czwartek, 14 sierpnia 2014

5




*Liam

Głupawka udzieliła nam się też podczas oglądania komedii. Śmialiśmy się tak głośno, że aż dziwne, że sąsiedzi nie zadzwonili po policję. Kiedy komedia się skończyła Zayn wypalił.

- Ale teraz ja już chcę horror.

- Niee! Tylko nie horror! - Niall schował głowę w rękach.  Mimo jego głośnych protestów Zayn włożył do odtwarzacza "Noc żywych trupów". W sumie na początku nie było tak strasznie, jednak Horan cały czas siedział na fotelu z podniesionymi nogami, chowając się za nimi. Siedziałem na kanapie obok Cassie, a obok niej rozsiadł się Louis. Zayn i Harry zadowolili się miękkim dywanem. Podczas najgorszej sceny Cass podkurczyła nogi i dodatkowo zasłoniła twarz dłońmi.

- O boże... będę miała koszmary - jęknęła. Kiedy wreszcie horror się skończył zaczęliśmy spierać się o to, co teraz oglądamy. Ja chciałem "Toy story"... no co? To świetny film! Ale niestety nikt nie poparł mojego zdania. Ostatecznie zwyciężył jakiś film przygodowy, którego jeszcze nie oglądałem. Około godziny 1.00 Cassie lekko się osunęła i oparła o mnie. Louis odwrócił się w naszą stronę, odrywając zaciekawione spojrzenie od ekranu.

- Chyba zasnęła, najlepiej będzie ją zanieść do pokoju. - powiedział i spojrzał jeszcze raz na ekran, upewniając się, że akurat nie dzieje się nic szczególnie ważnego. Wstał i wziął Cassie na ręce. Jedna jej ręka bezwładnie opadła w dół. Louis odszedł kilka kroków, po czym odwrócił się.

- Eee chłopaki? A gdzie Cass ma spać? - zdecydowaliśmy, że w pokoju gościnnym na dole, żeby Tommo nie musiał jej taszczyć na górę.


*Cassie

Obudziło mnie skrzypnięcie drzwi. Otworzyłam zaspane oczy. Kto to jest do cholery? Było ciemno, ale ten ktoś był wysoki, co tu robi mój tata? Przecież nigdy nie wchodzi do mojego pokoju. Jestem nawet skłonna sądzić, że nie wie, jak wygląda. Uniosłam się na łokciu.

- Czego? - warknęłam. Tata podszedł do łóżka.

- Mogę z tobą spać? - zapytał głosem Louisa. Zaraz, zaraz, że what?

- Eee... Co? Po co i... dlaczego?

- Nie mogę spać - wyjaśnił, wciąż mając głos Louisa. To jest sen, czy ja coś ćpałam?

- Tato... czy ty się dobrze czujesz?

- Tato? - zdziwił się... Louis. Dopiero teraz do mnie dotarło, że nie jestem u siebie w domu, tylko u chłopaków.

- Nic... nie ważne... Eee ty chciałeś ze mną SPAĆ?

- No... tak... bo nie mogę... zasnąć - wyjaśnił, nadal stojąc nade mną.

- Louis... nie stój tak, przerażasz mnie. - Lou posłusznie usiadł - a... czemu nie możesz zasnąć?

- Bo nie zjadłem marchewki - wyjaśnił, parsknęłam śmiechem, ale zaraz się opanowałam.

- Tommo... nie sądzę, żeby to był dobry pomysł... - zaczęłam, ale Louis zrobił minę Puszka ze Shreka, no i po prostu nie dało się powiedzieć "nie".

- No... ok, ale nie będziemy spać RAZEM i nie TUTAJ. Chodź, idziemy do salonu. - Lou kiwnął głową. Pozbierałam poduszki i wcisnęłam mu do rąk kołdrę. Rozłożyłam pościel na kanapie. Położyłam się i zamknęłam oczy. Ktoś zaczął mnie trącać w ramię. Otworzyłam jedno oko.

- Hmm?

- Eee, Cassie, ta kanapa się rozkłada. Więc... - westchnęłam i wstałam. Rozłożyliśmy mebel, przynieśliśmy z góry pościel Louisa i już po chwili układaliśmy się do snu.

- Cass...?

- Co? - fuknęłam na niego.

- A przytulisz mnie na dobranoc? - żeby się odczepił przytuliłam go i odsunęłam na swoją stronę. Już prawie zasypiałam.

- Cass...?

- No czego? - byłam już trochę zniecierpliwiona.

- Przytulisz mnie jeszcze raz? Wtedy było trochę za słabo... - znowu grzecznie go przytuliłam. Z ulgą położyłam głowę na poduszce. Jednak nie było mi dane zasnąć.

- Cass...?

- Louis! Dasz mi się dzisiaj wyspać?!

- Tak, tylko...

- Tylko co?!

- Dasz mi buzi na dobranoc? - powiedział niepewnie.

- Że co? Żartujesz sobie?

- Niee... no ale tak w policzek... - prosił. Westchnęłam.

- Ale już mnie więcej nie będziesz budzić?

- Obiecuję. - powiedział z ulgą. Podniosłam się, dałam mu szybki całus w policzek i osunęłam się jak najbardziej na bok. Do snu ukołysał mnie miarowy oddech Louisa.


Charlie*

Po długim męczeniach i ciężkiej pracy namalowałam coś co mi się podoba.. Cała ubrudzona od kolorowych farb usiadłam na łóżku.Wpatrywałam się w moje dzieło i byłam z siebie dumna. Zabrałam  ręcznik ,szorty i koszulkę. Udałam się do łazienki obok. Zamknęłam drzwi na klucz i puściłam wodę do wanny i  nawlewałam różnych olejków. Weszłam do do wanny i relaksowałam się. Zamknęłam oczy i myślałam o tym co teraz robi Cass. Pewnie bawi się z chłopakami. Przykryta pianą i ogrzana wodą odpłynęłam w krainę Morfeusza. Kiedy się obudziłam zobaczyłam ,że spałam w wannie dwie godziny. Moje ciało było zdrętwiałe i pomarszczone. Następnym razem zabiorę ze sobą budzik. Wstałam i owinęłam się ręcznikiem. Wyłożyłam jedną nogę i chciałam drugą ,ale nogi miałam jak z waty i pośliznęłam się. Upadłam na kafelki i przywaliłam lekko twarzą w podłogę. Bolało jak cholera. Podniosłam się na kolana i dotknęłam spuchniętego policzka. Będzie ślad pod okiem. Wstałam i podeszłam do lustra.  Moje odbicie mnie przeraziło i o dziwo, że lustro nie pękło. Przyłożyłam palec pod oko. Strasznie boli. Wyglądam jakby ktoś mi przywalił. Pod okiem mam fioletowy ślad. Jak ja pokaże się w szkole? Ubrałam swój nocny ubiór i wyłożyłam wszystkie kosmetyki typu podkład, puder, korektor do twarzy inne pierdoły. Zaczęłam moją metamorfozę. Nałożyłam tego na twarz z kilo, ale na mój nieszczęśliwy los to nic nie pomogło. Wkurzyłam się i walnęłam ręką w drzwi. Ludzie pomyślą, że mnie matka bije. Poszłam do swojego pokoju i zasnęłam .


