czwartek, 30 lipca 2015

24


Charlie*

Nie sądziłam, że tak potoczy się dzisiejszy dzień.To wszystko jest takie trudne.Zasypiam z Harrym w jednym łóżku, nęka mnie okropny sen, rano oboje oświadczamy, że jesteśmy tylko wyłącznie przyjaciółmi, potem prawie się pocałowaliśmy, ale przecież podkreśliliśmy TYLKO PRZYJACIÓŁMI.
Od kiedy przyjaciele się całują? 
Nie ukrywam, że chciałam tego.Chciałam bardziej niż czegokolwiek innego.Pragnęłam zatopić swoje palce w jego włosach i utonąć w smaku jego ust.Czuję, że w końcu nie wytrzymam.Gdybym była bardziej odważna. Gdybym była jak Cass.
Wskoczyłabym na tego chłopaka i wpiła swoje usta w jego różowe wargi.
Nie sugeruję, że moja przyjaciółka wiesza się na chłopakach i całuje ich. Po prostu jest pewna siebie i nie boi się wyrazić swojego zdania.
Powrót do samochodu zajął nam nieco dłuższy czas. Przez głupią ciemność co jakiś czas wpadałam w rów. Harry jednak nie zwracał na to uwagi i tylko cicho chichotał. Szedł przede mną i świecił wyświetlaczem telefonu.
- Dlaczego nie zabraliśmy latarki... - narzekałam pod nosem. Harry przystanął na chwilę i posłał mi dziwne spojrzenie.
- Mogłaś zabrać. - rzekł sucho i ruszył dalej.
- Nie zapominajmy kto zaplanował ową ''wycieczkę''. - zaznaczyłam palcami w cudzysłowie ''wycieczkę''. Jak coś planuje to niech zadba o szczegóły. Owszem podobał mi się ten nagły wypad, ale jego nagła zmiana humoru już nie.
Nie skomentował mojej uwagi i ledwo słyszalnie mruknął ''ta... oczywiście''.
Gdy w końcu zobaczyłam samochód chłopaka odetchnęłam z ulgą. Miałam obawy, że zgubiliśmy się w tym lesie.
Zielonooki otworzył mi drzwi i pozwolił wsiąść do auta, w którym nie było wcale cieplej niż na zewnątrz. Świetnie.
Mieliśmy mały problem z odpaleniem silnika, ale po kilku próbach odpalił. Nie wyobrażam sobie, że musiałabym spać w samochodzie, który utknął w lesie. Na dodatek jest tak zimno. Schowałam twarz w szaliku, a dłonie ukryłam między kolanami.
- Mógłbyś włączyć ogrzewanie? - zapytałam patrząc na niego. Bez słowa wykonał moją prośbę. Czułam jak dziwna atmosfera nad nami się unosi. Była jak ciężkie powietrze, które sygnalizuje że będzie burza. - Dziękuję.
Wracaliśmy do domu, a pogoda za szybą robiła się coraz gorsza. Wielkie płaty śniegu uderzały w przednią szybę samochodu, a wycieraczki nie nadążały z oczyszczaniem jej. Nasze milczenie zagłuszało jedynie radio, które informowało całą Wielką Brytanię o śliskich drogach i o tym, że paskudna pogoda spowodowała kilkanaście wypadków. No ładnie.
- Cholera. - syknął Harry i potarł dłonią szybę. - Przez ten pieprzony śnieg nić nie widzę... i na dodatek chyba pomyliłem drogę. - moje oczy rozszerzyły się. Spojrzałam szybko na migający zegarek. Dochodziła ósma, a my nadal błądziliśmy po śnieżnej, miejskiej dżungli.

***

Miałam wrażenie, że jeździmy w kółko. Ten znak widziałam już z cztery razy! Postanowiłam w końcu zabrać głos. Mam dosyć siedzenia w ciszy.
- Czy ty w ogóle wiesz gdzie jedziesz? - mój ton był zbyt ostry. Obrzucił mnie spojrzeniem, które mówiło ''Żartujesz sobie ze mnie?''.  - Od dwudziestu minut jeździmy i wyrabiamy cholerne koło po raz czwarty. - stwierdziłam ciszej robiąc nadąsaną minę. Gdy wrócę do domu to rozpalę wielki ogień w kominku, zrobię sobie popcorn, włączę komedię i owinę kocykiem. Będę się świetnie bawić.Sama.
- Wiem gdzie jadę. Nie jestem idiotą. - wiem, że nie jesteś Harry. Po prostu sam robisz ze mnie idiotkę. Chcesz mnie całować, a teraz stawiasz fochy. Już nic nie rozumiem.
Otworzyłam schowek kliknięciem na mały przycisk. Starałam się znaleźć jakąś mapę Londynu i okolic tego miasta. Papierki po gumach Orbit, różne instrukcje obsługi, ale mapy nie znalazłam. Oczywiście.
- Nawet mapy nie mamy. - wrzucałam do schowka kawałki papieru, które mi wypadły z dłoni.
Styles znów warczał na temat tego, że mam go nie pouczać. Jasne, pan Harold jak zawsze spokojny i opanowany. - Możesz mi coś powiedzieć? - zapytałam, mocno i głośno zamykając schowek. Nie czekałam aż coś powie. - Dlaczego tak dziwnie się zachowujesz?
- Ja się dziwnie zachowuję? Ja? To ty narzekasz o wszystko! Mam tego dosyć. - przemówił nareszcie. Szkoda, że zareagował właśnie tak. Chciałam tylko prostego, a raczej  spokojnego wyjaśnienia.
- Śmiem wątpić Harry. Wcale nie narzekam na wszystko! - uraził mnie. Czy rzeczywiście narzekam tak często? Chyba nie.
- No pewnie. - bąknął odwracając wzrok. - Mogliśmy wziąć latarkę! Jest mi za zimno, ta kawa jest za gorąca, dlaczego nie mamy przeklętej mapy! - wymieniał z tonem, który wcale mi się nie podobał.
- Co do latarki i mapy mam rację! - podkreśliłam ostro. - Ty zaplanowałeś ten wypad, więc mogłeś pomyśleć też także o takich szczegółach.
Wybuchł śmiechem. Sarkastycznym śmiechem.
- Świetnie! Niech Styles wszystko planuje, a ja będę miała wszystko w dupie. - wzruszył ramionami i mocniej nacisnął przycisk gazu. Nie zwróciłam na to większej uwagi. Podrażniły mnie jego słowa i to w jaki sposób do mnie mówi. Przepraszam, krzyczy.
- Wcale tak nie myślę! - zaprotestowałam. Co się z nami cholera dzieje? Pierwszy raz wymieniamy się krzykiem. - Jeżeli tak myślisz to jesteś w błędzie. I zwolnij. Jedziesz za szybko. - dodałam.
- Widzisz?! Znów narzekasz! - wybuchł, a ja miałam ochotę się rozpłakać. Zależy mi na nim. - To mój samochód i będę sobie jechał tak szybko, jak mi się kuźwa żywnie podoba!
Otworzyłam lekko usta, które drżały. To były oznaki, że już niedługo poleje się potok łez. Co stało się z tym czułym, kochanym Harrym...

