czwartek, 5 lutego 2015

18 cz.2




*Cassie

- Hahaha szkoda, że nie widzicie swoich min - powiedziałam, puszczając rękę Harry'ego. Wszyscy byli zdezorientowani.
- Możecie nam łaskawie powiedzieć o co chodzi? - wkurzył się Niall.
- Oczywiście, że możemy. - oparłam z uśmiechem. Zapałda cisza, wszyscy wyczekiwali na to, co powiem. Milczałam z szerokim uśmiechem.
- No to powiedz - Zayn zacisnął pięści. Uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Cassie jest moją kuzynką. - powiedział wreszcie Harry. Najpierw zapadła wielka cisza, a potem wielki chaos. Wszyscy się na nas rzucali i gratulowali. Charlie ściskała Harry'ego, a on się śmiał, że tak się martwiła, że łączy nas coś innego.

*Charlie

Gdy Cass i Harry wszystko nam wytłumaczyli byłam w wielkim zaskoczeniu.Oni.Są.Rodziną.
Siedziałam na fotelu obok równie zszokowanego Liama, Louisa, Zayna i Niallera.Cassie i Harry cieszyli się jak małe dzieci.Gadali o wszystkim i wspominali dzieciństwo.Nigdy bym nie przypuszczała, że mogliby być spokrewnieni.Chociaż? Tak samo zjarana psychika.
- Zayn? I wymyśliłeś już coś? Co namalujesz? - przypomniałam sobie.Wzruszył ramionami.
- Myślę, że to nie mam sensu.I tak kiedyś się wyprowadzę i co z tego będę miał?
- Wyprowadzisz się, ale tylko wtedy kiedy ci pozwolę. - blondyn wsadził głowę Mulata pod jego pachę i poczochrał go. - Jesteś nasz! - przytulał go, a Malik próbował wydusić z siebie help me.Widząc dokuczających sobie chłopaków uśmiechałam się.Są tacy dziecinni, ale tacy fajni! Każdy jakoś uzupełnia ich zespół, ale przede wszystkim przyjaźń.
- Charlie? - odwróciłam głowę do tyłu.Stał tam Harry.Gotowy i zwarty jak zawsze. - Idziemy? - powoli udałam się do przed pokoju.Założyłam słodką czapkę, kozaczki, płaszczyk i przesłodkie rękawiczki w kotki.Harry otworzył mi drzwi I wypuścił pierwszą jak to przystało na gentelmena.

- Myślisz, że naprawdę jesteśmy kuzynostwem? - zapytał patrząc przed siebie.Miał głowę w chmurach i zdaje mi się, że i tak nie będzie interesować go moja odpowiedź.
- Na to wygląda. - bąknęłam.
- Coś się stało? Wiesz...gdy z tobą rozmawiałem przez telefon to miałem wrażenie, że płaczesz.
- Nic wielkiego się nie stało.Mama nie wróci na święta i zobaczę ją dopiero w czerwcu.
- Oł...z kim spędzisz święta? - sama.Pomyślałam.
- Nie wiem.Coś się wymyśli. - chciałam zmienić temat.
- Yhym. - mruknął. - Chodź! - pociągnął mnie gdzieś.Doprowadził nas do otwartego lodowiska.Spojrzał na mnie tymi uroczymi zielonymi oczami.Jego dołeczki się powiększyły pod wpływem większego uśmiechu. - Jaki masz rozmiar buta?
- Pięć. - usiadłam na ławce i patrzyłam na jeżdżących ludzi.Dzieci jeździły blisko bariery, a rodzice pilnowali ich.Po chwili przyszedł Harry z łyżwami.
- Proszę. - wybrał ładne, białe hokejówki.
- Skąd wiedziałeś, że lubię takie łyżwy? - zapytałam wkładając łyżwy na stopy.
- Kiedyś wspomniałaś, że nie lubisz figurówek.Jestem dobry w zapamiętywaniu szczegółów. - podał mi rękę i razem weszliśmy na lodowisko.
- Harry ja dawno nie jeździłam.Nie śmiej się jak zaliczę glebę. - ostrzegłam.


- Nie mogę nic obiecywać.Śmieję się z wszystkiego i z wszystkich. - spojrzałam na niego z pod byka.Wyciągnął do mnie dłoń.Złapałam się go i razem zaczęliśmy jeździć.Szło nam bardzo dobrze.Po dwudziestu minutach jazdy, moje nogi prosiły o odpoczynek lub amputacje.Zjechałam z lodowiska.Przebrałam obuwie i patrzyłam na Harry'ego rozdającego autografy dziewczynom.