*Poniedziałek

- Jasna cholera !!! - krzyknęłam. - Dlaczego to mnie spotyka! - krzyczałam. Wyglądam jak zombie. Ja tak nie mogę iść do szkoły, ale też nie mogę opuścić lekcji. Wygrzebałam z torebki jakieś okulary przeciwsłoneczne. Założyłam je na oczy i się skrzywiłam. - No trudno - wymamrałam pod nosem. W nie zbyt dobrym humorze udałam się do szkoły. Kiedy stanęłam przed budynkiem dzisiejszego więzienia westchnęłam głęboko. To będzie katastrofa. Podeszłam pod naszą klasę. Wszyscy już weszli. Ja to mam szczęście. Zapukałam nie pewnie i otworzyłam drzwi. Nauczycielka sprawdzała obecność ,a wszystkie oczy skierowały się w moim kierunku. Wolnym krokiem weszłam do klasy i przeprosiłam za spóźnienie.

- Miło, że wpadłaś, ale mogłabyś ściągnąć okulary... to jest lekcja ,a nie wybieg modelek. - upomniała mnie nauczycielka. Tego właśnie się bałam.

- Ale... - próbowałam interweniować.

- Żadnych ale, nie życzę sobie takiego zachowania.

- Dobrze - zrobiłam to co mi kazała zrobić. Wszyscy zrobili ciche "uuu". Spojrzałam na Cassie, a ona patrzyła na mnie pytającym spojrzeniem. Na chłopców nawet nie miałam odwagi spojrzeć. Czułam się jakoś dziwnie. Usiadłam na swoim miejscu i próbowałam nie zwracać na nikogo uwagi. Kiedy zadzwonił dzwonek pędem ruszyłam do toalety. Oparłam się rękami o umywalkę i spojrzałam na siebie w lustrze.

- Jaka ze mnie niezdara. - powiedziałam sama do siebie. Po chwili do toalety wkroczyła też Cass. Podeszła do mnie i pogłaskała mnie po plecach.

- Co się sta... - zaczęła, ale jej się wtrąciłam.

- Nic! Nie ważne... to moja sprawa. - powiedziałam. Co się ze mną dzieje? Kiedyś zwierzałyśmy się ze wszystkiego co nam leży na sercu.

- Ja się o ciebie martwię Lotta. - mówiła spokojnie.

- Fajnie... jak było u chłopaków? - zapytałam.

- Super... oglądaliśmy filmy, graliśmy w butelkę. - mówiła.

- To super, ale następnym razem uprzedź swojego ojca , że będziesz spać u pięciu chłopaków, bo ja nie mam zamiaru znowu cię ratować i kłamać że jesteś u mnie, dobrze? - powiedziałam poddenerwowana.Zabrałam swoją torbę i szybko wyszłam z toalety.Poszłam do dyrektora i zwolniłam się.Po drodze spotkałam chłopców.

- Hej Charlie co ci się stało? - zapytał Niall. Nie zwracałam na nich uwagę  i szłam dalej.

- Ej Charlie... powiedz co się stało i dlaczego wtedy zostawiłaś mnie samego? - zapytał Harry zagradzając mi drogę.

- Nie ważne cześć. - pożegnałam się i sobie poszłam.


Zayn*

Zabawa z Cass jest super. Bawiliśmy się długo ,ale później ona zasnęła.Szkoda, że Charlie nie było. Chciałbym ją bardziej poznać. Dzisiaj rano znów spóźniła się na lekcję. Miała ubrane na oczach okulary przeciwsłoneczne. Ciekawe po co? Nie było aż tak wielkiego słońca. Nauczycielka kazała jej je zdjąć.Zrobiła to, ale niepewnie.Kiedy je zdjęła zobaczyłem, że ma podbite oko.Wyglądała jakby ją ktoś uderzył. Kiedy ją Niall zobaczył zakrztusił się gumą, a Harry zrobił minę jakby zobaczył ducha. Ja nie wiem co o tym myślałem. Żal mi jej. Musi chodzić tak przez cały dzień. Po lekcji ona pierwsza wybiegła z klasy. My wyszliśmy na korytarz.

- Ciekawe co jej się stało? - zapytał nasz łakomczuch.

- Może ją ktoś pobił... na przykład ten Dylan. - powiedział Liam. On może ma racje. Możliwe, że uwziął się też na Charlie.

- Jeżeli tak... to nie wiem co mu zrobię. - orzekł Harry zamyślony. Uuu ktoś tu się zakochał, pomyślałem. - Kobiet się nie bije - dodał. Tak Hazz, tak to sobie tłumacz. Po niedługiej chwili Charlie wyszła z łazienki i zmierzała w stronę wyjścia. Pytaliśmy się co się stało, ale nie chciała powiedzieć. Nawet naszemu Loczkowi. Cass do nas podeszła i pokręciła przecząco głową.

- Nic ci nie powiedziała co? - zapytałem.

- Bingo... nie rozumiem jej najpierw zostawia nas w wesołym miasteczku, widzę ją w parku z tym dupkiem Dylanem, strzela fochy i jeszcze z tym okiem. - powiedziała szybko.

- No własnie co się dzie... z Dylanem w parku? - zapytał Harry zdziwiony.

- Tak... w parku - powtórzyła..

-Nie wiem dlaczego cię zostawiła i poszła do tej zakały. Co jeżeli ją pobił? Dziś nie ma go na lekcjach.

- A właściwie to dlaczego ona sobie poszła. Bała się czegoś czy co? - mówił Louis oparty o ramię Cassie, która ciągle bez skutku próbowała je ściągnąć. - Albo Harry coś namieszał. - wszyscy spojrzeliśmy na Loczka, a on zrobił minę typu ''ja nic nie zrobiłem''.

- Jasne najlepiej zwalić wszystko na mnie. Ja... ja - Cassie doskoczyła do niego i chwyciła za ubrania.

- Co jej zrobiłeś? - zapytała z groźną miną.

- Ja tylko pocałowałem ją w policzek. - no i nasz Hazz się wyspowiadał. Cass westchnęła i puściła jego koszulę.

- Może się zawstydziła... speszyła albo wkurzyła... ona nie lubi kiedy chłopak kombinuje by tylko ją dotknąć czy pocałować. - tłumaczyła nam. Pokiwaliśmy głowami, a Harry zrobił się czerwony.

- No a po jaką cholerę poszła do Dylana? - zapytałem. - Może rzeczywiście on jej to zrobił... albo ją szantażuje . - Musimy jej powiedzieć, że on jest niebezpieczny. - odparła Cassandra. -  Ale nie ja... wy. - powiedziała niepewnie.

- Dlaczego? - Zapytał uprzejmie Payne.

- No jakoś tak ostatnio się od siebie oddaliłyśmy, no i nie chcę jej obarczać moimi problemami.