- Właśnie widzę jak jeździsz, prawie przejechałeś na czerwonym świetle - prychnął i przemilczał moją uwagę za co mu dziękuję. Mam dosyć tej sprzeczki.
- Masz mnie odwieźć do domu. Natychmiast. - rozkazałam i miałam w nosie to, że zachowuję się jak pieprzona damulka. Skoro on może być chamem to ja też.
- Nie. Poprosisz któregoś z chłopaków albo Cass. - uniosłam zdziwiona brwi. Jak może mi odmówić odwiezienia? Zawsze taki chętny, a teraz każde mi prosić kogoś innego. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, a raczej pod asfalt.
Czułam wilgoć w kącikach moich oczu. Nie. Nie teraz. Pojedyncza łza pozostawiła wilgotną smugę na moim policzku, a ja miałam nadzieję że Harry tego nie widział. Nie chcę się przy nim rozklejać kolejny raz z rzędu.

Wyjechaliśmy z miasta i przez kilka minut jechaliśmy przez pustkowie. Niestety pogoda nie ustępowała. Chciałam się odezwać. Przeprosić. Nie chcę się z nim kłócić, teraz gdy coś między nami jest. Coś jest, ale nie wiem co to. Znów otoczył nas ciemny las.
Nagle z zakrętu wyłoniły się dwa światła. Nadjeżdżający pojazd odbijał się od krawężników, co było jasne że kierowca jest pijany. Harry nie zdejmował stopy z gazu, a moje nerwy rosły. Czułam ciepłe, kropelki potu na moim czole.
- Harry, zwolnij! - potrząsnęłam jego ramieniem. Gwałtownie wcisnął hamulec powodując tym, że samochód zaczął obracać się na boki, a my razem z nim. Moje nogi dziwnie skrzyżowały się i zacisnęły w mocnym ucisku, który powodował wielki ból. Zamknęłam oczy i starałam się nie krzyczeć. Modliłam się o to żebyśmy nie uderzyli w pojazd. Pisk opon i brzydkie słowa Harry'ego przeszywały moje uszy jak igły. Niekontrolowanie otworzyłam oczy, jechaliśmy prosto na wielkie drzewo. Wszystko działo się tak szybko. Tak szybko, że nie zauważyłam, że chwilę później nasze auto zderzyło się z drzewem, które tylko lekko drgnęło. Nawet nie słyszałam trzasku zderzenia.
Nie otwierałam oczu, starałam się obudzić z złego snu. Nie potrafiłam. Powoli pomacałam lewą dłonią miejsce obok. Poczułam, że Harry nadal siedzi na swoim miejscu kierowcy. Podniosłam ciężkie powieki. Wszystko było jakby za mgłą. Nie puszczałam dłoni Hazzy, mając nadzieję, że chłopak przytuli  mnie i powie: Wszystko w porządku.
Niestety.
Te słowa nie padły z jego ust. Poczułam mocny ból głowy. Była taka ciężka. Miałam wrażenie, że ktoś wyciągnął mój mózg i zastąpił go kulą do kręgli. Podniosłam przyklejone do samochodu czoło i dotknęłam go placami. Czerwona ciecz przybiła mnie do fotela. Moje nozdrza rozszerzyły się, a powieki opadały i unosiły się. Kiwałam się na boki, a ja miałam wrażenie że moja czaszka pęka i zaraz wybuchnie.
- Harry nic ci...
Zdrętwiałam widząc nieprzytomnego Loczka. Leżał twarzą na kierownicy, a na jego dżinsach pojawiały się ślady krwi. O mój Boże. Ten widok był jak nóż w plecy. Ostrożnie otworzyłam drzwi. Wyśliznęłam się z samochodu i kulejąc podeszłam do drzwi kierowcy. Nie zważałam na mocny ból w mojej nodze. Ignorowałam także krew, która spływała po mojej twarzy. Błagałam w duchu, żeby Harry wyszedł z tego cały. Siłą, której trochę mi brakowało, otworzyłam zgniecione drzwi. Posadziłam prosto chłopaka i klepałam go dłońmi po twarzy. Z moich oczu spływały łzy. Chciałam, tak bardzo chciałam zobaczyć jego piękne, zielone tęczówki. Chciałam wierzyć, że to tylko kolejny, zły sen. Tylko zdałam sobie sprawę, że to głupie okłamywać samego siebie.
Z jego nosa ciekła krew, która brudziła jego ubrania. Zrzuciłam z szyi szalik i wytarłam jego twarz z czerwonej cieczy. Mimo mrozu, jaki panował nie wahałam się, by ściągnąć swoją kurtkę i okryć chłopaka. Odgarnęłam loki z jego czoła i pogładziłam policzek.
- Wszystko będzie dobrze. - wyszeptałam w jego pierś i pocałowałam jego zimny policzek. - Zobaczysz Harry. - gładziłam jego twarz.
Szukałam jego telefonu. Bałam się, że go nie znajdę. Mój telefon został w domu chłopaków.
Gość, który częściowo spowodował wypadek też odjechał. Dupek.
Znalazłam elektroniczne urządzenie w jego kurtce. Nagle moje palce nie wiedziały co robić. Gdzie dzwonić?
- Cass... -  mruczałam żałośnie i kilka razy szukałam jej w kontaktach. Nie potrafiłam uspokoić oddechu, a tym bardziej serca. - Nie, pogotowie...
Zadzwoniłam na pogotowie. Mój język plątał się, a do ust wpływały łzy i krew, co utrudniało mi dogadanie się z kobietą po drugiej stronie. Jej starania uspokojenia mnie, poszły na marne.
- Proszę szybko przyjechać!
Przypadkiem rozłączyłam się. Idiotka.
Szukałam w kontach kogoś znajomego.
Niall Horan. Wcisnęłam błyskawicznie, a każdy sygnał trwał wieki. Liczyła się każda sekunda.
- Harry? Gdzie wy...
- Niall, pomóżcie nam. Mieliśmy wypadek, Harry jest nieprzytomny, nie wiem gdzie jesteśmy... - przełknęłam kulę rosnącą w moim gardle i pociągnęłam nosem. - Boję się, Niall proszę, błagam. - mówiłam tak szybko jakby psy mnie goniły. Obawiałam się, że nic nie zrozumiał.
- Lottie spokojnie, gdzie jesteście?
Spokojnie?! Osoba, którą kocham leży nieprzytomna, przeszło mi przez myśl.
- Ja nie wiem... - łkałam do słuchawki. Mój płacz stawał się jeszcze bardziej obfity gdy patrzyłam na Harry'ego.
'' Przepraszamy, ale środki na twoim koncie skończyły się. Doładuj konto. ''
Usłyszałam głupi głos baby.
Cholera! Co dzisiaj jest z tymi ustrojstwami?!
Telefon upuściłam i nie podniosłam go. Byłam roztrzęsiona, bardziej wystraszona niż tego wieczoru, gdy Dylan próbował mnie zgwałcić. Wtedy Harry i Cass uratowali mnie.
Ja nie potrafię go ocalić...
Rozglądałam się dookoła. Słyszałam własny krzyk, ale nie krzyczałam.
Płakałam myśląc, że ktoś to usłyszy. Nikt nie słyszał.
Chwyciłam za włosy i ciągnęłam za nie. Nie czułam bólu gdy je wyrywałam.
Moja głowa pękała, wszystko się kręciło. Drzewa falowały, światła samochodu wiły się jak węże, a śnieg przybrał różową barwę. Przez kilka sekund stałam i tępo wpatrywałam się w moje dziwne fantazje. Musiałam bardzo mocno uderzyć głową...
Nie potrafiłam dłużej stać na nogach. Byłam jak galareta. Wystarczył jeden podmuch wiatru, a ja osunęłam się na lodowaty śnieg, zamykając powieki.