- Musimy stąd spadać. - przyjechał i jak błyskawica ściągnął łyżwy.Był lekko poddenerwowany.Ciekawe co się stało.Oddał łyżwy i opuściliśmy lodowisko.Skręcaliśmy w jakieś uliczki.
- Ej, co się dzieje? - zapytałam.
- Ludzie od mediów nas wywęszyli.Za chwilę na lodowisku będzie się roiło od paparazzi, kamer i wścibskich bab z mikrofonem. - zatrzymałam się i zarechotałam. - Co?
- Serio? Przed tym uciekasz? Myślałam, że lubisz robić sobie zdjęcia i udzielać wywiady. - Harry zbliżył się do mnie.
- Harry! Kim jest ta urocza panna? Od kiedy jesteście parą? Czy to kolejny przelotny związek? - udawał prezenterkę i trzepotał rzęsami.Cofałam się do tyłu, a on kroczył za mną. - Nie zrozumiesz tego. - machnął ręką i odwrócił się.
-  Parą? - mruknęłam sama do siebie. - Właśnie, że rozumiem i wiem, że to jest wkurzające. - odparłam patrząc na jego profil twarzy.Z pod bawełnianej czapki wystawały jego niesforne loczki.Wyglądał uroczo.
- Skąd? - spojrzał na mnie.
- Tak przeczuwam.
- Idziemy na gorącą czekoladę tak jak mówiłem i zapraszamy cię na obiad.Niall dziś gotuje kuchnie włoską.

Zayn*

Szczerze powiedziawszy bardziej by mnie zdziwiła informacja, że są razem. No, cuda się zdarzają. Nie mówię, że Harry i Cass są jakoś do siebie podobni, ale pasują do siebie. Z kuchni było już czuć niezłe zapachy. Właśnie miałem zejść na dół, by nieco podjeść, kiedy Niall odwróci wzrok, gdy zadzwonił mój telefon. Zobaczyłem zdjęcie Perrie. Serce zabiło mi mocniej. Zabije mnie, nie dzwoniłem już od paru tygodni, a przecież, kiedy ostatnio się widzieliśmy chciała powiedzieć mi coś ważnego. Przełknąłem ślinę i odebrałem telefon, trzymając go w dużej odległości od ucha, żeby nie ogłuchnąć po jej krzyku, złości na mnie. Ale nie krzyczała.
- Zayny? Kochanie? Jesteś?
- Tak, tak jestem. Przepraszam że n...
- Nie, to ja przepraszam. Byłam taka zabiegana, zajęta i tyle miałam na głowie, że zupełnie zapomniałam o tobie. Naprawdę przepraszam, kocham cię.
- Eee w porządku, nie jestem zły. - no skoro przeprasza, to w takim razie świetnie.
- To o czym chciałaś mi powiedzieć?
- Właśnie o tym, dlaczego nie dzwonię. - wzięła głęboki oddech. Bałem się, że zaraz powie, że kogoś ma.
- Wyjechałam na trasę. Wracam za kilka miesięcy. - zamarłem, po czym odetchnąłem z ulgą.
- To świetnie. - ucieszyłem się.
- Naprawdę? Nie będziemy się widzieć przez kilka miesięcy. Zayn...
- Znaczy... nie o to chodzi, oczywiście będę tęsknić. Chodzi o to, że no... bałem się, że powiesz coś gorszego, na przykład, że no zrywasz, albo... hm... coś.
- Zayn! Kochanie! Nigdy bym ci czegoś takiego nie powiedziała. Przepraszam, ale muszę kończyć, pa pa kocham cię. - wyrzuciła z siebie.
- Ja ciebie też. - zdążyłem tylko powiedzieć i się rozłączyła.

Wróciłem do kuchni.Usiadłem przy wyspie, nalałem sobie wody do szklanki.Spojrzałem na Niallera.Był jakiś przybity.
- Wszystko okey? - zapytałem, a chłopak wzruszył ramionami.
- Tak jest spoko.Robię lazanię i bardzo się z tego cieszę.Przecież ja tak bardzo dobrze gotuję i myślę, że wam też będzie smakować, a tak w ogóle co tam u ciebie? - powiedział tak szybko, że jedyne co zrozumiałem to ostatnie '' co tam u ciebie''.Dziwne.
- Em...spoko? To co będzie na obiad?
- Przecież już mówiłem, że lazania. - odparł szybko ubijając jajka.
- Okey.Pomóc ci? - podszedłem do niego. - Ale burdel. - mruknąłem patrząc na rozsypaną mąkę, skorupki od jajek i kawałki sera na podłodze.
- Możesz posprzątać. - złapałem za miotłę i zacząłem sprzątać.
- A potem zadzwoń do Harr'ego, żeby przyszedł razem z Lottie na obiad. - dodał ponuro.


Charlie*

Wracaliśmy do domu w dosyć szybkim tempie.Mimo tego, że mam kondycję to nogi zaczęły mnie boleć.
- Harry... - jęknęłam zmęczona.
- Hm? - nawet nie spojrzał.
- Możemy trochę zwolnić? Gdzie ci się tak śpieszy? - chłopak spełnił moją prośbę. - Dzięki.
Szliśmy w ciszy.Trochę mnie to peszyło.Nie lubię nie gadać.Przecież jako przyjaciele powinniśmy dużo rozmawiać.Nawet o głupotach.Tak jak kiedyś.Kilka miesięcy temu było inaczej.Myślę, że wtedy jeszcze nie myślałam o Harrym jak o kimś więcej.
- Przepraszam... - przystanął.Patrzyłam na niego z dołu.Jest dość wysoki.
- Za co? - zdziwiłam się.
- Miał być to mile spędzony czas, a wyszła z tego jakaś...
- Harry nie przepraszaj.Było fajnie, podobało mi się. - ciepło się uśmiechnęłam.Wyrzuciłam do kosza pusty kubek po pysznej czekoladzie.
- Mogło być lepiej. - mruknął, a ja pocałowałam go w policzek na pocieszenie. - A to za co? - od razu rozpromieniał.Wiedziałam, że to pomorze.
- Za nic...albo za wszystko.Po prostu cię lubię.
- Ja też cię lubię. - przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.



                                                                             ***

Gdy tylko przekroczyliśmy próg domu chłopaków od razu poczuliśmy kuszący zapach.Harry odwiesił mój płaszcz po czym razem udaliśmy się do kuchni.
- O jesteście super. - odrzekł Liaś czytający gazetę.
- Charlie mogłabyś zawołać resztę? - zapytał Niall rozkładając talerze na dużym stole.
- Jasne. - zerwałam się do salonu. - Zayn, Lou obiad.
- Zaraz przyjdziemy. - odparł Mulat cykając na telefonie.
- Aa gdzie Cassie? - spytałam.
- U siebie...chyba. - mruknął Tommo.Mimo tego, że nawrzeszczałam na niego to szkoda mi go.Jest jedną z niewielu osób, które potrafią poprawić mi humor i przede wszystkim jesteśmy przyjaciółmi.Przyjaciołom się wybacza, ale to nie mnie musi przepraszać.Zapukałam cicho w drzwi i je uchyliłam.Na parapecie siedziała Cassie.Patrzyła przed siebie.Podeszłam do niej i usiadłam na słodkim kocyku.
- Hej. - szepnęłam i dotknęłam jej ramienia. - Wszystko gra? - spojrzała na mnie, a jej kąciki ust uniosły się do góry powodując słodki uśmiech.
- Merci, że jesteś tu. - zaśpiewała swoim melodyjnym głosem.
- Zawsze będę.
- Wiesz co? - podparłam brodę ręką czekając na to aż powie. - Tak sobie myślę, że za mało razem spędzamy czasu.Tak tylko we dwie. - miała rację.Oddaliłyśmy się od siebie.Teraz gdy mieszka z chłopakami, a ja niezły kawał od nich to rzadko wychodzimy gdzieś razem.
- To może pójdziemy pojeździć na deskach? - zapytałam, a ona szeroko się uśmiechnęła.
- Jest zima, a poza tym to ty nie lubisz jeździć.
- Bo nawet nie umiem! - dziewczyna zarechotała i pogładziła swoje kolano. - A kręgle?
- Zawsze wygrywasz, a później to ja muszę kupować pizzę.
- Too...ulepimy bałwana?! - wyszczerzyłam się jak dziecko.
- Bingo! - przybiłyśmy piątkę. - Tylko będę musiała jakoś ukraść marchewkę Louis'owi.
- Tym zajmiemy się po obiedzie.Chodź. - pobiegłyśmy do kuchni.
Tam wszyscy już siedzieli.Usiadłyśmy obok siebie.
- Zanim zaczniemy spożywać tą kolację... - zaczął Liam.
- To jest obiad. - zauważył Niall.Upił trochę wina.
- Racja.Emm...chciałbym złożyć toast. - powiedział, wstał i uniósł kieliszek z czerwonym winem.Był całkiem poważny. - Za naszą przyjaźń. - aww...jak słodko.To mi się podoba w  Liam'e.Potrafi cieszyć się z małych rzeczy i jest taki odpowiedzialny, jak głowa rodziny.Również wstałam i podniosłam kieliszek.W nasze ślady poszła reszta przyjaciół.
- Za naszą przyjaźń. - powiedział Zayn.
- Za przyjaźń! - wszyscy lekko przybiliśmy kieliszkami.
- Na zdrowie, bo na rozum już za późno. - dodał Horan upijając połowę wina.
 Obiad minął w super atmosferze, a danie przygotowane przez Nialla było pyszne! Nie spodziewałam się po nim zdolności kulinarnych.Jednak dzisiaj nie był pełen energii jak to zawsze bywa.Niby słuchał, ale myślał o czymś innym.Niby odpowiadał, ale sam nie wiedział na co.Niedawno widziałam tak samo przybitego Liama, później Zayna  o Lou nie wspominam.No, a teraz kolej blondasa.Nie lubię być wścibska, ale chciałabym wiedzieć co się stało.Taka moja natura.


*Cassie

<WŁĄCZ>
 - No chodź. - cieszyłam się jak dziecko. Niemal zapomniałam, jak świetnie zawsze się bawiłam z Charlie. Wyszłyśmy do ogrodu chłopaków. Był wystarczająco duży, a śniegu napadało bardzo dużo.
- Ulepimy dziś bałwana, no chodź, zrobimy to. Tak dawno nie widziałam cię, nie chowaj się, uciekłaś gdzieś czy co? - Charlie ubierała dopiero czapkę. - Bawiłyśmy się razem, a teraz nie. Dlaczego tak jest czy wiesz? Ulepimy dziś bałwana, albo zrobimy coś innego. No to cześć. - wyszłam z domu.
Rzuciła śnieżką, ubierając buty. Okręciłam się dookoła wśród śniegu, w ręce trzymając marchewkę Lou.
- Ulepimy dziś bałwana, na sanki może wolisz iść, czy długo jeszcze czekać mam, bo do obcych zacznę gadać tu jak nic. Jedziesz Joanna. I tak mi jakoś ciężko, samej wśród tych zasp, marudy Louisa znieść.
 Charlie zaśmiała się, zamykając za sobą drzwi. Podbiegłam i popchnęłam ją w zaspę. Śnieg zasypał ją całą. Prychnęła pod śniegiem, a ja uklękłam przy niej.
- Charlie? Wiem, że tam cię znajdę. Chłopcy pytają co i jak. Mówią "odsyp ją" i chodź ciężko mi, chcę otrzeć twoją twarz. Czy dasz mi znak? Nie mamy nic prócz siebie. Ciebie ja, ty mnie. Jak mamy dalej żyć? Ulepimy dziś bałwana?
 Charlie zaczęła się wiercić pod zaspą. Pomogłam jej się wydostać. Śmiała się ze mnie głośno. Wygoniłyśmy chłopaków do domu i zaczęłyśmy robić kule. Kiedy drzwi zamykały się za chłopakami, wypadł z nich Pan Kot. Wskoczył prosto do śniegu, zapadając się w nim prawie całkowicie.
Zaczęłyśmy się z niego śmiać. Charlie korzystając z tego, że gapiłam się na kota, zgarnęła do ręki trochę śniegu i rzuciła mi w twarz.
- Osz ty! Miałyśmy lepić bałwana. - śmiała się i goniłam ją. Po jakimś czasie, kiedy obie byłyśmy już porządnie wymyte wzięłyśmy się za bałwana.
- Weź ogarnij drugą kulę. - powiedziała, pchając przed sobą ogromny dół.

- Ciekawe, jak mam to teraz podnieść. - pokiwałam głową, stawiając swoją kulę, obok niej. Moja kula sięgała mi do pasa.
- To ty tu jesteś silna. - zauważyła. Westchnęłam rękami. Zaczęłyśmy razem podnosić kulę. Po kilku minutach stękania, tułów wreszcie znalazł się na swoim miejscu.
- Dobra jeszcze głowa. - Lottie otarła pot z czoła.
- Robi się, mała. - jak gdyby nigdy nic zabrałam się za kulanie ostatniej kuli. Kiedy była gotowa, sama włożyłam ją na tułów, a Charlie uważała, żeby nie spadła z innej strony. Bałwan był większy od nas. Z drewnianej szopki przyniosłam krzesło, stary kapelusz, podarty szalik i miotłę. Charlie z piwnicy przyniosła węgielki.
- To będzie najpiękniejszy bałwan na świecie. - oznajmiła, trzymając mi krzesło, żebym nie spadła, nakładając kapelusz i tworząc twarz.
- Mówisz to za każdym razem, misiaku.
- No bo co roku nasz bałwan jest najlepszy. - odparła.
- No tak. - Zeskoczyłam i przewróciłam się. Syknęłam. Charlie podeszła i kucnęła.
- Jeżeli skręciłaś kostkę to dostaniesz w ryja. - oznajmiła.
- Ee nie skręciłam. Po prostu odpoczywam. - uśmiechnęłam się. Lotta pokiwała głową. Zawiązała bałwankowi szalik, zrobiła guziki i był gotowy. Wyglądał bardzo ładnie, nawet z mojej perspektywy. Było mi coraz zimniej, siedząc w tym śniegu, bo miałam jeansy. Charlie otrzepała rękawiczki i spojrzała na mnie z ukosa.
- Idziemy? Robi się ciemno. - ruszyła w stronę domu. Podniosłam się, ale zaraz upadłam. No nie wierzę, że skręciłam kostkę, zeskakując z krzesła. Pan Kot podszedł do mnie i przytulił się.
- Eee no jasne. Już idę.
- Nie możesz. - powiedziała, odwracając się do mnie.
- Jasne, że mogę.
- No to chodź. - weszła do domu. Prychnęłam. Spróbowałam znowu wstać, znów bez skutku. Spodnie zupełnie mi przemokły. Było ciemno i zimno.
- Masz rację! - krzyknęłam wreszcie. - Charlie! Masz rację, nie mogę wstać! Charlie!
Drzwi nadal były zamknięte. Przytuliłam się do kota.
- Widzisz, Panie Kocie? Zostawili mnie tu. - Drzwi otworzyły się. Zobaczyłam Louisa w samej bluzie. Idącego w moją stronę szybkim krokiem. Obiecuję, że zabiję Charlie. Zatrzymał się przy mnie.
- W porządku?
- Och, no jasne. Podziwiam widoki po prostu. - Rozejrzałam się. Nie było za dużo tych widoków.
- Och, no tak, ale już mi się znudziły.
- Boli cię noga? - zapytał kucając.
- Trafiłeś w sedno. Skumaj kumpli i zanieście mnie do domu, bo zaraz zamienię się w posąg lodowy. - Jasne. - wziął mnie na ręce, trzymałam Pana Kota, blisko siebie, żeby nie spadł. Louis miał taki uroczy czerwony nosek i policzki od mrozu.
- Czemu nie ubrałeś kurtki?
- Nie chciałem żebyś tu zamarzła. - wyjaśnił. Położył mnie na kanapie i okrył ciepłym kocem, wcześniej pomagając zdjąć przemoczoną kurtkę i buty. - Zrobię ci herbaty.
- Louis.
- Tak? - Odwrócił się. Nie zwracałam uwagi na to, że wszystkich gdzieś wywiało.
- Dziękuję.

O! Nowy rozdział? Nie, wyprany w Perwolu. xDDD proszę, proszę część2 18 rozdziału już jest. postanowiłyśmy, że nie będą to dwa rozdziały tylko jeden podzielony na 2 części. Komentujcie, bo to bardzo motywuje, hejty również :))) Dzięki, że czytacie! 19 chyba nie pojawi się zbyt szybko, więc w między czasie zapraszamy na naszego drugiego bloga, który dopiero się rozkręca : http://youpromise3.blogspot.com/ myślę, że wam się spodoba :D myślimy też poważnie o tłumaczeniu jakiegoś bloga z angielskiego, jeżeli znacie jakiś, który chciałybyście mieć przetłumaczony to podajcie linki, bardzo nam pomożecie ;)
 To na razie tyle, pozdrawiamyy ;*** ~ Hermi xx

poniedziałek, 2 lutego 2015

18 cz.1



Cassie*Dwa tygodnie później

Unikam Louisa, jak ognia. Wciąż nie ma go w domu, wraca późno wieczorem, wychodzi wcześnie rano. Widujemy go w szkole, normalnie rozmawia z chłopakami, ale na mnie nawet nie spojrzy. Charlie również unika, po tym, jak nawrzeszczała na niego w parku. W gazetach wciąż pojawiają się świeże zdjęcia jego i Annie Bloom, modelki. Są parą, ciągle biorą udziały w jakiś wywiadach, mówią, jak im jest wspaniale, jak się kochają, jak bardzo ich drugie połówki są wyjątkowe. To mnie niszczy. Wiem, że nie powinnam się przejmować. Louis nie jest tego wart. Ale mimo wszystko... tęsknię za nim. Tęsknię za jego uśmiechem, za rozmowami, za przytulaniem, za chwaleniem moich naleśników, za motylkami w brzuchu. Nigdy bym się nie spodziewała, że znów się zakocham. Byłam pewna, że zostanę starą panną z kotami. Wyobrażałam sobie, jakby to było. Wydawało mi się, że będzie fajnie. Teraz wiem, że nie będzie. Na pewno nie.
Spadł śnieg. W listopadzie. Super. Uwielbiam śnieg, ale w tym roku tylko stałam przy oknie i patrzyłam jak grube płatki spadają na ziemię. Wyszłam wreszcie ze swojego pokoju. Louis siedział na kanapie ze spuszczoną głową. Bawił się placami, , a w telewizji leciał program kulinarny. Zagryzłam wnętrze policzka.
- W porządku? - zapytałam cicho. Podniósł głowę i spojrzał na mnie zdziwiony. Zerwał się z miejsca i szybko do mnie podszedł, przytulając mnie mocno. Wtuliłam się w jego bluzę. Nawet nie próbowałam udawać złej. Już dawno mu wybaczyłam, taka jest prawda.
- Cassie. Już się bałem, że nigdy mi nie wybaczysz. - powiedział. Pokiwałam głową.
- Ja też.
- Między nami ok? - zapytał. Zamilknęłam. Co ma na myśli mówiąc "ok"? Jak dla mnie między nami nigdy nie będzie "ok". Bo on jest z Annie. Bo on kocha Annie.
- Cass?
- Co? - otrząsnęłam się. - Tak, tak wszystko ok. - uśmiechnęłam się. Louis pokiwał głową i puścił mnie. Patrzyliśmy chwilę na siebie. Pierwsza odwróciłam wzrok. - Szłam do kuchni. - mruknęłam i oddaliłam się szybko.

Niall*

 - I też chipsy, żelki, cukierki, a to warzywo to nie biorę, a czekolada! Biorę. - wrzucałem do wózka wszystkie kaloryczne pyszności.Aż się dziwię, że nie jestem gruby.No, ale skoro jestem odporny na węglowodany i tłuszcze to muszę korzystać.Już byłem blisko kasy gdy nagle przypomniałem sobie słowa Louisa Tylko pamiętaj! Dwa kilo marchewek chcę dostać! Bo inaczej zmiażdżę twojego... tu nie będę kończyć.Wykręciłem wózek i pchając go biegłem ku dziale z warzywami.Niestety nie wyrobiłem na ostatnim zakręcie i razem z wózkiem wypadłem z toru.Pech chciał by wpaść na kogoś.Najlepsze było to, że upadłem na coś miękkiego i ładnie pachnącego.Otworzyłem oczy.Pode mną leżała piękna dziewczyna o ciemnych, dużych oczach i różowych włosach.
- Czy mógłbyś... - odparła po chwili mojego milczenia.Otrząsłem się z transu.
- Oczy.. - wiście! - szybko wstałem i pomogłem jej wstać.Podniosłem wszystkie zakupy dziewczyny i podałem jej. - Przepraszam cię bardzo.Po prostu ja...tego...wpadłem na ciebie niechcący...przepraszam, tylko nie bij - dziewczyna szeroko się uśmiechnęła i wybuchła śmiechem.Jak ona pięknie się śmieje.Patrzyłem na nią.Uczyłem się każdego jej ruchu, gestu.
- Nic się nie stało!  - chichotała trzymając się za brzuch.Wyszczerzyłem się jak małe dziecko.Zacząłem razem z nią śmiać się.Najpierw rechotaliśmy z naszego wypadku jakkolwiek to brzmi, a później z tego, że się śmiejemy.Ludzie przechodzili obok ze zdziwionymi minami na twarzy.
- He he...uff! - nabrałem powietrza i podparłem się w boku. - Niall jestem.Miło mi - podałem jej rękę.
- Wiem. - uścisnęła moją dłoń. - Stella Hathaway-Bloom.Mi również miło. - różowowłosa podniosła siatkę z zakupami i odgarnęła włosy za ucho.
- Miło było na ciebie wpaść Niall. - odparła. - Do zobaczenia.


- Tak! Do zobaczenia na pewno. - pomachałem jej i odprowadziłem  wzrokiem.Stałem tak chwilę oparty o wózek mając przed sobą obraz urokliwej Stelli.Chwilę tak stałem gdy zdałem sobie z czegoś sprawę. - Jak mam się z nią spotkać jak nie ma jej numeru?! - znów biegiem przemierzyłem cały sklep.Szukałem dziewczyny, ale na marne.Przeszukałem cały supermarket.Nie ma jej.Byłem zrezygnowany.Z obojętnymi uczuciami zapłaciłem za żarcie i inne rzeczy.Odjechałem z piskiem opon z parkingu.

***

- Wróciłem! - krzyknąłem wchodząc do domu.
- Nie obchodzi nas to! - odkrzyknęli z salonu.Jak miło.
- Pamiętajcie, że to ja robię dzisiaj obiad! - wrzasnąłem z kuchni odstawiając zakupy na wyspę.
- Kochamy cię! - ta jasne.Pieprzone gnidy.Włożyłem produkty do lodówki i do szafek.Ominąłem w milczeniu salon
- Ej Nialler! Ale nie obrażaj się! - wybiegłem po schodach na górę.Zatrzasnąłem za sobą drzwi, chwyciłem do ręki elektryczną gitarę i zacząłem śpiewać.Wyobrażałem sobie Stellę.Na głowie czarna czapka z białym pomponem, czarny płaszcz i niskie kozaki, a na twarzy słodki uśmiech.
WŁĄCZ )

Myślałem, że za raz rozwalę tą gitarę albo wywalę przez okno.Odłożyłem instrument i wskoczyłem na łóżko.
- Idiota.Kretyn.Palant. - mruczałem do poduszki. - Nigdy już jej nie spotkam. - uderzyłem pięścią w ścianę.Prawie tynk odpadł.

Charlie***

- Strasznie się cieszę, że zadzwoniłaś.Tak długo razem nie rozmawiałyśmy...niedawno zaczął się wrzesień, ty wyjechałaś i za miesiąc święta! - cieszyłam się patrząc na biały puch spadający z nieba. - J- jak to nie dasz rady przyjechać? - mój głos się łamał, a w oczach pojawiły łzy.Opadłam na sofę. - Ale...przecież my zawsze... - nie dała mi dokończyć. - Wolisz spędzić święta z tym chamem niż z własną córką?! - krzyczałam, a rodzicielka próbowałam mnie uspokoić. - Wakacje?! Spotkamy się w wakacje?! Na lato wyjeżdżam do ojca do Stanów! - rozłączyłam się szybko i uderzyłam telefonem o podłogę.Usiadłam na podłodze, kryjąc twarz w dłoniach.Co ona sobie wyobraża? Jestem jej jedynym dzieckiem.Kocham ją jak nikt inny, a ona zostawia mnie samą.Prawdziwa matka tak się nie zachowuje! Poczułam wibrowanie telefonu.Działa jak zawsze.
- Harry? - pociągnęłam nosem.
- Cześć.Masz dziś czas? - zapytał.Założę się, że własnie się słodko uśmiecha.
- Mam.Zawsze siedzę w domu.
- To bardzo dobrze się składa.Zapraszam cię na gorącą czekoladę.Co ty na to? - mm...gorąca czekolada w zimie.Mniam.
- Jasne, że się zgadzam. - jestem dla niego zbyt łatwa.Zgadzam się na wszystko i mu ulegam.Jestem łatwa, tak? Muszę mu pokazać, że jestem trudna do zdobycia i musi się wykazać.
- Świetnie.Będę za 30 minut. - pożegnałam się i pobiegłam na górę.Uczesałam włosy w długiego kłosa i trochę poprawiłam makijaż.Ubrałam się w ciepłe i wygodne ubranie.

*Cassie*Dwa dni później

 Louis chodzi po domu przygnębiony. Przyłapywałam go bez przerwy na gapieniu się na mnie. Za każdym razem gdy zauważyłam, odwracał wzrok i smutniał. Wygląda na to, że ma jakiś problem. Liam siedział w salonie i oglądał serial w telewizji.
- Hejka. - usiadłam obok. Nikogo nie było. Wszyscy siedzieli w swoich pokojach.
- Cześć.
- Wiesz co z Louisem? - zapytałam. Stracił zainteresowanie programem i spojrzał na mnie. Przekręcił się nieco. Uwielbiam go za to, że potrafi w każdej chwili przerwać to, co robi, jeżeli ktoś ma jakiś problem.
- Też zauważyłaś?
- Tak. Chodzi cały czas jakby ktoś mu rodzinę wymordował.
- Można to tak nazwać. - Liam pokiwał głową. - gapi się na ciebie.
- Eee tam, czasem tylko zerknie.
- Gapi się. - powtórzył. - Bez przerwy.
- Przesadzasz. - wzruszyłam ramionami.
- Myśl sobie co chcesz, nie będę się kłócił. Ale Louis rzeczywiście jest nie w humorze.
- Domyślasz się, o co może chodzić? - zapytałam z nadzieją. Liam westchnął ciężko i spojrzał na mnie ze smutkiem.
- Tak, domyślam się, ale wolę, żebym się mylił. - wbił wzrok w ekran. Wytrzeszczyłam na niego oczy.
- Narkotyki?
- Gorzej. O wiele gorzej. Ale może się mylę.
- Powiesz mi?
- Wolałbym nie. A raczej ty byś wolała.
- Nie rozumiem. - zmarszczyłam brwi. Payne znów na mnie spojrzał. Bardzo uważnie.
- Posłuchaj, Cassie. Zrozum, że życie w sławie nie jest usłane różami. Jesteśmy zależni od producentów, od menagera, od mediów. Tyle mogę ci powiedzieć.
- Mam przez to rozumieć, że Louis jest zmuszany do czegoś, na co nie ma ochoty? - zapytałam. Liam wciągnął powietrze, otworzył usta, ale nic nie powiedział. Zamknął je, po czym znów otworzył.
- Nie mogę ci nic powiedzieć, Cassie. Naprawdę. Louis nie może nikomu mówić. Nigdy nie możemy mówić takich rzeczy. Jesteśmy zmuszani, a jeżeli cokolwiek się wyda media nas zgniotą, jak maleńką mróweczkę. W showbiznesie nigdy nie jest z górki. - złapał mnie za nadgarstek. - Nigdy - dodał, chcąc podkreślić wagę swoich słów.
- Przecież wiecie, że ja bym nigdy wam czegoś takiego nie zrobiła. Nie pisnęłabym nawet słówka.
- Cass, nawet my nie wiemy, kiedy coś się święci. Louis po prostu nie może powiedzieć. NIKOMU. Nawet nam. Choćby chciał.
- A jeśli go zapytam? - drążyłam temat. Chciałam się wszystkiego dowiedzieć.
- Możesz próbować. - wzruszył ramionami i wrócił do swojego serialu, zakańczając rozmowę. Chwilę z nim oglądałam, po czym wstałam i poszłam do pokoju Harry'ego.
- Cześć, mogę? - uchyliłam drzwi. Loczek podniósł głowę znad telefonu.
- Jasne. - weszłam i usiadłam na łóżku. - Co cię do mnie sprowadza?
Zamyśliłam się na chwilę. Chciałam zapytać o Louisa i o pusty pokój ze zdjęciem.
- Nie wiem od czego zacząć. - przyznałam.
- Najlepiej od początku. - Kiwnęłam głową.
- Wtedy co mnie znaleźliście w tym pokoju z zacinającymi się drzwiami..
- A tak, ktoś musi wreszcie zadzwonić do jakiegoś ślusarza, żeby to naprawił.
- Ty też jesteś ktoś. - zauważyłam.
- Cokolwiek. Kontynuuj.
- No więc wtedy ja.. znalazłam pokój. - mruknęłam. - Taki biały, pusty z kartonowym pudłem na środku. - Harry pokiwał głową. Nie wyglądał na złego.
- Tak. Opowiadałem ci o tym zdjęciu. To ja i moja kuzynka w Holmes Champel.
- Możemy iść go zobaczyć? - Harry uniósł brwi.
- Ee, no okay. - wstał, odłożył telefon na biurko i poszliśmy do białego pokoju. Pudło stało nadal w tym samym miejscu. Klęknęliśmy przy nim, a Harry wyjął zdjęcie. Było dokładnie takie, jak go zapamiętałam.
- Słodziak był z ciebie. - uśmiechnęłam się.
- To nie jest moje najsłodsze zdjęcie.
- Ta piaskownica.. przypomina mi moją własną piaskownicę. Z dzieciństwa. Pamiętam jak razem z kuzynem i dziadkiem bawiliśmy się w tej piaskownicy. Pamiętam też jak zrobił nam domek na drzewie i jak nas kąpał razem. Pamiętam jak mi mówił, że nie wolno bić chłopców i jak opowiadał mojemu kuzynowi, że dziewczynki się szanuje. A kiedy zapytaliśmy go gdzie jest babcia.. zabrał nas na ...
- Cmentarz. - powiedział Harry cicho. Spojrzałam mu w oczy. To spojrzenie. Mały chłopiec w ciele mężczyzny. Zapłakany chłopczyk w niebieskich spodenkach był taki podobny do chłopaka klęczącego obok mnie. A dziewczynka? Kim była? Dlaczego Harry miał taką trudność ze znalezieniem jej? Dlaczego jej ojciec zmienił nazwisko? Dlaczego mój ojciec zmienił nazwisko? Spojrzałam znów na zdjęcie. Dopiero teraz z tyłu dostrzegłam rozłożyste drzewo z domkiem na drzewie. Zwykły drewniany domek, pomalowany czerwoną farbą. Z atrapą komina i niebieskimi drzwiami.
- Ten domek. Kto go zrobił? - zapytałam.
- Mój dziadek. Wtedy jeszcze nie pozwalał nam na niego wchodzić, bo byśmy spadli. Ale kiedy mieliśmy już po trzy latka uczył nas jak się tam wchodzi i pił z nami herbatkę.
Próbowałam wyobrazić sobie Harry'ego i jego kuzynkę z dziadkiem w domku na drzewie. Siedzących wokół małego stolika, z pluszakami lalkami, prowadzących nietypową rozmowę, zrozumiałą tylko dla małych dzieci i ich dziadków.
- Miałam taki domek. I taką piaskownicę. - mruknęłam. To wszystko wydawało mi się dziwne. Jak to możliwe, że mieliśmy takie same wspomnienia z dzieciństwa? - To wszystko nie ma sensu.
- Chyba tak. - Harry pokiwał głową. Patrzył na mnie uważnie, studiując każdy szczegół mojej twarzy. Pokręciłam głową.
- To jest niemożliwe, to zbyt proste, to...
- To właśnie się dzieje. - dokończył Harry. Podniosłam głowę i patrzyłam uważnie w jego oczy.
- Harry... Ja... Nie wiem. To nie może się dziać naprawdę.
- Ale właśnie się dzieje. - powiedział, ucieszony. Wziął mnie za rękę i poszliśmy do salonu, gdzie siedzieli wszyscy chłopacy i nie wiadomo skąd Charlie. Przyszedł też Niall, chyba już mu przeszło, słyszałam jak śpiewa. Popatrzyli na nas zdziwieni.
- Harry? - Charlie zerwała się z fotela. - Czy-czy wy właśnie... Harry... Cassie! ... byliście razem na... w... możecie mi łaskawie powiedzieć, co wy wyprawiacie?!
Oboje z Harrym parsknęliśmy śmiechem. Patrzyli na nas z niedowierzaniem
- Ale Harry ty i Charlie przecież. - Louis patrzył na mnie ze smutkiem.
- To nie ma sensu! Natychmiast mówcie co was tak śmieszy, albo oboje wylecicie na zbity pysk! - zabrał głos Zayn. To na rozśmieszyło jeszcze bardziej. Trzymaliśmy za brzuchy ze śmiechu.
- Wy.. wy nic nie... hahhaha nic-n-nic nie rozumiecie. Hahhahaha - śmiałam się głośno.




Coo? Już koniec 18 rozdziału?? Dlaczego? Przecież jest taki krótki :< Ojj przesadzacie, dziewczyny przesadzacie. Za takie rzeczy idzie się do więzienia. Dlaczego ten rozdział jest taki krótki??
 NO SORRY BARDZO ALE TAK WYSZŁO ;D
Ale spoko 19 jest już w połowie no więc... czekajcie, a przeczytacie :> ~ Hermi.