- Ja jej to powiem. - odezwał się Harry. - Idę jej poszukać. - zabrał swoje rzeczy i ruszył.


Harry*

Świetnie, zrywam się z lekcji, tylko dlatego, żeby szukać jakiejś laski po całym Londynie. Jakiejś? Nie, idę szukać Charlie. Muszę ją ostrzec. Poszedłem do parku w końcu to tam się wszystko zaczęło. Rozglądałem się. Czemu Lotta mnie zostawiła? Jest aż taką cnotką, że wstydzi się głupiego całusa w policzek? Nie wygląda na taką. Może... nie to raczej głupie. Wstydzę się przyznać przed samym sobą tej myśli, ale może... może zrobiło jej się, no nie wiem... głupio, kiedy rozmawiałem z tamtą fanką? Może... nie to jeszcze głupsze... może jest zazdrosna? Nie, Styles, o czym ty myślisz? Debil, na pewno nie była zazdrosna. Pewnie musiała iść do toalety, a potem się zgubiła. Tak, to bardziej wiarygodne. Nie mogła nas znaleźć, spotkała Graya i poszli sobie na spacer. Jak myślę o Dylanie, to mi się robi gorąco. Nienawidzę go. Jak pomyślę co chciał zrobić Cassie i jak mógłby to samo chcieć zrobić Chralie. Przyspieszyłem kroku. Muszę ją ratować! Tylko ciekawe, że do Cassandry od razu się dobierał, a z Lottą normalnie rozmawia, spaceruje. Nie zrozumiem ludzi o niższym ilorazie inteligencji, nie wymagajcie tego ode mnie.Szedłem zaniepokojony i zdenerwowany.Gdzie ona może... w tam tym momencie ją zauważyłem z tą kanalią. Przypatrywałem się im chwilę. Zaciekle o czymś rozmawiali. Stanęli na przeciw siebie i patrzyli sobie prosto w oczy. Jasna cholera gotuje się we mnie. Ona się lekko od niego odsunęła, a on znów się przybliżył do niej. Lotta była jakby zakłopotana. On chwycił jej twarz w dłonie i zaczął ją gwałtownie całować. Ona się szarpała i próbowała od niego uwolnić. Nie stałem tak bezczynnie i podbiegłem do niego z zaciśniętymi pięściami. Bez zastanowienia przywaliłem mu w mordę. Charlie upadła na chodnik. Dylan spojrzał na mnie groźnie i zaczął razem ze mną nawalać się na wzajem. Poczułem mocny ból brzucha. On ciągle zadawał ciosy. Co następny to mocniejszy. Słyszałem krzyki Charlie .


Charlie*

Jak on mógł mi to zrobić? Mówił mi tyle kłamstw, a ja mu zaufałam. Naiwna jestem. Szarpałam się i próbowałam uwolnić się z jego objęć, ale jestem słabsza od niego. W pewnej chwili poczułam, że jestem wolna. Zobaczyłam tłukących się Harr'ego i Dylana. Zaczęłam drzeć się ile się da, ale to nic nie dało. Nie miałam zamiaru tak stać i patrzeć jak się zabijają... co robić, co robić? Kiedy Dylan przestał nawalać Harr'ego i odwrócił się w moją stronę przyłożyłam mu w nos tak że puściła się krew. Spojrzał na mnie wściekle i przywalił mi w twarz z liścia. Co za dupek. Czułam, że krew napływa mi do policzka.

- Nigdy więcej nie uderzysz jej, ani żadnej innej kobiety!!! - Harry krzyknął i uderzył go w tył głowy. Ten zaczął jęczeć i dał sobie spokój.

- To jeszcze nie koniec. Jeszcze się z tobą rozliczę suko - powiedział, a jemu pokazałam fucka. Wiem to takie niedorosłe, ale nie umiałam się odezwać. Harry miał szybki i głośny oddech. Spojrzał na mnie, a ja spuściłam wzrok na swoje buty. To przez mnie Harry jest teraz taki poturbowany. On podszedł do mnie i mocno przytulił. Ja to odwzajemniłam. Z oczu nagle zaczęły wylewać się słone łzy przepełnione smutkiem. Nie chciałam dla niego źle.

- Przepraszam cię - tyle umiałam tylko wydusić z siebie.


*Harry

Gray to największy debil na świecie. A do tego jest cholernie silny. Walił we mnie coraz mocniej. Nie mogłem poruszyć żadną kończyną, mój oddech stawał się coraz głośniejszy i bardziej urywany. Jestem beznadziejny. Nie potrafiłem obronić nawet siebie, a tym bardziej Charlie. Cholernie bolało. Kurwa, wszystko mnie bolało. Czułem, jak krew opuszcza moje ciało w zadziwiająco szybkim tempie. Traciłem siły, zacząłem mieć mroczki przed oczami. Poczułem, że niedługo już wytrzymam. Kiedy moje oczy zaczęły się zamykać Gray odpuścił. Walnął mnie jeszcze w twarz, żeby krew równo leciała. Leżałem na wpół przytomny, jednak zauważyłem, że Charlie mnie potrzebuje. Dylan przywalił jej z liścia. Z trudem podniosłem się na nogi i walnąłem go w tył głowy. Wyjęczał coś do Lotty i zaczął uciekać, bo ktoś musiał wezwać policję.

- Przepraszam - usłyszałem głos Charlie, jakby zza światów. Nie mogłem się powstrzymać, tak cholernie się o nią bałem. Zbliżyłem się i przytuliłem ją. Płakała, mocząc mi koszulkę, ja stałem, obejmując ją i brudząc ją krwią. Nie zwracała na to uwagi. Nadjechały gliny. Z radiowozu wytoczył się bardzo nieszczupły policjant i podszedł do nas. Puściłem Charlie.

- Dzień dobry - usłyszałem głos funkcjonariusza, a potem była już tylko ciemność.


*Cassie

Siedzieliśmy w klasie, jak na szpilkach. Czekałam na sms od Harrego, ale nic nie przychodziło. Wreszcie poczułam wibrację na udzie. Wstałam gwałtownie. Nauczyciel fizyki spojrzał na mnie zdziwiony.

- Przepraszam, muszę wyjść - wyjaśniłam. Fizyk kiwnął głową. Niemal wybiegłam z klasy. Wyciągnęłam telefon. Od Charlie, "Harry jest w szpitalu." Zamrugałam i przyjrzałam dokładniej sms'owi, jakby czekając na jakieś olśnienie. Zadzwonił dzwonek. Ludzie wytoczyli się z klasy. Podeszli do mnie chłopcy z 1D. Zayn podał mi torbę z książkami.

- Cass? Coś się stało? - zapytał Liam, przyglądając mi się dokładnie. Pokiwałam głową. Uniosłam spojrzenie.

- Harry jest w szpitalu. - szepnęłam. Na szczęście była to ostatnia lekcja, więc pobiegliśmy szybko do ich samochodu. Nie miałam czasu, żeby ubierać kask, czy coś. Po prostu zostałam wepchnięta do ich samochodu i pojechaliśmy.