*Cassie

- Zadzwoń na policję! - darłam się. Nie kierowałam tego do nikogo konkretnego. Sama złapałam telefon i wybrałam numer.
- Policja, słucham.
- Był wypadek! - wykrzyknęłam. - Musicie zlokalizować skąd dzwoniła poszkodowana i tam jechać!
- Proszę się uspokoić. Jak daleko znajduje się pani od najbliższej komendy policji?
- Jakieś 10 minut drogi.
- Proszę przywieźć telefon na który dzwoniła poszkodowana, najszybciej jak to możliwe. Czy osoba poszkodowana kontaktowała się z kimś poza panią?
- Nie wiem... nie dzwoniła do mnie, tylko do mojego przyjaciela.
- Proszę dać go do telefonu.
Podałam Niallowi telefon, a on zabrał go, roztrzęsiony. Kiedy on rozmawiał, zgarnęłam jego komórkę i pomknęłam do samochodu w domowych trampkach, zabierając po drodze tylko bluzę.
Do środka wpadł Louis, Liam i Niall, wciąż rozmawiający przez telefon. Nie zwróciłam na nich uwagi, tylko ruszyłam z miejsca. Gnałam śliskimi ulicami, mijając kolejne budynki i starając się nie wypaść z zakrętu. Docisnęłam gaz i po chwili byliśmy na miejscu, zaparkowałam krzywo na policyjnym parkingu. Wyskoczyłam z samochodu, nie jestem pewna, czy zamknęłam drzwi.
Wpadłam do środka i podeszłam do pierwszego lepszego policjanta.
- Musicie znaleźć Charlie! - mówiłam zdenerwowana, wciskając mu w dłoń telefon. - Dzwoniła niedawno, poszukajcie skąd i jedźmy tam!
- Proszę się uspokoić. - powiedział policjant. - Zostaliśmy już poinformowani. Proszę zaczekać.
Odszedł z telefonem, a ja usiadłam roztrzęsiona na plastikowym krześle.

Obok mnie rozsiedli się chłopaki.
- Wszystko będzie w porządku - zapewnił mnie Liam. Złapał mnie za rękę i mocno ścisnął. Przysunęłam ją sobie do policzka i starałam się zachować spokój. Bałam się o Charlie, jak jeszcze nigdy. Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że mogę ją stracić, że mogę stracić Harry'ego. Mimo wszystko oboje byli dla mnie niesamowicie ważni. Odsunęłam od siebie wszystkie swoje troski i zmartwienia i zajęłam się przyjaciółmi. Nie ja teraz jestem ważna, lecz oni.
 Zerwałam się na równe nogi, kiedy tylko zobaczyłam policjanta.
- Wiemy, gdzie są, karetka jest już w drodze, policja również.
- Proszę mnie tam zabrać. - ponagliłam. Ręce mi się trzęsły.
- Nie ma mowy. Może pani zaczekać w szpitalu. - po tych słowach odszedł, oddając telefon Niallowi. Ręce mi opadły. Charlie jest gdzieś tam, w mrozie, zdana tylko na siebie, Harry leży nieprzytomny, a ja sobie grzeję tyłek na ciepłym posterunku.
- Jedziemy do szpitala. - poleciłam chłopakom i pobiegłam do samochodu.


