Cassie*Dwa tygodnie później
Unikam Louisa, jak ognia. Wciąż nie ma go w domu, wraca późno wieczorem, wychodzi wcześnie rano. Widujemy go w szkole, normalnie rozmawia z chłopakami, ale na mnie nawet nie spojrzy. Charlie również unika, po tym, jak nawrzeszczała na niego w parku. W gazetach wciąż pojawiają się świeże zdjęcia jego i Annie Bloom, modelki. Są parą, ciągle biorą udziały w jakiś wywiadach, mówią, jak im jest wspaniale, jak się kochają, jak bardzo ich drugie połówki są wyjątkowe. To mnie niszczy. Wiem, że nie powinnam się przejmować. Louis nie jest tego wart. Ale mimo wszystko... tęsknię za nim. Tęsknię za jego uśmiechem, za rozmowami, za przytulaniem, za chwaleniem moich naleśników, za motylkami w brzuchu. Nigdy bym się nie spodziewała, że znów się zakocham. Byłam pewna, że zostanę starą panną z kotami. Wyobrażałam sobie, jakby to było. Wydawało mi się, że będzie fajnie. Teraz wiem, że nie będzie. Na pewno nie.
Spadł śnieg. W listopadzie. Super. Uwielbiam śnieg, ale w tym roku tylko stałam przy oknie i patrzyłam jak grube płatki spadają na ziemię. Wyszłam wreszcie ze swojego pokoju. Louis siedział na kanapie ze spuszczoną głową. Bawił się placami, , a w telewizji leciał program kulinarny. Zagryzłam wnętrze policzka.
- W porządku? - zapytałam cicho. Podniósł głowę i spojrzał na mnie zdziwiony. Zerwał się z miejsca i szybko do mnie podszedł, przytulając mnie mocno. Wtuliłam się w jego bluzę. Nawet nie próbowałam udawać złej. Już dawno mu wybaczyłam, taka jest prawda.
- Cassie. Już się bałem, że nigdy mi nie wybaczysz. - powiedział. Pokiwałam głową.
- Ja też.
- Między nami ok? - zapytał. Zamilknęłam. Co ma na myśli mówiąc "ok"? Jak dla mnie między nami nigdy nie będzie "ok". Bo on jest z Annie. Bo on kocha Annie.
- Cass?
- Co? - otrząsnęłam się. - Tak, tak wszystko ok. - uśmiechnęłam się. Louis pokiwał głową i puścił mnie. Patrzyliśmy chwilę na siebie. Pierwsza odwróciłam wzrok. - Szłam do kuchni. - mruknęłam i oddaliłam się szybko.
Niall*
- I też chipsy, żelki, cukierki, a to warzywo to nie biorę, a czekolada! Biorę. - wrzucałem do wózka wszystkie kaloryczne pyszności.Aż się dziwię, że nie jestem gruby.No, ale skoro jestem odporny na węglowodany i tłuszcze to muszę korzystać.Już byłem blisko kasy gdy nagle przypomniałem sobie słowa Louisa Tylko pamiętaj! Dwa kilo marchewek chcę dostać! Bo inaczej zmiażdżę twojego... tu nie będę kończyć.Wykręciłem wózek i pchając go biegłem ku dziale z warzywami.Niestety nie wyrobiłem na ostatnim zakręcie i razem z wózkiem wypadłem z toru.Pech chciał by wpaść na kogoś.Najlepsze było to, że upadłem na coś miękkiego i ładnie pachnącego.Otworzyłem oczy.Pode mną leżała piękna dziewczyna o ciemnych, dużych oczach i różowych włosach.
- Czy mógłbyś... - odparła po chwili mojego milczenia.Otrząsłem się z transu.
- Oczy.. - wiście! - szybko wstałem i pomogłem jej wstać.Podniosłem wszystkie zakupy dziewczyny i podałem jej. - Przepraszam cię bardzo.Po prostu ja...tego...wpadłem na ciebie niechcący...przepraszam, tylko nie bij - dziewczyna szeroko się uśmiechnęła i wybuchła śmiechem.Jak ona pięknie się śmieje.Patrzyłem na nią.Uczyłem się każdego jej ruchu, gestu.
- Nic się nie stało! - chichotała trzymając się za brzuch.Wyszczerzyłem się jak małe dziecko.Zacząłem razem z nią śmiać się.Najpierw rechotaliśmy z naszego wypadku jakkolwiek to brzmi, a później z tego, że się śmiejemy.Ludzie przechodzili obok ze zdziwionymi minami na twarzy.
- He he...uff! - nabrałem powietrza i podparłem się w boku. - Niall jestem.Miło mi - podałem jej rękę.
- Wiem. - uścisnęła moją dłoń. - Stella Hathaway-Bloom.Mi również miło. - różowowłosa podniosła siatkę z zakupami i odgarnęła włosy za ucho.
- Miło było na ciebie wpaść Niall. - odparła. - Do zobaczenia.
***
- Wróciłem! - krzyknąłem wchodząc do domu.
- Nie obchodzi nas to! - odkrzyknęli z salonu.Jak miło.
- Pamiętajcie, że to ja robię dzisiaj obiad! - wrzasnąłem z kuchni odstawiając zakupy na wyspę.
- Kochamy cię! - ta jasne.Pieprzone gnidy.Włożyłem produkty do lodówki i do szafek.Ominąłem w milczeniu salon
- Ej Nialler! Ale nie obrażaj się! - wybiegłem po schodach na górę.Zatrzasnąłem za sobą drzwi, chwyciłem do ręki elektryczną gitarę i zacząłem śpiewać.Wyobrażałem sobie Stellę.Na głowie czarna czapka z białym pomponem, czarny płaszcz i niskie kozaki, a na twarzy słodki uśmiech.
( WŁĄCZ )
Myślałem, że za raz rozwalę tą gitarę albo wywalę przez okno.Odłożyłem instrument i wskoczyłem na łóżko.
- Idiota.Kretyn.Palant. - mruczałem do poduszki. - Nigdy już jej nie spotkam. - uderzyłem pięścią w ścianę.Prawie tynk odpadł.
Charlie***
- Strasznie się cieszę, że zadzwoniłaś.Tak długo razem nie rozmawiałyśmy...niedawno zaczął się wrzesień, ty wyjechałaś i za miesiąc święta! - cieszyłam się patrząc na biały puch spadający z nieba. - J- jak to nie dasz rady przyjechać? - mój głos się łamał, a w oczach pojawiły łzy.Opadłam na sofę. - Ale...przecież my zawsze... - nie dała mi dokończyć. - Wolisz spędzić święta z tym chamem niż z własną córką?! - krzyczałam, a rodzicielka próbowałam mnie uspokoić. - Wakacje?! Spotkamy się w wakacje?! Na lato wyjeżdżam do ojca do Stanów! - rozłączyłam się szybko i uderzyłam telefonem o podłogę.Usiadłam na podłodze, kryjąc twarz w dłoniach.Co ona sobie wyobraża? Jestem jej jedynym dzieckiem.Kocham ją jak nikt inny, a ona zostawia mnie samą.Prawdziwa matka tak się nie zachowuje! Poczułam wibrowanie telefonu.Działa jak zawsze.
- Harry? - pociągnęłam nosem.
- Cześć.Masz dziś czas? - zapytał.Założę się, że własnie się słodko uśmiecha.
- Mam.Zawsze siedzę w domu.
- To bardzo dobrze się składa.Zapraszam cię na gorącą czekoladę.Co ty na to? - mm...gorąca czekolada w zimie.Mniam.
- Jasne, że się zgadzam. - jestem dla niego zbyt łatwa.Zgadzam się na wszystko i mu ulegam.Jestem łatwa, tak? Muszę mu pokazać, że jestem trudna do zdobycia i musi się wykazać.
- Świetnie.Będę za 30 minut. - pożegnałam się i pobiegłam na górę.Uczesałam włosy w długiego kłosa i trochę poprawiłam makijaż.Ubrałam się w ciepłe i wygodne ubranie.
*Cassie*Dwa dni później
Louis chodzi po domu przygnębiony. Przyłapywałam go bez przerwy na gapieniu się na mnie. Za każdym razem gdy zauważyłam, odwracał wzrok i smutniał. Wygląda na to, że ma jakiś problem. Liam siedział w salonie i oglądał serial w telewizji.
- Hejka. - usiadłam obok. Nikogo nie było. Wszyscy siedzieli w swoich pokojach.
- Cześć.
- Wiesz co z Louisem? - zapytałam. Stracił zainteresowanie programem i spojrzał na mnie. Przekręcił się nieco. Uwielbiam go za to, że potrafi w każdej chwili przerwać to, co robi, jeżeli ktoś ma jakiś problem.
- Też zauważyłaś?
- Tak. Chodzi cały czas jakby ktoś mu rodzinę wymordował.
- Można to tak nazwać. - Liam pokiwał głową. - gapi się na ciebie.
- Eee tam, czasem tylko zerknie.
- Gapi się. - powtórzył. - Bez przerwy.
- Przesadzasz. - wzruszyłam ramionami.
- Myśl sobie co chcesz, nie będę się kłócił. Ale Louis rzeczywiście jest nie w humorze.
- Domyślasz się, o co może chodzić? - zapytałam z nadzieją. Liam westchnął ciężko i spojrzał na mnie ze smutkiem.
- Tak, domyślam się, ale wolę, żebym się mylił. - wbił wzrok w ekran. Wytrzeszczyłam na niego oczy.
- Narkotyki?
- Gorzej. O wiele gorzej. Ale może się mylę.
- Powiesz mi?
- Wolałbym nie. A raczej ty byś wolała.
- Nie rozumiem. - zmarszczyłam brwi. Payne znów na mnie spojrzał. Bardzo uważnie.
- Posłuchaj, Cassie. Zrozum, że życie w sławie nie jest usłane różami. Jesteśmy zależni od producentów, od menagera, od mediów. Tyle mogę ci powiedzieć.
- Mam przez to rozumieć, że Louis jest zmuszany do czegoś, na co nie ma ochoty? - zapytałam. Liam wciągnął powietrze, otworzył usta, ale nic nie powiedział. Zamknął je, po czym znów otworzył.
- Nie mogę ci nic powiedzieć, Cassie. Naprawdę. Louis nie może nikomu mówić. Nigdy nie możemy mówić takich rzeczy. Jesteśmy zmuszani, a jeżeli cokolwiek się wyda media nas zgniotą, jak maleńką mróweczkę. W showbiznesie nigdy nie jest z górki. - złapał mnie za nadgarstek. - Nigdy - dodał, chcąc podkreślić wagę swoich słów.
- Przecież wiecie, że ja bym nigdy wam czegoś takiego nie zrobiła. Nie pisnęłabym nawet słówka.
- Cass, nawet my nie wiemy, kiedy coś się święci. Louis po prostu nie może powiedzieć. NIKOMU. Nawet nam. Choćby chciał.
- A jeśli go zapytam? - drążyłam temat. Chciałam się wszystkiego dowiedzieć.
- Możesz próbować. - wzruszył ramionami i wrócił do swojego serialu, zakańczając rozmowę. Chwilę z nim oglądałam, po czym wstałam i poszłam do pokoju Harry'ego.
- Cześć, mogę? - uchyliłam drzwi. Loczek podniósł głowę znad telefonu.
- Jasne. - weszłam i usiadłam na łóżku. - Co cię do mnie sprowadza?
Zamyśliłam się na chwilę. Chciałam zapytać o Louisa i o pusty pokój ze zdjęciem.
- Nie wiem od czego zacząć. - przyznałam.
- Najlepiej od początku. - Kiwnęłam głową.
- Wtedy co mnie znaleźliście w tym pokoju z zacinającymi się drzwiami..
- A tak, ktoś musi wreszcie zadzwonić do jakiegoś ślusarza, żeby to naprawił.
- Ty też jesteś ktoś. - zauważyłam.
- Cokolwiek. Kontynuuj.
- No więc wtedy ja.. znalazłam pokój. - mruknęłam. - Taki biały, pusty z kartonowym pudłem na środku. - Harry pokiwał głową. Nie wyglądał na złego.
- Tak. Opowiadałem ci o tym zdjęciu. To ja i moja kuzynka w Holmes Champel.
- Możemy iść go zobaczyć? - Harry uniósł brwi.
- Ee, no okay. - wstał, odłożył telefon na biurko i poszliśmy do białego pokoju. Pudło stało nadal w tym samym miejscu. Klęknęliśmy przy nim, a Harry wyjął zdjęcie. Było dokładnie takie, jak go zapamiętałam.
- Słodziak był z ciebie. - uśmiechnęłam się.
- To nie jest moje najsłodsze zdjęcie.
- Ta piaskownica.. przypomina mi moją własną piaskownicę. Z dzieciństwa. Pamiętam jak razem z kuzynem i dziadkiem bawiliśmy się w tej piaskownicy. Pamiętam też jak zrobił nam domek na drzewie i jak nas kąpał razem. Pamiętam jak mi mówił, że nie wolno bić chłopców i jak opowiadał mojemu kuzynowi, że dziewczynki się szanuje. A kiedy zapytaliśmy go gdzie jest babcia.. zabrał nas na ...
- Cmentarz. - powiedział Harry cicho. Spojrzałam mu w oczy. To spojrzenie. Mały chłopiec w ciele mężczyzny. Zapłakany chłopczyk w niebieskich spodenkach był taki podobny do chłopaka klęczącego obok mnie. A dziewczynka? Kim była? Dlaczego Harry miał taką trudność ze znalezieniem jej? Dlaczego jej ojciec zmienił nazwisko? Dlaczego mój ojciec zmienił nazwisko? Spojrzałam znów na zdjęcie. Dopiero teraz z tyłu dostrzegłam rozłożyste drzewo z domkiem na drzewie. Zwykły drewniany domek, pomalowany czerwoną farbą. Z atrapą komina i niebieskimi drzwiami.
- Ten domek. Kto go zrobił? - zapytałam.
- Mój dziadek. Wtedy jeszcze nie pozwalał nam na niego wchodzić, bo byśmy spadli. Ale kiedy mieliśmy już po trzy latka uczył nas jak się tam wchodzi i pił z nami herbatkę.
Próbowałam wyobrazić sobie Harry'ego i jego kuzynkę z dziadkiem w domku na drzewie. Siedzących wokół małego stolika, z pluszakami lalkami, prowadzących nietypową rozmowę, zrozumiałą tylko dla małych dzieci i ich dziadków.
- Miałam taki domek. I taką piaskownicę. - mruknęłam. To wszystko wydawało mi się dziwne. Jak to możliwe, że mieliśmy takie same wspomnienia z dzieciństwa? - To wszystko nie ma sensu.
- Chyba tak. - Harry pokiwał głową. Patrzył na mnie uważnie, studiując każdy szczegół mojej twarzy. Pokręciłam głową.
- To jest niemożliwe, to zbyt proste, to...
- To właśnie się dzieje. - dokończył Harry. Podniosłam głowę i patrzyłam uważnie w jego oczy.
- Harry... Ja... Nie wiem. To nie może się dziać naprawdę.
- Ale właśnie się dzieje. - powiedział, ucieszony. Wziął mnie za rękę i poszliśmy do salonu, gdzie siedzieli wszyscy chłopacy i nie wiadomo skąd Charlie. Przyszedł też Niall, chyba już mu przeszło, słyszałam jak śpiewa. Popatrzyli na nas zdziwieni.
- Harry? - Charlie zerwała się z fotela. - Czy-czy wy właśnie... Harry... Cassie! ... byliście razem na... w... możecie mi łaskawie powiedzieć, co wy wyprawiacie?!
Oboje z Harrym parsknęliśmy śmiechem. Patrzyli na nas z niedowierzaniem
- Ale Harry ty i Charlie przecież. - Louis patrzył na mnie ze smutkiem.
- To nie ma sensu! Natychmiast mówcie co was tak śmieszy, albo oboje wylecicie na zbity pysk! - zabrał głos Zayn. To na rozśmieszyło jeszcze bardziej. Trzymaliśmy za brzuchy ze śmiechu.
- Wy.. wy nic nie... hahhaha nic-n-nic nie rozumiecie. Hahhahaha - śmiałam się głośno.
Coo? Już koniec 18 rozdziału?? Dlaczego? Przecież jest taki krótki :< Ojj przesadzacie, dziewczyny przesadzacie. Za takie rzeczy idzie się do więzienia. Dlaczego ten rozdział jest taki krótki??
NO SORRY BARDZO ALE TAK WYSZŁO ;D
Ale spoko 19 jest już w połowie no więc... czekajcie, a przeczytacie :> ~ Hermi.
Super :*
OdpowiedzUsuńLouis i Ann... nie ważne to tylko ustawka ? Raczej tak.Na a Harry i Cas to rodzeństwo. Nieźle. Ale prosze nie każ czekać długo na następny rozdział bo ja niedługo w psychiatryku wyląduje. Dlaczego? Bo codziennie po kilka razy sprawdzam czy nie dodałaś czegoś nowego. Tak wiem chora psychcznie. XD Cała ja. Nie będe ci pisać że ten blog jest fajny ... bo to kłamsto... On jest SUPER MEGA ZAJE...TY. To chyba tyle więc pappap i ... hmmm... wenny? ... Okey to papap
OdpowiedzUsuńBoski i genialny!
OdpowiedzUsuńOby Cass była z Lou... :3
Zapraszam :)
http://disappear-silence.blogspot.com/
Cudooooowny! Czekam na next ;*
OdpowiedzUsuńZapraszam :)
http://you-are-my-obsession-baby.blogspot.com/
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCuuudowny ;* Czekam na nn <3 Przepraszam,że tutaj pisze i spamuje ale jestem na telefonie i nie moge inaczej napisać. Pojawił się nowy rozdział na moim blogu. Zajrzysz i skomentujesz? :) last-minute-ff.blogspot.com
OdpowiedzUsuń