*Harry

Czułem się, jakbym spał. ale to nie był sen. Czułem się, jakbym nie żył, ale żyłem. Czułem się, jakbym leciał, ale nie leciałem. Czułem się, jakbym płynął, ale nie płynąłem. Czułem się, jakbym był najedzony, ale czułem pustkę w żołądku. Czułem się, jakbym już nigdy nie mógł otworzyć oczu, ale otworzyłem. Wydawało mi się, że jest mi dobrze, ale poczułem ból. Sceneria, jak w jakimś okropnym horrorze. Białe ściany, mnóstwo jakiś urządzeń, biała pościel na łóżku, na którym leżałem. Cały owinięty białym bandażem. Było mi dziwnie. Poruszyłem lekko głową. Obok łóżka, na którym leżało moje obandażowane ciało siedziała jakaś postać. Chyba dziewczyna. Płakała. Rozpoznałem to po urywanym oddechu i cichym  szlochu. Twarz miała ukrytą w dłoniach.

dsfvg

Nie lubię, gdy dziewczyna płacze. Nie rozumiałem, czemu płacze. Przecież nie przeze mnie, prawda? Nie chciałem tego. Otworzyłem usta, żeby powiedzieć, żeby nie płakała, ale żaden dźwięk nie wydobył się z moich ust. Dziewczyna podniosła wzrok, makijaż miała rozmazany, ale mimo to była piękna. Znałem tą dziewczynę. Popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się przez łzy.

- Harry, już dobrze, bardzo cię boli? - zapytała i pociągnęła nosem.

- Charlie - szepnąłem - jesteś Charlie, prawda? Chyba tak, cóż, boli mnie, ale... - nie wiedziałem co powiedzieć, co chciałem powiedzieć? Jestem takim idiotą.

- Ale? - zachęcała.

- Proszę... chwyć mnie za rękę, jak... poczuję twój dotyk to będzie boleć mniej - wyszeptałem. Dziewczyna złapała moją dłoń. Mógłbym tak leżeć i czuć jej dotyk. Chciałbym tak leżeć i czuć jej dotyk. Czuć jej dotyk. Spojrzałem na swoją dłoń. Była obandażowana. Nieźle mnie poturbował ten Gray. Po policzku spłynęła mi łza. Cholera... jestem takim mięczakiem. Nie umiem obronić dziewczyny przed gwałcicielem, nie umiem nawet powstrzymać łez. A czemu beczę? Bo nie czuję dotyku Charlie, cholerne bandaże, cholernie boli, cholerny szpital, cholerny Gray, cholerny mięczak. Okazałem słabość przed tak cudowną dziewczyną, na której... mi zależy. Dziewczyna otarła kciukiem łzę z mojego policzka. Wyswobodziłem dłoń z jej uścisku. Delikatnie przejechałem nią po jej wilgotnym policzku.

- Nie płacz, proszę. Nie chcę, żebyś płakała... przeze mnie. - Charlie zamknęła oczy i lekko przechyliła głowę, opierając się na mojej dłoni. Potarłem jej policzek kciukiem.

- Nie płaczę przez ciebie, Harry  - no jasne, głupie nadzieje. Kto chciałby za mną płakać, oprócz matki i ogólnie rodziny? Może jakieś psychofanki.

- Płaczę przez Dylana - wyjaśniła cichutko - bo cię pobił. Przeze mnie teraz tu leżysz. Gdybym nie poszła do tego parku bym go nie spotkała. Przeze mnie Gray cię pobił.

- Zabiję gnoja - powiedziałem, po czym przypomniałem sobie, jakim jestem mięczakiem. Westchnąłem. - ale chłopacy mi w tym pomogą. - uśmiechnęła się przez łzy.

- Nie, nie można zabijać, morderstwo jest złe.

- Przecież żartuję. Ale ten gnój zapłaci za to, co ci zrobił. - potrząsnęła głową.

- Nie, zapłaci za to, co tobie zrobił. - siedzieliśmy potem w milczeniu, nie dlatego, że nie wiedzieliśmy co powiedzieć, ale dlatego, że dobrze było wspólnie pomilczeć. Po pół godzinie takiego milczenia do sali wparowali chłopacy, wraz z Cassie.

- Harry debilu, co znowu nabroiłeś? - zapytał Zayn. Rozsiedli się dookoła mnie.

- Gray pobił Harrego - wyjaśniła Lotta. Cassie wstała z sąsiedniego łóżka podeszła do torebki Charlie, wyciągnęła z niej jakąś buteleczkę i waciki i podała jej.

- Rozmazałaś się, misiaczku. - dziewczyna wstała i poszła do łazienki.

- Harry, jak to się stało? Miałeś ją ostrzec, a nie się bić.

- Ja... on... on ją pocałował. Ja... no... nie wiedziałem co zrobić. Ona się mu wyrywała, ale on miał to w dupie, no i... musiałem zainterweniować. Nie stałem jak ostatni kołek i... zaszła między mała bójka.

- Mała? Chłopie ty leżysz w szpitalu! - powiedział Niall.

- Ja ją chciałem obronić przed tym - tłumaczyłem tej bandzie . - Ważne ,że ona jest cała. - powiedziałem wyobrażając sobie płaczącą Charlie.

- Co jeżeli to trafi do telewizji, gazet i internetu? - mówił Zayn trzymając twarz w dłoniach.

- Szczerze to mam dość tej cholernej sławy! Nie pozwala mi nawet  uratować dziewczyny przed pedałem! - podniosłem głos.


Charlie*

Kiedy wyszłam z sali w szpitalu udałam się do toalety. Obmyłam całą twarz wodą i wytarłam rozmazane miejsca wacikiem. To przeze mnie Harry leży tu cały obolały i pewnie w głębi czuje do mnie nienawiść . Zaczęło mi się kręcić w głowie i miałam mroczki przed oczami. Zakołysałam się w tył i przód. Zabrałam waciki i wyszłam z toalety. Nalałam sobie zimnej wody do plastikowego kubeczka i ruszyłam do sali. Otworzyłam drzwi i zrobiłam dwa małe kroki , ale nagła ciemność przed oczami nie pozwoliła mi utrzymać się na nogach. Upadłam na podłogę. Dalej nic nie pamiętam.


Niall*

Harry jest uparty jak osioł. Nie umie zrozumieć ,że paparazzi krążą jak sępy i czekają ,aż będzie jakaś okazja do ataku. Jeżeli to trafi do gazet czy internetu to będzie kiepsko.Mogliśmy go zatrzymać wtedy by tam nie szedł.Chociaż to Charlie wtedy mogłaby zostać zgwałcona.Już sam nie wiem co mamy robić.Po paru minutach do sali wkroczyła Lotta ,ale po chwili zemdlała.Harry jak oparzony podniósł na łokcie. Cass i Louis próbowali ją obudzić ,ale to na marne. Zayn pobiegł po lekarza. Do sali jak błyskawica wbiegł gostek w kitlu. Pielęgniarki zabrały ją na wózek i odjechały ,a Cass razem z nimi poszła .Jeju co się jeszcze dziś wydarzy? Harry chciał wyjść z łóżka ,ale nie pozwoliliśmy mu na to.

