy nas.
- Harry, wstań ludzie się gapią - zachichotała Lotta.
- Ale pod warunkiem,że się zgodzicie. - powiedziałem, już też z szerokim uśmiechem. Charlie popatrzyła pytająco na Cassie, a ona niepewnie kiwnęła głową.
- Taaaak!!! - wykrzyknął Louis, chwycił Cass i zaczął się z nią kręcić dookoła własnej osi.
- Lou, idioto, puść mnie! - zawołała, śmiejąc się głośno.
- Za tego idiotę cię nie puszczę. - powiedział Louis i złapał ja za nogi, jak pamiętnego czasu Shrek Fionę, tak on teraz poprawił ja sobie na plecach - Zayny, będziesz tak miły i weźmiesz rzeczy koleżanki? Bo ona sama niestety nie da rady.
- Jasne - zaśmiał się mulat.
kj- Louis! - krzyknęła Cass wisząc głowa w dół. - puść mnie w tej chwili!!

- Hahahah, nie ma mowy - wołał śmiejąc się wesoło Loui - za tego idiotę teraz będziesz pokutować - śmiał się i biegał z nią po  parku, a ludzie patrzyli się na nich, jak na wariatów - zaniosę cię aż do klasy, za karę, bo wyrządziłaś mi straszną krzywdę i nie wiem czy jakiekolwiek przeprosiny zdołają naprawić rany na mom biednym sercu. - w tym momencie zadzwonił dzwonek obwieszczający wszem i wobec, że trzeba podnieść swoje tyłki i zawlec je do klas. - ooo ale będziemy mieli efektowne wejście - skomentował Lou.
- Louis, pospiesz się, ja akurat chcę być na muzyce - jęknęła Cassandra. Po 5 uciążliwych minutach całą siódemką wtłoczylismy się do klasy. Na końcu z Cass na plecach dumnie szedł Louis.
- Proszę pana - powiedział tak głośno, żeby wszyscy dokładnie usłyszeli - przyprowadziłem koleżankę, bo chciała uciec z lekcji, ale już wszystko w porządku, prawda? - wyjaśnił, a Cass tylko prychnęła i zaczęła się wiercić.
- Dziękuję ci chłopcze. W ramach tego usiądziesz  koleżanką w ławce bo widzę, że masz na nią dobry wpływ. - uśmiechnął się nauczyciel i srogo popatrzył na Cass.
- Świetnie, od początku wyrabiasz mi złą opinię - usłyszałem jeszcze szept Cassandry.
Charlie*
Biedaczka musi usiąść z tym Louisem. Do klasy wszyscy już weszli tylko ja ostatnia. Rozglądnęłam się po klasie i zobaczyłam, że jest tylko wolne miejsce obok Lokowatego. Ugh... biedna ja. Usiadłam obok niego, a on się uśmiechał. Odwzajemniłam, bo nie chcę wyjść na wredną lalunie. No i znowu to samo, wymagania edukacyjne na ten rok. Wyciągnęłam jakiś zeszyt i zaczęłam z tyłu coś szkryfać. Lubię sztukę, a nawet bardzo lubię, ale czasem wolę namalować jakieś bazgroły. Tak na rozgrzanie nadgarstka. Namalowałam Pana od muzyki, a raczej jego karykaturę.
- Co malujesz? - spytał szeptem Harry.
- Tego... Dawsona. - powiedziałam cicho. Hazz cicho się zaśmiał.
warszawa-smieszny-prezent-dla-faceta-na-30-te-urodziny-prezent-dla-kolegi-chlopaka-8jYxOTcwMz_o
Wciąż cicho się śmieliśmy.
- Nie przeszkadzam Wam? - spytał chyba nauczyciel. Podniosłam głowę do góry i zobaczyłam srogo patrzącego na nas pana Dawsona.
- W tej chwili akurat nie - odpowiedziałam. Czułam wzrok wszystkich na nas.