*Cassie
<WŁĄCZ>
 Siedzę przy łóżku Charlie i płaczę. Ściskam ją za dłoń, a po moich policzkach spływają duże krople. Najważniejsza osoba w moim życiu znów leży w szpitalu. Nie ma tu Hazzy. Zabrali go, nie wiem czemu. Nie potrafię tego pojąć. Zatracam się w swoich galopujących myślach i staram się je zebrać w jedną całość, lecz bezskutecznie. Odpycham od siebie wszystko inne i skupiam się na drobnej dziewczynie, leżącej na białej pościeli. Jej stan jest stabilny. Tylko to utrzymuje mnie jeszcze przy zdrowych zmysłach.
 Wszystko dzieje się tak nagle. Stary gwałciciel, Grey, teraz ten wypadek. Charlie jest tak bardzo wplątana w moje życie, że nie mam już na nic wpływu. Martwię się tym, jak bardzo może ona ucierpieć z mojej winy.
 Dlaczego wciąż coś się dzieje? Dlaczego ona wciąż płacze? Wciąż coś jest nie w porządku. Czy to wszystko moja wina? Bo użalam się nad sobą? Gdybym poświęcała jej więcej czasu, pewnie do niczego by nie doszło.
 Zszargana psychika, teraz też fizyczne rany. To musi boleć. Ból większy niż mój, niż kogokolwiek innego. Delikatnie przysuwam jej trupio bladą dłoń do ust. Wdycham jej zapach i staram się opanować płynące łzy.
 Drzwi otwierają się cicho i wchodzi Louis. Od niedawna wciąż kręci się obok mnie, Czuję się z tym dobrze. Kiedy jest przy mnie, kiedy ze mną rozmawia, kiedy na mnie patrzy. Ale nie powinnam teraz o nim myśleć. Teraz liczy się tylko Charlie i Harry. Jest tu tylko jedno krzesło, więc chłopak delikatnie zmusza mnie bym wstała, a ja dobrowolnie się podnoszę. Siada na stołku, a mnie sadza na kolanach. Teraz jest mi wygodniej. Odsuwam dłoń Charlie i kładę ją lekko na kołdrze. Opieram się o klatkę piersiową Louisa, a on oplata mnie ramionami. Wzdycham i zamykam oczy. Potrafię myśleć tylko o Charlie. Wciąż to samo nasuwa mi się na myśl. Wciąż obraz Charlie, zmarzniętej gdzieś na odludziu i nieprzytomnego Harry'ego. Mogę to sobie tylko wyobrażać, ale te obrazy są jak żywe. Wzdrygam się i odwracam głowę w stronę Louisa.
- Co u Hazzy? - szepczę zachrypniętym głosem. Kieruje wzrok na mnie i chwilę nie odpowiada.
- Nic na razie nie wiemy. Po za tym, co powiedzieli wcześniej. Czyli po prostu jest nieprzytomny.
 Kiwam głową, jak zahipnotyzowana. Niespodziewanie, czuję, jak moja ręka się przesuwa, po czym delikatnie biorę jego dłoń w swoją. Wpatruję się w ten nietypowy widok i zaciskam lekko palce. Mam jeszcze resztki niebieskiego lakieru na kciuku. Odrywam jedną dłoń i wycieram policzek.
 Wstaję, nie puszczając ręki Louisa.
- Chcę zobaczyć Harry'ego. - mówię cicho. Kiwa głową i również się podnosi. Zerka jeszcze na Charlie, po czym obejmuje mnie wolną ręką i wyprowadza z sali. Idziemy korytarzem, a pojedyncze osoby spoglądają na nas ukradkiem. Lou zdejmuje rękę z mojego ramienia i puka do jasnych drzwi, ze sporym oknem z mlecznego szkła. Otwiera drobna pielęgniarka i skinieniem pozwala nam wejść.
 Patrzę na niego, jak leży, podłączony do kilku urządzeń i załamuję się. Czuję, jak mięśnie Louisa się napinają, gdy mnie przytrzymuje i pomaga dojść do krzesła. Sadza mnie, jak przedtem na kolanach. Gładzę ostrożnie chłopaka po zabandażowanej dłoni. Kątem oka zauważam Zayna po drugiej stronie łóżka, który przyjechał później.

Niall*

Gdy lekarz powiedział mi w jakim stanie są nasi przyjaciele, myślałem  że to sen. Starałem się wyobrazić, jak do tego doszło. Nie potrafiłem jednak pozbierać myśli, ponieważ w mojej głowie nadal słyszałem głos przestraszonej Charlie. Martwiłem się o nich. Wypiłem już dwie kawy, ale to nic nie pomagało. Gdy Cass i Lou wyszli z sali Lottie, zauważyłem że oboje są mocno dotknięci. Nic nie mówili, w ciszy podążyli przed siebie.
Wstałem i otrzepałem tyłek z kurzu, który zebrał się na moich spodniach. Podchodząc do drzwi przyjaciółki przypadkiem potraciłem niską, starszą pielęgniarkę.
- Niech pani wybaczy. - przeprosiłem grzecznie. Na szczęście kobieta była na tyle przyjazna, że odeszła z uśmiechem bez głupich komentarzy. Otworzyłem drzwi i usiadłem na krześle. Sam nie wiedziałem co mam robić.
- No siemka. - mruknąłem. Kiedyś gdy byłem w gimnazjum siedziałem przy moim bracie tak jak teraz przy Charlie. Wtedy do niego mówiłem. Miałem wrażenie, że mnie słyszy. Podrapałem się po głowie. - Jak się czujesz? Mam nadzieję, że lepiej...
Jej blade ciało przerażało mnie. Zawinięta w biały bandaż głowa Charlie, spokojnie spoczywała na poduszce. Jej dłonie były całe sine od śniegu, w którym leżała przez jakiś czas. Pogłaskałem zimną dłoń dziewczyny, dając jej trochę ciepła. Gips, który otaczał jej nogę wyglądał jakby, ważył tonę. Wtedy wyobraziłem sobie Charlotte, ciągnącą za sobą obciążoną nogę. Ona ma takie chude nóżki, że nie da rady zrobić jednego kroku. - Pomożemy ci... nie bój się. - mówiłem spokojnie.


Tak oto zakończył się rozdział 24. Zaskoczeni? Piszcie w komentarzach :* ~ Obli

środa, 1 lipca 2015

23

*Cassie

 Leżeliśmy razem w moim łóżku i oglądaliśmy "Paranormal Activity". Opierałam głowę na ramieniu Louisa i próbowałam skupić się na filmie.
- Oglądam to już trzeci raz i nadal nie rozumiem co w tym strasznego. - mruknęłam. Lou wzruszył ramionami.
- Nie wiem, ale tytuł jest fajny, no i wszyscy to oglądają. Nie ważne, cicho. - Poprawiłam się i porządniej nakryłam kołdrą. Leżeliśmy dalej w ciszy, Tommo objął mnie ramieniem. Spojrzałam na jego dłoń, potem na jego twarz. Oderwał wzrok od ekranu laptopa i odwzajemnił spojrzenie.
- Co robisz? - zapytałam. Zobaczyłam nieokreślony błysk w niebieskich oczach. Jego twarz zaczęła się przybliżać, a oczy zamykać. Odruchowo zerknęłam na jego usta i zapragnęłam poddać się temu pocałunkowi.
 Zerwałam się, nim zdążył zbliżyć się na dwa centymetry.
- Co ty wyrabiasz?! - wkurzyłam się. Zmarszczył brwi.
- Co takiego?
- Chciałeś mnie pocałować! - mój głos był nieco wyższy, niż zazwyczaj. - Odbiło ci?! Jeśli jesteś niestabilny emocjonalnie, to idź się lecz, a nie pocieszaj mną po rozstaniu! - Nie czekałam, tylko wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami. Właśnie zepsułam coś, na co czekałam od długiego czasu. Nie bardzo wiedziałam, gdzie się podziać, więc poszłam do pokoju Harry'ego i położyłam się na jego kanapie. Patrzyłam w sufit i słuchałam chrapania chłopaka.