- Harry spokój już! - krzyknąłem. - Zajmą się nią i wszystko będzie dobrze... obiecuję ci to. - on na mnie spojrzał z nadzieją w oczach , że tak będzie.

- A co jeżeli nie? jeżeli to coś poważnego ,albo Gray dał jej coś zatrutego? - mówił zaniepokojony. - Nie każdy od tak sobie traci przytomność. - on ma racje ,ale nie możemy go teraz denerwować. - Mogłem ją obronić , ale nie!... muszę być takim idiotą , który wszystko zawala .Pewnie mnie teraz nienawidzi za to. - spuścił głowę w dół.

- Ja myślę o tym inaczej... na pewno jest wdzięczna za to, że jej pomogłeś.


*Cassie

No i zabrali mi przyjaciółkę. Po prostu świetnie. Ciekawe, czemu zemdlała? To na pewno wina Dylana. Charlie jest silna, nie zemdlałaby z byle powodu. Z sali, do której wjechali z Lottą wyszedł jakiś przygruby typek w białym fartuchu. Zerwałam się na nogi.

- Co jej jest? - zapytałam, lekarz spojrzał na mnie podejrzanie.

- Jest z pani z rodziny?

- Tak, to moja siostra, proszę mi powiedzieć, czy wszystko w porządku. - kłamanie nigdy nie było dla mnie trudnością, tatę co chwilę okłamywałam.

- Nie wiemy dokładnie. Najpierw trzeba zrobić badania. Jedyne co jest wiadome to to, że pani siostra nie zemdlała bez powodu. To musiał być jakiś czynnik z zewnątrz.

- Bardzo przeżyła to, że Harry został pobity. - zasugerowałam.

- Nie, to nie to. Nie o taki czynnik mi chodziło. Nie o emocjonalny. Raczej ktoś może jej coś podał... narkotyk, tabletkę gwałtu... nie wiem co to może być.

- O boże... - szepnęłam i musiałam usiąść.

- Proszę się nie niepokoić. Damy sobie radę. To na pewno nie była śmiertelna dawka. Wszystko będzie w porządku.

- Czy... mogę ją zobaczyć? - lekarz zawahał się. Jestem świetną aktorką nie chwaląc się, więc zaczęłam cicho szlochać.

- No... dobrze, ale tylko na chwilę. - kiwnęłam ochoczo głową i weszłam do sali. Charlie leżała na łóżku, biała jak ściana. Oczy miała zamknięte, wyglądała jakby spała. "Jakby umarła" - usłyszałam głos w swojej głowie. Nie! Lotta żyje. Spojrzałam ze strachem na nią. Jej klatka piersiowa powoli unosiła się i opadała. To był jedyny znak, że Charlie jest jeszcze na tym świecie.


Harry*

Chyba się załamię. Najpierw ja i teraz ona. Jeżeli on jej coś podał trującego czy coś gorszego to  po ludzku go zabiję i na tym zakończy się jego życie.Boli mnie praktycznie wszystko ,a to  że może coś się stać Charlie mnie bardziej dobija.Boże co ona takiego zrobiła? Za jakie grzechy? Leżałem na łóżku cały zdenerwowany. Tykanie zegara doprowadzało mnie już do szału ,a chłopcy nie wyglądali na chętnych do rozmowy.Gapiłem się w biały sufit i miałem do siebie pretensje ,że nie potrafię obronić dziewczyny. Jaki ze mnie dureń. Drzwi do sali otworzyły się. Stanęła w nich Cassie. Spojrzała po kolei na każdego z nas. Wzrok miała jakby nieobecny. Podeszła powoli do łóżka, które stało obok mojego. Usiadła na nim i zaczęła gapić się przed siebie. Po policzku spłynęła jej łza. Otarła ją i ze złością uderzyła pięścią w poduszkę. Westchnęła, wstała i zaczęła nerwowo chodzić po pomieszczeniu, raz po raz kopiąc różne rzeczy. Wreszcie usiadła, zamknęła na chwilę oczy i znowu je otworzyła. Pierwszy raz widziałem ją w takim stanie, właściwie to niedługo się znamy. Siedzący obok niej Liam po prostu ją przytulił. Wtuliła się w jego tors, próbując opanować złość.  Po mniej więcej 15 minutach podniosła głowę i spojrzała na nas.

- Charlie... ona... jest w śpiączce - wydukała - nie wiadomo kiedy się obudzi... - zaczęła się trząść i znowu wtuliła się w Liama - nie wiadomo czy w ogóle się obudzi. - dalej nie mogła już nic powiedzieć po prostu nie dała rady.

- Spokojnie Cassie, zobaczysz wszystko będzie dobrze.

- Skąd możesz to wiedzieć? -  Liam nie wiedział co powiedzieć, po prostu ją przytulił, bez zbędnych słów. - Przepraszam was - szepnęła jeszcze - Ja po prostu tak odreagowuję, jeśli mam jakieś problemy.


*Cassie, dwa dni później

- Myślę, że powinnaś pójść do domu. No wiesz, umyć się, zjeść coś normalnego. Cały czas pijesz tylko kawę i zjadasz jakieś suche bułki. - Louis przyszedł do mnie. Jako jedyny od czasu, kiedy postanowiłam zostać przy Charlie.

- Ty sobie chyba żartujesz. Nie mogę jej zostawić samej. Lekarz powiedział, że trzeba do niej mówić.  - byłam wstrząśnięta. Jak on to sobie wyobraża?

- Ja z nią zostanę. Cassie, rzeczywiście powinnaś wrócić do domu i porządnie się wyspać, wyglądasz strasznie. - w drzwiach stał obandażowany Harry, podpierając się dwoma kulami.

- Dzięki Harry, ty też niczego sobie. - z niechęcią wstałam i posłałam ostatnie spojrzenie bladej Charlie. Louis odwiózł mnie do domu.


Charlie*

Ja ... co się dzieje ze mną? Chyba leżę na  łóżku bo jest bardzo miękko. Ciekawe gdzie jestem? W domu raczej nie... to gdzie? Słyszę jakieś głosy w owym pomieszczeniu. Znam je, ale nie wiem do kogo należą. Moja inteligencja... nie zawodna. Próbowałam otworzyć oczy, ale to cholernie trudne. Co zakleili mi je taśmą? Sprawdzę czy żyję. Na siłę, ale jednak umiem poruszać palcem. To już coś! Niestety oczy mam wciąż zamknięte i nie wiem czy kiedyś je otworzę. Nie! Ja tak nie mogę! Ja chcę normalnie żyć. Nie mogą zostawić mnie samej tu. Wolę umrzeć. Ciekawe czy kupią mi ładne kwiatki na pogrzeb? Lubię róże i lilie, ale tulipany też mogą być. Ważne by na nagrobek był ładny... co ja mówię? Ja chyba wariuję. Nie chyba tylko na pewno!!! Aaaaa... co jeżeli nigdy już nie otworzę oczu i nie zobaczę moich bliskich... Cassie, mama... Harry. Właśnie Harry... tęsknię. Boję się bardziej tego, że nie będzie chciał już mieć ze mną nic wspólnego. Chociaż na razie to nie mamy nic co by nas mogło łączyć. Tylko przyjaźń. Nie wiem czy można nazwać to przyjaźnią... znamy się zaledwie tydzień.  Poczułam na swojej chłodnej dłoni czyjąś, ale ciepłą. Trochę się przestraszyłam. Kto ma czelność mnie macać po mojej dłoni? Nie jest to dłoń Cass i mamy. Kto to może być? Usłyszałam głos osoby, którą znam dobrze.