- Daruję wam, ale żeby to było ostatni raz. - powiedział i wziął mój zeszyt w ręce. Zobaczył rysunek i spojrzał na mnie z pod byka.
- Podoba się Panu? - spytałam grzecznie. - Jest to dla Pana. Żeby wytrzymał Pan z nami cały rok. Oczywiście nie które elementy nie były potrzebne, ale to dla poprawienia humoru. -uśmiechnęłam się, a pan westchnął i się uśmiechnął.
- Ehh... racja. Gdybym nie był teraz w klasie to bym narobił w gacie ze śmiechu. - wszyscy wybuchli śmiechem. - Przyczepię sobie to w pokoju nauczycielskim. - dodał i poszedł do biurka. Serio? Pomyślałam.
Przerwa*
Stoimy w siódemkę na holu. Cały czas śmiejemy się z sytuacji na muzyce.
- Upiekło ci się! - powiedział Lou.
- Jak zawsze.-dodałam
*Cass
Stałam oparta o szafki i udawałam, że słucham o czym rozmawia reszta, są naprawdę fajni, nie tak jak reszta chłopaków i nie w ten sam sposób co Brad, ale w tej chwili nie mam ochoty na rozmowę. Cały czas myślami jestem przy wydarzeniu z rana, a co jeśli ten typ będzie się mnie jeszcze czepiać? Dobrze, że mam chociaż samochód. Dzwonek obwieścił, że trzeba się zbierać na ostatnią w tym dniu lekcję. Chemia. Westchnęłam, to jest najgorsza lekcja. Weszliśmy do klasy.
chem

- Dzień dobry - powiedziała część kujonowata klasy do nauczyciela, który akurat wyszedł z jakiegoś schowka. Był delikatnie mówiąc bardzo nieszczupły.
- Bry, jestem Clark Cooper - burknął pod nosem. Chcieliśmy usiąść, ale nas zatrzymał. - ja wybiorę, kto z kim siedzi. - powiedział gburowato. Usiadł ciężko i zajrzał do dziennika - Charlotta Adamson - Charlie słuchała uważnie, niepewnie patrząc na nauczyciela - Charlotta Adamson - powtórzył głośniej.
- Ekhm... to ja - powiedziała przechodząc na przód naszej dwudziestoosobowej grupki.
- Mhm... - Znów popatrzył do dziennika - usiądź przy stanowisku numer 1... a z tobą usiądzie... - chwilę jeździł długopisem wzdłuż nazwisk. Dylan Gray. - rozejrzałam się i niemal się nie przewróciłam. To ten dryblas, jak to możliwe, że wcześniej go nie zauważyłam? Ze strachem złapałam kogoś za rękę. Ups? Podniosłam głowę. Louis. Uśmiechał się delikatnie. Może nie skumał, czemu go złapałam. No tak, nawet nie zauważył, że Dylan to ten koleś z rana, a może go nie poznał?
- Sorry - mruknęłam i puściłam jego rękę. Dylan z obleśnym uśmieszkiem podszedł do stanowiska, przy którym grzecznie siedziała Lotta i usiadł stanowczo za blisko niej. Nauczyciel to zauważył, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Kretyn, od początku wyrabia sobie złą opinię. Pan Cooper zaznaczył coś w obskurnym notesiku i rozpoczął jazdę długopisem wzdłuż naszych nazwisk. W naszej klasie było 15 chłopaków i tylko 5 dziewczyn, więc gdy pozostałe 3 zostały umiejscowione, każda z jakimś lalusiem, ja w duchu modliłam się, by usiąść z którymś z chłopaków z 1D, bo ostatecznie nikogo tutaj nie znałam.
- Cassandra Miller - wyczytał chemik i wlepił wzrok w mój biust, zboczeniec.
- Z kim będę siedzieć? - zapytałam, wyrywając go z zamyślenia. Popatrzył na dziennik i zmrużył oczy.