*Charlie

Przed snem rozmawiałam sam na sam z Cassie.Obie wypłakałyśmy się w ramię, obiecałyśmy że nikomu o tym nie powiemy.Nasi przyjaciele, rodziny też o tym się nie dowiedzą.Będziemy starały się żyć tak jakby ten wieczór nie miał miejsca.Nic się nie stało.Musimy puścić to w niepamięć.
Harry i moja przyjaciółka nie pozwolili mi jechać do domu.Siłą wciągnęli mnie do pokoju gościnnego.Teraz jestem im za to wdzięczna, bo prawdopodobnie zżerałby mnie strach w tym wielkim domu.
Gdy tak leżałam w pokoju i patrzyłam w okno dachowe, zaschło mi w gardle.
Powędrowałam cichaczem do kuchni i nalałam sobie wody do szklanki.Dom chłopaków nocą jest o wiele przyjemniejszy niż mój.To chyba dzięki tym wszystkim światłom w schodach i ścianach.
Usidłam przy wyspie.
- Nie śpisz jeszcze? - usłyszałam zachrypnięty, dobrze mi znany głos.Harry usiadł obok mnie.Miał na sobie tylko czarne bokserki.Nagle w kuchni zrobiło się gorąco.
- Nie mogę zasnąć. - wzięłam łyk.Przez chwilę milczeliśmy.Było to kilka minut, ale czułam się jakby mijały godziny.Nienawidzę niezręcznej ciszy.Mam wtedy wrażenie, że osoba obok słyszy moje myśli.
- Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć? - zapytał, ale słyszałam w jego głosie coś co sprawiało że brzmiało to jak oznajmienie.Uniosłam kącik ust i kiwnęłam głową. - Zawsze będę przy tobie. - dodał ciszej wpatrując się w kamienny blat wsypy.Oparłam swobodnie głowę na jego nagim, umięśnionym ramieniu.Ta chwila była taka piękna.Mogłaby trwać wiecznie.
- Wiem. - szepnęłam zamykając powieki.Już dawno zrozumiałam, że Harry mi się podoba, ale gdy powiedział że szaleje za mną, to było nie do opisania.

Harry*

Nie wiem co ta dziewczyna ze mną zrobiła.Szybko wtargnęła do mojego życia i zdaje się, że już go nie opuści.Zawsze myślałem, że dziewczyny lecą na moją kasę, sławę. Bo tak było.
Charlotte jest inna. Potrafi znaleźć we mnie prawdziwego człowieka. Sprawia, że uśmiech na mojej twarzy rośnie, a serce przyspiesza szybciej bić.Tętno jakie przy niej odczuwam można zauważyć gołym okiem.
Chcę być najbliżej jej jak to możliwe.Chcę być jedynym, który ją dotknie, pocałuje, przytuli.
Co bym bez niej zrobił?
Nic.
Nie umiem tylko przyznać przed samym sobą, że ją... kocham. Kocham? Sam nie wiem.Chyba, chyba tak.
Po rozstaniu z moją byłą, dawną dziewczyną, nie zakochałem się już. Modest swatał mnie ze znanymi modelkami, ale nie czułem się z tym dobrze. Udawany związek, nie można nazwać miłością. Naprawdę, myślałem że nigdy już się nie zakocham.Czasami przed snem zadaję sobie pytanie: Co by było gdybym jej nie poznał?
Prawdopodobnie, nie dowiedziałbym się że Cassie to moja kuzynka, nie zdobyłbym Charlie.Nie mógłbym nigdy dokuczać Miller, nie mógłbym ochronić ich przed Grey'em.
To niesamowite jak te dziewczyny zmieniły nasze życie.
Pocałowałem Charlie w głowę.
- Idziemy spać? - szepnąłem, na co kiwnęła leniwie.
Odprowadziłem dziewczynę do pokoju gościnnego.Tak bardzo chciałem położyć się z nią w jednym łóżku.
- Dobranoc. - dałem jej całusa w zarumieniony policzek.Uwielbiam gdy to robi.Czerwieni się.
Gdy już miałem odejść, złapała mnie za rękę.W moich oczach zabłysła nadzieja.
- Śpij ze mną. - niemalże rozkazała z nutką błagania.Lekko zawstydzona swoją prośbą, po raz kolejny spuściła wzrok.
Trzy słowa.
Trzy pieprzone słowa, które rozwaliły mnie całego.
Oblizałem usta przyglądając się jej pełnym wargom.Może i jestem zboczony, ale nic z tym nie mogę zrobić.To jest silniejsze ode mnie.Wyrzuciłem z głowy nieprzyzwoite myśli.
- Oczywiście.Zaraz wracam, piękna.
Zabrałem ze swojej sypialni telefon i przełożyłem Cass na moje łóżko.Nie miałem pojęcia skąd tu się wzięła, ale nie o tym chciałem myśleć.
Wróciłem do Charlie i położyliśmy się.Było trochę niezręcznie.Nigdy tak blisko, świadomie nie byliśmy.Przypomniała mi się sytuacja gdy przebierałem Lottie. Cieszę się, że nie pytała o to dlaczego była przebrana.
- Jeszcze nigdy tak nie spałam. - wyznała.Byłem dumny, że ja jestem pierwszy. - Jest tak miło. - dodała, powoli opuszczając powieki.
''Miło'' to mało powiedziane.Jest wspaniale.O wiele lepiej niż gdy tylko się o tym myśli.


*Cass

Obudziłam się w łóżku Harry'ego. Niecodzienna sprawa, nie ma co. Wyjrzałam przez drzwi i ogarnęłam spojrzeniem korytarz. Wyszłam do kuchni i zjadłam szybkie śniadanie. Kiedy wróciłam do swojego pokoju znalazłam Louisa, śpiącego w moim łóżku. Zmarszczyłam czoło. Ściągnęłam z niego kołdrę i kazałam wyjść. Nie był chyba zainteresowany propozycją, bo odwrócił się na drugi bok, podciągnął nogi i dalej cicho chrapał. Mruknęłam pod nosem parę przekleństw i zabrałam ubrania, żeby przebrać się w łazience.
Kiedy skończyłam Louis nadal spał w moim łóżku. Zabrałam poduszkę z fotela i rzuciłam w niego. Uderzyła go w twarz, znów coś mruknął, chwycił poduszkę i przytulił się do niej. Prychnęłam i wyszłam do kuchni. Przysiadłam się do Liama i podjadałam jego owsiankę z truskawkami.
- Louis śpi w moim łóżku - westchnęłam. Zakrztusił się. Poklepałam go po plecach. Wypluł kawałek truskawki na dłoń i wyrzucił ją do kosza. 
- CO robi? 
- Śpi w moim łóżku. Weź go. - oblizałam palce z owsianki. Chłopak westchnął, wstał i poszedł do mojego pokoju, a ja za nim. Złapał Louisa za nogi i kazał mi zrobić to samo z jego rękami. We dwójkę zanieśliśmy Tomlinsona do piwnicy, ułożyliśmy na starej kanapie i zamknęliśmy drzwi na klucz. 
- Nie ma sprawy - powiedział Liaś obojętnie, otrzepując teatralnie dłonie. Uśmiechnęłam się i podziękowałam. 

Charlie*


Rankiem...

Dosyć późno rano znalazłam się w kuchni.Gdy spojrzałam na zegar mało co nie wyplułam własnego języka.Dawno powinnam być w szkole! 
Wszyscy uśmiechnięci od ucha do ucha, oprócz Louisa, siedzieli i konsumowali przyrządzone przez Nialla śniadanie, a mianowicie tosty z serem i zieloną sałatkę z białym serem w kulkach.Siadłam na wolnym miejscu obok naszego kucharza Horana.
- Cześć. - rzuciłam krótko i położyłam głowę na stole.Zimny blat sprawił, że ciarki przeszły po moim ciele.
- Ktoś tu się nie wyspał. - zachichotał charakterystycznie blondas.Mogłabym leżeć w łóżku cały dzień, o ile byłoby wygodne i cieplusie.
- Kto wie co tam się działo w nocy... - skomentował Zayn, na co od razu się obudziłam.Spojrzałam na niego i wyczekiwałam wyjaśnień. - No ty i Harry...
Mój wzrok powędrował na Loczka, który właśnie próbował ukryć rumieńce, a jednocześnie zabić wzrokiem Mulata.
Odważyłam się wypowiedzieć na ten temat.Mam dosyć tego.
- Ja i Harry jesteśmy tylko przyjaciółmi, a to że spaliśmy w jednym łóżku to nic nie zmienia.Nie robiliśmy niczego innego oprócz spania...uwierz Zayn.... - powiedziałam spokojnie.
Napiłam się wody by ostudzić emocje.
Wymieniłam spojrzenie z Harrym.Oboje byliśmy trochę zmieszani tą sytuacją. 
''Ja i Harry jesteśmy tylko przyjaciółmi''
Tylko przyjaciółmi?
 Powiedziałam to, ale wcale tego nie czułam.Nie czuję tego samego gdy rozmawiam z Niallem, Bradem czy każdym innym chłopakiem.To na pewno nie jest to samo.
- Charlie ma rację...jesteśmy tylko przyjaciółmi... - odparł chłodno Harry.Okey, wiem że teraz mogę histeryzować, ale czy on naprawdę ma mnie TYLKO za przyjaciółkę? To jak wypowiedział te słowa swoimi malinowymi, pełnymi wargami.Wypruł te słowa z emocji.
Znienawidziłam tego.
Tego... tylko przyjaciółmi...
Uh! Te dwa słowa dręczyły mnie cały ranek.Myślałam o tym pomagając Niall'owi, biorąc prysznic, patrząc za okno jak śnieg zakrywa Londyn....
Te słowa były dla mnie echem.Jak w głowie tak i w sercu.Nie potrafiłam się ich pozbyć, a to że przebywałam z Harrym pod jednym dachem, nie pomagało.

Zadzwoniłam do matki by trochę porozmawiać.Dawno tego nie robiłyśmy.Kiedy w końcu odebrała, była zdziwiona.

- Charlie? To ty córciu?
A masz inną córkę, która także nosi imię Charlotte?
Sama nie wiedziałam od czego zacząć.Z jednej strony chciałam jej o wszystkim powiedzieć, a z drugiej wolałam siedzieć cicho.
- Um, tak mamo. - mruknęłam i zaczęłam bawić się końcówkami włosów.
Kobieta cieszyła się, że mnie słyszy i przez kilkadziesiąt sekund nie zamykała ust.Opowiadała mi o wspaniałej pracy, wspaniałym, drogim hotelu w którym mieszka, o wspaniałym Robercie, który jest wspaniałym człowiekiem.
Wspaniale, wręcz.
Żyjemy w takich czasach, że zanim ktoś powie Jak się masz?, pyta cię o szkołę, pracę albo dom.Tak właśnie było z moją matką.
- Jak ci się żyje Charlie? - Już miałam odpowiedzieć gdy nagle.  - Mam nadzieję, że nie zaniedbujesz lekcji ani domu.Pamiętaj! Zawsze zaklucz drzwi przed wyjściem.
Cicho przedrzeźniałam ją.
Ugh!
- Bardzo dobrze sobie radzę mamo. - rzekłam sarkastycznie. Przewróciłam oczami całkiem poirytowana tą rozmową.
Za następny temat do rozmowy, wzięła sobie święta Bożego Narodzenia. Przepraszała z żalem w głosie i mówiła, że zawsze mogę pojechać do dziadków pociągiem.Co to to nie.Kocham tych staruszków, ale nie chcę całe święta spędzić na kolanach babci i słuchać tej samej historyjki pod tytułem ''Jak poznałam twojego dziadka.''
Wykułam już ją na pamięć.
Potem mama gadała o prezentach. Fajnie, dostałam na własność jej ukochane, białe auto.
Nie mówię, że się nie cieszę. Jestem mega szczęśliwa bo jeden problem mam z głowy. Transport na przyszłość już załatwiony.
- Dziękuję. - odparłam krótko. Starałam się być jak najmilsza. - Teraz chciałabym coś ci powiedzieć...
- Słucham.
No w końcu! 
Musiałam się streszczać bo symbol bateria migał na czerwono co oznaczało, że za moment padnie bateria.
- A więc...
Ekran rozświetlił się, a na wyświetlaczu pojawiła się chmurka ''Masz nową wiadomość''.Szybko zapomniałam o matce, która powtarzała moje imię.
Błyskawicznie otworzyłam smsa. Serce zabiło mi szybciej gdy zobaczyłam, że to od Harr'ego.
''Masz ochotę na małą wycieczkę? xx'' Głosiła wiadomość.
- Charlie? Jesteś tam?
Mruknęłam zwykłe ''yhym, chwilka''  i zajęłam się odpisywaniem Loczkowi.
'' Jasne. Zaraz bateria mi padnie, więc pogadamy na dole''.
Szybko wcisnęłam wyślij.
- Mamo, zadzwonię wieczorem.
- Ale...
W ostatnim momencie usłyszałam dźwięk wyłączającego się telefonu.
Podłączyłam telefon do kabla i położyłam urządzenie na podłodze.
Drzwi pokoju Cass otworzyły się.
- Gotowa? - zapytał Hazz.
Gotowa? Wysłałam mu smsa dwie minuty temu.
- Chciałbyś. - mrugnęłam do niego.Usiadłam na łóżku po turecku i poklepałam miejsce obok. - Siadaj.
Chłopak grzecznie wykonał moje polecenie.Oparłam łokcie o kolana i spojrzałam na niego pytająco.Zżerała mnie ciekawość gdzie chce mnie zabrać.Dosyć często zabiera mnie w różne miejsca, a tak naprawdę byliśmy tylko na jednej randce.Był to jeden z najlepszych wieczorów mojego życia. Może nawet...
naj-najlepszy?
- Co masz w planach?
- Zawsze musisz wszystko wiedzieć, tak? - uśmiechnął się promiennie, a ja przytaknęłam. - Zobaczysz jak dojedziemy.
Zrobiłam ponurą minę na co wybuchnął śmiechem. Dołączyłam do niego.

***

Kilkanaście minut później, byłam już gotowa.Naciągnęłam na dłonie białe, futerkowe rękawiczki.Na zewnątrz śnieg pada bez przerwy.Harry również szybko uwinął się z ubieraniem.Jego loczki zostały ukryte pod bawełnianą, szarą czapką, a umięśnione ciało ukrył pod zieloną, zimową kurtką.
- Gotowa? - zapytał ponownie.
- To raczej ja powinnam zapytać czy ty jesteś gotowy. - odparłam z nikłym uśmiechem.Harry jak dżentelmen otworzył mi drzwi domu, a potem drzwi samochodu.Patrzyłam jak okrąża samochód i zaraz znalazł się obok mnie.Samochód wypełniało ciepło i mimo tego, że przez większość czasu milczeliśmy, było przyjemnie.Opierałam głowę o zamarzniętą szybę.Chciałam zadać mu to jedno, bardzo znaczące dla mnie pytanie.Miałam na myśli to o nas.Niestety byłam zbyt nieśmiała i bałam się odpowiedzi.Postanowiłam przestać o tym myśleć.Skupiłam się wyłącznie na miło spędzonym czasie.
- O czym tak myślisz? - zapytał Harry.Wzruszyłam ramionami.
- Cały czas jestem ciekawa gdzie mnie zabierasz. - skłamałam. Wiem, że to mój bliski przyjaciel, ale nie mogę mu tego teraz powiedzieć.Nie kiedy prowadzi samochód.
Harry zacisnął palce na kierownicy i chrząknął.Otworzył usta i kilka sekund później powiedział.
- Wiesz... tak naprawdę nie wiem gdzie jedziemy.
Co? Zaprasza mnie na wycieczkę, ale nie wie dokąd jedziemy? Zdziwienie nie zniknęło z mojej twarzy. Nie pytałam. Czekałam tylko na wyjaśnienia.
- Chciałem spędzić z tobą czas sam na sam. - to jak układał przy tym wargi w głowie się nie mieściło.
Moje serce urosło o dwa rozmiary słysząc jego wyznanie.
Szok na mojej twarzy zmienił się w zawstydzony uśmiech.W głębi duszy skakałam na palcach.
- Okey.
Nic więcej nie potrafiłam powiedzieć. To zbyt piękne, że taki facet, jak Harry chce spędzać czas ze mną, a nie jakąś inną panną. Jest tyle dziewczyn w naszej szkole. Są śliczne, gustowne i wiedzą jak gadać z chłopakami. W przeciwieństwie do mnie.
Po trzydziestu minutach Harry skręcił w jakąś pustą drogę, która prowadziła przez mroczny las. Gdybym go dobrze nie znała pomyślałabym, że chce mnie wykorzystać. Lasem jechaliśmy przez dziesięć minut.
Wyjechaliśmy z lasu i znaleźliśmy się na łące. Oczywiście białej  łące. Na środku rosła wielka wierzba, również okryta białym puchem. Naciągnęłam czapkę na głowę i wysiadłam z samochodu. Chłód otoczył moją twarz dlatego schowałam nos w szaliku.
- Zimno ci? - spytał z troską chłopak. Kiwałam przecząco głową.
Nie chciałam niszczyć tego wypadu. Może być tak miło...


*Cassie

  Zaczęła się przerwa świąteczna. Cały czas zamartwiam się, gdzie spędzę ten czas. Wszyscy domownicy wyjeżdżają do rodzin, możliwe, że Charlie zostaje sama, więc to jest jedyna ewentualność, ale jeżeli wróci jej matka, to nie mam zamiaru zwalać im się na głowę. Pomyślałam o tacie. Możliwe, że pozwoli mi przenocować. Nie chcę, by chłopaki wiedzieli, że będę sama. Pewnie będą próbować mnie namówić, żebym z nimi jechała. Robili to już kilkakrotnie. Włóczyłam się po parku, tym razem ubrana porządnie w ciepły płaszcz i wysokie buty. Po tym wszystkim wciąż trudno mi się pozbierać. Dostałam śnieżką w plecy. Odwróciłam się. Ktoś porwał mnie w ramiona i zakręcił wokół siebie. 
- Cześć, piękna! 
- Zac! Zawsze tak witasz się ze znajomymi? - roześmiałam się. Tego mi właśnie brakowało. Trochę odskoczni od codzienności. 
- Tylko z tymi wyjątkowymi. - uśmiechnął się i wrzucił mnie do zaspy, po czym sam położył się obok. Starłam śnieg z twarzy i rzuciłam na niego. 
 Długo razem wygłupialiśmy się w śniegu. Kiedy zmęczeni i mokrzy usiedliśmy na ławce, on stwierdził, że jest głodny. Zaprosił mnie do małej knajpki niedaleko. Wpakowaliśmy się do środka i usiedliśmy w pobliżu kominka, ściągając najmokrzejsze części odzieży. Wystrój knajpy był w bardzo miłym, ciepłym stylu. Meble były z grubo ciosanego drzewa, na ścianach tapeta, przedstawiająca pola ze zbożem o wschodzie słońca. Żyrandol był z ogromnego, drewnianego koła od wozu, a kelnerki ubrane w spódniczki do kolan, grube, wełniane skarpety i ciemne kamizelki, narzucone na białe koszule z ozdobnym kołnierzykiem. 
- Nigdy tu nie byłam. - zauważyłam. 
- To nowy lokal. - wyjaśnił Zac. - Z polską kuchnią. Podobno jakiś polak ją otworzył. 
 Na słowo "polską" wyprostowałam się gwałtownie. Polskie jedzenie? Chyba nie wyjdę stąd aż do zamknięcia. Podeszła kelnerka i podała nam menu, zapisane na pożółkłych kartach. Nazwy dań były zapisane po angielsku, a ich polskie znaczenia w nawiasach, mniejszymi literami. Śmialiśmy się z Zakiem, próbując przeczytać bezbłędnie trudne słowa. 
- Poddaję się - westchnął chłopak, opadając na oparcie, kiedy po raz kolejny nie udało mu się wypowiedzieć słowa "karkówka". Zamówiliśmy ciepły żurek w chlebie, a na drugie danie placki ze skwarkami. Do picia wzięliśmy zwykły kompot jabłkowo-wiśniowy.


Harry*

- Wcale tak nie było! - oburzyła się, ale jej kącik ust unosił się.W ramach kary lekko uderzyła mnie w ramię.
- Czy ty mnie właśnie uderzyłaś? - zapytałem unosząc brwi.Przystanąłem.
- A co? Ślepy jesteś? - zarechotała i trafiła śnieżką w moją twarz.Ścisnąłem mięśnie twarzy.Mimo mrozu jaki ogarnął moją buźkę, roześmiałem się i poszedłem w ślady Charlie.Uformowałem kulkę śnieżną.Zanim zdążyłem rzucić w dziewczynę, ona już uciekała między drzewami.Nie stałem jak idiota, pobiegłem za nią.
Śnieg z gałęzi złośliwie zsypywał się na moją głowę, a Lottie cudem unikała takich rzeczy.
Brunetka za każdym razem gdy odwracała się, poszerzała swój uśmiech.Pewnie.Wszyscy śmiejmy się z biednego Hazzy, który został napadnięty przez głupi śnieg.
- I tak cię złapię! - rozpinam kurtkę w celu uzyskania więcej wygody.Wypycham ręce do przodu i taranuję wszystkie zamrożone krzaki.Trochę to jak gra w rugby.Tylko moją wygraną jest złapanie dziewczyny.
- Nie masz szans! - Lottie odkrzykuje i biegnie dalej.To już trzeci raz gdy się z nią ścigam.Za każdym razem przegrywałem.
Przeskakuję przez ścięte, grube drzewo i zwinnie omijam kolejne przeszkody.Mimo tego, że bieganie w śniegu nie jest łatwe to i tak świetnie się bawię.Gdyby wszystko było proste to świat byłby nudny.
Przyspieszam.Tak, niewiele dzieli mnie do złapania Charlie.Słyszę szybki oddech dziewczyny mieszający się z chichotem.Piękny dźwięk.W końcu łapię ją za ramię.Trochę mocno nią targnę przez co wpada na mnie i oboje upadamy na zimny puch, który amortyzuje nasz upadek.Moja przyjaciółka leży na mnie, a nasze twarze dzielą centymetry.Czuję jej ciepło i perfumy, które mógłbym wąchać bez chwili wytchnienia.Wyglądała przepięknie spoglądając z pod długich rzęs prosto w moje oczy.Przypomina mi małą, niewinną ciemnowłosą śnieżkę.Prawdziwa księżniczka.Moja księżniczka.Nie rozumiem jak można być tak nieskazitelnym.Każdy kto uważa, że jest nudna, po prostu jej nie zna albo jest kretynem.
- Złapałem cię. - oznajmiłem dumnie.Milczała i tylko mięciutką jak piórko rękawiczką, starła śnieg z mojego czoła.Nie wiedząc co dalej powiedzieć, leżeliśmy bez ruchu, patrząc sobie w oczy.Mógłbym tak do końca świata.Nie obchodziło mnie, że moja kurtka za moment zacznie robić się wilgotna, a potem mokra.To co czuję będąc z Charlie rozpala wszystkie moje smutki.
Nagle zdziwiłem się, że jej twarz zbliża się do mojej.Zamknęła oczy i leciutko rozszerzyła usta.Złapałem dłońmi za jej zarumienione policzki i już nie mogłem doczekać się tego co miało się zdarzyć.Tak długo na to czekałem.
- Chcę... - wyszeptała.
Ja też chcę.Pragnę poznać ten smak.Wiem, że jej usta idealnie będą pasować do moich.
W tym najmniej potrzebnym momencie, usłyszałem dźwięk mojego telefonu.Do diaska! Teraz?! Charlie szybko zsunęła się ze mnie, wstała i otrzepała z śniegu.
Oddaliłem się trochę i warknąłem do telefonu.Byłem mocno poirytowany.
- Czego, do cholery! - kopnąłem w zaspę.
- Harry? Synu, tu twoja mama. - zrzedła mi mina słysząc zdziwiony głos matki.Od razu zacząłem ją przepraszać i tłumaczyć się, że dzisiaj nie jestem w humorze.Też sobie wybrała moment. - Chciałam tylko zapytać czy zdecydowaliście się przyjechać do nas na święta.Wiesz, to już za tydzień kochanie. - przypominała.
- Wiem, mamo.Dam ci znać jeszcze w tym tygodniu. - uśmiechnąłem się i zerknąłem na Charlie.Była trochę zakłopotana.
''A i dziękuję ci mamo, że przeszkodziłaś mi w bardzo ważnej sprawie, która miała dla mnie ogromne znaczenie'' 
Pożegnałem się z moją rodzicielką i wróciłem do dziewczyny. Również dziwnie się poczułem.To już drugi raz kiedy ma to się wydarzyć, ale coś nam przeszkadza.Nie rozumiem...
Następnym razem będę miał wszystko w dupie.Choćby wielki meteor wpierdzielił w mój dom, nie zwrócę na to uwagi.
- Um, to idziemy dalej? - wymamrotałem, pocierając kark.
- Tak, idziemy.

***

Dotarliśmy do zamarzniętego jeziora.Nie było one zbyt duże, ale wystarczające na to żeby jeździć na łyżwach.Czego oczywiście nienawidzę.Podniosłem, zasypany kamień i cisnąłem nim o lód.Ani jednego pęknięcia.Nastąpiłem na śliską powierzchnię.Jazda na butach jest o wiele łatwiejsza i nie wyglądam przy tym jak idiota machając rękami.Pomachałem do zadowolonej dziewczyny i uśmiechem zachęciłem ją by do mnie dołączyła.Wyciągnąłem do niej dłoń.
- Chodź do mnie. - nakazałem.
Przytuliłem ją mocno, a potem odwróciłem.Wydała cichy okrzyk gdy objąłem ją w pasie i zacząłem kręcić w koło.Cudem nie zaliczyłem kolejnej gleby.Chociaż...gdyby mój upadek miał skończyć się tak jak tamten, to dla niej mogę być cały siny.
- Harry! Ty głupku! 
Krzyczała, śmiejąc się jednocześnie.
Odstawiłem ją i zrobiłem minę zbitego psa.



*Cassie

- Zac, jesteś kochany - wymamrotałam, kiedy siedzieliśmy obok siebie, popijając kompot. 
- No tak, masz rację. - pogłaskał mnie po włosach. Nie poświęciłam temu większej uwagi. Ludzie wchodzili i wychodzili, nikt nie zwracał na nas większej uwagi. Ot, dwoje ludzi siedzących w restauracji. Wpatrywałam się w pomarańczowe płomienie, tańczące na zwęglonych kawałkach drewna. 
- Zbieramy się? - zapytał Zac. Westchnęłam i kiwnęłam głową. Chciał zapłacić, ale uparłam się, że dopłacę i ostatecznie dołożyłam mu ćwierć ceny, co dla mnie i tak było za mało. Zwłaszcza, że ja zjadłam więcej. 



Hej, hej koniec rozdziału 23. Podoba się? Jak wrażenia? Czyta to ktoś? Podzielcie się wrażeniami ;* ~ Obli