- Wiem , że mnie słyszysz Charlie... jestem tu obok ciebie. - powiedział to... zgadnijcie. Nie! Nie czas na zagadki. To był Harry. Jego dotyk mnie uspokajał. Chciałam coś powiedzieć, ale otworzenie oczu nadal mi nie szło.

- Przepraszam za to... - westchnął. - za to, że nie potrafiłem ci pomóc . Jestem kretynem, wiem. - on chyba sobie żartuje... on jest taki odważny i interesuje się mną. - Przepraszam... - położył soją burzę loków na mojej dłoni. Poczułam kilka kropelek wody kapiących mi na bladą dłoń. Chyba płakał. Jejciu on płakał... dla mnie. To była dla mnie motywacja by otworzyć ślepia. Skupiłam się i zebrałam na odwagę.To było kilka chwil, ale jakże trudnych. Na szczęście znów zobaczyłam światło. Obraz przed moimi oczami był lekko rozmazany, ale w środku byłam szczęśliwa. Jednak żyję. Zatrzepotałam kilka razy rzęsami i ruszyłam lekko dłonią. Otworzyłam buzię i spróbowałam wydobyć z siebie jakiś dźwięk.

- Harry... - wyszeptałam.

- O fajnie, teraz już wariuję... wracaj do mnie Charlie! - mówił tuląc moją dłoń.

- Ale Harry... ja żyję. - mówiłam, ale chyba nic nie rozumiał. Wstrzymał oddech i powoli podniósł głowę do góry i spojrzał na mnie. Na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech i pocałował mnie w rękę. Wpatrywał się we mnie jak w obrazek. Był taki szczęśliwy. On jest taki uroczy. Jego ślepka błyszczały, a ja tonęłam w jego oczach. Są takie hipnotyzujące. Zamknął je. Nie! Chciałam je znów zobaczyć.

- Harry - szepnęłam - otwórz oczy.


*Cassie

Szłam szybkim krokiem zatłoczonymi ulicami popołudniowego Londynu. O tej porze jest najgorzej. Dzieci i młodzież wracają ze szkół, dorośli wracają z pracy, lub dopiero do niej idą. Na szczęście mój dom jest w bogatej dzielnicy (no jakże by inaczej?), mało uczęszczanej przez innych ludzi. Najczęściej po prostu przejeżdżają cholernie drogie samochody. Skręciłam wreszcie na upragnioną ulicę, na której mieściło się moje kochane mieszkanko. Zdziwicie się, ale naprawdę je lubię. Oczywiście jak to ja musiałam do kogoś wderzyć. Podniosłam wzrok i pomyślałam, że chciałabym leżeć na sali wraz z Charlie. Bo na pewno zaraz trafię do szpitala.

- Witaj kochanie, dawno się nie widzieliśmy, tęskniłem. - Gray uśmiechnął się szyderczo. Poczułam wielką gulę w gardle.

- Ja... Co ty tu robisz? Skąd wiesz, gdzie mieszkam? - głos mi drżał, dłonie zaczęły się pocić, nogi miałam jak z waty.

- Domyśliłem się, że mieszkasz w bogatej dzielnicy, bo nosisz drogie ciuchy, masz drogie auto i ścigacza. - wyszczerzył się obleśnie i podszedł do mnie.

- Dylan, proszę - wow jakaś nowość Cassandra Adelajda (tak, mam na drugie imię Adelajda, nie pytajcie, czemu) Miller własnie prosi o coś jakiegoś chłopaka - proszę, idź sobie, ja naprawdę nie chcę sobie robić wokół wrogów, więc najlepiej będzie, jak sobie pójdziesz. - matko... co ja mówię, to się w ogóle nie klei i jest totalnie bez sensu.

- Myślę, że najpierw musisz mi coś dać - odparł i zbliżył się jeszcze bardziej. Czułam odurzający zapach wody toaletowej i jego oddech na swojej twarzy. Pochylił się i pocałował mnie. Chciałam go uderzyć, ale w tym momencie on odsunął się ode mnie - do jutra kochanie. To jeszcze nie koniec - i odszedł. Tak po prostu.

- Nie wiedziałem, że masz chłopaka - usłyszałam za sobą znajomy głos.

- Bo nie mam - wyjaśniłam spokojnie Horanowi.

- Więc co to było? Przyjacielski buziak? - zapytał kpiąco.

- A co, zazdrościsz? - zapytałam. Miller, co ty wyprawiasz? On chciał cię kilka razy zgwałcić! Co ty do jasnej cholery robisz? Spojrzałam w idealnie niebieskie oczy Nailla i po prostu się rozpłakałam. Wow, ja płaczę i to przy kimś. Nie miałam już na nic siły. Nie chciałam gnieść wszystkiego w sobie. Czułam, że gdybym wróciła do domu to złapałabym pierwszą lepszą żyletkę. Nigdy tego nie robiłam, ale to dziwne, że wytrzymałam tyle czasu i jeszcze jestem normalna i funkcjonuję jak każda zwyczajna nastolatka. Horan podszedł do mnie i przytulił mnie.

- Co się dzieje? - zapytał. Wtedy to poczułam. Muszę komuś powiedzieć. Nie mogę tego skrywać do grobowej deski. Przecież tak się nie da żyć.

- Chodźmy do mnie - poprosiłam. Nialler grzecznie poszedł ze mną. Zaprowadziłam go do swojego pokoju i zamknęłam drzwi na klucz, chociaż i tak mało prawdopodobne, że ktoś tu wejdzie. Niall usiadł na biurowym krześle, stojącym przy biurku, a ja na łóżku. Uparłam się o zimną ścianę, nogi podciągnęłam do brody i objęłam je rękami. Chwilę wpatrywałam się w ścianę, nie wiedząc jak zacząć. W końcu niecodziennie mam się zwierać ze swoich problemów, których nie zna nawet moja BFF ledwo poznanemu chłopakowi. Podniosłam wzrok na Horana.

- Mogę ci zaufać? - zapytałam, a on pokiwał głową. - powiedz.

- Możesz.

- I obiecujesz, że nikomu nie powiesz? - pokiwał głową - powiedz - naciskałam.

- Obiecuję.

- I... że nie pójdziesz na policję - zawahał się, ale w końcu niepewnie pokiwał głową. - powiedz!

- Nie pójdę - niemal szepnął, kiwnęłam głową.

- Wiesz... to dziwne. Nawet Lotta nie wie. Nikt nic nie wie. Tata, rodzeństwo, nikt. Tylko ja. Biedna, opuszczona, zdradzona, niekochana nastolatka. Nie wyglądam na taką, prawda? - pokręcił głową. - rzeczywiście, są dni, kiedy jestem szczęśliwa, pełna energii i chętna do życia. Ale to dopiero od czasu, kiedy poznałam was. Dzięki wam moje życie diametralnie się zmieniło. Wnieśliście coś nowego do mojego życia, poczułam, że wreszcie znalazł się ktoś, kto jest uosobieniem idealnego faceta i przyjaciela. Jeden zespół, piątka chłopaków każdy inny, na swój sposób idealny. Nie pomyśl sobie, że to jakaś gadanina obłąkanej psychofanki. Chodzi mi o was - chłopaków z zadziwiającym pokładem pozytywnej energii. Nawet nie wiem jaką muzykę gracie. Nie obchodzi mnie to. To wasza osobowość sprawia, że mam ochotę wstać rano, pomalować się, uczesać, zjeść porządne śniadanie, wejść do samochodu i pojechać do szkoły. Jesteście wyjątkowi. Nie poznałam tego od razu, gdyby nie głupi przypadek, wtedy w parku, pewnie uważałabym was za zapatrzoną w siebie bandę pedałów. Chodzi o to, że staram się nie nawiązywać znajomości z płcią przeciwną. Do niedawna miałam tylko jednego przyjaciela, który niestety wyjechał na studia. Została mi tylko Charlie. Ale ona ma dużo obowiązków. Ma tylko mamę. Ale nie o niej miałam teraz mówić. Chciałabym ci powiedzieć, dlaczego tak unikam chłopaków, dlaczego tak boję się ich bliskości, dlaczego starałam się odizolować od płci przeciwnej. To dla mnie ważne, ogromny ciężar, który ciąży mi od 15 roku życia. Jeśli nie czujesz się na siłach, żeby tego wysłuchać, żeby poznać moją tajemnicę i ogólnie nie chcesz nieść razem ze mną tego ciężaru - zrozumiem. Nie nalegam. Po prostu sam zapytałeś, co się stało, a ja poczułam, że więcej nie mogę tego ukrywać. - spojrzałam z nadzieją na chłopaka. Wpatrywał się przed siebie, zamyślony.

- Ja... chcę ci pomóc. Proszę, powiedz mi, co się dzieje. - westchnęłam i zaczęłam mówić.

- Kiedy miałam 15 lat miałam tylko jedną przyjaciółkę. Nazywała się Avery. Byłyśmy ze sobą bardzo zżyte, kochałyśmy się wygłupiać, śmiać, robić z siebie idiotki. Ale Avi sprowadziła mnie poniekąd na złą drogę. Ona już w wieku 15 lat ćpała i piła. Nie podobało mi się to, ale kiedyś uległam i napiłam się razem z nią. Nie smakowało mi, ale ona się ze mnie śmiała i obie w końcu bardzo się upiłyśmy. Jednak pamiętam, co wtedy robiłyśmy. Chodziłyśmy po parku, podtrzymując się wzajemnie i śpiewałyśmy sprośne piosenki. Zauważyła nas policja. Złapali Avery, ale mnie nie. Jak tak teraz o tym myślę, to chyba wolałabym też zostać zgarnięta.Chodziłam sama, bez celu, zastanawiając się w przypływie nagłego natchnienia filozoficznego, nad sensem życia. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Byłam pijana, więc nie mogłam wrócić do domu. Aha, nie powiedziałam, że mieszkaliśmy wtedy w Holmes Chapel, z ciocią i wujkiem. Kiedyś mieszkał z nami ich syn, ale wyjechał i zamieszkał z jakąś ciotką. Mieliśmy wtedy po 10 lat, więc nawet nie pamiętam, jak wyglądał. Ale nie o nim miałam mówić. Jak wcześniej wspomniałam, mieszkaliśmy w Holmes Chapel, nie było to duże miasto. Za to było wiele nieuczęszczanych uliczek. Włóczyłam się właśnie wtedy takimi uliczkami. Pamiętam, że się potknęłam i skręciłam kostkę. Pomógł mi bardzo przystojny i miły chłopak. Miał może 19 lat, nie więcej. Zaufałam mu, bo byłam wtedy bardzo ufna. Pomógł mi dojść do jakiegoś obskurnego mieszkanka. Nie wiedziałam, gdzie jestem, ale się nie bałam. Bardzo mu ufałam. Nie wiem dlaczego. Wiem tylko, że była to jakaś kamienica. W oknach paliły się światła. W mieszkaniach na parterze było widać przytulne pokoje, kochające się rodziny. Matki, które usypiały swoje dzieci do snu, albo próbowały im wcisnąć więcej kolacji, mężów, całujących swoje żony na dobranoc, rodzeństwa, bawiące się wspólnie na dywanach, albo oglądające jakieś kreskówki. Poczułam się źle. Chciałam być wtedy taka jak one. Wcale nie chciałam być bogata, mieszkać luksusach. Po prostu chciałam, żeby mnie ktoś kochał. Pomyślałam, haha zabawne, pomyślałam, że chciałabym, aby ten chłopak, którego nawet nie znałam z imienia został moim chłopakiem, a potem stworzył ze mną taką nie bogatą rodzinę w przytulnym mieszkanku na parterze jakiejś zadbanej kamienicy. Ale to marzenie prysło z przekroczeniem progu jego mieszkania. On... on... - nie potrafiło mi to przejść przez gardło - tam było mnóstwo ludzi, znaczy w tej kamienicy, każdy mógł usłyszeć mój krzyk, ale nikt nie chciał, każdy był zajęty sobą, swoją kochaną rodziną, przyjemnościami, wszyscy byli głusi na potrzeby innych. Nikt nie chciał mi pomóc, zamknęli się w sobie, wśród tej wszechobecnej miłości i zamknęli oczy, uszy i serca na innych. Cholerni egoiści, nawet nie pomyśleli, że krzycząca osoba może tak bardzo cierpieć, każdy chciał, by to ktoś inny poszedł pomóc, w końcu zabrakło kogokolwiek, nikt mi nie pomógł - po moich policzkach popłynęły łzy złości, rozpaczy i bezsilności. - nikt nie chciał mi pomóc. Wśród tej ich miłości i słodkości on... ten cholernie przystojny chłopak... - nie potrafiłam wypowiedzieć słowa zaczęłam się trząść, a łzy zaczęły niebezpiecznie szybko opuszczać moje ciało. Poczułam, że Horan mnie przytula - Niall, on mnie zgwałcił - wyszeptałam przez zaciśnięte gardło, a potem dałam całkowity upust emocjom. Płakałam wtulona w miękką bluzę chłopaka, oczyszczając swoje ciało z całego zła i smutków, które we mnie siedziały. Chłopak gładził moje plecy i nic nie mówił, po prostu był. Byłam mu za to bardzo wdzięczna. Nie zrobił wystraszonej miny, nie zostawił mnie, ani nie zadzwonił na policję, po prostu był. Już wiem dlaczego Charlie, żeby odreagować po prostu płacze, to bardzo pomaga. Po półgodzinie takiego szlochu poczułam się zmęczona.