- Louis Tomlinson - świetnie, moje modły zostały wysłuchane, to raz, a dwa, świetnie się dogaduję z Lou, więc z uśmiechem na ustach podeszłam do odpowiedniego stanowiska. Reszta lekcji minęła jak zwykle, z ta różnicą, że nauczyciel nie siedział przed biurkiem, tylko przechadzał się wzdłuż stolików, co chwilę nachylając się nad którąś z uczennic,żeby niby cos sprawdzić w zeszytach i "przypadkiem" się o nas ocierał. Po zbawiennym dzwonku fala uczniów zalała korytarz.
- Ten chemik to istny kretyn - powiedziałam nieco za głośno w stronę Louisa.
- Panna Miller, zostajesz po lekcjach. - usłyszałam za sobą basowy głos. Natychmiast zbladłam.
- Louis, zrób coś, on mnie tam zgwałci. - popatrzyłam na niego błagalnie.
*Louis
Jej spojrzenie było takie błagalne i piękne, że nie mogłem się oprzeć.
- Masz rację Cass ten chemik nie ma predyspozycji by uczyć, to jest absolutny idiota. - powiedziałem głośno.
- Louis Tomlinson, do dyrektora. - usłyszeliśmy głos chemika za nami. Cassandra zbladła jeszcze bardziej.
- Przepraszam Lou - wyszeptała, a ja ująłem jej dłoń i lekko ścisnąłem, by dodać jej otuchy. Wzdrygnęła się i delikatnie wyjęła swoją dłoń z mojej.
- Jak to? - zaczepiłem Coopera - dlaczego Cass zostaje po lekcjach a ja muszę iść do dyrektora? - chce pan nie mieć świadków tak? Co pan chce jej zrobić? - wszyscy uczniowie zebrali się dookoła nas, wydając jakieś pomruki, świadczące o tym, że się ze mną zgadzają. Chemik zmrużył groźnie oczy i rozejrzał się niepewnie.
- Miller i Tomlinson, zostajecie po lekcjach. - warknął, po czym odwrócił się i odszedł w stronę pokoju nauczycielskiego. Cassandra rzuciła mi się na szyję.
- Jesteś cudowny - szepnęła w moją bluzę. Nie mogłem się oprzeć i objąłem ją delikatnie. Wzdrygnęła się, ale nie poluzowała uścisku.
*10 minut później
Razem z Cassie stoimy pod klasą chemiczną i czekamy na nauczyciela. Oczywiście się spóźnia.
- Ehh - westchnęła - może przełożymy wypad do wesołego miasteczka na weekend? - zapytała bawiąc się telefonem - bo tylko dzisiaj mieliśmy tak krótko lekcje.
- Rzeczywiście, zadzwonię do Liama, żeby powiedział chłopakom. - powiedziałem i wyciągnąłem telefon z kieszeni.
- Ok - powiedziała i wpisała krótki sms.
Charlie*
Uff... już myślałam, że będzie mi kazać zostać po lekcjach. Na ostatniej lekcji była Chemia. Grr... zmora życiowa. Tak  samo z Fizyką. Po Co Mi zasrane pierwiastki, atomy i inne duperele???! Chemik kazał mi usiąść obok jakiegoś chłopaka... ładny. Kurde! Dlaczego myślę tylko o wyglądzie?! Usiadł strasznie blisko mnie, ale to zignorowałam.
- Cześć. Jestem Dylan, ale to chyba już wiesz, a ty za pewne Charlotte? - spojrzałam w jego czekoladowe oczy.
- Tak. - uśmiechnęłam się. On to odwzajemnił.
- Miło mi Cię poznać Charlie.
- Mi ciebie też Dylan.
*Po lekcjach
Oczywiście Cassie została po lekcjach, ale nie sama... Louis też. Ciekawe... Potem muszę ją o to zapytać. Szłam zielonym parkiem  i patrzyłam na swoje czarne trampki.
- Charlie!!! - ktoś krzyknął. Odwróciłam się i ujrzałam Dylana. Brunet podbiegł  i mnie przytulił. Co to ma być?!!! Coś się tak pośpieszył. Odsunęłam się powoli.
- Dylan... w czym mogę ci pomóc? -s pytałam, a on wciąż się szczerzył.
- Mogę cię odprowadzić do domu? - spytał. Nie chcę. Co mam zrobić? Szybko wymyśliłam coś na szybko.
- Nie... ja teraz od razu idę do pracy mamy. Może innym razem. - powiedziałam, a on trochę posmutniał. - Cześć Dylan - pożegnałam się z chłopakiem.
- Cześć - powiedział oschle. Westchnęłam i usiadłam na ławce ten chłopak cholernie mnie intryguje. Z nim jest coś nie tak.
drj
Dziwny typ, pomyślałam. Zobaczyłam na zegarek. Jest 14.50.Co mam robić? Kiedy tak myślałam ktoś zgasił mi światło. Trochę się zlękłam
- Zgadnij kto to? - usłyszałam.
- Harry? - spytałam chociaż byłam pewna, że to ON.
- Brawo - Lokowaty usiadł obok mnie. - Co siedzisz tak sama? - ponownie spytał.
-  A sama nie wiem. Myślę o wszystkim i niczym. A ty?
-  Wiesz po lekcjach Niall poszedł do sklepu. Liam od razu do domu, a Zayn do fryzjera. Zostałem sam, ale znalazłem odpowiednie towarzystwo. - uśmiechnęłam się. To było miłe.
-  To idziemy dziś do tego wesołego miasteczka - zapytałam.
- Nie wiem. Louis i Cassie zostali po lekcjach.
-  No, ale ile tam będą siedzieć?
- Nie wiem. - on nic nie wie. Inteligencja Harr'ego. - A teraz co będziesz robić? -s pytał.
- Nie wiem.
- A  jutro też przyjdziesz 2 minuty po lekcji?
- Nie wiem - chyba go denerwowałam, ale to było zabawne. Do czasu, kiedy nie zaczął mnie gilgotać.
- Harry, dość... już... przestań... - śmiałam się głośno i próbowałam coś powiedzieć.
- A przestaniesz powtarzać ciągle nie wiem? - zapytał.
- Hmm... nie wiem - zachichotałam. Czego oczywiście zaraz pożałowałam, bo Hazza obdarzył mnie nową porcją łaskotek.
- Harry... proszę... już... nie... będę - wysapałam. Chłopak w końcu odpuścił i uśmiechnął się uroczo.
- To jak z tym wesołym miasteczkiem? - zapytał.
- Myślę... - zaczęłam, ale przerwał mi dźwięk sms`a. - O Cassie napisała.
- Co? - zaciekawił się Hazza.
- Nie twoja sprawa - powiedziałam i zasłoniłam ekran dłonią, po czym z trudem przeczytałam treść sms`a. - o Cassie, jesteś odpowiedzią na wszystkie pytania.
- Jak to - zdziwił się Curly.
- Tak to, do wesołego miasteczka idziemy w sobotę. - wyjaśniłam.
- Czyli przedłużyło im się to zostanie po lekcjach - zapytał chłopak.
- Nie wiem - zachichotałam, po czym zerwałam się z ławki i zaczęłam uciekać przed roześmianym Harrym po całym parku.
*Cassie
Staliśmy z Lou w klasie przy biurku nauczyciela, a ten zdawał się nie zwracać na nas uwagi.
- Ekhm... prze pana? - zaczął Louis.
- Czego? - warknął chemik.
- Co mamy robić? - zapytałam, bo średnio uśmiechało mi się przez godzinę stać obok tego biurka.
- Posprzątacie salę chemiczną i korytarz - wyjaśnił nauczyciel - Miller posprząta pracownie, bo jest dziewczyną i jest bardziej ostrożna i raczej nie potłucze mi wszystkich probówek, a ty Tomlinson posprzątaj hol - powiedział i ani razu na nas nie spojrzał. Zbladłam, sam na sam z Cooperem? O nie.
- Prze pana? - zapytał Lou - myślę, że możemy razem z Cassandrą posprzątać klasę a potem korytarz - powiedział, ale chemik tylko potrząsnął głową.
- Nie, nie, nie Tomlinson, obniżę ci ocenę, za nie wykonywanie zadań nauczyciela - sapnął Cooper - Miller doskonale da sobie radę sama. - na tym rozmowa się skończyła. Louis został wygnany na hol, a ja zostałam sama z nauczycielem.
*Louis
Kurczę, Cass chyba naprawdę się boi. W sumie ma rację, Cooper nie powinien być nauczycielem. Pewnie wszystkie plastiki u niego zdają na 6. Przejechałem miotłą w jednym miejscu korytarza. Po cholerę mam tu sprzątać, jak 20 minut temu zrobiły to sprzątaczki? Pewnie chce być sam na sam z Cassie. Postanowiłem, że po prostu będę machać miotłą przy sali chemicznej, a jakby coś się działo to wkroczę. Jednak nie zrobiłem nawet jednego kroku, bo usłyszałem krzyk Cassandry, rzuciłem się w tamta stronę. W drzwiach wpadła na mnie Cassandra. Odskoczyła ode mnie i popatrzyła na mnie ze strachem.
- Cassie, co... - chciałem dotknąć jej ramienia, ale odskoczyła jak oparzona.
- Nie dotykaj mnie - pisnęła i rozpłakała się.
- Cass, przecież ja ci nic nie zrobię, wiesz o tym, prawda? - zapytałem niepewnie. O co jej chodzi? Pewnie Cooper się do niej dobierał, no ale żeby aż takie to było traumatyczne przeżycie? Przecież nic jej nie jest. Dziewczyna potrząsnęła głową.
- Wiem, przepraszam. - szepnęła i wtuliła się we mnie - zabierz mnie stąd - wyszeptała do mojej bluzy. Wziąłem ją na ręce i wyszedłem ze szkoły, cały czas się trzęsła. Co się tam wydarzyło? On ją zgwałcił czy jak? Nie, miał za mało czasu. Pewnie wyolbrzymia, nie wiem, potem ją zapytam. Teraz pewnie znowu zaczęłaby płakać, a ja nie cierpię patrzeć, jak dziewczyna płacze. Tylko gdzie ja mam ją zanieść? Trzymała się kurczowo rękami mojego karku a twarz wtuliła w moją bluzę. Szliśmy tak sobie przez miasto, a ludzie uśmiechali się na nasz widok, starsze panie mówiły coś w stylu "Taki chłopak to skarb","Takiego chłopaka to ze świecą szukać". Zastanawiałem się, czy Cassie to usłyszała. Podniosła głowę i uśmiechnęła się do mnie.
*Cass
Było mi tak dobrze. Jeszcze nigdy nie czułam się tak przy chłopaku. Kiedyś jeden mnie zranił, cholernie bolało. Od tego czasu nie zaufałam żadnemu, z wyjątkiem Bradleya. Czy teraz to się zmieni? Nie wiem, czy dam radę, w sumie cudowni z nich przyjaciele, właściwie to na razie kumple. No, ale za niedługo mam nadzieję poznamy się lepiej. Nie mogłam wytrzymać i podniosłam głowę, żeby zobaczyć jego mordkę. Chciałam się trochę poprzyglądać ale zauważył mój ruch i uśmiechnął się. Chciałam, żeby mnie puścił, ale on oczywiście się nie zgodził, musi być strasznie silny, skoro cały czas mnie nosi. Hmm... jak się tak dłużej zastanowię, to przy każdym naszym spotkaniu mnie nosił. Nagle chłopak zaczął się ze mną wygłupiać na środku przejścia na pieszych. Puścił mnie żebym stanęła, ale tylko chwilę, już po chwili miał mnie na plecach. Śmiałam się głośno, zapinając całkowicie o zajściu w pracowni chemicznej.
- Lou! Zaraz spadnę! Aaa! Trzymaj mnie! - śmiałam się, jednocześnie trzęsąc się ze strachu, rany, ile on ma siły.
et



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz