środa, 21 stycznia 2015

17




Całą niedzielę spędziłam nad książkami i dokańczaniem  mojego obrazu.Pożyczyłam nawet starą, droga ramę babci.Chyba się nie obrazi.Wpychając płatki kukurydziane do ust spoglądnęłam na kalendarz.Dziś poniedziałek czyli w-f, jutro wtorek czyli randka z Harrym i środa...nie mogę zapomnieć obrazu bo Cass mnie zabije.Ubrana jeszcze w piżamę powędrowałam do swojego pokoju.Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam porządek z twarzą i przebrałam się.Na zewnątrz jest już zimno dlatego też włożyłam jasno różowy ciepły sweterek i marmurkowe rurki.Tylko co mam zrobić z w-f ? Nie mogę nie ćwiczyć przez cały miesiąc albo dłużej bo nie wytrzymam, ale ćwiczyć w koszulce bez długiego rękawka też nie mogę.I po co mi było to pieprzone okaleczanie się ?! Cholerna psia kość i mój nieszczęśliwy los.Coś wymyślę w szkole.
- Pa psie. - wyminęłam go biegnąc po schodach.

***

Zaparkowałam przed szkołą.Wysiadłam z auta z dziwnym przeczuciem, że ktoś mnie obserwuje.Rozejrzałam się.Niedaleko szkoły przy parku stał czarny samochód, którego widziałam też przy supermarkecie i stacji benzynowej.Nie widziałam kto siedział w samochodzie.Tylko jakaś ciemna postać.Mruknęłam pod nosem i starłam się zapomnieć o tym.
- Hej Charlie! - aż podskoczyłam wystraszona.W moim kierunku zmierzał Loczek.Uśmiechnęłam się na jego widok. - Widzę, że nie tylko ja lubię swetry.- odparł zadowolony.Rzeczywiście miał na sobie ciemno granatowy sweter, szare rurki, białe niskie conversy i kilka bransoletek na nadgarstku.Wyglądał tak...tak...po prostu miałam ochotę wylizać mu twarz.Jest piękny, seksowny i uroczy! Uff...w końcu się do tego przyznałam.Przytuliłam go mocno.Chyba się zdziwił, ale odwzajemnił uścisk.  - Coś się stało? - zapytał dalej nie puszczając mnie ze swoich objęć.
- Nie, ale ładnie pachniesz i lubię się przytulać. - mruknęłam w jego sweter.
- Ale wiesz, że za chwilę lekcja?
- Wiem.
- To-o idziemy?
- Jasne. - zaczęliśmy się ścigać kto pierwszy dobiegnie do windy.Oczywiście byłam pierwsza.Ha! Ta moja skromność.Weszłam do klasy gdzie panował wielki gwar.Znalazłam swoją ''paczkę'' i dosiałam się.Tylko oni mieli ponure miny.Czyżby coś się wydarzyło.
- Siema...dlaczego wyglądacie jakby... - zaczęłam.
- Wszystko jest okej Lottie. - uśmiechnął się Zayn.Dziwna zmiana nastroju.
- Aha.Rozumiem... - usiadłam w ławce z przyjaciółką.Spojrzałam na jej profil twarzy.Miała lekko podkrążone oczy jakby od płakania.Nie no Cassandra i płacz? Była cicha i opanowana.Bawiła się długopisem i nie zwracała na nic uwagi.
- Cassie... - Pisnęłam cicho.Dziewczyna dalej dumała. - Co się stało? Boli cię coś? - po chwili spojrzała na mnie.W jej oczach widziałam małą nutkę smutku i strachu.
- Charlie...wszystko jest w porządku. - Kłamała.Próbowała też wymusić mały uśmiech, ale nie wychodziło jej to.Jak ja nie lubię gdy ktoś mnie okłamuje.Prychnęłam.
- Takie bajki do nie do mnie.Nie jestem jeszcze ślepa. - pogłaskałam ją po dłoni.

Cass*

To wszystko mnie przerasta. Boję się. Pierwszy raz nie potrafię sobie poradzić ze wspomnieniami. Boję się. On wrócił. Boję się. Wiem, że powinnam być silna ale... Boję się. Takich rzeczy się po prostu nie zapomina. Boję się. Szczególnie, kiedy wspomnienia są zbyt silne, a osoby związane z nimi po prostu nagle zjawiają się w naszym życiu. Boję się.
 Wytrwałam jakoś wszystkie lekcje, a potem poszłam na próbę. Śpiewałam mój utwór, a reszta robiła za chórek. Zupełnie mi nie szło. Przerywałam co chwilę i przepraszałam.
- To nie może tak wyglądać. - powiedział wychowawca i westchnął. - może wybierzemy jakiś inny utwór? Może niech to będzie duet? Ty i jakiś chłopak, będzie ci łatwiej.  - rozejrzał się po nas. Pokiwałam głową z wdzięcznością. Muszę się wziąć w garść, jeśli chcę jechać do Polski.
- Dobrze. Myślę, że tak będzie lepiej. Z kim mam zaśpiewać?
- Od dawna tak sobie upatrzyłem ciebie i Louisa. Oboje macie ciekawe barwy głosu. To powinno dobrze brzmieć. - powiedział i spojrzał na nas pytająco. Kiwnęliśmy oboje głowami. Natychmiast zaczęliśmy czegoś szukać. W środę przyjeżdża wymiana z Polski i wszystko musi być gotowe. Po piętnastu minutach intensywnego szukania znaleźliśmy nasz brylant. Tekst był łatwy. Po kilku godzinach ćwiczeń, kiedy za oknami zrobiło się już ciemno, byliśmy gotowi.
- Jeszcze ostatni szlif tego diamentu. - oznajmił muzyk i włączył podkład. Louis zaczął śpiewać.
<WŁĄCZ>

Louis:
Pozwól mi Cię dotknąć
Po raz ostatni
To jest ostatnia szansa, żeby znowu poczuć
Ale ty złamałaś mnie
Teraz nie czuję już nic

Gdy cię kocham
To nieprawda
Nie mogę nawet sam przekonać się
Gdy mówię
To jest głos kogoś innego

Oh, To rozdziera mnie
Starałem trzymać się, ale to boli zbyt mocno
Starałem się przebaczyć, ale to nie wystarcza
Żeby było wszystko w porządku 

Nie możesz grać na zniszczonych strunach
Nie możesz czuć nic
Twoje serce nie chce czuć
Nie powiem Ci czegoś co nie jest prawdą

Oh, Prawda boli 
lecz kłamstwa bardziej
I jak mogę Ci więcej dać
Gdy kocham Cię trochę mniej niż wcześniej?

Spojrzałam na Louisa, kiedy nadeszła moja kolej, ale nie odwzajemnił spojrzenia. Głos lekko mi się łamał, ale było tego słychać. Słyszałam wszystko. Louis kogoś ma. I tym kimś nigdy nie będę ja. Głupia. Czemu w ogóle o tym pomyślałam? Nie jesteśmy dla siebie stworzeni. Gdybyśmy byli razem na pewno chciałby czegoś więcej, zbliżenia. Ale ja nie potrafię. Nie jestem gotowa. Nie wiem kiedy będę. Myślałam, a słowa same wychodziły z moich ust.

Cass:
Oh, Co my robimy?
Obracamy wszystko w pył
I bawiąc się w dom, który jest ruiną nas

Razem:
Biegniemy przez ogień
Gdy nie ma nic do powiedzenia
To jak gonić za ostatnim pociągiem
Gdy jest już zbyt późno

Oh, To rozdziera mnie
Starałem trzymać się, ale to boli zbyt mocno
Starałem się przebaczyć, ale to nie wystarcza
Żeby było wszystko w porządku 

Nie możesz grać na zniszczonych strunach
Nie mżesz czuć nic
Twoje serce nie chce czuć
Nie powiem Ci czegoś co nie jest prawdą

Oh, Prawda boli 
Lecz kłamstwo bardziej
I jak mogę Ci więcej dać
Gdy kocham Cię trochę mniej niż wcześniej?

Ale biegniemy przez ogień
Gdy nie ma nic do powiedzenia
To jak gonić za ostatnim pociągiem
Gdy oboje już wiemy, że jest zbyt późno

Nie możesz grać na zniszczonych strunach
Nie możesz czuć nic
Twoje serce nie chce czuć
Nie powiem Ci czegoś co nie jest prawdą

Oh, Prawda boli 
Lecz kłamstwo bardziej
I jak mogę Ci więcej dać
Gdy kocham Cię trochę mniej niż wcześniej?
Oh, ty wiesz, że kocham Cię trochę mniej niż wcześniej

A więc pozwól mi Cię dotknąć ostatni raz
To jest ostatnia szansa, żeby znowu poczuć


Westchnęłam. Charlie, która towarzyszyła nam na próbie podniosła kciuki do góry. Sekcja aktorska skończyła właśnie próbny występ i z tego co słyszałam wypadli świetnie. Obraz Charlie był gotowy. Nam też dobrze poszło. Nie mogliśmy nie wygrać. Uśmiechnęłam się do niej szczerze.
- Wygramy to Misiaku. - ucieszyłam się.
- Jasne. Z twoim i Louisa głosem będziemy niedoścignięci. - pokiwała głową i ruszyłyśmy razem do wyjścia.
- I z twoim obrazem. Już nie mogę się doczekać, żeby go zobaczyć. Z pewnością jest idealny.
- Nie zawiedziesz się. - obiecała. Nie wspominałam jeszcze, że ostatnio oddali mi auto. Zapłaciłam grzecznie i nareszcie mogę jeździć, gdzie mi się podoba, a chłopaki wreszcie nie muszą się upychać, albo jeździć do szkoły na dwa auta.
- Powodzenia na jutrzejszej randce. - poczochrałam ją. Odwróciła się w moją stronę.
- Jejku, przepraszam, że ci nie powiedziałam. Zupełnie zapomniałam. Jak się dowiedziałaś?
- Domyśliłam się. - wzruszyłam ramionami. - Będę już lecieć. - przytuliłyśmy się i wsiadłam do swojego samochodu. Przejechałam dłonią po desce rozdzielczej i wchłonęłam zapach odświeżacza powietrza. Włączyłam bieg i ruszyłam do domu.

***

Po drodze wstąpiłam do sporej galerii. Chciałam się odstresować. Rzuciłam się w wir zakupów, zapominając o Louisie i jego dziewczynie. Kupiłam sobie uroczy zestaw na środę. Ruszyłam do McDonalda i zamówiłam frytki z małą colą. Całą uwagę skupiłam na maczaniu frytek w ketchupie. Obserwowałam, w jaki sposób ketchup pokrywa 1/3 frytki, jakby była to najciekawsza rzecz na świecie.
- Ciekawe zajęcie. - usłyszałam. Do mojego stolika dosiadła się elegancka kobieta, około 30-stki. Usta miała mocno czerwone, podbródek uniesiony, patrzyła na mnie spod przymrużonych powiek, z niechęcią, jakby frytki z ketchupem i mała cola to było jedzenie co najmniej ze śmietnika.
- Eee. - powiedziałam bardzo inteligentnie. Kobieta skinęła głową, jakby mówiła sobie w głowie, że jestem na niższym poziomie inteligencji i trzeba mnie traktować ulgowo, z lekkim pobłażaniem.
- Cassandra Miller jak sądzę. Mogłam się domyślić, że Panią, tu znajdę. - powiedziała, a ja poczułam, że jestem koszmarnie gruba i każdy gapi się na mnie, z myślą "gruba, wiadomo". Chrząknęłam.
- Tak, a Pani...
- Elisabeth Carrow. Jestem dziennikarką prasową. - pochyliła się lekko w moją stronę, jakby spoufalając się ze mną. - Chciałam zamienić z Panią kilka słów.
- Eee, ze mną? - brawo, Cassie. Nadal udowadniasz jaka jesteś mądra.
- Właśnie. - uśmiechnęła się przyjacielsko, jak stara znajoma. Wyprostowałam się nieco.
- Aha. No dobra. Tutaj?
- Czemu nie? - zupełnie nieprofesjonalnie wzruszyła ramionami i podeszła do kasy. Zamówiła sobie sałatkę i dietetyczną colę. Prychnęłam pod nosem. Wygląda na to, że stara się zniżyć do mojego poziomu, ale średnio jej to wychodzi. Usiadła ze swoim zamówieniem.
- Wie Pani, że sałatka z McDonalda jest bardziej kaloryczna i niezdrowa niż zwykły Hamburger? - powiedziałam uprzejmie. spojrzała na swoją sałatkę, później na mnie.
- Oczywiście, wiem o tym. - powiedziała. Nieumiejętnie nabrała na plastikowy widelczyk trochę sałatki i włożyła do ust. Drgnęła jej powieka, ale przełknęła. Przewróciłam oczami.
- To co chce pani wiedzieć?
- Och niewiele. Naprawdę. - wyjęła dyktafon. Czerwona dioda już się świeciła. - Powiedz mi, moja droga...
- Nie jestem pani. - wtrąciłam odruchowo.
- Oczywiście. Powiedz mi, Cass, mogę tak do ciebie mówić? Świetnie. Powiedz mi, Cass, mieszkasz u One Direction, prawda?
- Ta, chwilowo.
- Czy płacisz im? - spojrzałam na nią. Nigdy wcześniej o tym nie pomyślałam. Może powinnam?
- N-nie. Przyjaźnimy się. Czasami robię im śniadanie. Lubią moje naleśniki. Ostatnio sprzątnęłam salon. Takie różne. Nie każą mi płacić. Sami zaproponowali, żebym się wprowadziła.
- To jasne. Czy coś cię łączy z którymś z chłopaków?
- No. Przyjaźnimy się. Wszyscy.
- Wiesz, że nie to mam na myśli. - drążyła. Wiedziałam.
- Wiem.
- A więc? - nachyliła się do mnie trochę bardziej.
- A więc.. no przyjaźnimy się. Nic więcej.
- Mogłabyś coś powiedzieć o chłopakach z zespołu? Z twojego punktu widzenia.
- No, nieźle bałaganią. - zaśmiała się sztucznie, aż mnie skręciło. Popiłam colą.
- A coś więcej? Opowiedz o Niallu Horanie.
- Lubię go. Ma blond włosy, niebieskie oczy, lubi jeść, no nie wiem, co mogę powiedzieć, czego wy nie wiecie?
- No tak. A o Louisie?
- No... - zacięłam się. - Jego też lubię.
- Tylko lubisz? - nachyliła się jeszcze bardziej. Odsunęłam się do tyłu.
- Tak, tylko.
- Jesteś absolutnie pewna? - jej pytania stawały się coraz bardziej napastliwe.
- Tak,  jestem absolutnie pewna. - wstałam. - Przepraszam, śpieszę się. - zabrałam torbę, reklamówki z zakupami i wyszłam z knajpy. Buło zupełnie ciemno na zewnątrz. Która może być godzina? Rzuciłam torby na tylne siedzenia i ruszyłam do domu.

***

- Gdzieś ty była?! Wiesz jak się martwiłem?! Jak mogłaś gdzieś sobie pojechać i nic nie powiedzieć? Wiesz, która jest godzina?! - Harry miotał się po salonie i darł na mnie mordę.
- Jedenasta w nocy...
- Nie przerywaj! Wiesz, jak się martwiłem?!
- Już pytałeś. Nie wiem.
- No właśnie! Nic nie wiesz! Czas zacząć liczyć się ze zdaniem innych, wiesz?!
- Nie będziesz mi rozkazywać!
- Będę! Możesz sobie wracać nawet o drugiej w nocy, ale masz mi o tym mówić, jasne?
- Coś ty się zrobił nagle taki opiekuńczy? - założyłam ramię na ramię i wpatrywałam się w niego. Czułam pomiędzy nami jakąś więź, zastanawiałam się, czy on też to czuje. Zatrzymał się. Rozejrzał po salonie. Chłopaki już spali. Byli zmęczeni po próbie.
- Sam nie wiem. Po prostu. - spojrzał na mnie. - po prostu... nie wiem. - wzruszył ramionami. Odwrócił się do mnie tyłem. Zrobił krok w stronę schodów. - Lepiej idź już spać, Cassie.
- Jasne. - patrzyłam na jego plecy, kiedy wchodził po schodach. - Harry?
Zatrzymał się i odwrócił głowę w moją stronę.
- Tak?
- Śpij dobrze. - kiwnął głową. Zniknął na górze. Stałam jeszcze chwilę. Na schodach znów rozległy się kroki.
- Harry? O co chodzi? - zrobiłam dwa kroki.
- To nie Harry. - rozległ się obojętny głos Louisa.
- Lou... Przepraszam, myślałam, że Harry czegoś zapomniał.
- Nie zapomniał. - mruknął. Skierował się do kuchni. Wszystko we mnie krzyczało, żebym poszła do swojego pokoju, ale serce wołało najgłośniej, żebym poszła za nim. Ruszyłam do kuchni. Stał przed otwartą lodówką, a ze środka padała na niego upiorna poświata. Wyciągnął butelkę mleka.
- Nie możesz zasnąć? - domyśliłam się.
- Tak jakby.
- Może jakoś ci pomogę? - zapytałam. Pokręcił głową.
- Chyba za dużo myślę. - wzruszył ramionami. Odkręcił czerwoną nakrętkę i wypił trochę.
- O czym? - podeszłam i usiadłam na krześle barowym przy wyspie, przekrzywiając głowę.
- Raczej o kim. - mruknął, ocierając mleczny wąsik. Zabolało. Wyobraziłam sobie jego dziewczynę. Jakąś piękną modelkę, szczupłą, z dużymi piersiami, z naturalnymi kobiecymi ruchami, w eleganckiej, granatowej sukience, z dużym dekoltem, w wysokich czarnych szpilkach, z krwisto czerwoną szminką i delikatnym uśmiechem. Wbiłam wzrok w podłogę. Ciemność dookoła dobijała mnie. Cisza dzwoniła mi w uszach.
- No tak... - zasznurowałam usta. Głos mi się łamał. Louis otworzył ponownie lodówkę i schował mleko.
- Wszystko okay? - potrząsnęłam głową na tak. - Jesteś pewna? - podniosłam głowę. Był taki uroczy, gdy się martwił. Nie poznawałam sama siebie. Dwa miesiące temu nawet nie potrafiłabym sobie wyobrazić siebie w jednym domu z pięcioma chłopakami.
- Tak. - szepnęłam. - Pójdę już. Mam nadzieję, że twoje myśli są... chociaż ciekawe.
- Ciekawe?
- No, skoro przez nie, nie możesz zasnąć, to lepiej, żeby były ciekawe, prawda?
- No tak. Dzięki. Dobranoc. - wyszliśmy razem z kuchni. Otworzył mi drzwi, do mojego pokoju.
- Dobranoc. - powiedziałam. Zamknęłam i położyłam się w ubraniach.

Charlie* wtorek

Po szkole wbiegłam do domu jak burza.Zjadłam jakiś obiad, trochę się ''pouczyłam''.Uczyłam to za mocne słowo, raczej przekartkowałam książki.Z moim mózgiem jest o tyle dobrze, że gdy nauczyciel coś tłumaczy w szkole to dwa razy nie trzeba mi tego powtarzać.Taka...cyfrowa pamięć.Przeszłam się na niedługi spacerek z psiną i kupiłam w sklepie ulubione żelki Loczka.Truskawkowe misie.Gdy miałam jeszcze trochę czasu do przygotowania się przed randką...O jak to fajnie brzmi! Tak! Idę na pierwszą randkę od 2 lat.I to jeszcze z kim? Z Harrym Stylesem. Moim ''bliskim'' przyjacielem.Na samą myśl o tym przygryzłam wargę i uśmiechnęłam się do nieba.Na czym skończyłam? Ach tak! Gdy wróciłam do domu trochę posprzątałam w pokoju.Myślałam też czy nie zrobić coś z pokojem na parterze.Zamknięty, pusty.Łóżko, szafa, drzwi do ogrodu i obrazek na ścianie.Może zrobię sobie warsztat plastyczny? Tak dla siebie? Albo wielką garderobę z podświetlanymi półkami i wielkim lustrem na ścianie? Nie. Już wiem. Ten pokój będzie należał dla mojej córeczki lub synka. Otworzyłam drzwi, które lekko zaskrzypiały. Stanęłam na środku i wyobrażałam sobie słodki pokoik małego skarba. Urocze zasłony, tapeta i łóżeczko z kręcącą się karuzelą.Pełno miśków, klocków Lego i laleczek na półkach. Już gdy miałam 14 lat próbowałam sobie wyobrażać jak będzie wyglądać moje dorosłe i dojrzałe życie. To dziwne, że myślimy o czymś  i nagle bum! Mam osiemnaście lat i wspominam lata dzieciństwa. Ten czas tak szybko leci. Muszę z niego korzystać póki jestem młoda. Spojrzałam na stary zegar, który ledwo przesuwał wskazówki. Pobiegłam się przygotować. Wzięłam szybki prysznic, trochę się pomalowałam. Wiem, że Harry nie lubi jak bardzo się maluję, a nie ukrywam chciałabym się mu podobać. Hazz mówił żebym ubrała się dosyć luźno. Chce to ma. Ubrałam się moim zdaniem trochę piżamowo, ale luźno i wygodnie. KLIK

Trochę podkręciłam rozjaśnione końcówki i cała moja metamorfoza została zakończona.
- Ding! Dong! - to Harry! Podskoczyłam na palcach i ruszyłam do drzwi. Na pewno nie zgadniecie kto stał przede mną.
- Witaj piękna dziewczyno. Gotowa? - zapytał ta swoją seksi chrypką. Jak on to robi, że moje serce szaleje na jego widok. Biała koszulka, którą przyozdabiał wisiorek, dżinsy z niskim krokiem, białe conversy i kurtka dresowa z nike. Szeroko uśmiechnęłam się na jego komplement. - Wiesz co? Z uśmiechem ci najsłodziej. Rób to częściej. - kiwnęłam głową i zachichotałam. - Idziemy? Kareta czeka, pani. - wskazał na czarne sportowe auto.
- Jasne.

Za szybą samochodu robiło się coraz ciemniej, a my nadal jechaliśmy. Londyn to jednak nie jest mała wieś czy miasteczko. Wszystko bardzo szybko znikało w tyle. Zaparkowaliśmy przed jakimś budynkiem. Odpięłam pas i chciałam otworzyć drzwi, ale brunet zatrzymał mnie. Zbliżył się na niebezpieczną odległość miedzy nami. Patrzył prosto w moje oczy. Boże...  oby nie teraz.
- Mogłabyś założyć tą opaskę? - wyciągnął coś szmacianego z kieszeni. Uff... ulżyło mi. Nie no! Jasne, że chciałabym go pocałować, ale nie teraz! To musi być ee-yy... w odpowiednim czasie czy coś. Odebrałam opaskę, wysiadłam z auta i założyłam zgodnie z prośbą Harry'ego opaskę na oczy. Co on kombinuje? Poczułam jego dłoń na moich plecach.
- Będę cie prowadził. Nie bój się. - stawiałam kroki. Nie było to proste. Kilka razy prawie się potknęłam. - Wiesz... może cię zaniosę?
- Jestem za ciężka. - odparłam patrząc w ciemność.
- Uważaj bo jeszcze ci uwierzę. - poczułam jak moje nogi odrywają się od podłogi. Jeja. Harry. On. Trzymał. Mnie. Na. Rękach. Jak pannę młodą. Na zewnątrz opanowałam się, ale w środku piszczałam z radości.

Czułam, że jedziemy windą gdzieś bardzo wysoko.Potem otuliło mnie świeże powietrze.Harry postawił mnie na podłodze.
- Mogę? - wskazałam na swoje zakryte oczy.
- Tak. - ściągnęłam powoli opaskę.Moje oczy prawie wyleciały jak ze sprężyny.Moja buzia otworzyła się i opadła.Byłam zszokowana.
- Nie umiem inaczej tego określić...Wow! - dokoła były porozwieszane kolorowe lampki, niedaleko stała kanapa wyposażona w koce i poduszki.Zaprosił mnie gestem ręki do stolika.Zjedliśmy pyszną kolację przygotowaną przez samego Loczka.

***

Wieczór niestety dosyć szybko minął.Wtulałam się w tors Harr'ego mocząc mu koszulkę łzami.Dlaczego Jack musiał umrzeć? Przecież on i Rose byli dla siebie stworzeni.
- Wiesz...gdybym wiedział, że tak bardzo się rozkleisz to wybrałbym coś innego. - odparł głaszcząc mnie po głowie.
- Nie.Ten film jest świetny i bardzo wzruszający, a czasem dobrze jest się wypłakać. - otarłam mokre policzki.Pewnie wyglądam okropnie z rozmazanym makijażem, ale co tam.Jest ciemno.

Wstałam z kanapy owinęłam swoje ciało kocem i podeszłam muru.Panorama Londynu była wspaniała.Miliony świateł, wielki oświecony Big Ben i jeżdżące auta.Na dodatek bezchmurne niebo ozdabiały migoczące  gwiazdy.Harry ma styl co do urządzania randek.Brunet zaraz znalazł się obok mnie.
- A ty i Dylan... - zaczął niepewnie. - Jak wam idzie z projektem? - ups.Na śmierć o tym zapomniałam.
- Wiesz...jeszcze nie zaczęliśmy.Chyba zrobię go sama, a Greya dopiszę. - Jaka ja jestem mądra! Przynajmniej nie będę musiała siedzieć sama na sam z Dylanem królem wszystkich kretynów.
- Zimno ci? Trochę tu wieje. - zapytał.Pokręciłam przecząco głową i ziewnęłam. - Jesteś zmęczona?
- Troszeczkę.
- Wracamy? Jutro musimy być wypoczęci.Nie mogę się doczekać aż zobaczę twój obraz.

Harry odwiózł mnie do samego domu, a na pożegnanie dał mi całusa w policzek.Takiego słodkiego! Przez pół nocy nie umiałam zasnąć bo moje myśli krążyły wokół niego.




*Cassie, środa

Usiadłam na łóżku.
- Dzisiaj jest mój wielki dzień. - powiedziałam do siebie. Wyskoczyłam z łóżka i ubrałam odpowiedni zestaw. Poszłam do łazienki, gdzie nałożyłam makijaż, i ułożyłam, nadal brązowe włosy. Wpadłam do kuchni. Zatrzymałam się w progu, a serce zaczęło mi bić szybciej, żołądek się ścisnął i myślałam, że zaraz zwymiotuję.
- G-gdzie Louis? - zapytałam czwórki chłopaków, siedzących przy wyspie. Wzruszyli ramionami.
- Nie ma go - powiedział Liam. Otworzyłam szeroko oczy.
- Jak to go nie ma? - ręce zaczęły mi drżeć. Louis nie może nie wystąpić. Nie zaśpiewam sama.
- No nie ma. - Zayn przełknął kawałek tostu.
- Zjedz coś. - zachęcił Niall, wspaniałomyślnie podając mi tost. Pokręciłam głową. Nie byłam w stanie jeść. Pojechaliśmy autem Liama. Samochodu Louisa nie było. Harry dotknął mojego ramienia.
- W porządku, Cass? Cała się trzęsiesz.
- Nie ma go. Rozumiesz? Co jeśli nie przyjdzie? - schowałam twarz w dłoniach. - nie dam rady sama zaśpiewać. Potrzebuję go, Harry. Wiesz, jak boli stracona szansa na spełnienie marzenia?
- Wiem. - pokiwał głową. Spojrzałam na niego.
- Wiesz? Skąd? Masz wszystko.
- Nie mam. Jak pewnie wiesz, kiedy byłem mały mieszkałem w Holmes Champel. Mieszkałem tam z mamą, tatą, siostrą, wujkiem, dziadkiem i kuzynką. Strasznie ją kochałem. Tą kuzynkę. Kiedy miałem kilka lat wyprowadziłem się z rodzicami i siostrą do Londynu. Więcej jej nie zobaczyłem. Znaczy mojej kuzynki. Nawet nie pamiętam jej imienia. Wiem, że miała jasne włoski. I jasne oczy. I była taka drobna, ale silna. Zawsze mnie ciągła za włosy. Mam nawet takie zdjęcie, w specjalnym miejscu. - czyli to był Harry w tym białym pokoju. - tęsknię za nią. Nawet nie wiesz jak bardzo. Dowiedziałem się od rodziców, że wyprowadziła się do Londynu, całkiem niedawno. Próbowałem ją odnaleźć, ale bezskutecznie. Potrafisz sobie wyobrazić, że nawet moi rodzice nie pamiętają jej imienia?
- A co z nazwiskiem? - zapytałam. Pokręcił głową.
- Jej ojciec zmienił nazwisko. - wyjaśnił. - Nie wiem, jakie ma teraz.
Zapatrzyłam się w swoje dłonie.
- Moja historia jest zupełnie podobna. - powiedziałam. Moje nazwisko... - śmiesznie podobna. Też za nim tęsknię. - coś mnie tknęło. Spojrzałam w oczy Harry'ego. Były takie zielone.
- Cass, jesteśmy. - wyrwałam się z transu. Pozbierałam się psychicznie i zapomniałam o Harrym i jego jasnowłosej kuzynce, z Holmes Champel. Samochodu Louisa nie było na parkingu.
- Gdzie on jest. - szepnęłam.
- Spokojnie, na pewno zdąży. - uspokoił mnie Liam. Pokiwałam głową, żeby w to uwierzyć i dziarsko ruszyłam przez korytarz. Zobaczyłam Charlie, z dużym obrazem w rękach. Był osłonięty białym materiałem. Podeszłam do niej. Opowiedziałam o swoim strachu i pozwoliłam się głaskać po głowie.
- Spokojnie. Zaraz będzie, zobaczysz.
Poszłyśmy do sali gimnastycznej, gdzie na trybunach i poustawianych krzesłach, na przeciwko sceny siedzieli uczniowie naszej szkoły i polskiej. Wsłuchiwałam się w ich rozmowy. Rozumiałam tylko pojedyncze słówka. Podobała mi się ich tonacja. Wydawało mi się, jakby śpiewali. Ich głosy były takie melodyjne. Och, chciałabym tak umieć. Uśmiechnęłam się do piegowatej dziewczyny, w sukience w kratę. Kilka dziewczyn zapiszczało na widok One Direction. Zeszły z trybun, by poprosić o autografy i zdjęcia. Uśmiechnęłam się, słysząc ich radość i kaleczony język angielski.
- Hej. - przede mną pojawiła się piegowata. Uniosłam brwi.
- Hej.
- Jesteś Cassandra Miller, prawda? - zapytała całkiem poprawnie.
- Tak, to ja.
- Mogę zdjęcie? - uśmiechnęła się. Zdziwiłam się. Jeszcze nikt nie prosił mnie o zdjęcie.
- Jasne. - zrobiłyśmy sobie selfie. Podziękowała i przytuliła mnie.
- Będziesz występować? Słyszałam, że śpiewasz.
- Poważnie? No tak, będę. - podobał mi się jej uśmiech. Był szczery. Jakby zupełnie naprawdę cieszyła się, że będę śpiewać. - Będę śpiewać z Louisem.
- Ojej! Naprawdę? Ale masz szczęście. Nie mogę się doczekać. - podała mi rękę. - Stefania Majewska.
- Stefania Majewska - powtórzyłam, starając się brzmieć jak najbardziej polsko. Nie wyszło mi. Zaśmiała się szczerze.
- Nieźle ci idzie. Idę na trybuny, zaraz się zaczyna. Życzę powodzenia. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
- Dzięki, ja też, Stefania.
- Mów po prostu Steff. - podała mi jeszcze raz rękę. Uścisnęłam ją. Poszłam za kulisy, gdzie byli już wszyscy. Rozglądałam się tylko za szatynem.
- Czy ktoś widział Louisa? - zapytałam rozpaczliwie. Dwie wredoty z A zaśmiały się rechocząco.
- A co, zostawił cię? Bidula. - zignorowałam je. Podszedł do mnie zaniepokojony wychowawca.
- Gdzie Tomlinson? Wchodzicie jako piąci.
- Nie wiem. - pokręciłam głową. - myśli pan, że wygramy, jeżeli nie zaśpiewamy?
- Zaśpiewacie. - powiedział wymijająco.
- Proszę pana. Mamy jakieś szanse bez naszego występu? - muzyk tylko posłał mi smutne spojrzenie i odszedł. Podszedł do mnie Zac.
- Hej, powodzenia. - przytulił mnie.
- Nie potrzebuję powodzenia tylko Louisa. - zmarkotniał.
- Do czego?
- Mamy razem śpiewać, ale jego nie ma. - wyjaśniłam. Pokiwał głową. - A ty występujesz?
- Nie, przyszedłem tylko życzyć ci powodzenia.
- To dziękuję.
Odszedł. Zostałam sama ze swoimi myślami. Zaczęło się przemówieniem dyrektorki. Chwilę coś mówiła, po czym prowadzące zapowiedziały kolejne osoby. pierwsza osoba, druga, potem dwie jako trzecie, potem kilka osób z A. Ich występ trwał z 5 minut i był naprawdę dobry. Od rozpoczęcia minęło około 40 minut, a Louisa nadal nie było.
- Teraz zapraszam na scenę Cassandrę Miller i Louisa Tomlinsona. - powiedziała jakaś dziewczyna młodszej klasy. Żołądek podszedł mi do gardła. Spojrzałam na wychowawcę.
- Zaśpiewaj sama.
- Nie dam rady.
- Spróbuj, przecież potrafisz. Chcesz wygrać, prawda? - pokiwałam głową i wyszłam zza kulis. Spojrzałam na ludzi, siedzących w ciemnościach. Reflektory raziły mnie w oczy. Widziałam tylko sylwetki. Przełknęłam ślinę, a głośniki powtórzyły dźwięk.
- N-nie ma Louisa. Wystąpię sa-ma. - głos mi drżał. Muzyka zaczęła lecieć. Miałam zaśpiewać kwestię Louisa. Znałam ją bardzo dobrze. Zaczęłam śpiewać. Słowa gładko wychodziły z moich ust.

Pozwól mi Cię dotknąć
Po raz ostatni
To jest ostatnia szansa, żeby znowu poczuć
Ale ty złamałaś mnie
Teraz nie czuję już nic

Gdy cię kocham...

Głos mi się załamał. Przerwałam. Ktoś wyłączył muzykę i włączył od nowa. Pokręciłam głową, w moich oczach pojawiły się łzy.
- Przepraszam. - powiedziałam tylko do mikrofonu i zeszłam ze sceny za kulisy.
- Cassie! Wracaj tam. Świetnie ci szło. - powiedziała Charlie, przytulając mnie mocno. Nie wytrzymałam i rozpłakałam się głośno. Nie obchodziło mnie, że ludzie patrzą na mnie, jak na idiotkę. Prowadząca przeprosiła, po czym zaprosiła naszą grupę teatralną. - Cii, cichutko. Już dobrze. Pojedziemy do Polski, zobaczysz.
- Lottie, nie chodzi o Polskę, chodzi o Louisa, rozumiesz? - moczyłam jej białą bluzkę czarnymi łzami. - Ch-chodzi o niego. Nie ma go. Nie przyszedł. Wystawił nas! - oburzyłam się. - Wystawił mnie - dodałam szeptem. - Nie ma go. A ja go... - przypomniałam sobie gdzie jestem.
- A ty go?
- Nieważne. - chlipnęłam.

***

Apel się skończył ludzie się rozeszli. Za oknem znów było już ciemno. Sprzątaliśmy po występach. Spojrzałam na drewnianą scenę, na miejsce, gdzie miałam śpiewać, razem z Louisem.
- Hej, Cassie, jedziemy? - zapytał Harry.
- Jedźcie. Wrócę piechotą.
- Jest późno.
- To metrem. Nie ważne. Jedźcie.
Zgasili za sobą światła. Duże drzwi zamknęły się z trzaskiem. Duży reflektor, o którym ktoś zapomniał oświetlał mnie od góry. Usiadłam na scenie, z nogami zwieszonymi za krawędź. Oparłam się rękami i patrzyłam na podłogę. Śpiewałam nasz utwór. Zaśpiewałam go kilka razy, a po moich policzkach spływał słony makijaż. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem. Poderwałam głowę.
- Już jestem! Przepraszam za spóźnienie, ale już jestem! - Louis. Wbiegł zdyszany. Rozglądał się po ciemnej sali. Drzwi zamknęły się za nim, odcinając światło. Nie widziałam go. Cała złość odpłynęła. Był tylko ogromny żal. I rozczarowanie.
- Cassie? To ty? Gdzie wszyscy poszli? Jest przerwa? Możemy jeszcze zaśpiewać co nie? - podszedł do mnie i patrzył na moją twarz.
- Przedstawienie się skończyło, Louis. - wstałam. Patrzyłam na niego z góry. - Skończyło się.
- Wygraliśmy? To jasne. Zaśpiewałaś beze mnie? Na pewno. Musiałaś. Charlie pewnie namalowała coś pięknego. Musieliśmy wygrać. - mówił, jakby to było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie. Zeszłam ze sceny i spojrzałam mu w oczy.
- Louis. Przedstawienie się skończyło. Przegraliśmy. - popłynęły kolejne łzy. Zaczęłam głębiej oddychać. - Rozumiesz?! Przegraliśmy! Przez ciebie! Gdzie byłeś?! Chyba mam prawo wiedzieć?! - podeszłam do niego jeszcze bliżej.
- Cass.. przykro mi, naprawdę, ja..
- TOBIE jest przykro?! Tobie?! Jak tobie może być przykro? Jesteś żałosny! Gdzie byłeś?!
- Ja.. z Annie.... - ramiona mi opadły. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Annie. Jego dziewczyna.
- Ty chuju!! - wydarłam się, aż się skulił i z całej siły i złości uderzyłam go otwartą dłonią w twarz. Upadł na podłogę, trzymając się za policzek. - Nienawidzę cię! Rozumiesz?! Nigdy więcej nie chcę cię widzieć!! - odwróciłam się i wybiegłam z sali.


Jest! Dziękujemy za 10.000 wyświetleń :>  Czekajcie na następne rozdziały, komentujcie, a my będziemy tworzyć dalej! Good Bye!



3 komentarze:

  1. Wow! Rozdział cudowny!
    Nie mogę się doczekać następnego!
    Mam nadzieję, że Cass będzie z Louisem.
    A Loui przeprosi za tą 'wystawę' z przedstawienia.
    Omg, kiedy następny? :))

    Zapraszam do siebie :o
    http://niczym-walka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratulacje! Zostałaś nominowana do LBA więcej informacji w nominacji #3 (na samym dole strony są pytania) :) http://unique-girl-of-the-nature.blogspot.com/p/libster-awards.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Lou! Ty pieprzony egoisto! Idę czytać dalej.
    Ps. Świetne rozdziały!

    OdpowiedzUsuń