- Dziękuję Niall, za to że ze mną zostałeś, że nie zadzwoniłeś na policję, ani nie zostawiłeś mnie.

- Mam jeszcze z tobą zostać? - zapytał patrząc na mnie uważnie.

- Szedłeś gdzieś, nie mogę cię już zatrzymywać. - jednak nie chciałam zostać sama.

- Posłuchaj, powiedziałaś, że byłaś niekochaną i zdradzoną nastolatką. O co ci chodziło? - spuściłam głowę.

- Miałam wtedy chłopaka, nazywał się Nick. To była szczenięca miłość, ale wtedy mnie to nie obchodziło, liczył się tylko on. Byłam szaleńczo w nim zakochana. Był starszy ode mnie o 3 lata i chciał już się ze mną przespać. Nie spodobało mi się to. Byłam niepełnoletnia i nie czułam się po prostu gotowa. Więc zadowolił się inną. Kiedy spotkałam się z Avery powiedziała, że jestem żałosna i... i, że Nick jest świetny w łóżku. Chciałam się na nią rzucić, to była moja przyjaciółka i mój chłopak. Powiedziała też, że powinnam zatopić wszystkie smutki w alkoholu. Potem wiesz co się dalej wydarzyło.

- Dużo przeżyłaś - zauważył Niall - jesteś bardzo silna, ja bym chyba nie wytrzymał emocjonalnie.

- Dziękuję.

- Za co?

- Że jesteś.

- Cała przyjemność po mojej stronie. Ale nie powiedziałaś, czemu czułaś się niekochana, przecież miałaś rodziców, rodzinę. Nie wmówisz mi, że chodziło ci o to, że chłopak cię zdradził, przecież miałaś 15 lat, miałaś jeszcze dość czasu na miłość. Na pewno to wiedziałaś, skoro wiedziałaś też, że na sex masz jeszcze czas.

- Masz rację, chodziło mi o rodziców. Matka mnie nie kochała, tata też nie. Urodziła mu jeszcze bliźniaki i się wyprowadziła. Sąd przekazał nas tacie, bo mama ćpała, była uzależniona on alkoholu i papierosów i się puszczała. Tata też nie grzeszył miłością do nas. Właściwie wszystkie morale ukazał mi dziadek. Babci nie miałam. Wychowałam się na dziadkowych kolanach, że tak to ładnie ujmę. Tata nigdy nie miał dla mnie czasu, a ciocia i wujek zajmowali się bliźniakami, jak swoimi dziećmi. Dziadek pokazał mi jak żyć, żeby się nie zgubić w tłumie. Bawił się ze mną autkami, wieszał mi huśtawki, zbudował mi domek na drzewie. Chodził ze mną do wesołego miasteczka, kupował mi lody, skręcał zwierzątka z balonów i uczył matematyki. Cierpliwie tłumaczył mi, że chłopców też boli, kiedy ciągnęłam mojego kuzyna za włosy. Bardzo mnie kochał. Był zabawny, cierpliwy, grał ze mną w szachy, warcaby, uczył mnie grać w pokera i inne gry hazardowe. Pamiętam, jak ze mną i kuzynem grał na ciastka, zawsze wygrywał, a potem uczył nas, że trzeba umieć przegrywać, bo w życiu często zdarzają się różne przeciwności. Czasami dawał nam wygrywać. Wtedy mówił, że czasem los daje nam szansę i trzeba tę szansę umieć wykorzystać. Kiedy następnego dnia znów wygrywaliśmy mówił, że daliśmy sobie radę z przeciwnościami losu i wykorzystaliśmy szansę. Wtedy zabierał nas na lody i gratulował.

- Bardzo kochasz swojego dziadka - zauważył Horan.

- Tak, niestety już nie żyje. Zmarł, kiedy miałam 13 lat. Bardzo to przeżyłam. Na pewno nie pozwoliłby, żebym cokolwiek wypiła, nie zdążył mi wytłumaczyć, jak alkohol sprowadza na złą drogę. Głupie pogadanki w szkole nic nie dawały. Dziadek mi wszystko pokazywał. Pewnie zaprowadziłby mnie do jakiejś dzielnicy, pokazał jakiegoś pijaka, porozmawialibyśmy z nim, po czym dałby mi spróbować alkoholu, najlepiej jakiegoś ohydnego i raz na zawsze zraziłby mnie do alkoholu.

- Miałaś cudownego dziadka, chciałbym, mieć takiego. Ale mało opowiadasz o swoim kuzynie.

- Bo niewiele pamiętam. Głupio mi, ale nawet nie pamiętam jego imienia. Zawsze się razem bawiliśmy. Dziadek kochał nas tak samo i uczył nas tego samego. Kiedy mieliśmy po 5 lat kąpaliśmy się wspólnie, bo nie rozumieliśmy jeszcze różnic pomiędzy chłopakiem i dziewczyną, nie widzieliśmy w tym erotycznego podtekstu i nie czuliśmy wstydu. Podczas jednej z takich kąpieli dziadek wytłumaczył nam różnice pomiędzy chłopcami i dziewczynkami i powiedział, że wszyscy jesteśmy tacy sami i mimo różnicy budowy zewnętrznej powinniśmy się wzajemnie szanować. Tłumaczył nam na osobności, jak dziewczyny powinny zachowywać się w stosunku do chłopców i na odwrót. Nie był staroświecki i nie wciskał nam kitów o dzieciach przynoszonych przez bociana, lub wyciąganych z sałaty. Również nie cieszyliśmy się zbyt długo świadomością, że mikołaj przynosi nam prezenty. Był bardzo sprawiedliwy i uczył nas zdrowego spojrzenia na świat.

- Znowu zeszłaś na temat dziadka - zauważył Horan.

- Rzeczywiście, ale naprawdę niewiele pamiętam o kuzynie. Nawet nie znam imienia. Wiem tylko, że miał brązowe włoski i chyba szare oczy, albo może zielone, albo niebieskie. No nie pamiętam.

- Chcesz zostać na noc w domu?

- Co masz na myśli?

- Że mogłabyś spać u nas.  - skoro mówisz, że twój tata, no... nie zwraca zbytnio na ciebie uwagi.

- Mój tata mnie nienawidzi, a jeżeli nie macie nic przeciwko, to chętnie wpadnę.

- Chyba nie jest tak źle. - Horan uroczo zmarszczył czoło.

- Jest - ucięłam i spakowałam się do niedużej torby na ramię.




No w tym rozdziale to tyle sorry za poprzednie błędy miałyśmy kłopoty techniczne ale już wszystko OK. Jeżeli wam się podoba to komentujcie to bardzo pomaga. ~ Hermiona

1 komentarz: